Rzadko zdarza się, że dostaję od kogoś czekoladę. Nie ma się co dziwić, w końcu wiadomo, że ze swoją pasją to ja sama wybiorę dla siebie to, co najlepsze. Czasem przydarzy się jednak perełka, która niebywale mnie zaskoczy i sprawi niewymowną radość. Tak stało się w przypadku dziś opisywanej czekolady.
Podczas gdy ja chodziłam po górach Kazachstanu, jedna z moich klientek urlopowała w Indonezji. Na naszym ostatnim spotkaniu przed wyjazdami wspominałam, że bardzo cenię indonezyjskie kakao, charakteryzujące się specyficznymi, mocnymi nutami smakowymi. W odpowiedzi przywiozła mi z tego kraju tabliczkę, za którą sporo nachodziła się po sklepach. Upominek w postaci dwóch 25-gramowych cieniutkich czekolad składających się w 100% z kakao z Bali - a to Ci dopiero niespodzianka! Obserwując moją reakcję dobra kobieta stwierdziła, że już dawno nie sprawiła komuś prezentem takiej radość jak mi. Jeszcze podczas naszego spotkania nie omieszkałam otworzyć opakowania, aby obejrzeć czekoladki, powąchać je i poczęstować kawałkiem moją klientkę. Już ten pierwszy kontakt z czekoladą sprawił mnie w osłupienie... Ale po kolei.
Niełatwo było znaleźć w sieci konkretne informacje na temat historii marki Delicacao Bali. Na Chocolate Couverture doszukałam się informacji, że najpierw siedziba firmy znajdowała się w Berlinie, dokąd sprowadzano balijskie kakao. Same czekolady powstawały tylko w Niemczech (i rzeczywiście wpisując w wyszukiwarkę hasło "Delicacao Berlin" można odnaleźć o wiele więcej). Obecnie na Bali również znajduje się oddział firmy, na bieżąco tworzący z rosnącego tam kakao czekoladowe smakołyki.
Choć nadal u naszych sąsiadów powstają czekolady Delicacao, mój egzemplarz pochodzi bezpośrednio z Bali. Stówka wykonana w Berlinie zdobyła w 2016 roku brąz na International Chocolate Awards. Z propozycji Delicacao Berlin, szczególnie ciekawe są mleczne wersje z kozim mlekiem, których bardzo chciałabym spróbować. O ile się nie mylę, samo Delicacao Bali produkuje jedynie czekolady ciemne bez dodatków, w wariantach 100, 99, 90, 80, 70 i 60%.
Indonezyjskie kakao intrygowało mnie już nie raz. Z czekoladami z balijskiego miałam wprawdzie dotąd do czynienia tylko w wykonaniu Akesson's (mleczna i ciemna), a to miał być mój pierwszy raz z tak wysoką zawartością kakao z tego regionu. Wystarczyło otworzyć opakowanie, a od razu czekolada atakowała wybitnie intensywną mieszaniną aromatu... grzybów i dymu. Szczególnie woń grzybów była tak mocna, iż od razu pomyślałam o Naive Porcini. Czekolada tylko w pierwszym wrażeniu zdaje się w nieprzenikniony sposób czarna. Wystarczy chwilę dłużej się jej przyjrzeć, by ujrzeć liczne ogniste przebłyski, obnażające wulkaniczną duszę kakao.
Wystarczy ją dotknąć, a co dopiero położyć na języku, by przekonać się, iż producent nie szczędził tłuszczu kakaowego. Czekolada jest niezwykle tłusta i gładka, syropowo-oleista, niewyobrażalnie aksamitna. To rzadkie w stówach, ale tu tłuszcz kakaowy wyjaśnia wszystko. Z jednej strony można traktować to jako wadę, lecz z drugiej... Ostre, charakterystyczne, mocne nuty kakao są cudnie przez owe masło równoważone, a przez to uwypuklone. Możemy czerpać z nich wielką radość, zamiast czuć się zrażonymi, zamiast czuć przesadę. Dobre masło kakaowe stało się nośnikiem niebywałej energii przekazu balijskego kakao.
W smaku najpierw trudno nam się odnaleźć po zdominowaniu nosa przez grzyby, jednak po chwili okazuje się, że to wcale nie one są tutaj dominantem. Spod grzybów wyłaniają się fusy dobrej kawy zlepione oleistym syropem. Dalej uderza w nas dym, mnóstwo dymu, przechodzącego dalej w wędzonkę i ewidentne mięso. Wyczuwamy drobne kawałeczki kakao, które raz po raz pojawiają się w czekoladzie, zupełnie nie naruszając jej aksamitu. Dalej, łagodząc kompozycję, niespodziewanie pojawiają się egzotyczne przyprawy i owoce, tak trudne do zidentyfikowania po mocnym początku. Może papaja w syropie?
Paradoksalnie, nie jestem w stanie dużo więcej napisać o tej czekoladzie. Posiadała bardzo głęboki smak, złożony, ale jednak klarowny. Nie charakteryzowała się cieniem nadmiernej kwaśności czy ściągania częstego w setkach. Była bardzo mocna, ale w niebanalny, egzotyczny sposób. Nieskończenie doskonale pieściła kubki smakowe ekstremalnymi kakaowymi doznaniami położonymi na błogiej gładkości czekoladowej tafli. Stówka od Delicacao Bali trafia do zdecydowanej czołówki moich ulubionych czekolad o maksymalnej zawartości masy kakaowej. No i jeszcze bardziej zwiększyła mój apetyt na kakao z Indonezji...
PS Niedawno wizytując po raz kolejny rzeczoną klientkę, do kawy zostałam poczęstowania sześćdziesiątką od Delicacao Bali. Nie chcąc nadwyrężać gościnności, spróbowałam jej niewiele. Kawałeczek czekolady pozwolił mi już dostrzec, jak cukier uwodzicielsko złagodził wszystko to, co zaoferowała mi setka - nadal pozwalając delektować się aksamitem tabliczki i charakterystycznymi cechami balijskiego kakao. Takie czekolady mogłabym jeść tonami...
Skład: ziarna kakao, tłuszcz kakaowy.
Masa kakaowa 100%.
Masa netto: 50 g (2x 25 g).