Opisywaną dziś czekoladę kupiłam w katowickim firmowym sklepie Karmello, tuż przed naszym wyjazdem w Alpy. Nie mogłam przejść obojętnie obok tak obficie pokrytej orzechami tabliczki. Sami przyznajcie, że wygląda imponująco! Od razu pomyślałam o tym, jak wspaniale sprawdzi się na górskim szlaku. Zdecydowałam się na wersję deserową o 53,8% zawartości kakao (do wyboru była jeszcze opcja biała). Unikatem jest fakt, iż nie zastosowano w tej czekoladzie najpopularniejszych orzechów arachidowych - a całe bogactwo innych. Dorodnych, pięknych i wartościowych.
Tak się złożyło, że Karmello w Alpach nie została zdegustowana i przyjechała z nami z powrotem do Polski. Spoczęła w Magicznej Szufladzie i czekała na swoja kolej. Wiedziałam, że sięgnę po nią dopiero przy kolejnym wyjeździe w góry. Miał to być długi weekend przy okazji Dnia Niepodległości, a więc miała jeszcze sporo czasu. Scenariusz jednak lubi się zmieniać i akurat w tym przypadku z owej zmiany planów byłam niezwykle zadowolona :).
Zatęskniliśmy za górami. Szybka decyzja - wczesna pobudka w sobotni poranek i wyjazd tam, gdzie najbliżej. Masyw Ślęży. Wyciszyć się, wylać trochę potu, zrobić jak najwięcej kilometrów. Kijki i buty trekkingowe spakowane do bagażnika. Idealny moment, aby Karmello mogła wykazać się wcześniej, niż było to zaplanowane :).
Wyruszając z Sobótki myślałam, że przerwę kawową zrobimy sobie już na Ślęży. Mój Ukochany nie mógł jednak przeżyć poranka bez kawy i pilnie potrzebował dopalacza już po kilku kilometrach (ja pierwszą kawę wypiłam jeszcze przed świtem, inaczej ciężko by mi się prowadziło auto ;)). Termos z mocną kawą, orzechowa Karmello... Czy można sobie wyobrazić lepszy zestaw na wędrówkę? ;)
Oj tak, mnogość orzechów rzeczywiście robi wrażenie. Rodzynek i żurawiny jest malutko, ale mi to zupełnie nie przeszkadza. Ich ilość była wystarczająca na tyle, by czekolada zdążyła przesiąknąć ich owocowym aromatem. Tabliczka była bowiem dość podatna na chłonięcie nut, jakie niosły ze sobą dodatki. Deserowa czekolada sama w sobie, tak jak w przypadku wersji z bananem i malinami, nie niosła ze sobą spektakularnych wrażeń. Nie za słodka, nie za gorzka. Bardzo neutralna, w zasadzie aż za bardzo. No ale lepsze to, niż słodki ulepek lub stęchłe paskudztwo. Po prostu czekoladowa zwyczajność i prostota, z którą trzeba się pogodzić i... jeść ;).
Po orzechach spodziewałam się większej chrupkości. I chyba także większej świeżości... Sprawiały wrażenie lekko rozmiękłych, a smaki poszczególnych gatunków orzechów nie były indywidualnie wyraziste. Zdziwiło mnie to, że w liście składników na opakowaniu nie pojawiły się orzechy włoskie, a przecież i one pokrywały czekoladę w towarzystwie rozmaitości pozostałych orzechowych kolegów.
Znów w Karmello zabrakło mi charakteru, choć nie można odmówić tej czekoladzie smakowitości. Orzechy zawsze robią robotę, nawet te o niegórnolotnej jakości. Po prostu wszelkie orzechy są pyszne. Kakao też jest pyszne. Mimo niedociągnięć, wybrałabym drugi raz tą tabliczkę jako wałówkę na górski szlak - sprawdziła się świetnie w tej roli.
Skład: Czekolada (miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa, wanilia), mieszanka owoców i orzechów (żurawina suszona, rodzynki, orzechy laskowe, orzechy pistacjowe, orzechy włoskie, orzechy nerkowca, migdały).
Masa kakaowa min. 53,8%.
Masa netto: 130 g.