poniedziałek, 30 czerwca 2014

Millano Luximo Premium ciemna z kawą


Dawno dawno temu, była sobie w Biedronce duża promocja na wszystkie czekolady ;). (Heh, to już naprawdę szmat czasu minął...) Oprócz dwóch dużych tabliczek Wawel (Brownie i Apple Cake), zakupiłam wtedy również opisywany dzisiaj produkt. Pozostałe czekolady z tej kolekcji nie wzbudziły mojego zainteresowania na tyle, bym skusiła się na wypróbowanie. Koniec końców, i tak owa tabliczka długo czekała w Magicznej Szufladzie na swoją kolej. W końcu zdecydowałam się zabrać ją ze sobą na II Festiwal Piw Rzemieślniczych w Annopolu, gdzie została skonsumowana na świeżym powietrzu, w towarzystwie wyśmienitego piwa.

Edycja Luximo Premium została wyprodukowana przez fabrykę Millano, która jest także twórcą marki Baron (a mam do niej bardzo mieszane uczucia). Jedno jest pewne, producent postarał się o elegancki i praktyczny wygląd czekolady. Tabliczka została podzielona na sześć prostokątów, z których to każdy został owinięty w osobne sreberko. Świetne rozwiązanie - zarówno ze względu na łatwą możliwość poczęstunku, jak i na wydzielenie sobie porcji. Poza tym, taką pokaźną kostkę można zjeść bez brudzenia sobie rąk. Dodatkowo, same czekoladowe prostokąciki mają naprawdę ładny wygląd.

Gdy rozwiniemy czekoladkę ze sreberka, od razu wiemy, co do niej dodano. Głęboki aromat mielonej kawy błyskawicznie do nas dociera. Zapach jest naprawdę zachęcający. Do tego z natury przyjemny, łagodny aromat deserowej czekolady - i już ślinianki pracują.

W smaku produkt jest całkiem spoko. Nieprzekombinowane i bardzo proste rozwiązanie,  a do tego czysty jak łza skład surowcowy - Millano należy się pochwała. Czekolada nie jest przesłodzona, kakao jest wyraźnie wyczuwalne, zaś kawa daje o sobie znać w postaci maleńkich drobinek zatopionych wewnątrz. Kawa jak to kawa, do kakao pasuje idealnie. Myślę, że jest to produkt godny polecenia - zwłaszcza za tak niską cenę. Oby dyskonty szły w tą stronę - zamiast czekoladopodobnego chłamu. Zwyczajnie, ale smacznie.

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, kawa mielona 3,5%, lecytyna sojowa, aromat.
Masa kakaowa min. 54%.
Masa netto: 126 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 494 kcal.
BTW: 4,3/30,9/46

piątek, 27 czerwca 2014

Heidi SummerVenture Casablanca biała z mandarynką, figami i migdałami


Będąc z moim Ukochanym na mieście, z ciekawości postanowiłam zajrzeć do Almy. Ostatnimi czasy bywałam tam bardzo rzadko i nie śledziłam już tak zapalczywie aktualnej oferty promocyjnej tych delikatesów. Tym większego szoku doznałam, gdy zobaczyłam coś, czego w ogóle się nie spodziewałam! Heidi SummerVenture! To już trzeci rok, kiedy ta rumuńska marka raczy nas w letnim okresie oryginalnymi połączeniami smakowymi. I z roku na rok ich pomysłowość mnie zachwyca. Szczęka mi opadła, jak zobaczyłam, co wyczarowali tym razem... Oczywiście cała kolekcja trzech wakacyjnych tabliczek od razu powędrowała do koszyka :).

Seria SummerVenture to zawsze trzy tabliczki: biała, mleczna i ciemna. W tym roku, jako pierwszą zdecydowaliśmy się wypróbować biel. Ciary mnie przechodziły na samą myśl, co też kryje pod sobą sreberko. Zwłaszcza, że biała czekolada z zeszłorocznej serii po prostu zmiażdżyła system. I powiem szczerze, że miałam gdzieś fakt, że owocowe dodatki są mocno doprawione cukrem - a to w gruncie rzeczy sprowadza nas do punktu, gdzie mamy mało owoców w owocach. Po doświadczeniach z SummerVenture sprzed roku i dwóch lat wiedziałam, że i tak czy siak Heidi zafunduje nam naprawdę intensywne doznania.

Nie myliłam się. Czekolada przesiąknięta jest dusznym zapachem orientu, jest jakby naperfumowana. Niepokojąco gorąca w aromacie. W smaku biała czekolada jest bardzo delikatna, aksamitna, rozkosznie słodko-mleczna - taka, jaka powinna być. A te wszystkie dodatki... O tak, zdecydowanie je czuć! Każdy z osobna. Mandarynkowe drobinki, figowe drobinki. Owoce o charakterystycznych smakach - w genialny sposób zgrywają się z bardzo dobrą białą czekoladą. I do tego klasyk - migdały. Wprawdzie drobno pokruszone, ale również dochodziły do głosu. 

Jestem pod dużym wrażeniem. Wątpię, czy Casablanca przebiła zeszłoroczną Himalayę, ale to był już bardzo podobny poziom. Coś niezwykle oryginalnego, wykwintnego - lecz bez przerostu formy nad treścią. Nie każdemu zasmakuje - może wydawać się zbyt przytłaczająca. Niczym woń kadzideł. Dla mnie super!

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, migdały 8%, odtłuszczone mleko w proszku, figi 1,7% (sacharoza, figi 25%), mandarynki 1,7% (sacharoza, mandarynki 10%, fruktoza, kwas cytrynowy, naturalny aromat owoców cytrusowych), lecytyna sojowa, naturalny ekstrakt z wanilii i fig.
Masa kakaowa min. 29%.
Masa netto: 80 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 570 kcal.
BTW: 8,38/34,91/55,5


czwartek, 26 czerwca 2014

Lindt Apfel-Cashew mleczna z orzechami nerkowca i suszonym jabłkiem


Od samego rana na górskim szlaku, tylko On i ja. Cisza, spokój, słychać jedynie nasze kroki. Dochodzimy do starego zrujnowanego schroniska, które ku naszemu zdziwieniu - nadal funkcjonuje. Siadamy na zewnątrz, pod daszkiem, bo zaczyna lekko kropić. Przychodzi do nas tamtejszy kot, wita nas miauczeniem, siada obok. Kulturalny, bo zupełnie się nam nie narzuca, po prostu towarzyszy nam w tle. I całe szczęście, niech tylko by spróbował podejść do mnie bliżej ;). Wyczuł szczęściarz, że nienawidzę kotów.

Wyciągamy termos z kawą i upragnioną czekoladę... Chwila regeneracji, by zaraz iść dalej. Rytuał otwierania kartonika, rozdzierania sreberka. To, co widzimy, zapowiada się obiecująco. Powierzchnia tabliczki jest pokryta mnogością dodatków, co sprawia zupełnie odmienne wrażenie, niż w przypadku poprzednich czekolad z tej serii. Zdecydowanie, Apfel-Cashew wydaje się być mocniej naładowana bakaliami od swoich poprzedniczek. 

...ale pomimo tego nie zdołała przebić smakowitością Cranberry-Haselnuss. Mleczna czekolada jest równie dobra, jak w przypadku wyżej wspomnianego produktu, ale dodatki nie czynią już tak piorunującego efektu. Wrażenie mnogości bakalii wynika z faktu, że w tym wyrobie orzechy zostały bardziej rozdrobnione. Nie mamy więc tutaj całych połówek nerkowców, lecz równomiernie rozmieszczone mniejsze cząstki (na całe szczęście, nie rozkruszone w pył). Można łatwo wyczuć ich specyficzny smak, co jest dużą zaletą tego produktu - wszak przepyszne orzechy nerkowca rzadko można spotkać w czekoladach. Kawałki jabłka to w 100% suszone jabłuszko, bez żadnych dodatków - i za to producentowi należy się złoty medal. Są bardzo delikatne w smaku, naturalne, o komfortowej dla gryzienia teksturze.

Podsumowując, orzechowo-owocowa niemiecka edycja Lindta była smaczna, ale... spodziewałam się po niej o wiele więcej. Szczególnie rozczarowała mnie pierwsza próbowana czekolada z tej serii, czyli Aprikose-Mandel. Takie połączenia smakowe powinny być bardziej wyraziste, Lindt nie powinien szczędzić na ilości bakalii. A do tego, wydaje mi się, że był nieco powściągliwy co do samej czekolady w tej kolekcji - zabrakło jakiejś cząstki idealnej delikatności, jaką cechują się tabliczki Lindta.
 
Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, orzechy nerkowca 10%, miazga kakaowa, kawałki jabłka 5%, laktoza, odtłuszczone mleko w proszku, lecytyna sojowa, ekstrakt słodu jęczmiennego, tłuszcz mleczny, aromaty.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 468 kcal.
BTW: 6,1/28/47

wtorek, 24 czerwca 2014

Orion Studentska mleczna z ananasem, orzechami arachidowymi i galaretkami


W końcu przyszedł czas na ostatnią tabliczkę z egzotycznej limitowanej serii Studenstkiej. Tak tak, ta czekolada też czekała na nasz wyjazd w góry ;). Bo w końcu tam Studenstkie smakują najlepiej! Tym bardziej cieszy fakt, że moi Rodzice sprezentowali nam paczuszkę Studentskich (każda z nich już został a opisana na tym blogu), które to odłożymy na urlopową wyprawę w Alpy :). Będzie turbodopalacz!

Mleczna czekolada z ananasem, orzechami arachidowymi i galaretkami. Kakao jak zwykle mamy śmiesznie mało, ale mnogość smakowitych dodatków całkowicie przyćmiewa kiepskiej jakości czekoladę. Ba, nawet przez chwilę nie zastanawiałam się nad tym, co w niej jest niepoprawne i niedopracowane - dodatki na to nie pozwalają! Wybaczam Studenstkiej wszystkie grzechy (szkoda, że nie mogłam tego zrobić w przypadku wielkoformatowych tabliczek marki Orion).

Orzeszków jest dużo, dużo, dużo - czyli w sam raz ;). Galaretki - pokaźne, cytrusowe, pyszne. No i cząstki ananasowe. Niestety - ananasowe cząstki, a nie kawałki suszonego/kandyzowanego ananasa. Bądź co bądź, zdążyłam się już przyzwyczaić do takich zagrywek ze strony producentów czekolad. Całe szczęście, w owych cząstkach odnajdziemy co nieco ananasa w formie suszu oraz włókna z tego owocu. Resztę składu cząstek podbito oczywiście cukrem oraz jabłkiem. Mimo to, ów element tabliczki jest rzeczywiście wyraźnie ananasowy. Słodki, rześki, przyjemny smak - nie da się go z niczym innym pomylić. Nie trąci sztucznością, a obawiałam się tego. Użyto w nich luteiny jako barwnika, ale nie mają podejrzanej barwy tak jak w przypadku wersji pomarańczowej. Generalnie jeśli chodzi o wygląd, nie wyróżniają się jakoś specjalnie na tle galaretek.

Fajna, pomysłowa czekolada. Smaczna, jak wszystkie Studenstkie, które dotąd jadłam. Muszę jednak przyznać, że owa najnowsza egzotyczna edycja szczególnie ujęła mnie jeśli chodzi o Orionowe limitki. To były naprawdę udane fuzje smakowe, nawet pomimo składu surowcowego, któremu można wiele zarzucić. Z całego egzotycznego tria, jak dla mnie - wygrywa wersja z kokosem.

Skład: cukier, orzechy arachidowe 13%, galaretki 12% (cukier, syrop glukozowy, woda, kwas cytrynowy, pektyna, cytrynian sodu, aromat, tłuszcz palmowy i kokosowy, wosk karnauba), tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, ananasowe cząstki 9% (cukier, suszony ananas 34,8%, suszone jabłko, błonnik ananasowy 4,8%, alginian sodu, fosforan wapnia, aromat, kwas cytrynowy, luteina), miazga kakaowa, tłuszcze roślinne (palmowy, shea, sal, illipe, kokum gurgi, z pestek mango), tłuszcz mleczny, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa, polirycynooleinian poliglicerolu, ekstrakt z wanilii.
Masa kakaowa min. 25%.
Masa netto: 180 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 509 kcal.
BTW: 6,6/27,6/57,3

niedziela, 22 czerwca 2014

Lindt Cranberry-Haselnuss mleczna z orzechami laskowymi i suszoną żurawiną


Z całego tria Lindtów reprezentującego serię orzechowo-owocową, dwie z pozostałych w Magicznej Szufladzie tabliczek odłożyłam na wyjazd w Beskid Śląski. Wiedziałam, że czekolady z orzechami w górskich warunkach sprawdzą się najlepiej. I bardzo ciekawa byłam, jak wypadnie reszta tej kolekcji dostępnej w Niemczech. Lindt Aprikose-Mandel nie do końca bowiem sprostał moim oczekiwaniom.

Lindt Cranberry-Haselnuss został przez nas otwarty w czerwcowy poranek, tuż po wejściu na Wielką Czantorię. Już sam zapach przekonał nas do tego, że będzie to prawdopodobnie najlepsza propozycja z całej wspomnianej wyżej trójki. Dobra mleczna czekolada powleczona ewidentnym zapachem lasu - klasyczne orzechy laskowe i głęboki żurawinowy aromat. Bardzo, bardzo obiecujący zapach.

Muszę przyznać, że orzechowo-owocowa seria Lindta odbiega nieco poziomem aksamitności od pozostałych tabliczek tej firmy. Czekolada jest twardsza, nie rozpuszcza się tak mocno w ustach - co z drugiej strony czyni ją idealną do zabrania na szlak. Jest jednak w dalszym ciągu bardzo smaczna. Mocno kakaowa z wyraźnym mlecznym akcentem.

Jeśli chodzi o dodatki - w moim mniemaniu orzechów jest za mało, zaś owoce umieszczono w wystarczającej ilości. Orzechy laskowe są duże, wysokiej jakości, nieskarmelizowane i nie mocno podprażone - jednym słowem - bardzo naturalne. A jednak patrząc na tabliczkę od spodu, jakoś tak łyso... Za mało, za mało! Rozumiem, że Lindt nie chciał przyćmić smakiem orzechów swojej świetnej czekolady, ale jednak czegoś mi brakowało.

Kawałki suszonej żurawiny są nie za duże, bardzo miękkie i idealnie wkomponowane w kakaowo-mleczną masę. Pewnie nie raz zdarzało się Wam jeść suszoną żurawinę, z którą coś było nie tak - albo zbyt twarda, albo zbyt cierpka, innym razem mocno dosłodzona. Tutaj nie ma się do czego przyczepić. Żurawina GENIALNIE skomponowała się z resztą dodatków - Lindt uzyskał efekt niemal piorunujący. Nie mam zamiaru krytykować dodatku cukru i oleju do tych bakalii, bowiem zabieg ten stosowany jest niemal zawsze.

Niezwykle naturalne smaki, których prostota w kilka chwil zmienia się w prawdziwy kunszt. Aż dziwnie było nam degustować tą czekoladę w momencie, gdy przez wysiłek fizyczny mieliśmy parcie na cukier - grzechem by było nie zastanowić się nad tym produktem nieco dłużej. Tak bardzo górska, tak bardzo leśna. Wspaniała czekolada.

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, orzechy laskowe 13%, pełne mleko w proszku, kawałki suszonej żurawiny 10% (żurawina, cukier, mąka ryżowa, olej rzepakowy), miazga kakaowa, laktoza, odtłuszczone mleko w proszku, lecytyna sojowa, ekstrakt słodu jęczmiennego, tłuszcz mleczny, aromaty.
Masa kakaowa min. 30%.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 519 kcal.
BTW: 7,9/34/44



piątek, 20 czerwca 2014

Orion mleczna z nadzieniem orzechowym, karmelem i kawałkami orzechów laskowych



Powracając ze szlaku w czeskich Jesionikach nie byłabym sobą, gdybym nie udała się do tamtejszego marketu celem polowania na czekolady marki Orion. Pomijając Studentską, której najnowsze wersje zakupiłam jakiś czas temu przez internet – poszukiwałam głównie ciekawych smaków wielkoformatowych tabliczek. Najbardziej zależało mi na wersji z orzechami włoskimi, jednak nigdzie nie mogłam jej znaleźć. Aby nie wracać  z Czech z pustymi rękoma, zdecydowałam się w końcu na dziś opisywany produkt, czyli mleczną czekoladę z nadzieniem orzechowym, karmelem i kawałkami orzechów laskowych.

Taka propozycja brzmi super, a obrazek na opakowaniu tym bardziej zachęca do spróbowania. Dotąd miałam mieszane uczucia jeśli chodzi o duże tabliczki Orion i ciężko mi było przypuszczać, jak firma wypadnie tym razem. Po składzie surowcowym rewelacji nie można się było spodziewać, choć miałam nadzieję, że marka utrzyma poziom i znów wypadnie lepiej, niż polscy producenci tego szczebla. Tabliczka grzecznie czekała na swoją kolej w Magicznej Szufladzie do czasu, aż kolejny raz wybraliśmy się w góry. Została skonsumowana w pięknych okolicznościach Beskidu Śląskiego.

Niestety bardzo się zawiodłam. Zapach tabliczki jest płaski i nieco sztuczny – przebrzmiewają gdzieś lekkie nuty kakao i aromatu orzechowego. W smaku jest jeszcze słabiej. Po pierwsze – mleczna czekolada jest bardzo słodka i ani krzty w niej mlecznej delikatności z filuternym kakaowym pazurem. Dolna warstwa nadzienia, czyli tzw. nadzienie orzechowe – ma posmak wyrobu czekoladopodobnego o smaku orzechowym – wina ogromnej ilości tłuszczy roślinnych. Górna warstwa nadzienia jeszcze jakoś tam daje radę. Karmel jest półpłynny, ale jego konsystencja jest na tyle zwarta, że nie wylewa się dookoła. Również jest bardzo słodki i w gruncie rzeczy smutnie przeciętny. W karmelu zatopione są drobinki posiekanego orzecha laskowego. Orzech jak to orzech – jest smaczny, ale zdecydowanie lepiej przedstawiałby się w większej ilości i w towarzystwie kompanów bardziej dopracowanych pod względem jakości.

Nijakość. Gdyby nie fakt, że jedliśmy tą czekoladę na szlaku – męczylibyśmy ją w nieskończoność. Zawiodłam się tą stertą cukru i margaryny. Znów spieprzono naprawdę ciekawy pomysł na tabliczkę.

Skład: cukier, tłuszcze roślinne (palmowy, shea, sal, illipe, kokum gurgi, z pestek mango), syrop glukozowy, mleko w proszku, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, pasta z orzechów laskowych 4,7%, kawałki karmelizowanych orzechów laskowych (orzechy laskowe 70%, cukier 30%), zagęszczone słodzone mleko (mleko, cukier), serwatka w proszku, tłuszcz mleczny, laktoza, lecytyna słonecznikowa, sól, aromat.
Masa kakaowa min. 25%.
Masa netto: 240 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 549 kcal.
BTW: 4,5/33,4/56,9

niedziela, 15 czerwca 2014

Lindt Douceur Vanillee ciemna z wanilią


Jakiś czas temu na rodzimym rynku pojawiła się kolejna tabliczka z lindtowskiej serii Excellence. Tabliczka ta produkowana jest w francuskiej fabryce firmy. Nie wiem dlaczego polski oddział Lindta tak mocno sympatyzuje z Lindtem francuskim, co rusz wprowadzając do naszych sklepów produkty z tamtejszej pracowni. Nie żebym narzekała, ale do Niemiec z Polski jest bliżej, a niemiecka oferta Lindta jest przebogata i przeatrakcyjna (vide moje ostatnie zakupy przez internet) - warto byłoby właśnie ją przybliżać rodakom... Zresztą, skoro tak chętnie sięgają do asortymentu francuskiego, nie obraziłabym się za udostępnienie tamtejszej kolekcji Maxi Plaisir ;). A tymczasem, polski oddział Lindta uraczył nas czymś na pierwszy rzut oka mega zwyczajnym - reklamując ów produkt dość intensywnie. Nie do końca rozumiem te posunięcia...

Ciemna czekolada z wanilią. A raczej - deserowa czekolada, przede wszystkim z aromatem waniliowym. Muszę przyznać, że gdyby nie przecena w Carrefourze ze względu na zbliżający się termin ważności - nie kupiłabym tej tabliczki. Nie wydawała mi się czymś super atrakcyjnym. A jednak - Lindt za 4 złote to jak za darmo - grzechem było nie spróbować. No i miałam pewność, że produkt będzie zrobiony na przyzwoitym poziomie - wszak to Lindt. 

Już na wstępie warto zwrócić uwagę - tabliczka zarówno w zapachu jak i w smaku nie wykazywała żadnych podejrzanych zmian związanych z tym, iż ma termin ważności do czerwca br. Przytulnie schowana w klasycznym kartoniku, okryta równie klasycznym sreberkiem - zachowała wszystkie swe walory. Pachniała przyzwoitą deserową czekoladą - i ja się pytam, dlaczego Wawel nie mógł zrobić czegoś równie fajnego w swoich ostatnich nadziewanych tabliczkach? Jakichś wyrazistych waniliowych nut w zapachu wprawdzie nie czuć, ale nawet tego nie oczekiwałam. Ot, łagodne, aczkolwiek wyraźne kakao.

Smak. Tak, łagodność będzie dobrym słowem na określenie smaku. Dzięki zawartości tłuszczu mlecznego czekolada jest rzeczywiście maślana, w bardzo przyjemny sposób. To deserowa czekolada o bardzo subtelnej naturze. Nie za słodka i nie za gorzka. Bardzo neutralna, wręcz ugrzeczniona. Wanilia? Owszem, jest. Delikatna, podkreślająca kakao. Nie jest to w żadnym wypadku turbowaniliowość, jaką czasem możemy spotkać np. w lodach.

 Generalnie, Douceur Vanillee jest czekoladą bardzo smaczną, ale nie wyróżnia się niczym szczególnym. Nadal nie rozumiem, dlaczego była tak promowana na sklepowych półkach. Szkoda, że nie umieszczono w tabliczce kawałeczków laski wanilii. Wtedy wanilia rzeczywiście byłaby solidnym akcentem, a nie tylko majaczącą gdzieś nutą. Zresztą, większość czekolad ma w sobie aromat waniliowy, więc dlaczego aż tak bardzo zwracać uwagę na ów dodatek zastosowany tutaj również w niedużej ilości? Tą czekoladą Lindt może sprawiać wrażenie, jakby brakło mu pomysłów na produkty oryginalne, z charakterem. A przecież tak nie jest...

Skład: cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, tłuszcz mleczny, aromat naturalny z wanilii, lecytyna sojowa, naturalna wanilia burbońska.
Masa kakaowa min. 50%.
Masa netto: 100 g.

wtorek, 10 czerwca 2014

Wawel Orange Caramel ciemna z nadzieniem karmelowo-mlecznym i pomarańczowym


Orange Caramel jest drugim (i ostatnim) smakiem z najnowszego tria Wawela, który mnie zainteresował. Cocoa Mousse po przykrym doświadczeniu z Brownie nie był dla mnie ani trochę pociągający. Całkiem pozytywne jak na polskie popularne czekolady wrażenia związane z Peanut Butter, podkręcały moją ciekawość dotyczącą opisywanej dziś tabliczki. Było tak nawet pomimo faktu, że skład produktu jest naganny. Praktycznie sam cukier i margaryna. To mogło sugerować, że wyrób będzie ohydny, nie warty mej uwagi. A jednak postanowiłam zaryzykować i nafaszerować się nieco niezdrowymi substancjami ;). O dziwo, nie wiązało się to wcale z wyjątkowo nieprzyjemnymi doznaniami, powodującymi odruch wymiotny itd. ;).

Dla mnie, fanki nut pomarańczowych w czekoladzie, zapach tabliczki jest bardzo atrakcyjny. Pomarańcza wiedzie zdecydowany prym jeśli chodzi o aromat. Przechodząc do kwestii smakowych, po samej czekoladzie rewelacji nie można się spodziewać. Jakość jest mierna i naprawdę trafniejsze byłoby wygrawerowanie na kostkach chociażby logo firmy, zamiast wyrażenia High Quality. Z lekka plastikowa, nie jest przyjemnie kakaowa jak to można by było oczekiwać po deserowej czekoladzie. Szkoda, bo lepsza czekolada mocno poprawiłaby całokształt produktu. 
Nadzienie jest bardzo obfite. Dolna warstwa to dobrze znana nam zbita mleczno-tłuszczowa masa, tym razem dodatkowo okraszona odrobiną karmelowego posmaku. Górna warstwa jest bardziej mazista, bladopomarańczowa w kolorze i baaarrrdzo mocno pomarańczowa w smaku (z lekką karmelową nutą). Pomarańczowa intensywność wydaje się być podejrzana, gdy spojrzymy, jak nieduży udział w składzie ma skórka pomarańczy. Koniec końców hm... i tak smakowało mi. Jak widać, nie jestem do perfekcji wyczulona na sztuczne aromaty.

To mógłby być naprawdę fajny produkt. Pomysł jest ok, ale pod względem jakości surowców wyrób musiałby zostać znacznie mocniej dopieszczony. Po pierwsze, deserowa czekolada z prawdziwego zdarzenia nadałaby całości niekwestionowanego uroku. Po drugie - zastąpienie utwardzonych tłuszczy roślinny tłuszczem mlecznym i większą ilością mleka skondensowanego i w proszku - również zdecydowanie zaprocentowałoby jeszcze pozytywniejszym odbiorem. No i więcej prawdziwej pomarańczy, i prawdziwego karmelu (choć jeśli chodzi o to pierwsze, prawie dałam się oszukać). W obecnej wersji Orange Caramel całkiem daje radę, ale Wawel nie powinien osiąść na laurach. Nie jest to słodki ulepek, lecz urozmaicony wyrób, który warto doskonalić.

Skład: czekolada 47% (cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, tłuszcz palmowy i shea, lecytyna sojowa, polirycynooleinian poliglicerolu, aromat), cukier, tłuszcz rzepakowy i palmowy częściowo utwardzony, syrop glukozowy, mleko zagęszczone słodzone (mleko, cukier), odtłuszczone mleko w proszku, olej palmowy, olej rzepakowy, tłuszcz palmowy całkowicie utwardzony, maltodekstryna, kandyzowana skórka pomarańczy 0,8% (skórka pomarańczy, cukier, syrop glukozowo-fruktozowy, kwas cytrynowy, sorbinian potasu, aromat), żółtko jaja w proszku, aromaty, lecytyna sojowa, sól.
Masa kakaowa min. 43%.
Masa netto: 125 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 496 kcal.
BTW: 4,8/27/57

czwartek, 5 czerwca 2014

Lindt Quark-Kirsch mleczna z nadzieniem wiśniowym i twarogowym


Wybór kolejnej degustowanej czekolady Mit Liebe Gemacht znowu nastąpił w drodze losowania. Po prostu nie da się inaczej. Cała seria wygląda tak smakowicie, że nie sposób zdecydować się na coś bez wahania. Tak więc, tuż po agreście, przyszła pora na wiśnię. Twarożkową wiśnię. 

W czekoladach rzadko można spotkać dodatek twarogu w proszku. Moje nieliczne doświadczenia z tym produktem okazały się być jednak nader miłe. Nie wątpiłam, że w przypadku tej tabliczki Lindt mnie zawiedzie. Kocham mleczną czekoladę Lindta, kocham twaróg, kocham wiśnie... Ba, nie mogę się doczekać, kiedy wiśnie dojrzeją w moim ogrodzie. Kakaowe owsianki z serkiem naturalnym i fuuurą wiśni będą niechybnie przypominać mi opisywaną dziś czekoladę.

Produkt pachnie niebywale. Po pierwsze, przecudowna mleczna czekolada. Po drugie, świeże i soczyste wiśnie przebijające się przez kakaowo-mleczną mieszankę delikatności. Powtórzę się po raz milionowy, że mleczna czekolada Lindta jest wprost boska. Dlatego też, czerpałam radość z możliwości obgryzienia warstwy czekolady, przed dostaniem się do środka kostki - czyli nadzienia.

A nadzienie... Hmm, no cóż... Jest ŚWIETNE. Górna warstwa to intensywna, aczkolwiek naturalna wiśnia. Nie wiem, czy dotąd spotkałam się z aż tak przyjemnym smakiem nadzienia wiśniowego w czekoladzie. Tak jak w przypadku wersji agrestowej, jest to gęsta konfitura - słodka, lecz wyraziście owocowa. 

Dolna warstwa jest na pozór podobna do białego nadzienia znanego z ostatnio degustowanych tabliczek Lindta - a jednak odznaczało się czymś innym. Zdobyłam się na wysiłek, by oddzielić tą warstwę od reszty i wyłapać ów niuans. O tak. To już nie jest czysta mleczność. Mamy bardziej kwaskowatą nutkę jogurtu, oraz właśnie twarożku. Coś bardzo orzeźwiającego - a przy tym oryginalnego, gdy połączyć to z wiśniową częścią nadzienia. 

Ah! Mit Liebie Gemacht to kolekcja tak prosta, a tak pomysłowa zarazem. Dopracowanie połączenia, które idealnie pasują na letnią porę. 

Skład: cukier, pełne mleko w proszku, tłuszcz kakaowy, syrop glukozowo-fruktozowy, miazga kakaowa, koncentrat soku wiśniowego 3%, jogurt w proszku z mleka odtłuszczonego, tłuszcz mleczny, tłuszcze roślinne, laktoza, wiśnie 2%, śmietanka w proszku, koncentrat soku cytrynowego, syrop glukozowy, lecytyna sojowa i słonecznikowa, twaróg w proszku 0,5%, odtłuszczone mleko w proszku, pektyna, białka mleka, naturalne aromaty, ekstrakt słodu jęczmiennego, koncentrat z winogron, aronii i czarnej marchwi.Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 488 kcal.
BTW: 6,1/26/57