Jedną z tajemnic handlu pozostanie dla mnie fakt, dlaczego Biedronka postanowiła sprowadzić do Polski akurat litewskie czekolady? Być może usilnie poszukiwała jakichkolwiek produktów ze synonimami słowa "specjalny" w nazwie, aby móc zbudować bogaty folder "eksluzywnych" produktów utrzymanych w konwencji marki własnej La Speciale. W każdym bądź razie, w okresie przedwielkanocnym w Biedronkach pojawiły się trzy ciemne czekolady Tai Tau bez dodatków, wyprodukowane przez litewską fabrykę czekolady Meskenas (czyli szop pracz ;)).
Obiecałam sobie, że kupię je dopiero, gdy zostaną przecenione - nie łudziłam się, że ciemne czekolady rzucone na dyskont zostaną szybko wykupione. Biedronka jednakże pomieszała mi szyki robiąc promocję na asortyment czekolad. A że akurat musiałam się odstresować w pracy, zatrzymałam się przy pierwszej lepszej Biedronce i wyszłam z niej z kilkoma tabliczkami czekolady - w tym z całym triem Tai Tau. Nie od dziś wiadomo, że czekoladowe zakupy są jednym z najlepszych lekarstw na ukojenie nerwów.
Pierwsza na tapetę poszła czekolada o 62% zawartości kakao - w przypadku Tai Tau będziemy wspinać się coraz wyżej jeśli chodzi o poziom masy kakaowej. Napisy na etykiecie głoszą, iż czekolada ma w składzie miazgę kakaową pochodzącą "z wysokiej jakości ziaren kakaowych Ghana, Arriba, Grenada". Niby jest to już jakaś zachęta, że producent potrafi wskazać pochodzenie użytej miazgi kakaowej - ale z drugiej strony cały czas mam obawy, czy jest to czekolada choć odrobinkę wyższej jakości niż gorzkie od Wedla czy z Wawelu. Marka po prostu nie wzbudzała mojego zaufania, nie mówiąc już o fakcie znalezienia tych tabliczek w Biedronce zaraz obok "wykwitnych" La Speciale. Dodatkowo, nieco badziewne przyozdobienie kostek w owoce morza również skłaniało mnie do niezbyt przyjemnych refleksji... Wszystko miał zweryfikować smak.
Naszą czekoladę otworzyliśmy w bardzo nietypowych warunkach. Zjedzona bowiem została... na kolację. Przynajmniej moją, bo w Wielki Piątek wieczorem nie byłam w stanie przełknąć nic innego, niż samoistnie rozpuszczającą się w ustach słodycz. Awaryjnie szybki powrót z górskiego szlaku, dogorywanie w łóżku z gorączką... Ale wieczorem uniosłam głowę w poduszki, wraz z Lubym wypiliśmy kawę przygotowaną w termosie na niezrealizowaną trasę i z uporem maniaka planowaliśmy trasy na kolejne dni. Które notabene zrealizowaliśmy w 100%. Czyżby Tai Tau miała uzdrawiającą moc? ;)
Ciężko mi było w pełni zidentyfikować aromat czekolady mając częściowo zatkany nos, ale mimo wszystko w konsultacji z Ukochanym doszłam do wniosku, że w kwestii zapachowej niewiele się tu dzieje. Tai Tau 62% ma zapach jednolity, aczkolwiek twardy jak skała - słodkawo-deserowy, trochę przywołujący na myśl jagodowo-kakaowy krem. Wydawało mi się, że skądś już znam taki aromat - prosty, ale przyjemny i jednak nieco inny od najpopularniejszych gorzkich tabliczek.
Czekolada w konsystencji była dość twarda, aczkolwiek nie łamała się z mocnym hukiem. Względnie grube kostki sprawiały wrażenie jednolitości i zbitości. Lekki połysk na zdobieniach kostek nie wydawał mi się wcale apetyczny i kuszący, ostatnimi czasy bardziej podoba mi się większa matowość czekolad. Swobodne rozpuszczanie się w ustach też było kwestią dyskusyjną - tą czekoladę zdecydowanie lepiej się gryzło.
Smak? Jedząc Tai Tau 62% miałam nieodparte wrażenie, że spożywam czekoladki z kalendarza adwentowego, ale w wydaniu o wyższej zawartości kakao. Ciężko mi nazwać tą nutę smakową - po prostu przywiodła takie, a nie inne skojarzenie. I to właściwie wszystko. Nie rozpostarła się przede mną paleta niuansów smakowych, nie spodziewałam się zresztą tego. Dostałam jednak deserowy wyrób idealnie pasujący do kawy. Oj tak, mój Ukochany również stwierdził, że taka deserowo-słodka czekolada o zwartej konsystencji bardzo dobrze komponuje się z kawą. A skojarzenie z podkręconą przez kakao wersją adwentowych czekoladek dawało mi przyjemność z jedzenia każdej kostki. Przyjemność, która nie trzęsła murami, niebędąca rozkoszą - ale taką zwyczajną, codzienną przyjemność, dokładnie jak łyk zwykłej kawy.
Ciekawa jestem, co nowego przyniosą z sobą Tai Tau 72% i 82%. Czy w ogóle poczujemy znaczną różnicę? Do ich zrecenzowania zostaje jeszcze trochę czasu, ale nie boję się, że zapomnę jak smakowała 62%. To był tak prosty, łatwy do zapamiętania smak - porównanie przyjdzie mi bezproblemowo.
Skład: miazga kakaowa (Ghana, Arriba, Grenada), cukier, tłuszcz kakaowy, lecytyna rzepakowa.
Masa kakaowa min. 62%.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 558 kcal.
Wartość energetyczna w 100 g: 558 kcal.
BTW: 6,6/34/56,4
Posiadam tylko z tej serii czekoladę 82%,której jeszcze nie otworzyłam ;) Z Twojej recenzji wynika,że 62% nie wypadła aż tak źle, więc myślę,że jako dodatek do kawki i w tym przypadku świetnie się sprawdzi :)
OdpowiedzUsuńNa pewno jest to czekolada bardziej warta powtórki niż mleczna La Speciale. Wielce ekskluzywne to to też nie jest - szału nie robi, ale tragedii też nie ma. Wiadomo, że nie rzucą w Biedrze autentycznych czekolad single origin, więc cieszmy się z tego co jest :).
UsuńJadłam ostatnio czekoladę marki Plamil z ziarnami konopi, o której Ci pisałam.Zawiodła mnie..Niby jest o zawartości 70% kakao ale na taką zawartość %% jest słodka. Porównując inne tabliczki o zaw.70% wypada b, słodko. Nie ma w niej charakterystycznego "trzasku". Jak dla mnie smakuje jak mleczna o wyższej zawartości kakaa ;( Jedynie ziarna konopii dodają jej tak jakby nuty orzechowej, co mogę uznać za +.
UsuńA to szkoda! Raczej na pewno sie na nia nie skuszę, choć wiem, że konopie nadają rewelacyjnego posmaku. Slodziki w czekoladzie trzeba jednak trakowac jako ciekawostke - cukier to cukier ;). Zagadka pozostaje dla mnie 80% z ksylitotem z Manufaktury Czekolady.
UsuńZnaczy dobrze, że się na nią nie pokusiłam. Brzmi tak trochę nijako, smacznie ale nijako.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście nie było to nic wielce wyjatkowego.
UsuńJak zwykle najpierw ponarzekam na moje miejsce zamieszkania i brak nawet takich rzeczy. W Biedronce ich nie widziałam, nic. Są za to jeszcze czekolady Nestle z terminem do marca...
OdpowiedzUsuńSpróbowałabym, mimo, że nic specjalnego.
Aż dziwne, że nie ma ich we wszystkich Biedronkach. Wydawało mi się, że wszędzie są produkty z serii La Speciale i pochodne. Ja też jeszcze gdzieś widziałam te Nestle, masakra że przeterminowane na sklepie stoją. Przecenione chociaż?
UsuńTa, przecenione, ale bodajże o złotówkę. Brawo dla sklepu po prostu.
UsuńDzisiaj pojechałam aż na drugi koniec miasta do nieco większej Biedronki, niż te, co są bliżej mnie i znalazłam tę czekoladę! Tylko 72 % była i dwie Jubileu. Akurat na promocję trafiłam, to wzięłam. Pytałam czy tylko ta 72 % jest, to mi odpowiedziano, że tak i że innych nie mieli. Dziwne to, jak dla mnie.
Kurczę, gdzie Ty mieszkasz? :D Jakieś niedorobione masz te Biedronki, za przeproszeniem :D
UsuńPrzedwczoraj miałam ją kupić, ale ostatecznie odłożyłam, może jednak się kiedyś zdecyduję, jak przecenią.
OdpowiedzUsuńSpróbować można, jest raczej delikatna ciemna czekoladą.
UsuńObawiałam się średniej jakości i po Twojej recenzji raczej się nie skuszę, chyba, że przecenią ją o połowę.
UsuńTak mocno przecenionych to aż żal nie brać, zwłaszcza, że to nie żadne cukrowe badziewia.
UsuńWidziałam ją w Biedrze, ale przeszłam obok nich obojętnie, choć w sumie może i kupię przy najbliższej wizycie na spróbowanie jakąś 82%. Te kiczowate stworki na kostkach sprawiają, że wizualnie nie mogę dostrzec w nich żadnego smaku, choć też ciężko spodziewać się głębszego smak w czekoladzie za 3 zł, ale spróbować nie zaszkodzi :P A może przypomnę sobie smak pożeranych niegdyś czekoladek z kalendarza adwentowego :)
OdpowiedzUsuńJa przede wszystkim chciałam zweryfikować, czy ich "eksluzywność" i nieznany mi dotąd producent wyróżnia je na tle ciemnych tabliczek dostępnych w podobnym przedziale cenowym. Figurki na kostkach mnie również bardziej odstraszają niż zachęcają (choć pralinki "owoce morza" jakiś tam urok mają ;)).
UsuńNie wiem, czy 82% też będzie miała taki posmak. W tej 62% naprawdę mi to przypasowało - pralinki adwentowe z większą ilością kakao to wypasiona wersja dla starszych już dziewczynek, takich jak my :D
Jestem ciekawa jak wypadną inne wersje tej czekolady :)
OdpowiedzUsuńJa również :D. Ale jeszcze poczekam z ich wypróbowaniem.
Usuńhahaha w biedronce? i ja jej nie widziałam... albo nie zwróciłam uwagi xDD ja i moja kurza ślepota, wymiatam ;) co do kalendarzy adwentowych... jak możesz porównywać, uwielbiam je i otwierać te urocze okienka, zawsze na początku się pilnuje a potem i tak wyżeram wszystkie w chwili napadu ;)
OdpowiedzUsuńZapewne są pośród innych "ekskluzywnych" produktów, na półkach z ofertą tymczasową.
UsuńOstatnio jadłam te czekoladki prawie 20 lat temu, ale gdzieś tam wspomnienie zostało. Tu smak został podrasowany wyższą zawartością kakao ;).
a widzisz bo powinnam 20 lat temu żywić się czekoladą, a żywiłam się mlekiem z piersi mojej mamy :D ale to dobrze, że poprawili jakość, a nie na odwrót bo teraz częściej obserwuje się tendencje spadkową ;)
UsuńNie wiem, czy poprawili jakość czekoladek adwentowych. W końcu ich nie jadłam od tych 20 lat :>.
Usuńmnie ta seria też zainteresowała - bo nieznana. ciekawa też byłam, jak leży na języku czekoladowy konik morski. he he. wzięłam tę środkową. nie wiem, o co chodzi, może mają w tej firmie marne mieszadła i masa nierównomiernie się miesza - ja czułam wyłącznie kwaśny smak, tak kwaśny, że nie zachowałam reszty nawet na kiedy indziej. a potrafię docenić wytrawną czekoladę.
OdpowiedzUsuńUuu, no to mnie zaintrygowałaś tą kwaśnością. Muszę sprawdzić, jakiego jest charakteru - czy to kwaśność z jaką już się wcześniej spotkałam w wykwintniejszych czekoladach, czy to nuta wadliwa. Wadliwa kwaśność kojarzy mi się niestety z przepalonymi ziarnami w tanich ciemnych czekoladach i obawiam się, że to może być to :/.
Usuńmnie to smakowało jak bardzo kwaśne, a zarazem w za wysokiej temperaturze parzone espresso.
UsuńZweryfikuję :).
UsuńAaaaa, przed chwila skończyłam ją jeść! Też czekałam na promocję w biedronce, w końcu wszystko przegapiłam, a dziś zostały już tylko trzy ostatnie tabliczki 62%. Czyli 72 i 82% raczej nie spróbuję. Szczerze mówiąc, nawet specjalnie nie żałuję, dobra czekolada i to wszystko ;)
OdpowiedzUsuńO, czyli jednak ludzie wszystko wymietli - jestem zaskoczona, że jednak był popyt na te ciemne czekolady :).
UsuńWażne, że chociaż dobra :D. Tak zagadkowa marka mogła zafundować nam przeróżne doznania. Przy wersji 62% w miarę się spisała.
Teraz te czekolady przecenili na 2,99zł ;)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że kupowałam je w podobnej cenie podczas promocji -20% na wszystkie czekolady.
UsuńDziś widzialam je po 2,39zł :)
UsuńTo już w ogóle taniocha :D
UsuńLepsze litewskie pseudoekskluzywne czekolady niż ukraińskie chałwy o smaku kostki rosołowej, wierz mi.
OdpowiedzUsuńCo do wizualnej strony tabliczki, we wtorek u mnie odpowiedź ]:-> Poza tym nie jest ono "badziewne", a ma nieść skojarzenie z belgijskimi pralinami o nazwie "Owoce morza". To, że im nie wyszło, inna sprawa.
Hoho, w to wierzę bez dwóch zdań! ;) Swoją drogą, jeśli chodzi o inne ukraińskie słodycze - z czekoladami stamtąd mam na szczęście nie najgorsze wspomnienia. No i to właśnie na Ukrainie jadłam baton Picnic z orzechami włoskimi - szkoda, że u nas go nie ma!
UsuńKupiłaś je? :D Domyśliłam się, że miały przypominać te pralinki. Rzeczywiście kiepsko im to wyszło.
W sumie to dobrze, że nie wiedziałyśmy o ich dostępności w Biedronce, bo pewnie na jedną byśmy się skusiły ale skoro tyłka nie urywają to nic straconego :P
OdpowiedzUsuńO tak. Zamiast trzech Tai Tau zainwestujcie w Morina lub Zottera, w końcu! :>
UsuńNo zbyt wielkie sknery jesteśmy, żeby zrobić zamówienie :'( Trudno jest nam to przezwyciężyć xD
UsuńNie będziecie żałować, naprawdę. Te czekolady są warte tych pieniędzy.
UsuńNic o nich nie wiedziałam.. Ale może to i dobrze. Twoja recenzja jakoś niespecjalnie zachęca do zadarcia kiecy i wylotu na miotle do ekskluzywnej Biedronki. Tak czy siak, zawsze to jakaś odmiana od polskich produktów, aaach ta zagranica :)
OdpowiedzUsuńKostki rzeczywiście trochę jakby odpustowe ;) Jak to rzekłaby moja znajoma "wieś tańczy i śpiewa" :)
Zawsze można po prostu potraktować spróbowanie litewskiej czekolady jako ciekawostkę :).
UsuńPierwsza i druga fotografia zadziałała jak płachta na byka. Zakochałem się w tabliczce momentalnie. Owoce morza, jako pralinki, te 20 lat temu były dla mnie... esencją pyszności.
OdpowiedzUsuńDopracowane wizualnie (białe wstawki, nacięcia na ogonie/ głowie w figurkach), rewelacyjny smak. P o e z j a :)
Obecnie są lepsze i gorsze opakowania. Wspomnień mi jednak nic nie zabierze, a te z (niestety) wyższej półki cenowej nawet je przywołuje :)
Dlatego określenie owoców morza jako badziewne, zbudziło we mnie bunt. Złość niespotykaną ;) Umysł ochłonął i spojrzałem na nie raz jeszcze. Może faktycznie... zalatują tandetą. Marną imitacją doskonałości ;)
PS. Czekoladka adwentówka? Nic więcej pisać nie trzeba. W samo sedno... bez kupowania. Ale gdyby pojawiły się elementy białej czekolady, nawet bym nie zwracał uwagi na czerwone światła przy przejściu dla pieszych... by tylko móc ją dorwać :)
PS. U mnie jej nie było :(
Do samych pralinek "owoce morza" nic nie mam, nawet mi smakują. Chodzi o to, że umieszczenie ich podobizn na kostkach tabliczki już wydaje mi się być badziewne. Co innego, gdyby czekolada nadziewana była podobnie, jak tamte pralinki.
UsuńZa złą opinię przy spełnionych warunkach:
Usuń- super wyglądu, zachowanej estetyce "muszelek" na kostkach,
- nadzienia jak w tych dobrych owocach morza,
Mówię otwarcie; obraziłbym się jak stąd do kosmosu! :D
Sama bym z chęcią spróbowała takiej czekolady :D
UsuńKusiła mnie wersja 82% ze względu na te kosteczki które mnie zauroczyły, bo przypomniały te bombonierki "owoce morza". W końcu jednak nie kupiłam. Może jeszcze uda mi się je gdzieś dorwać.
OdpowiedzUsuńBodaj najbardziej jestem ciekawa tej wersji 82%. A kostki rzeczywiście przypominają o tych pralinkach.
UsuńMiałam ją kupić, bo mnie te urocze kosteczki kusiły! ;)
OdpowiedzUsuńDla mnie są mało urocze, ale to kwestia gustu ;)
Usuń