Nie posiadałam się z radości, gdy Zotter wypuścił kolejną stówkę. Dotąd przez długi czas w swej ofercie proponował jedynie Peru 100%. Próbowałam tej czekolady już dawno. Należała do stawki moich pierwszych zotterowskich zakupów, uskutecznionych latem 2014 roku w Innsbrucku. Przed nią próbowałam równie skrajnej peruwiańskiej Zotter High-End 96%, toteż spodziewałam się, jakiego piekła mogę się spodziewać po dodaniu jeszcze 4% kakao. Jakże różna była Zotter Peru 100%, moja druga setka, od mojego pierwszego razu z maksymalnym poziomem kakao - boskiej Domori IL100% Criollo. Obie wymienione tabliczki inicjujące moją przygodę z czekoladami stuprocentowymi, prezentowały dwa skrajne obozy, jak można odczuwać setkę.
Ekwadorska stówka od Zottera została wykonana z ziaren Arriba z regionu Los Rios. Wcześniej próbowałam już jego 75-tki stworzonej z dokładnie tego samego kakao, bardzo dynamicznej i przepełniającej pozytywną energii. Kupując Ecuador 100% w biokredens.pl, wiedziałam już, iż na pewno Ekwador zaprezentuje nam coś łagodniejszego, mniej piekielnego niż Peru. Także przez fakt, iż nie miała to być moja pierwsza ekwadorska stówka - 100% od Hoja Verde urzekła mnie swoją owocowością. Byłam ciekawa tej różnicy pomiędzy dwoma 100% Zotterami, bo wiedziałam, że będzie ona znacząca. Nie wracałam jednak do Peru 100%, możliwej obecnie do zakupu w zestawie Contest wraz z Ecuador 100%. Chciałam mieć dla siebie więcej Ekwadoru.
Czekolada podana nam w formie dwóch 32,5-gramowych tabliczek poddana została konszowaniu przez długie 36 godzin. W efekcie otrzymaliśmy zaskakująco gładkie tafle, o pełnej, wysyconej barwie, przebłyskującej granatem i fioletem. Jej aromat okazał się bardzo głęboki, pełen mocno palonej kawy i dojrzałych wiśni. Warto zaznaczyć, iż według informacji producenta ziarna użyte do stworzenia Ecuador 100% były krótko prażone w wysokiej temperaturze, co na pewno miało istotny wpływ na profil smakowy czekolady.
Jak Kimiko trafnie ujęła, przekrój tabliczki przypomina mokrą ziemię, co odnajduje swe odniesienie w sposobie rozpuszczania się tabliczki. Robi to długo, niespiesznie, z odrobiną zadziornej szorstkości. Koniec końców rozlewa się w ustach mocą swych aromatów, pozwalając na pełną kontemplację bez obawy, że prędko ucieknie wraz z krótkim finiszem. O nie. Tę czekoladę czuje się długo i mocno. Ja zrobiłam do niej kilka podejść, w różne dni, w pomieszczeniu i na dworze, także łącząc ją z... pewną mleczną czekoladą od Zottera (ale o tym więcej w innym wpisie).
Mój Mąż nie miał tyle cierpliwości dla Ecuador 100%, uznając ją mimo wszystko na zbyt mocno inwazyjną. Nie narzekałam, w końcu więcej czekolady zostało dla mnie. Pobyłam więc z nią trochę sam na sam, a szczególnie pouczające było ostatnie spotkanie z nią - spacer po ciężkim dniu pracy przez pół miasta na konwersacje po hiszpańsku. Kakaowa towarzyszka rozpuszczająca się powoli w moich ustach przez całą drogę naładowała mnie energią i pozwoliła spojrzeć na siebie od nowej strony.
Przy pierwszym podejściu kwaśność z goryczką dość mocno atakują, mogąc wprowadzić w szok. Od początku jednak czuję, że nie będzie tak hardkorowo jak przy Peru 100% - moje przypuszczenia okazują się więc słuszne. Z drugiej strony, w takich przypadkach zawsze odnoszę wrażenie, iż może po prostu moje kubki smakowe już przyzwyczaiły się do tak ekstremalnych doznań? Z uścisku goryczy i kwasu wydobywa się chleb o mocno przypieczonej skórce, albo jeszcze trafniej - niedopieczone w środku tłustawe ciasto o przypalonej skórce (myślę, że jest to dokładnie to samo wrażenie, które Kimiko opisała jako tłusty naleśnik). Z tej palonej chlebowości wyłania się uwodzicielski bukiet korzennych przypraw oraz mieszanki aromatycznych ziół i suszonych płatków kwiatów. Takie były moje najistotniejsze spostrzeżenia podczas pierwszej degustacji, gdy niekwestionowana moc czekolady nie pozwoliła mi na brnięcie w dalsze nuty smakowe. Po prostu leniwa maź zalepiła mnie palonością, nieśmiałymi kwiatami i o wiele śmielszymi korzeniami (cynamon!).
Później doszło do konfrontacji naszej setki z mleczną czekoladą, ale jak wspomniałam, rozszerzę temat przy recenzji tej drugiej. W kolejnych małych domowych próbach Ecuador 100% w swym powolnym rozpuszczaniu stawała się bardziej soczysta niż sucho-palona, ukazująca swój cytrusowo-jabłkowy bukiet, także z nutą wiśniowo-kwiatową. Moja cierpliwość wobec czekolady pozwoliła na ukazanie jej coraz to weselszego oblicza.
Apogeum jaśniejszej strony tej jakże ciemnej czekolady nadeszło wraz ze spacerem, o którym napomknęłam powyżej. Niesamowicie namacalne stały się wówczas pomarańcze. Tak bogate, iż nie mogłam się zdecydować, czy więcej tu jest soczystego miąższu, czy aromatycznej skórki. Później dynamiczna pomarańcza uspokoiła się, częściowo ustępując miejsca dobrze przesmażonemu, lecz delikatnemu musowi z jabłek. Mus był wymieszany z jakąś orzechową masą, jednak naleśnikowe skojarzenia Kimiko w tym momencie mnie nie dosięgły - raczej odczuwałam je podczas wcześniejszych prób, gdzie palono-przyprawowe nuty wraz z sytością samej czekolady kierowały mnie w naleśnikowym kierunku. Teraz było przede wszystkim owocowo. Pod koniec jabłka z domieszką orzechów przeszły w stronę wiśni i czarnych porzeczek, ale bardziej statecznych i poważnych, niźli buchających sokiem. Finisz z nimi można nazwać wręcz odrobinę szorstkim. Mimo wszystko, w kategorii dynamiczności i soczystości owoców, z Zotterem wygrała inna ekwadorska stówka - ta od Hoja Verde.
Choć nieco obawiam się zakupów setek, bowiem w moim Mężu nie zawsze mam w ich przypadku kompana do degustacji - jeśli Zotter wypuści następne stóweczki, na pewno się na nie skuszę.
Skład: masa kakaowa.
Masa kakaowa 100%.
Masa netto: 65 g (2x 32,5 g).
Wartość energetyczna w 100 g: 617 kcal.
BTW: 14/54/11