Chyba każde państwo ma swoją sztandarową firmę produkującą słodycze, której produkty można zakupić w niemalże wszystkich możliwych sklepach, nawet na najbardziej zabitych dechami wioskach. Wydaje mi się, że w Kazachstanie taką marką jest Rakhat, mająca swą siedzibę w Ałmaty. Na dodatek, o ile dobrze doczytałam, ma ona sporo wspólnego z naszym Wedlem tzn. jej właścicielem od jakiegoś czasu także jest japońsko-koreański koncern Lotte. To akurat od początku stawia Rakhat w niezbyt pozytywnym świetle, ale nie ma co oceniać książki po okładce. Choć w tym przypadku owa okładka jest bardzo atrakcyjna.
Prezentowana dziś przeze mnie tabliczka to czekoladowa wizytówka Kazachstanu. Widoczna na każdej sklepowej półce w prostym opakowaniu, kusząca także na wystawach w lotniskowych sklepach bezcłowych w opakowaniach bardziej kunsztownych. Czekolada opakowana we flagę Kazachstanu, skądinąd przepiękną. Uważam, że Kazachstan ma jedną z najpiękniejszych flag, w jakże prosty i urokliwy sposób oddającą charakterystykę kraju. Liczne tabliczki tej czekolady opiekujący się nami Jurij i Siergiej przygotowali na czas wyprawy w góry. Raczyliśmy się więc nią praktycznie codziennie, pomiędzy degustacjami tabliczek przywiezionych z Polski. Musiałam więc znaleźć dla niej miejsce na blogu.
Prezentowana dziś przeze mnie tabliczka to czekoladowa wizytówka Kazachstanu. Widoczna na każdej sklepowej półce w prostym opakowaniu, kusząca także na wystawach w lotniskowych sklepach bezcłowych w opakowaniach bardziej kunsztownych. Czekolada opakowana we flagę Kazachstanu, skądinąd przepiękną. Uważam, że Kazachstan ma jedną z najpiękniejszych flag, w jakże prosty i urokliwy sposób oddającą charakterystykę kraju. Liczne tabliczki tej czekolady opiekujący się nami Jurij i Siergiej przygotowali na czas wyprawy w góry. Raczyliśmy się więc nią praktycznie codziennie, pomiędzy degustacjami tabliczek przywiezionych z Polski. Musiałam więc znaleźć dla niej miejsce na blogu.
Pierwszego dnia naszej górskiej wędrówki, tj. 10 lipca, do wieczornej herbaty pitej przy ognisku, podana została właśnie ta czekolada. Skuszona atrakcyjnym opakowaniem sięgnęłam po parę kostek, początkowo zupełnie nie zwracając uwagi co to właściwie jest. Byłam zaskoczona, bo czekolada bardzo mi zasmakowała. Jak na mleczną masówkę zdawała się posiadać wyjątkowo głęboki kakaowy posmak, bez dominującej cukrowej słodyczy. Dużo tu było palonych nut, złagodzonych mlekiem bez przykrego proszkowego posmaku. Dobrze rozpuszczając się w ustach pieściła je przede wszystkim kakao i mlekiem, z nutą wanilii, bez ordynarnych nut. Słowem - naprawdę solidna mleczna czekolada, po którą z przyjemnością sięgałam każdego następnego dnia, zaś opakowaną w solidny kartonik przywiozłam jako upominek dla Rodziców.
Co jest kluczem dla smaku sztandarowej mlecznej czekolady od Rakhat? Oczywiście skład. Wprawdzie nie ma co się oszukiwać, że kakao w niej zastosowane szczyci się górnolotną jakością i szlachetnym pochodzeniem. Wprawdzie na pierwszym miejscu mamy cukier, jak to zwykle w mlecznych czekoladach bywa, jednak dalej są miazga kakaowa i tłuszcz kakaowy, dokładnie w tej kolejności. Generalnie, całość składników kakaowych wynosi aż 45%, co jak na masówkę znaczy naprawdę dużo! (min. 15% od standardu). Poza tym w składzie mamy serwatkę w proszku, pełne mleko w proszku, lecytynę sojową oraz ekstrakt z wanilii. Razem tworzą one jedną z ciekawszych i najbardziej wyrazistych mlecznych czekolad z kategorii ogólnodostępnych, jaką było mi dane jeść.
Co jest kluczem dla smaku sztandarowej mlecznej czekolady od Rakhat? Oczywiście skład. Wprawdzie nie ma co się oszukiwać, że kakao w niej zastosowane szczyci się górnolotną jakością i szlachetnym pochodzeniem. Wprawdzie na pierwszym miejscu mamy cukier, jak to zwykle w mlecznych czekoladach bywa, jednak dalej są miazga kakaowa i tłuszcz kakaowy, dokładnie w tej kolejności. Generalnie, całość składników kakaowych wynosi aż 45%, co jak na masówkę znaczy naprawdę dużo! (min. 15% od standardu). Poza tym w składzie mamy serwatkę w proszku, pełne mleko w proszku, lecytynę sojową oraz ekstrakt z wanilii. Razem tworzą one jedną z ciekawszych i najbardziej wyrazistych mlecznych czekolad z kategorii ogólnodostępnych, jaką było mi dane jeść.
Cukierki widoczne na zdjęciu również są marki Rakhat - nie były jednak tak smakowite jak czekolada.
Z dwoma przesiadkami do kolejnych wagoników kolejki, prędko dotarliśmy na położoną ponad 3000 m n.p.m. Przełęcz Tałgarską. Tam, na dwa tygodnie żegnając się z cywilizacją, ruszyliśmy w stronę Lewej Doliny Tałgaru. Pasmo, które mieliśmy eksplorować, nazywa się Ałatau Zailijski.
Pierwszy odpoczynek urządziliśmy sobie względnie szybko. Trzeba było przyzwyczaić się do ciężaru plecaków, a także rozkoszować widokami... Nauczyć oczy celebrować to, czym wręcz niemożna się było nasycić...
A z widokiem takim jak poniżej, przyszło nam się myć w potoku... Frajda, która w kolejnych dniach bywała prawdziwym luksusem!
Nasz pierwszy obóz. Wykorzystaliśmy jedną z nielicznych już później okazji na rozpalenie ogniska. Magiczny czas, zwłaszcza, że tego dnia obchodziłam 12 rocznicę poznania się z moim Mężem...
10 lipca o godzinie dziesiątej ekipa z Adrenalinic Silence odebrała nas spod naszego hostelu w Ałmaty. Na górski szlak mieliśmy ruszyć z Jurijem i Siergiejem. Wspólnie zapakowaliśmy plecaki do bagażnika, by podjechać na popularną kolejkę Medeu, będącą w sezonie zimowym sercem narciarstwa w Ałmaty. Pod kolejką przepakowaliśmy nasze bagaże, uzupełniając je w ekwipunek przygotowany przez chłopaków.
Z dwoma przesiadkami do kolejnych wagoników kolejki, prędko dotarliśmy na położoną ponad 3000 m n.p.m. Przełęcz Tałgarską. Tam, na dwa tygodnie żegnając się z cywilizacją, ruszyliśmy w stronę Lewej Doliny Tałgaru. Pasmo, które mieliśmy eksplorować, nazywa się Ałatau Zailijski.
Pierwszy odpoczynek urządziliśmy sobie względnie szybko. Trzeba było przyzwyczaić się do ciężaru plecaków, a także rozkoszować widokami... Nauczyć oczy celebrować to, czym wręcz niemożna się było nasycić...
Poniżej rzut okiem na Lewą Dolinę Tałgaru. Chwilę później tak beztrosko zagapiłam się na piękno natury, iż noga niefortunnie ześlizgnęła mi się do dziury poniżej ścieżki. Przewróciłam się, przeważył mnie plecak i w nienaturalny sposób wykręciłam sobie prawą nogę - nie mogąc się ruszyć z przybranej pozycji... Brawo - załatwić się na prostej ścieżce. Ból w okolicach kolana doskwierał mi przez najbliższe dni, ale była to nauczka, by zachować większe skupienie podczas marszu z ciężarem na plecach...
A z widokiem takim jak poniżej, przyszło nam się myć w potoku... Frajda, która w kolejnych dniach bywała prawdziwym luksusem!
Nasz pierwszy obóz. Wykorzystaliśmy jedną z nielicznych już później okazji na rozpalenie ogniska. Magiczny czas, zwłaszcza, że tego dnia obchodziłam 12 rocznicę poznania się z moim Mężem...
Skład: cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, serwatka w proszku, pełne mleko w proszku, ekstrakt z wanilii.
Masa kakaowa min. 45%.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 532 kcal.
BTW: 6,3/33,4/52,7