Gdy tylko na niemieckiej stronie Lindta pojawia się nowy katalog produktów, już zakasam rękawy i zacieram ręce. Niemiecki oddział tej obdarzonej przeze mnie pewnym sentymentem firmy raczy nas czymś nowym co sezon. Nowości te występują w dość znacznych ilościach i zawsze mnie zaskakują swoją pomysłowością. Po odkryciu owych wynalazków nie pozostaje nic innego, jak śledzenie aukcji na Allegro, tudzież moje ulubione wyprawy piesze do niemieckiego marketu z rodzinnej miejscowości mojego Lubego. Endomondo mówi, że taki spacerek w obie strony to dystans 22,5 km. Co to dla nas :D. Zawsze można zjeść jakąś świeżo zakupioną tabliczkę w drodze powrotnej, celem uzupełnienia spalonych kalorii :>.
Jedną z nowości proponowanych przez Lindt w 2015 roku jest zestaw trzech tabliczek Excellence z dodatkiem egzotycznych owoców. Są to czekolady deserowe o zaledwie 48-procentowej zawartości masy kakaowej - czyli typowa zagrywka Lindta jeśli chodzi o tą serię produktów z dodatkami. Już zdążyłam się przyzwyczaić, więc nie ma sensu jakoś specjalnie na to psioczyć. Ciekawił mnie natomiast smak cząstek granatu, physalis oraz acai zatopionych w lindtowskiej czekoladzie. Dlatego też, gdy tylko zobaczyłam nowe trio na półce niemieckiego marketu, bez wahania po nie sięgnęłam (właściwie to zauważył je mój Luby, ja byłam ślepa :D).
Lindt Excellence Granatapfel zabraliśmy ze sobą na Wielkanoc w góry. Można powiedzieć, że stanowiła nasz świąteczny posiłek, bo otworzyliśmy ją w Niedzielę Wielkanocną do porannej kawy, przed wyruszeniem na kolejny ponad 30-kilometrowy szlak.
Tabliczka subtelnie pachnie kakao, resztę nut zapachowych stanowią nie do końca zidentyfikowane elementy owocowe. Granat również wyczułam i to bez problemu - swego czasu często jadłam granaty, teraz nie mam czasu pastwić się nad ich obieraniem :P. Zawsze doceniałam ich charakterystyczny smak, parę lat temu traktowałam granat jako mój ulubiony owoc. Coś mi jednak w aromacie tej czekolady nie pasowało. W zasadzie, to kojarzyła mi się nieco z galaretkową wonią żurawinowej Fin Carre.
Jeszcze jeden rzut okiem na skład i... Szok! Lindt pojechał po bandzie - spójrzcie tylko na skład "cząstek granatu"... Szlag by to trafił, przecież on niewiele się różni od składu "cząstek jabłkowych" w nieszczęsnej, biedronkowej La Speciale! Heh, a w zasadzie czego ja się spodziewałam? Że Lindt doda do czekolady całe soczyste pestki granatu? :P Ja rozumiem, że koncentrat soku z granatu, nawet w marnej ilości 5% w składzie cząstek, może już nadawać intensywny posmak rzeczonego owocu, no ale jednak... Nie tak to miało wyglądać. Nie przypominam sobie, aby którakolwiek z wcześniej próbowanych przeze mnie Excellence miała aż tak kiepski skład owocowych dodatków.
O tyle dobrze, że Lindt nie uraczył nas żadnym fluorescencyjnym barwnikiem - po podzieleniu tabliczki na kostki zauważamy, że "cząstki granatu" mają dość blady kolor. Już przy odłamywaniu kostek czujemy, że cząstki będą nieco gumowate, lecz przy tym zwarte. Nie sprawiały wrażenia, jakoby miały nachalnie wchodzić między zęby.
I na szczęście tak nie było. Deserowa czekolada od Lindta, dobrze znana - smakowała w porządku, bez większych zastrzeżeń. Kremowo-kakaowa, wyrazista jak na deserówkę, przyjemnie słodka i miękka.
Owocowe cząstki smakują dokładnie tak, jak pachną. Budzą skojarzenia z galaretkami, na szczęście nie jakimiś mocno sztucznymi. Są dość słodkie, ale w owocowy sposób - nie zostały perfidnie scukrzone. Przywodzą na myśl dokładnie to, co wyczytujemy w składzie - sok jabłkowy doprawiony koncentratem z granatu. Heh, Lindt wykorzystał chyba psikusa języka niemieckiego - granat po niemiecku to GranatAPFEL... Lindt poczuł się zobowiązany i musiał dorzucić sporo jabłek ;). Bo tanie...
Mogę tylko rozmyślać co by było gdyby Lindt pokusił się o umieszczenie w swej czekoladzie liofilizowanych pestek granatu... I co z tego, że tabliczka byłaby wtedy z dwa razy droższa - skoro byłaby autentyczna... Ostatnio opisywany przeze mnie Lindt trochę zawiódł moje oczekiwania - przy Granatapfel zaliczyłam powtórkę z rozrywki... Ciekawe jak odbiorę pozostałe propozycje z tej serii.
Skład: cukier, miazga kakaowa, cząstki granatu 10% (koncentrat jabłkowy, koncentrat soku z granatu 5%, mąka ryżowa, aromat, pektyny, olej palmowy, koncentrat soku jabłkowego), tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa, naturalne aromaty.
Masa kakaowa min. 48%.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 511 kcal.
BTW: 5,8/29/53.
Gdyby pokusili się o dodanie liofilizowanych pestek granatu to by była bajka ! Dobrze,że tradycyjny smak czekolady deserowej "został na swoim miejscu" ;)
OdpowiedzUsuńDobrze,ze przy zakupionej przeze mnie Kirch Intense nie wywinęli psikusa (;)
To by była prawdziwa bajka, fakt! No ale Lindt to nie Zotter ;)
UsuńJak to przy Kirsch Intense nie wywinęli psikusa? Mam przed sobą dziś zakupiony egzemplarz tej czekolady i skład "preparatu wiśniowego" również pozostawia wiele do życzenia...
rzeczywiście :P
Usuńtyle tych składów ostatnio czytałam,że się "przeczytałam" ;v
ale mam nadzieję,ze będzie w miarę na dobrym poziomie :)
Też mam nadzieję, że da radę. Mimo wszystko wiśni jest tam więcej, niż tutaj granatu ;).
UsuńW mojej Almie właśnie pojawiła się Excellence wiśnia z migdałami ,niestety ona akurat nie weszła w promocje,która teraz jest na te czekolady,więc chwilowo się wstrzymałam z zakupem,ale przy okazji spojrzę na skład ,choć pewnie w końcu i tak ją kupię.ovo
OdpowiedzUsuńPS.Weszłam na tę stronę niemiecką i o matko! jaki tam wybór mają!
UsuńDobrze,że nie znam tego języka ,bo już bym pewnie wrzucała produkty do koszyka... :-)))) ovo
Jeśli masz blisko siebie Carrefoura, to polecam go odwiedzić. Aktualnie jest promocja na Lindt Excellence - weź dwie sztuki, a drugą dostaniesz 50% taniej. W tej promocji dziś kupiłam Lime Intense i Kirsch Intense :).
UsuńStrona niemiecka to prawdziwa katorga dla każdego fana Lindta :D.
Miałam ją wczoraj zamówić, ale zamówiłam coś innego. :P
OdpowiedzUsuńNie lubię pestek granatu, jego smak - tak, ale te pestki jakoś mnie denerwują. Myślałam, że to czekolada z pestkami, więc zrezygnowałam z niej... Ciekawe, czy dla mnie taka forma czekolady by odpowiadała? Mam na myśli brak pestek, a te "galaretki".
A co zamówiłaś? :D
UsuńSmak granatu moim zdaniem jest rewelacyjny, a że został umieszczony w takiej a nie innej formie (pestki), to cóż... nie nam oceniać wybory Matki Natury ;).
Warto spróbować i zweryfikować, czy rzeczywiście granat jest wystarczająco mocno wyczuwalny :P.
Lubię serię excellence, ale akurat ta czekolada by mnie nie skusiła, nigdy nie szalałam za granatami, wolę je w sałatkach. Ale pewnie gdybym zajrzała na niemiecką stronę, to zaczęłabym się tak ślinić, że byłaby powódź w mieszkaniu :<
OdpowiedzUsuńWolisz je w sałatkach, czyli jednak je lubisz :>.
UsuńNo to dawaj, zaglądaj :D. Ściągnij sobie katalog produktów :>.
Słabe zagranie ze strony Lindta. Rozwala mnie gdy główna atrakcja czekolady w rzeczywistości występuje w ilości minimalnej. I tak jak na przykład takie zagranie nie dziwi jeśli chodzi o np Wawel (sławetna czekolada z jagodami) to od Lindta oczekuje się czegoś więcej.
OdpowiedzUsuńWielki minus dostał Lindt ode mnie za to posunięcie. Wolałabym zapłacić więcej, ale spróbować czekolady z autentycznym granatem. A w tym wypadku... No rzeczywiście można go już jakoś porównywać z Wawelem :p.
Usuńciekawe by było, gdyby faktycznie były ziarenku granatu... ale trudno liczyc na cud. Choc to prawda czekolada z Lindta jest na wysokim poziomie, ale za to kosztuje...
OdpowiedzUsuńW wypadku tej czekolady zaczynam powątpiewać w wysoki poziom Lindta. Zresztą już od jakiegoś czasu zaczęłam Lindta traktować jako średniaka, choć nadal mam wielki sentyment do tej marki (w końcu najwięcej czekolad jadłam właśnie od Lindta). U Zottera jakoś notorycznie zdarzają się cuda pod postacią autentycznych dodatków. Można? Można. Owszem, płaci się za to jeszcze więcej, ale doznania są BEZCENNE.
UsuńSzkoda, że lindt tak ograniczył ilość tego granatu :( W sumie po tej firmie raczej bym się tego nie spodziewała, że pójdą po najmniejszej linii oporu. :)
OdpowiedzUsuńTeż się tego nie spodziewałam, ale jak widać zawsze trzeba być czujnym czytając etykiety :P.
UsuńSzkoda, że dodatku jest tak mało. Granat lubię, a o czekoladzie z takim połączeniem nie słyszałam więc to mogła być naprawdę fenomenalna czekolada. Aż dziwne, że to akurat Lindt tak poskąpił składników, bo raczej po nim spodziewamy się czekolady na wysokim poziomie. :-)
OdpowiedzUsuńGdy zobaczyłam, że Lindt wypuszcza czekoladę z granatem, to napaliłam się jak szczerbaty na suchary. Zdecydowanie za bardzo się napaliłam - rzeczywistość wszystko zweryfikowała ;).
UsuńI znów nie dla mnie. Moooże kieeedyś. Póki co zaoszczędzę kasę.
OdpowiedzUsuńInna rzecz, że nigdy nie jadłam czekolady z kremem granatowym, a z chęcią bym spróbowała.Sam owoc, jak i napoje i jego smaku lubię. Jogurtu chyba też nigdy nie jadłam. Niepopularna roślinka.
Niepopularna, bo dość droga w naszej części globu, a ponadto ciężka w obcowaniu (to obieranie...).
UsuńKremu granatowego nie bałabym się chyba tylko w wykonaniu Zottera. Musiałby być boski.
Lubimy owoce granatu ale to wydłubywanie pestek jest trochę irytujące. Szkoda, że się na tej czekoladzie po raz kolejny zawiodłaś, bo naprawdę zapowiadała się nieźle. Czekamy na kolejne tabliczki z tej nowej serii, bo jak kiedyś będą dostępne u nas to musimy wiedzieć czy warto się na którąś skusić :)
OdpowiedzUsuńZabiorę je na kolejny wyjazd w góry, czyli już na Majówkę :). W maju pojawią się recenzje.
UsuńNie wiem czy dałabym się skusić.. Bo nie przepadam za granatem :) Z drugiej strony nie jadłam też Lindta. Może czekolada sama w sobie by mnie oczarowała. Fajnie jest mieć taki sklep, oj fajnie :)
OdpowiedzUsuńLindta i tak czy siak wprost musisz spróbować :).
UsuńA wyprawy do tego sklepu raz na jakiś czas to już nasza tradycja :D
Szkoda że te czekolady mają tak mało masy kakaowej. Ostatnio dostałam w Almie do degustacji wersję z solą morską, ale nie powaliła mnie na kolana.
OdpowiedzUsuńTeż nad tym ubolewam. Dostać klasyczną 70-tkę Lindta z takimi dodatkami i już byłoby kilka razy lepiej :).
UsuńCząstki granatu faktycznie porywają "granatowością" :P A skoro przypominają galaretkę to nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńJakieś tam skojarzenia z owocowymi galaretkami budzą...
UsuńUwielbiam granat! Wiele razy łączyłam te kwaśne ziarenka z gorzką czekoladą. Dla mnie kosmos ;)
OdpowiedzUsuńJa przyrządzając owsiankę z dodatkiem granatu zawsze lubiłam wsypać do gotującej się owsianki kopiastą łyżeczkę kakao w proszku :D.
Usuń