niedziela, 31 stycznia 2021

Zotter PinienkernMarzipan + Orange mleczna 50% nadziewana marcepanem z orzechami piniowymi i ganaszem pomarańczowym

 Gdy zamawiałam PinienkernMarzipan + Orange w foodieshop24.pl wydawało mi się, że próbowałam już kiedyś podobnego połączenia od Zottera. Okazało się jednak, że różne wariacje na temat marcepanu i pomarańczowych nadzień po prostu mi się pomieszały - miałam przed sobą absolutną dla mnie nowość. Dziś opisywana czekolada to mleczna kuwertura o 50% zawartości pod którą znajduje się cieńsza warstewka białej czekolady (znów Zotter nie potrafił się powstrzymać...). Czekolady pokrywają dwa nadzienia: marcepan z kawałkami orzechów piniowych oraz maślany pomarańczowy ganasz z likierem pomarańczowym i wódką pomarańczową.

Przytulnie jasna czekolada, z jakże soczyście i kusząco prezentującymi się nadzieniami, pachnie przede wszystkim dobrym pomarańczowym likierem, z nutką migdałów obtoczonych w mlecznej czekoladzie. Nie smakując jej jeszcze, nadal miałam wątpliwość, czy otrzymamy solidne uderzenie, a może krainę łagodności?

Pierwszy kęs uzmysłowił mi, iż ta tabliczka to przede wszystkim harmonijna łagodność. Najpierw pomyślałam o... mleku w proszku, świeżo rozpuszczonym w wodzie i wymieszanym do niemal zupełnej klarowności; było tu też coś owsianego (może ta nuta popłynęła od orzechów piniowych?). Dopiero spod tego wrażenia przyszedł do nas marcepan, delikatny i dość mocno w swym smaku zwarty z białą czekoladą. Niestety, jedynie ów owsiany posmak sugerował obecność orzeszków piniowych. Zresztą, są one w smaku naturalnie niezbyt narzucająca się; przy ogółem tak łagodnej tabliczce trudno było oczekiwać, że dadzą mocno do wiwatu.

Również ganasz pomarańczowy okazał się milutki, pomimo posiadania w swym składzie dwóch rodzajów pomarańczowego alkoholu: likieru i wódki. Wygrała jednak jego maślana baza, która uładziła alkoholowe akcenty, wyłuszczyła zaś same owoce. Wszystko to, leciuteńko przyprószone wanilią i cynamonem, nabrało wyjątkowego ciepła.

 Ta nieprzekombinowana i łatwa w odbiorze tabliczka oczywiście bardzo prędko została przez nas wciągnięta i znów żałowałam, że Handscooped nie są co najmniej dwa razy większe...

Skład: marcepan (migdały, cukier, syrop cukru inwertowanego), surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, pełne mleko w proszku, masło, orzechy piniowe, likier pomarańczowy, syrop skrobiowy, odtłuszczone mleko w proszku, sok pomarańczowy, wódka pomarańczowa, koncentrat soku pomarańczowego, słodka serwatka w proszku, pełny cukier trzcinowy, sól, wanilia, lecytyna sojowa, cynamon.
Masa kakaowa min. 50%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 553 kcal.
BTW: 7,5/36/39.

piątek, 29 stycznia 2021

Chocolate Tree Sea Salt and Caramel ciemna 58% z karmelem i solą morską

Dobrze znam już twórczość szkockiej manufaktury Chocolate Tree, lecz wśród oferty ich tabliczek "z okienkiem" w mojej kolekcji znalazła się tylko jedna sztuka. Kupiłam ją oczywiście w sklepie Sekretów Czekolady i przedstawiam ją Wam właśnie dziś. Oto 100-gramowa Sea Salt and Caramel. O dziwo, na stronie producenta widnieje czekolada o takiej nazwie z 70% zawartości peruwiańskiego kakao, natomiast moja tabliczka zawiera jedynie 58% kakao i nie wiem, jakiego jest ono pochodzenia. Już po samym "okienku" widać, iż karmel w tej czekoladzie przybrał dość nietypową formę, gdyż oblepił folijkę, zaś po rozpakowaniu - okazał się mocno lejący i lepki. Składa się on bowiem nie tylko z samego cukru, ale i ze złocistego syropu (golden syrup), czyli połączenia cukru, wody i soku z cytryny.

Całkiem gruba tafla podzielona jest na klasyczne kostki, co z tytułu przykuwającego uwagę karmelu umyka jako mało istotny szczegół. Całość kusząco pachnie mocną kawą z syropem karmelowym.

Sama czekolada smakuje dokładnie tak, jak się tego spodziewałam - umiarkowanie słodka, niespiesznie rozpuszczająca się w ustach, nieskomplikowana - ot, tak zwana "deserówka" (choć jakże przyjemnie jest zjeść taką deserówkę, która nie ma w sobie śladu proszkowatości i od której po prostu czuć lepszą jakością, niż przy pospolitych czekoladach tego typu). Skupiłam się jednakże na odbiorze całości, gdyż słony karmel bardzo mocno wpłynął na kompozycję. Chyba wygodniej mi go by było smakować w formie nadzienia, nawet o tak samo lepkiej konsystencji. Fuzja słodyczy i słoności wypadła w Sea Salt and Caramel naprawdę mocno. Sama czekolada sprawiała w tym wszystkim wrażenie... śmietankowych lodów polanych tym wyjątkowym słonym karmelem, naprawdę, aż uciekło z niej na chwilę samo kakao.

 Kakao wróciło, gdy pojawiło się skojarzenie ze słonym masłem orzechowym, ale wykonanym z orzechów laskowych - prażonych i przed rozdrobnieniem obtoczonych właśnie w takim lejącym się karmelu. Choć czekolada w gruncie rzeczy wydawała mi się niepozorna i myślałam, że dość ciężko (i może nudno?) będzie nam pochłonąć we dwójkę 100 g za jednym posiedzeniem - kolejne kostki znikały szybko. W tym karmelu było jednak coś magicznego. A może po prostu tego typu czekolady są stworzone do jedzenia w długie grudniowe wieczory...

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, karmel 1% (cukier, złocisty syrop), sól <1%, wanilia.
Masa kakaowa min. 58%.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 556 kcal.
BTW: 5,1/38/45,6.

środa, 27 stycznia 2021

Fjåk ciemna 70% Tanzania Kilombero Valley Kokoa Kamili

 Po zachwycającej Fjåk 45% Milk Haiti Nibs & Oak Smoked Salt z drżeniem rąk sięgnęłam po kolejną propozycję z repertuaru tej norweskiej manufaktury, w której asortyment zaopatrzyłam się dzięki sklepowi Sekretów Czekolady. Wprawdzie, tym razem wybrałam coś o wiele prostszego, a mianowicie klasyczną 70% single origin, nie mniej jednak po spektakularnym debiucie nie widziałam przeciwwskazań, by nadal się nie ekscytować. Dziś przed Wami czekolada wykonana z tanzańskiego kakao Kokoa Kamili z doliny Kilombero, z którym to miałam okazję obcować już nie raz, chociażby dzięki Raaka czy Zotterowi.

Tabliczka pachniała świeżą pościelą, rześkością poranka wpadającym przez szeroko otwarte okno do sypialni, bukietem polnym kwiatów stojącym w wazonie tuż przy łóżku i podaną do niego gorącą herbatą z miodem i cytryną. Cóż, obiecująco, a przede wszystkim klimatycznie.

W ustach rozpuszczała się z umiarkowaną gładkością i wylewnością, za to od samego początku natarczywie uderzyła słodyczą, co przy 70% zawartości kakao było zaskakujące. Pomyślałam o białym pszennym chlebie z masłem i miodem, przy czym miód był mocno skrystalizowany. Skojarzenia smakowe przywołały również herbatę z kwiatów lipy oraz zbyt słodką konfiturę z czarnego bzu. Dalej - także przesłodzony dżem z czarnych porzeczek.

Choć zdawałoby się, że nuty w niej drzemiące są ciekawe, to jej lukrowatość na dłuższą metę męczyła i sprawiała zawód. Czekoladę tę odczuwałam jako słodszą od niejednej mlecznej; tak, jakby za dużo syropu owocowego dodać do wody, w wyniku czego tworzy się wręcz obrzydliwy napój. Na szczęście, jeszcze niejeden raz Fjåk będzie miał szansę zrekompensować mi ten niewypał.

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 53 g.

poniedziałek, 25 stycznia 2021

Zotter Milk Choco Mousse ciemna mleczna 60% nadziewana maślanym musem z mlecznej czekolady

Po White Choco Mousse oraz Dark Choco Mousse, przyszedł czas na dopełnienie tego musowego tria z najnowszego asortymentu serii Handscooped od Zottera (w który to zaopatrzyłam się na foodieshop24.pl) - owo dopełnienie nosi nazwę Milk Choco Mousse. Znów z prześliczną, a jakże prostą przy tym grafiką na opakowaniu - czekolada kryje w sobie jasny konkret, a mianowicie maślany mus z mlecznej czekolady, doprawiony jedynie  wanilią i solą. Ucieszyłam się, że jako kuwertury użyto ciemnej mlecznej czekolady o 60% zawartości kakao. Żywiłam obawę, że mniejsza jego zawartość uczyniłaby całą kompozycję zanadto zamulającą, zbyt słodką.

Nadzienie okazało się rzeczywiście o wiele jaśniejsze od kuwertury, co sugerowało także kontrast smaków. Milk Choco Mousse pachniała przede wszystkim świeżo ubitym masłem, od razu przywołując wspomnienia o wyjątkowo maślanej białej siostrze. Miała w sobie też jakąś dziwną soczystą nutę, która skojarzyła mi się z... krwistą wołowiną.

Wnętrze swoją konsystencją przypominało mi... drobno mielony pasztet. O nie, zdecydowanie, trza mi odejść od tych mięsnych skojarzeń! Tak, wszystko było bardzo maślane i gładkie, wręcz piankowe - przeogromnie podobne do White Choco Mousse, tyle, że z silniejszym akcentem kakaowym oraz z ciekawym odświeżającym akcentem (nie umiałam określić, skąd on płynął). W połączeniu z cudnie wyrazistą ciemną mleczną kuwerturą, całość nabierała charakteru - samo nadzienie bez towarzystwa mocniejszej czekolady, niechybnie by mnie zmęczyło. Razem, stworzyły iluzję kremu z orzechów laskowych, omotanego aromatem kawy.

 Nie umiem podjąć decyzji, która z nowych Choco Mousse smakowała mi najbardziej. Każda z nich, choć były niemal skrajnie różnie, kryły jednak w sobie podobną bazę. W zależności od nastroju, mogłabym wracać do wszystkich.

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, masło, pełne mleko w proszku, syrop skrobiowy, odtłuszczone mleko w proszku, lecytyna sojowa, wanilia, sól.
Masa kakaowa min. 60%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 589 kcal.
BTW: 7,1/45/38.

sobota, 23 stycznia 2021

Beskid Dominican Hispaniola Bio mleczna 50%

Jeszcze w dawnej szacie graficznej oraz mniejszym formacie, mieliśmy okazję wypróbować ciemną czekoladę o 80% zawartości dominikańskiego kakao Hispaniola Bio, stworzoną przez naszą rodzimą manufakturę Beskid z Węgierskiej Górki. Była to tabliczka mocno palona, a przy tym wilgotna, z wieloma owocowymi akcentami. Dziś, mam dla Was jej mleczną siostrę, o 50% zawartości tego samego kakao - już w wersji 60-gramowej, zakupiłam ją w niezastąpionym sklepie Sekretów Czekolady.

Był to kolejny listopadowy wieczór, w którym potrzebowałam dużo przytulności. Gdy tylko spojrzałam na tę czekoladę o ciepłym odcieniu jasnego brązu, gdy tylko poczułam jej zapach niczym mleczny obłoczek - od razu zrobiło mi się miło. Tak, jej zapach kojarzył mi się z dobrym cappuccino - mocna kawa otulona dobrze spienionym, tłustym mlekiem.

W ustach rozpuszczała się gładziutko - ewidentnie, Beskid coś zmienił w swojej technologii. Było intensywnie mleczne, błogo, łagodnie i prosto zarazem. Pierwszy plan to dobra i nieskomplikowana mleczna czekolada, o solidnej bazie. Drugoplanowo, pojawiały się ciekawe przebłyski. A to coś cytrusowego, a to wyjątkowo słodkie truskawki. Mignął gdzieś tłusty kozi ser, a następnie znów aromatyczna kawa. Raptem, przeniosłam się do Kazachstanu, gdzie ponad trzy lata temu podczas górskiej wyprawy ssałam często miękkie pastylki witaminowe.

 Dominican Hispaniola Bio to propozycja znacznie mniej złożona, niż mleczne odpowiedniczki z Wenezueli, Kolumbii czy Madagaskaru, dostępne w ofercie manufaktury Beskid. Nie mniej jednak, w moją potrzebę chwili, dominikańska prostota wpasowała się należycie.

Skład: ziarna kakao, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, cukier trzciowy nierafinowany.
Masa kakaowa min. 50%.
Masa netto: 60 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 570 kcal.
BTW: 8,6/42/43.

czwartek, 21 stycznia 2021

Bonnat Chocolat au Lait et aux Noisettes mleczna 55% z orzechami laskowymi

Był jeden z listopadowych długich wieczorów; akurat tego dnia praktycznie cały czas trzymał mróz. Chciałam otaczać się samymi przytulnościami: kojącą muzyką, miękkim swetrem, ulubioną herbatą, ciepłym kocem oraz oczywiście... ukochanym Mężem. Do dopełnienia ideału brakowało jeszcze jakiejś niezbyt zobowiązującej czekolady. Wybór padł na mleczny blend z francuskiej manufaktury Bonnat, o 55% zawartości kakao, uświetniony zatopioną w tafli kruszonką z orzechów laskowych (10% całości). Bonnat Chocolat au Lait et aux Noisettes kupiłam w sklepie Sekretów Czekolady.

 Tak naprawdę, dopóki nie rozpakowałam czekolady, nie wiedziałam, w jakiej formie zastosowano tutaj orzechy. Całych raczej się nie spodziewałam - można by je było wyczuć przez opakowanie. Czułabym się nieco zawiedziona, gdyby wpleciono je w tabliczkę w formie nugatu (w zasadzie nie wiem, dlaczego byłby to zawód). Bonnat postanowił włącząć tu orzechy laskowe w formie kruszonki: nie za drobnej i nie za grubej zarazem, co dobrze widać na fotografiach.

Choć miałam ochotę na coś bezrefleksyjnie słodkiego, pojawiła się we mnie lekka obawa przed degustacją. Przypomniałam sobie mleczną siostrę bez dodatków dziś opisywanej czekolady, również o 55% zawartości kakao w blendzie, którą jedliśmy w Peru po zdobyciu Huascaran. Była dziwacznie goryczkowa, nieszablonowa, z mocnymi akcentami koziego mleka - dziś w zasadzie zastanawiam się, czy wysokość i różnice temperatur tak jej nie zmodyfikowały? A może po prostu taka była? W każdym razie, jej koleżanka z orzechami laskowymi okazała się jej zupełnym przeciwieństwem.

Była mięciutka i słodka, ze specyficznym bonnatowym posmakiem tłustości, bardzo przyjemna. Drobinki orzechów radośnie chrupały - nie były na tyle małe, by wchodziły nieproszone między zęby. Przy wyborze takiej formy orzechów, ich rozdrobnienie określam wręcz jako idealne. Jakże klasyczny smak orzechów laskowych połączony z mleczną czekoladą - bardzo delikatną, nawet jak na relatywnie wysoką zawartość kakao. Wszystko tu było takie, czego oczekiwałam tego wieczoru. Słodycz, choć znaczna, nie wyskakiwała na jakiś niebotyczny poziom; pozwalała taplać się w miękkiej mleczności , smacznych orzechach, subtelnych posmakach z rozwagą palonej kawy. Życzyłabym sobie takiej czekolady podczas każdego kocykowego wieczoru zimną porą.

Skład: ziarna kakao, tłuszcz kakaowy, cukier trzcinowy, mleko w proszku, orzechy laskowe 10%.
Masa kakaowa min. 55%.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 630 kcal.
BTW: 7,9/49,4/40,5.

wtorek, 19 stycznia 2021

Zotter Pekannusse mit Tamarinde ciemna mleczna 50% nadziewana nugatem z orzechów pekan i ganaszem tamaryndowym

Zotter polubił się z owocem tamaryndowca w tym sezonie - dziś wami druga po Portwein & Feige nowość w serii Handscooped z dodatkiem pasty tamaryndowej. Ba, w Pekannusse mit Tamarinde znajduje się całkiem wysoko w składzie, toteż słusznie został uchwycony w nazwie tabliczki. Kupiona w foodieshop12.pl czekolada jest mleczna, zawiera 50% kakao i została nadziana oprócz rzeczonej pasty tamaryndowej - nugatem z niezwykle lubianych przeze mnie orzechów pekan.

W przekroju podział pomiędzy nadzieniami nie jest wyraźnie widoczny; podczas degustacji odbierałam je jako całość, wraz z cudownie delikatną i soczystą kuwerturą. Kompozycja kusząco pachniała przypaloną skórką od chleba, zaś po wgryzieniu się w tabliczkę nadal pozostajemy w tym klimacie. Jest mocno chlebowo - porządny żytni ciemny chleb na zakwasie, dobrze  wypieczony, a do tego... posmarowany jakimś osobliwym dżemem. W tym sezonie wybitne soczystości pojawiają się w Handscooped tam, gdzie zupełnie bym się ich nie spodziewała.

Oczywiście, co bardzo mnie cieszyło, nugat z orzechów pekan przesycony był ich specyficznym smakiem i nie mogłam się nim nacieszyć. Otoczony był posmakiem czegoś kwaskowato-ziemistego, w takim oto wydaniu prezentowały się nam owoce tamaryndowca. Łącząc się z ową wciągającą soczystością, nie wiadomo za bardzo jakiego pochodzenia, sprawiał wrażenie galaretek pomarańczowo-żurawinowych, w towarzystwie wiśni z kompotu. Dzieła dopełniała intrygująca słoność.

Prosto, niebanalnie, smakowicie. Zotter dał popis. Czuję, że zbyt szybko umnkęła mi ta czekolada.


 Skład: surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, orzechy pekan, miazga kakaowa, pełne mleko w proszku, pasta tamaryndowa (tamarynd, woda), odtłuszczone mleko w proszku, pełne mleko, syrop skrobiowy, masło, napój ryżowy w proszku (ryż, olej słonecznikowy, sól), pełny cukier trzcinowy, słodka serwatka w proszku, lecytyna sojowa, sól, wanilia, cynamon, chili bird's eye.
Masa kakaowa min. 50%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 560 kcal.
BTW: 6,5/40/42.

niedziela, 17 stycznia 2021

Marou Cafe Arabica Lam Dong ciemna 64% Wietnam z kawą

 
W końcu nadszedł ten wiekopomny dzień - pierwsza w mym życiu degustacja czekolady wietnamskiej marki Marou. Ileż ja się o niej naczytałam, ileż namarzyłam! Gdy tylko sklep Sekretów Czekolady umożliwił mi ich zakup, poprosiłam o cały aktualnie dostępny asortyment. Zaczęliśmy całkiem niepozornie - od ciemnej czekolady o 64% zawartości kakao uprawianego pośród lasów deszczowych dystryktu Madagui, wzbogaconej o 4% kawy arabika z chłodnych gór okalających miasto Da Lat. Zarówno kawa, jak i kakao, pochodzą z prowincji Lam Dong, położonej w południowym Wietnamie.
 
 
Podoba mi się jakże oryginalne, a zarazem klasyczne opakowanie czekolady, które na dodatek pachnie w niesamowity sposób, od razu przenosząc nas do odległego Wietnamu. Sama również przepiękna tabliczka, przesiąknięta jest wonią kawy z kardamonem, a także nutami ziemistymi i popielnymi.

Dość twarda, niespiesznie rozpuszcza się w ustach, rozpościerając w nich smak słodkiego kawowego stouta z gęstą pianą, przywołując także skojarzenia o cold brew. Może to też być po prostu kawa zaparzona z ziołowym miodem, gdyż mnóstwo jest tu nieoczywistych ziołowych akcentów. Było w niej trochę proszkowości, jakby z efektem musującym, nieco lekowym.

Kryła w sobie wiele, naprawdę wiele tajemnic. Niestety, w dużej mierze zostały one przykryte nadmierną słodyczą. Szczerze żałowałam, iż nie zaserwowano tu większego kakaowego kopa, który uczyniłby czekoladę wytrawniejszą i zapewne pozwolił pełniej rozwinąć się zarówno kakao, jak i kawie. Pod koniec degustacji byłam już po prostu zmęczona cukrem. Jestem jednak przekonana, że prawdziwe zachwyty nad Marou dopiero przede mną.
 

Skład: ziarna kakao i tłuszcz kakaowy 64%, cukier trzcinowy 32%, kawa 4%.
Masa kakaowa min. 64%.
Masa netto: 80 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 573 kcal.
BTW: 8,49/37,4/50,5/

piątek, 15 stycznia 2021

Standout Chocolate Maya Mountain Belize ciemna 70%

Moje drugie podejście do szwedzkiej manufaktury Standout Chocolate to ciemna czekolada o 70% zawartości Maya Mountain Cacao pochodzącego z Belize, zebranego w 2017 roku. Ziarna Maya Mountain znam już chociażby z tabliczek od Chocolate Tree czy Dick Taylor. Nasze belizyjskie ziarenka były fermentowane w drewnianych skrzyniach przez 6-7 dni, a następnie suszone w cieniu przez 7-10 dni. Po połączeniu ich z cukrem trzcinowym, już w szwedzkim Kallered, otrzymaliśmy zgrabną 50-gramową taflę, która ma nas uraczyć nutami jeżyn, rodzynek i miodu. Standout Chocolate Maya Mountain Belize 70% kupiłam w sklepie Sekretów Czekolady.

  Tabliczka o czerwonawym odcieniu, pachniała plejadą kwaskowatości oraz mokrą ziemią. Zdawałoby się, że jest to zapowiedź czegoś mocnego i poważnego. W ustach jednak prędko rozlała się soczystym aksamitem, często charakteryzującym ciemne Zotter Labooko. Nadal pozostało w niej mnóstwo kwasków, lecz sparowanych ze słodyczą - w efekcie otrzymaliśmy owocową, świeżą feerię. Eksplorowaliśmy nie do końca dojrzałe limonki, które zaklęte zostały w jakieś dziecięce galaretki, przez co ich niedojrzałość stała się czymś zupełnie niebanalnym. Poczuliśmy również budyń waniliowy posypany dorodnymi jeżynami i borówkami amerykańskimi. Odnaleźliśmy świeżutki cytrynowy lukier oraz duże, jędrne rodzynki. 

Pełna i okrągła w ustach, miała w sobie coś tak uroczo delikatnego, co nadawało jej rysu mlecznej czekolady. Owocowe subtelne kwaski zostały szczelnie otulone błogą czekoladowością - całość okazała się niezwykle lekka i przyjemna; w swej radości przypominająca o słonecznej wiośnie. Maya Mountain Belize to skrajne inne czekolada w porównaniu do swej siostry Urubamba Peru 70%, ale jakże przepiękna w tej swej odmienności.

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 50 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 572 kcal.
BTW: 10/37/51.

środa, 13 stycznia 2021

Zotter White Wine mleczna 40% nadziewana karmelowym ganaszem z winem Muscaris i rodzynkami


Parę lat temu miałam okazję wypróbować już Zotter Handscooped z półsłodkim, musującym winem Muscaris - była to mleczna 50% Muscaris Grapes, a zastosowane w niej wino pochodziło z winiarni Hirschmugl. Obecnie w ofercie Zottera pojawiła się nowa tabliczka z winem Muscaris. Nazywa się po prostu White Wine, a od poprzedniczki różni się o 10% mniejszą zawartością kakao w kuwerturze oraz dodatkiem verjuice (soku z zielonych winogron). Poza tym, są to dwie bardzo podobne czekolady - obie bazują na karmelowo-maślanym ganaszu z winem Muscaris, w którym zatopiono rodzynki pijane owym winem; w obu mamy też dodatek grappy. Mimo to, jest jedna ważna różnica - tym razem Musaris stworzono z winorośli uprawianych w styryjskich winiarniach Zottera, w regionach Sennkogel i Edelsgraben, zaś samo wino powstało w Silberberdzkiej Akademii Witikultury. White Wine zakupiłam na foodieshop24.pl.

Od swej poprzedniczki, White Wine różni się też o wiele jaśniejszą barwą nadzienia. Pachnie niczym marcepan z brzoskwiniami okraszony alkoholem; wyraźnie czuć tu grappę, zaś łagodnego wina nie umiałabym się domyślić jedynie po zapachu. Urzeka gruba warstwa mlecznej czekolady.

Nadzienie okazuje się bardzo gładkie, wręcz śliskie. Nie znajdziemy w nim całych rodzynek, a jedynie ich rozdrobione fragmenty. Mnóstwo tu alkoholowej soczystości położonej na karmelowej bazie: jak z rękawa sypią się skojarzenia z koglem moglem, bezą, ajerkoniakiem. Podkręcona alkoholem karmelowość pozwala wyłonić także brzoskwinie i jasne winogrona; sama obecność wina nadal pozostaje nieoczywista. Trochę tu niebanalnej ziołowości, a mnóstwo świeżości i filuternej słodyczy. O dziwo, łagodna mleczna czekolada wcale mi nie przeszkadzała ani mnie nie zasłodziła. Tym większym jest to dla mnie zaskoczeniem, iż dawną Muscaris Grapes odebrałam jako przeraźliwie słodką. Ciekawe, na ile zmieniła się moja percepcja, a na ile są to po prostu naturalne różnice między tymi dwoma czekoladami.

Skład: surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, syrop skrobiowy, białe wino Muscaris, miazga kakaowa, odtłuszczone mleko w proszku, masło, grappa, rodzynki, karmelizowane mleko w proszku (odtłuszczone mleko w proszku, cukier), słodka serwatka w proszku, verjuice (sok z zielonych winogron), pełny cukier trzcinowy, lecytyna sojowa, wanilia, sól, cynamon, ziele angielskie.
Masa kakaowa min. 40%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 529 kcal.
BTW: 5,5/34/47.

poniedziałek, 11 stycznia 2021

Maraná San Martín Peru ciemna 80%

Po doskonałej Maraná Piura Peru 80%, w następnej kolejności sięgnęłam po osiemdziesiątkę z kolekcji San Martín. Peruwiańska manufaktura Maraná, której asortyment mam okazję eksplorować dzięki sklepowi Sekretów Czekolady, w serii San Martín posiada trzy czekolady, z czego dziś opisywana jest najobfitsza w kakao. Ziarna wykorzystane w San Martín Peru 80% pochodzą z okolic miasta Tarapoto leżącego w departamencie San Martín i należą do wariantu genetycznego Amazónico. W niedalekiej odległości od Tarapoto już zaczyna się Puszcza Amazońska; producent obiecuje, iż podczas degustacji zabierze nas w tropikalną podróż...

Ta tabliczka posiadała już ciemniejszą barwę od poprzedniczki, więc absolutnie nie wprawiła mnie w konsternację swoim wyglądem. Ot, elegancko podzielona i ozdobiona, przyjemne gruba tafla. Łamana z głośnym trzaskiem, pachniała kwieciem zanurzonym w greckim, tłustym jogurcie.

W ustach układała się sycąco i pełnie, zalewając konsystencją czekoladowego budyniu, co świetnie łączyło się z wrażeniem ciepła i przytulności, jakie dawała. Mocno do głosu dochodziły owoce, lecz nie takie, jakich można by się spodziewać po amazońskim pochodzeniu ziaren. Wyczułam bowiem przede wszystkim pieczone jabłko oraz rodzynki w rumie, dzięki czemu w wyobraźni namalował mi się obraz wyśmienitego strudla. Później wszystko poszło jeszcze bardziej w wypiekową stronę, kojarząc się ze świeżymi owsianymi ciasteczkami z dodatkiem sezamu (tu szczególnie dało się wyczuć jego specyficzną kwaskowatość).

W porównaniu do swej siostry z Piura, San Martín wypadła dość blado. O wiele mniej złożona, poprawna, lecz zupełnie nie spektakularna. Jeszcze trochę czekolad Maraná przede mną, a ta dość zwyczajna degustacja wcale nie umniejszyła mojej ciekawości.


 Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy.
Masa kakaowa min. 80%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 644 kcal.
BTW: 8,87/51,86/35,54.

sobota, 9 stycznia 2021

Fjåk 45% Milk Haiti Nibs & Oak Smoked Salt mleczna 45% Haiti z nibsami kakaowymi i wędzoną solą

Fjåk to wyjątkowa marka. Jak sami o sobie piszą jej twórcy, to pierwsza manufaktura bean-to-bar w Norwegii, położona w Hardangerfjord. Mam możliwość zapoznania się w ich asortymentem dzięki sklepowi Sekretów Czekolady. W pierwszej kolejności sięgnęłam po 45% Milk Haiti Nibs & Oak Smoked Salt, czyli mleczną czekoladę o 45% zawartości kakao z Haiti, posypaną kakaowymi nibsami oraz solą wędzoną dymem dębowym. Owa sól ma tradycyjne pochodzenie norweskie - wywodzi się z Bodø, portowego miasta leżącego za Kołem Podbiegunowym.

Kakao użyte do wykonania czekolady zakupiono za pośrednictwem PISA (Produits Des Iles SA), o której to firmie pisałam już przy okazji haitańskich tabliczek od Georgia Ramon (ciemna 80% i mleczna 58%). Przywołując mój opis PISA z jednej z tamtych recenzji, firma ta godnie wspiera farmerów w tym jednym z najbiedniejszych państw świata. PISA zakupuje ziarna od 1373 zarejestrowanych farmerów organicznych i jest odpowiedzialna także za proces fermentacji - dzięki czemu może sprzedać kakao drożej, a także w lepszej, kontrolowanej  jakości. Plantacje produkujące od PISA położone są w regionie Acul du Nord, gdzie kakao rośnie wraz z ziemniakami chińskimi, awokado, mango, cytrusami i bananami.

Tabliczka prezentuje się przepięknie. Z jednej strony jest wprawdzie podzielona na bardzo klasyczne kostki, ale posypka wykonana została obłędnie. Nibsy wyglądają na soczyste, wyselekcjonowane i wysokiej jakości, zaś pomiędzy nimi skrzą się lepkie plamki wędzonej soli. Samo opakowanie przyciąga wzrok, ale raczej swą prostotą i skromnością.

Gdy powąchałam taflę, poczułam się, jakbym siedziała w wygodnym fotelu tuż przed rozpalonym kominkiem, popijając gorącą mleczną czekoladę. Woń palonego drewna i mlecznej przytulności była doprawdy zniewalająca; przenosiła mnie pamięcią do bardzo przyjemnych chwil...


Wraz z pierwszym kęsem zanurzamy się w gęstym, słodkim mleczku... Pływamy w miękkim karmelu oraz w gryczanym miodzie. Czekolada jest niebywale delikatna, przeuroczo słodka, o nutach orzechów nerkowca oraz gofrowego ciasta. Było w niej coś oszałamiająco skórzanego, ale złagodzonego przez karmelowo-mleczną słodycz w taki sposób, że aż zdawało się to nieprawdopodobne. Myślę, że owo skórzane wrażenie było znacznie podbite przez samą sól.

Sól wędzona w dębowym dymie występuje tu jako doskonały aktor, uwypuklający zalety pysznej mlecznej czekolady. Jej posmak kojarzył mi się... z dobrą  panierką oraz z wędzoną wołowiną najdelikatniejszego sortu. Nie jest przesadzona, choć wyraźnie ją czuć - w połączeniu z tak dobrą czekoladą to niebywała zaleta.

Kakoawe nibsy również spisały się znakomicie. One już wyglądały świetnie, co przełożyło się na doznania smakowe. Miały w sobie lekki kawowy posmak, a poza tym cudnie zgrywały się z samą czekoladą. Nie za twarde, soczyste, po prostu cudowne - jedne z lepszych, jakie kiedykolwiek było dane mi jeść.

Wpadłam z zachwyt. Po cichu liczę na to, iż Fjåk również w swych kolejnych propozycjach przeniesie mnie do czekoladowego nieba.

 Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, mleko w proszku, tłuszcz kakaowy, nibsy kakaowe, sól wędzona dębowa.
Masa kakaowa min. 45%.
Masa netto: 53 g.

czwartek, 7 stycznia 2021

Beskid Kolumbia Tumaco ciemna 80%

Na końcu recenzji ciemnej mlecznej Beskid Kolumbia Tumaco 65% wyraziłam nadzieję, iż będzie mi dane kiedyś spróbować tych ziaren w interpretacji naszej rodzimej manufaktury w klasycznej ciemnej czekoladzie. Długo nie musiałam czekać na spełnienie tego małego marzenia. Dzięki sklepowi Sekretów Czekolady, w moje ręce wpadła ciemna Beskid Kolumbia Tumaco 80%, już w nowej, 60-gramowej wersji.

Dla przypomnienia - Tumaco jest kolumbijskim miastem położonym w departamencie Nariño, w pobliżu granicy z Ekwadorem. To już moja szósta czekolada stworzona z kakao z tych okolic.

Choć cenię sobie zwiększenie gramatury beskidzkich tabliczek, to w poprzednich wersjach urzekała mnie ich grubość, której teraz niestety nie doświadczymy... To niby mało znaczący szczegół, ale który niechybnie wpływa na odbiór czekolady. Wracając jednak do konkretów, nasza ciemna Tumaco o ciepłym odcieniu brązu pachniała pyłkiem i nektarem kwiatowym oraz miodem. Nie był to ciężki perfumowany aromat, lecz trudno było mi się zdecydować, czy niósł ze sobą więcej świeżości czy też duszności.

W ustach gładka - nowe Beskidy jakby straciły z tej swojej charakterystycznej szorstkości. Wyraźnie było czuć jej moc, z ciekawym zderzeniem kwasku i goryczy, niczym łąkowe kwiaty wyrosłe na wulkanicznym pyle. Zidentyfikowałam nieco tej mojej ulubionej "kolumbijskiej kwaskowatości", tu  dążącej w stronę cytryn i porzeczek oraz delikatnie palonej kawy o owocowym bukiecie. Przyszło mi też na myśl skojarzenie z tequilą.

Nie działo się w niej wiele; okazała się raczej skonkretyzowana i określona w jedną stronę. Nietypowa, lecz niestety nie posiadająca potencjału do łamania serc.

Skład: ziarna kakao, nierafinowany cukier trzcinowy.
Masa kakaowa min. 80%.
Masa netto: 60 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 578 kcal.
BTW: 8/50/23.

wtorek, 5 stycznia 2021

Zotter Espresso Macchiato ciemna 70% nadziewana mlecznym kremem kawowym i białą czekoladą

 
Espresso Machiatto to jedna z nowych propozycji w serii Zotter Handscooped, którą zakupiłam w foodieshop24.pl. Rzecz prosta i klasyczna, można by stwierdzić - ciemna czekolada o 70% zawartości kakao okalająca kawowe nadzienie z dużą ilością surowców mlecznych, doprawione wanilią, kardamonem i cynamonem. Do tego pod główną kuwerturą, tak lubiana przez Zottera warstewka białej czekolady (w obecnym sezonie jakoś mniej mi przeszkadza, niż w poprzednich; może jest umiejętniej używana?). 
 
 
W przekroju tabliczka prezentowała się przepięknie - mam na myśli przede wszystkim kawowo-mleczne nadzienie sprawiające wrażenie miąższystego i soczystego. Idealna wręcz równa proporcja ciemnej i białej kuwertury wprawdzie wyglądała ładnie, ale sugerowała, iż może być za słodko... Miałam ochotę wszak na dominację ciemnej czekolady.

Pachniała przede wszystkim kawowo, z kapką płynnej białej czekolady. Choć wanilia, kardamon i cynamon znajdują się na końcu składu, zajmowały ważne miejsce w sferze aromatu.

 Miąższysty wygląd kawowego kremu nie zawiódł mych przypuszczeń - w ustach przypominał on wręcz... kawowy dżem. Zapewne to skojarzenie brzmi zabawnie, ale to była pierwsza rzecz, jaka przyszła mi do głowy. Soczyście kawowo, przyjemnie mlecznie... Delikatne i nieskomplikowane smaki, okraszone jeszcze korzennymi przyprawami. Czego chcieć więcej od nadziewanego Zottera? Całość przypominała nieco świąteczny kawowy likier, wymieszany z ajerkoniakiem - jednakże o bardzo niskiej wyczuwalności alkoholu (wszak w tej czekoladzie alkoholu nie ma ani krzty).

Z czasem, niestety biała czekolada za mocno dawała o sobie znać - pod koniec degustacji czułam się nieco przesłodzona. Słodycz ta, która nie zabierała mimo wszystko uroku konsystencji nadzienia, wstydliwie wręcz wciągała, toteż ostatni kawałek Espresso Machiatto wciągnęłam zachłannie.

 Skład: surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, pełne mleko w proszku, pełne mleko, syrop skrobiowy, masło, mielone ziarna kawy, odtłuszczone mleko w proszku, słodka serwatka w proszku, pełny cukier trzcinowy, lecytyna sojowa, wanilia, sól, kardamon, cynamon.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 518 kcal.
BTW: 6/35/43.

niedziela, 3 stycznia 2021

Raaka Ginger Snap ciemna surowa 70% Tanzania z imbirem, cynamonem, zielem angielskim, gałką muszkatołową i melasowanym cukrem

 Ostatnia posiadana przeze mnie tabliczka amerykańskiej marki Raaka, produkującej swe czekolady z surowego kakao, była dla mnie wyjątkowa. Dlaczego? Odpowiedź brzmi krótko: PRZYPRAWY. Wprawdzie nazwa Ginger Snap sugeruje imbirową inwazję, jednakże w środku znajdziemy dużo więcej. O ile dobrze wywnioskowałam z opisu zawartego na opakowaniu, użyte tu tanzańskie ziarna Kokoa Kamily z doliny Kilombero zostały specjalnie przygotowane wraz z imbirem, zaś zastosowane masło kakaowe - wymieszane z cynamonem, zielem angielskim i gałką muszkatołową. Dopiero potem, przyprawione surowce kakaowe (w łączniej ilości 70%) wymieszano z cukrem klonowym i cukrem trzcinowym. Jakby atrakcji nie było wystarczająco dużo, wierzch gotowej już czekoladowej tafli posypano melasowanym cukrem, uzyskując prześliczny efekt wizualny. Wyjątkową Raaka Ginger Snap zakupiłam w sklepie Sekretów Czekolady.

 Tabliczki z wszelakimi drobnymi posypkami mają to do siebie, iż należy się obchodzić z nimi delikatnie, aby owa atrakcja nie opuściła całkiem czekoladowej powierzchni. Tak było i w tym przypadku, choć ów melasowany cukier był na tyle wilgotny (jakież to było przyjemne!), iż dość znośnie "trzymał się kupy". Kakao od Kokoa Kamili znam już z wielu innych propozycji manufaktury Raaka; a zresztą, w tak wysyconej przyprawami kompozycji nie spodziewałam się, by odkryć jakieś tanzańskie niuanse. Całość pachniała obłędnie, karmelem i piernikiem. Tylko tyle i aż tyle.

Tak musiało być. Ginger Snap z miejsca stała się jedną z moich ulubionych smakołyków od Raaka. Bogata, lecz niezwykle wyważona kompozycja, to gratka dla miłośników piernikowych klimatów. Każdą z przypraw, znajdziemy tu w całkowitym balansie - można sobie odczytywać je razem, jak i osobno, perfekcyjnie doprawiające ciemną czekoladę, która tutaj zdaje się mieć orzechowo-ziemisty rys. Fuzja cukru klonowego i trzcinowego podbija karmelowość (a przez to nadaje jeszcze większego uroku piernikowości). Osobiście, bardzo przypadła mi do gustu posypka z cukru melasowanego (w przeciwieństwie do mojego Męża, który uznał ją za "tępo słodką") - dla mnie stanowiła ciekawe uzupełnienie gładkiej konsystencji czekolady, swoją wilgocią i "miękką chrupkością", a także intensywnymi karmelowymi nutami. Cóż, takie czekolady mogłabym wciągać kilogramami. Przez cały rok. Czysta przyjemność.

Skład: ziarna kakao, cukier klonowy, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, cukier melasowany, imbir, cynamon, ziele angielskie, gałka muszkatołowa.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 51 g.

piątek, 1 stycznia 2021

Kuná Vanilla ciemna 71% Ekwador z wanilią

Kolejne maleństwo wypuszczone spod skrzydeł ekwadorskiej manufaktury Kuná, które chcę Wam zaprezentować, to ciemna czekolada o 71% zawartości ziaren Nacional uprawianych przez Indian Kichwa w okolicach rezerwatu biosfery Sumaco (prowincja Napo), wzbogacona o ekstrakt z wanilii. Dodatek można by rzec skromny - istniało ryzyko, iż nie wyczujemy go wcale. Warto jednak wspomnieć, skąd pochodzi zastosowana tu wanilia. Jest to wanilia meksykańska, z upraw w okolicach miejscowości Papantla, które to mają bardzo długą, jeszcze prekolumbijską tradycję w tym regionie. Kuná Vanilla 71% kupiłam w sklepie Sekretów Czekolady.

Jak zwykle przepięknie zdobiona tabliczka, tym razem pachniała uwodzicielską fuzją palonego drewna, tytoniu oraz... tak, wanilii właśnie. W ustach układała się z lekką proszkowatością, była przy tym gęsta i łatwo rozpuszczająca się pod wpływem ciepła podniebienia - tworzyła tylko mały pozór niewylewności. Pierwszym skojarzeniem dotyczącym smaku były po prostu lody waniliowo-czekoladowe, dobrej jakości, na świeżej śmietance, oczywiście z prawdziwą wanilią i z prawdziwą czekoladą. Dalej przyszło mi do głowy jakże rozkoszne połączenie guanabany z kokosową, skarmelizowaną śmietanką. Owa kokosowa śmietanka przemieniła się w mocne cappuccino, pite w towarzystwie pachnącego pomarańczami tytoniu. Waniliowe tło, subtelne i mocne zarazem, nadawało całości głębszego, przyprawowego tchnienia.

Krótko podsumowując - dużo przyjemności w małej czekoladzie.

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, ekstrakt waniliowy.
Masa kakaowa min. 71%.
Masa netto: 30 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 600 kcal.
BTW: 7/47/40.