Dziś w końcu nadszedł czas na recenzję nowej deserowej tabliczki Lindt Excellence z dodatkiem wiśni i migdałów. Wspominałam o niej opisując drugą letnią "nowość" z Lindta dostępną już od jakiegoś czasu w polskich sklepach - mowa o Lime Intense. Połączenie owoców z migdałami występowało w serii Excellence dotychczas tylko w popularnej Blueberry Intense. Moim zdaniem, jest to bardzo udany duet, więc ucieszyłam się widząc, że Lindt uciekł się do tego rozwiązania także w przypadku Cherry Intense. Szkoda tylko, że skład "preparatu wiśniowego" pozostawia sporo do życzenia - naprawdę chciałabym zobaczyć tutaj najzwyklejsze w świecie suszone bądź liofilizowane owoce. Albo chociażby kandyzowane!
Nim przejdę do wrażeń smakowych związanych z Cherry Intense, warto zatrzymać się dłużej przy naszej górskiej wyprawie z 6 czerwca, podczas której posililiśmy się tą tabliczką. Po szóstej rano podjechaliśmy na parking w Zawoi Podryzowane, skąd żółtym szlakiem podeszliśmy na Mosorny Groń. Cichy i spokojny szlak, na którym nie spotkaliśmy żywej duszy prócz zająca, sarny i jelenia. Na Mosornym Groniu słońce już mocno grzało pomimo wczesnej pory. Stamtąd grzbietem udaliśmy się na Cyl Hali Śmietanowej, a dalej już Głównym Szlakiem Beskidzkim na Policę (czyli najwyższy szczyt Pasma Policy). Stamtąd rozciągał się piękny widok na Tatry i Babią Górę. Dalej kontynuowaliśmy wędrówkę do Złotej Grapy i Kucałowej Przełęczy, mijając schronisko PTTK na Hali Krupowej. Wtedy jednak nie zatrzymywaliśmy się tam, lecz ruszyliśmy w stronę Okrąglicy. Generalnie, to nazwa tego schroniska jest błędna. Zarastająca Hala Krupowa znajduje się dopiero za Okrąglicą i to właśnie na niej przysiedliśmy w cieniu drzewa i skonsumowaliśmy Cherry Intense.
Skwar sięgał już zenitu, nad nami roztaczało się bezchmurne błękitne niebo, a dookoła nas... Hala Krupowa zafundowała nam zapierające dech w piersiach widoki. Nie spodziewałam się, że zobaczę stamtąd aż tak spektakularną i rozległą panoramę. Tatry, Gorce, Orawa... no czego tam nie było! A najlepsze jest to, że wszystko to jeszcze nieodkryte przed nami! To jeden z najpiękniejszych rozległych krajobrazów jakie widziałam dotąd w Beskidach. Zachwytom nie było końca. Polecam wszystkim to urokliwe miejsce! Koniecznie w pogodę z wybitną widocznością...
A gdzie poszliśmy dalej? O tym dowiecie się już wkrótce...
Znaleźliśmy więc jakieś skromne drzewko przy czerwonym szlaku wzdłuż Hali Krupowej. Z dna plecaka wyjęłam lindtowski kartonik wiedząc, że był tam dobrze ochroniony przed upałem. Wystarczyło jednak, że rozdarłam sreberko i wyciągnęłam tabliczkę w stronę słońca, aby zaczęła się ona roztapiać. Nie było na co czekać, trzeba było wcinać!
Dobrze znana mi deserówka Lindta nie mogła zawieść - to smaczny klasyk, sprawdzony w swej nieprzekombinowanej prostocie. Jej kakaowo-maślany zapach przeplatał się z rześkimi wiśniowymi nutami, które na szczęście nie budziły skojarzeń z tanimi galaretkami. Czuć tu było również bardzo delikatną migdałową sugestię.
Po podzieleniu tabliczki na kostki zauważyliśmy liczne i dość duże wiśniowe cząstki, wyglądające na całkiem soczyste. Oprócz tego, czekoladę przecinały cienkie migdałowe płatki (czy raczej słupki). Oba dodatki były jednak na tyle subtelne, że tabliczka nadal pozostawała lekką i nieprzeciążoną dużą ilością "wkładu".
Deserówka Lindta jak to deserówka Lindta - nic nowego tutaj nie poczułam, no i bardzo dobrze - nie oczekiwałam żadnych zmian od tego produktu. Preparat wiśniowy jak na swój ciulowy skład smakował całkiem przyzwoicie. To rzeczywiście był smak wiśni, a nie aromatyzowanego koncentratu, całe szczęście. W połączeniu z deserową czekoladą ich słodka soczystość, aromat i kwaskowatość wypadały naprawdę dobrze (pomińmy kwas cytrynowy w składzie, pomińmy...). To było wręcz rześkie - zapewne głównie dzięki udanej konsystencji tych owocowych cząstek. Nie były twarde, nie były gumowate, nie były też galaretkowate - jakiś kompromis pomiędzy wszystkimi opcjami. Były w sam raz, o. Chociaż nie, w sam raz to by były kawałki prawdziwych wiśni...
Cienko siekane migdały są bardzo drobne i delikatne. Wrażenia smakowe z nich płynące to tylko maleńki dodatek do całości. Jest to jednak dodatek bardzo przyjemny, szczególnie dla mnie - miłośniczki wszelkich orzechów. Stanowią miłe urozmaicenie całości.
Podsumowując - Cherry Intense wraz z Lime Intense to całkiem przyjemne propozycje Lindta na cieplejszy czas. Lime Intense ujęła mnie swoją naturalnością - w wersji wiśniowej jej zabrakło, choć punktację podbija dodatek migdałów. Będąc po wypróbowaniu nowych Excellence wypuszczonych na polski rynek stwierdzam, że nie mamy specjalnie czego żałować, iż nie pojawiły się u nas niemieckie wersje z physalis i granatem. Tylko wersja z acai jest godniejsza polecenia. Poza tym, Cherry i Lime Intense w porównaniu do nich są godniejsze uwagi.
Skład: cukier, miazga kakaowa, preparat wiśniowy 7% (cukier, wiśnie 34%, jabłko, błonnik ananasowy, kwas cytrynowy, alginian sodu, bez czarny, aronia, fosforany wapnia, aromaty), migdały 7%, tłuszcz kakaowy, tłuszcz mleczny, lecytyna sojowa, aromaty.
Masa kakaowa min. 48%.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 527 kcal.
BTW: 6,7/32/49