Gdy tylko została mi przedstawiona możliwość zamówienia za pośrednictwem sklepu Sekretów Czekolady tabliczek marki Manoa, nie zastanawiałam się ani chwili. To absolutnie unikatowa firma, działająca na Hawajach według zasady bean-to-bar. W Kailua, miejscowości położonej w nawietrznej części wyspy Oahu, produkują swe czekolady - przede wszystkim z kakao uprawianego również na Hawajach, na przykład w okolicach osady Hilo na Big Island (z takiego kakao wykonana została dziś opisywana czekolada). Nie wszystkie czekolady Manoa stworzone są z hawajskiego kakao, ale najbardziej zaintrygowały mnie właśnie one. Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z hawajskim kakao, a specyfika wysp pozwalała mi sądzić, iż takowe czekolady będą się cechować unikatowym bukietem.
Jako pierwszą przyszło nam zdegustować mleczną czekoladę o 50% zawartości hawajskiego kakao. Prześlicznie opakowana maleńka tabliczka (to tylko 20 g!!!) nie jest podzielona na kostki (zresztą, co tu dzielić... to tak mała porcja...) - za to ozdobiona jest dużym logo firmy. Ciekawym rozwiązaniem widocznym we wnętrzu kartonika jest sparowanie czekolady z alkoholami: winem i piwem. Choć osobiście szkoda by mi było takiego ekskluzywnego maleństwa na łączenie z alkoholami, nawet bardzo dobrymi.
Już sam zapach podpowiadał, że mleczna Manoa zafunduje nam wyjątkowe doznania... Owszem, wyczuwało się przyjemną, delikatną mleczność, lecz podszyta ona była nieprawdopodobną mocą i specyfiką kakao. Tak, jakby wulkaniczny popiół i lawę wymieszać z egzotycznymi, dojrzałymi owocami. Jakże mocno ta woń rozpalała wyobraźnię...
Ta lekko czerwonawa w odcieniu czekolada z przecudownym aksamitem rozpuszczała się w ustach, mimo to nie uciekając od razu. Pozostawiła na podniebieniu pewną masywność - myślę, że w dużej mierze wynikającą z jej bukietu. A bukiet okazał się właśnie taki, jak zapowiadał zapach. Było wyraźnie mlecznie, cudownie słodziutko - lecz cukier i mleko w żaden sposób nie zdołały zakryć olbrzymiej mocy kakao. Wulkaniczne klimaty, dzikie paloności i ziemistości, asfalt - te skojarzyły mi się z czekoladami z kakao indonezyjskiego. W tak przewrotny sposób łączyły się z uwodzicielską słodyczą egzotycznych owoców: ananasa, marakui i mango. Po prostu coś obłędnego.
Tym bardziej bolał fakt, iż nasz zachwyt został tak szybko przerwany... Z prostego powodu - czekolada się skończyła. Z racji, że oczywiście dzieliłam się nią z Mężem, każdy z nas spróbował jedynie 10 g. To malutko. To jak dwie neapolitanki... Wielkość to jedyna wada mlecznej Manoa. Wiele bym dała, być móc poczuć jej więcej...
Tym bardziej bolał fakt, iż nasz zachwyt został tak szybko przerwany... Z prostego powodu - czekolada się skończyła. Z racji, że oczywiście dzieliłam się nią z Mężem, każdy z nas spróbował jedynie 10 g. To malutko. To jak dwie neapolitanki... Wielkość to jedyna wada mlecznej Manoa. Wiele bym dała, być móc poczuć jej więcej...
Środkiem lipca wzięliśmy dwa dni urlopu i postanowiliśmy wyskoczyć sobie na przedłużony weekend w czeskie Karkonosze. Dobrze znamy te góry od polskiej strony, a przecież lwia ich część leży po stronie sąsiadów. Rankiem 19 lipca już zakwaterowaliśmy się w naszym hotelu na przedmieściach Szpindlerowego Młyna i ochoczo ruszyliśmy na szlak - zdobywając najpierw szczyt Medvedin.
Dalej kierowaliśmy się w stronę szczytów Harrachovy Kameny i Kotel, z których jedynie na ten pierwszy prowadzi oznaczony szlak. Choć widoczność nie była idealna, widoki z tamtych okolic i tak przysporzyły nam wielu wrażeń.
Dalej maszerowaliśmy w stronę Labskiej Boudy widocznej na zdjęciu poniżej. To właśnie tam w skupieniu zdegustowaliśmy dziś opisywaną czekoladę.
A po drodze, pomimo coraz to bardziej zachmurzonego nieba - podziwialiśmy piękno przyrody...
...między innymi Pancavskiego Vodospadu...
...który spływa sobie do spektakularnego Labskiego Dulu (choć tak odmiennego od naszych pobliskich Śnieżnych Kotłów).
W Labskiej Boudzie urządziliśmy sobie przerwę czekoladowo-kawową.
Zdążyliśmy jedynie zejść do pobliskiego kolejnego wodospadu i rozpadało się nam... Z dalszej części dnia nie mamy już zdjęć, a wracaliśmy do Szpindlerowego Młyna przez Pramen Labe, Ruzencina Zahradka, Kozelski Hreben i Temny Kout.
Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, mleko w proszku.
Masa kakaowa min. 50%.
Masa netto: 20 g.