Na pewno wielu z Was dobrze zna to uczucie, kiedy idziecie do sklepu po przysłowiowe bułki, a wracacie z czymś ekstra... Parę tygodni temu w Biedronce zaskoczyła mnie specjalna oferta licznych produktów z Portugalii. Rzucając okiem na sklepowe półki z zagranicznymi wyrobami nic specjalnie nie przykuło na dłużej mojej uwagi, aż nie zobaczyłam CZEKOLAD :D.
Imperial to portugalska firma wypuszczająca na rynek różnego rodzaju czekoladowe słodkości pod nazwami kilku marek. Jedną z nich jest Jubileu, która ma chyba sprawiać wrażenie najbardziej ekskluzywnej spośród marek spod szyldu Imperial. Mleczną Jubileu z dodatkami Czekosfera odnalazła w Polo, Biedronka uraczyła nas zaś przeglądem kolekcji ciemnych czekolad Fruit & Flowers. Zauważyłam, że w ofercie umieszczonej na stronie internetowej Jublieu brak jest wariantu Orange & Basil, który chciałam zakupić wraz z opisywaną dziś Lime & Hot Pepper. Koniec końców, zrezygnowałam z Orange & Basil, ponieważ zarówno pomarańcza, jak i bazylia, widniały w składzie jedynie jako aromaty. Szkoda. Heidi pokazała mi już kiedyś, że bazylia w czekoladzie to ciekawe posunięcie. Rose Petals jakoś specjalnie mnie nie kusiła, a zabawne, jak bardzo wariant Strawberry Intense przywodzi na myśl Lindta...
Z racji tego, iż te portugalskie czekolady będą dostępne w Biedronkach jedynie przez jakiś czas, postanowiłam, że Lime & Hot Pepper nie za długo poleżakuje w Magicznej Szufladzie. W końcu warto podzielić się z Wami swoją opinią, podpowiedzieć, czy warto ją kupować, czy też nie :).
Struktura tabliczki o cienkich kostkach jest zaskakująco miękka. Eh, co jak co, ale trzask przy łamaniu ciemnej czekolady jest miodem dla moich uszu - natomiast ta czekolada bezwiednie dzieli się na równe kostki pod lekkim naciskiem palców. Uległa ;). Mogę domyślać się, co jest przyczyną takiego stanu rzeczy - dodatek skoncentrowanego masła. Jest to jakaś forma oszukaństwa wobec konsumenta - producent przyoszczędził na surowcach kakaowych, aczkolwiek zdecydowanie bardziej wolę takie rozwiązanie, niż wpychanie margaryny wszędzie gdzie się da. Dobre masełko nie jest złe.
Co do pozostałych szczegółów w składzie, warto chwilę zatrzymać się przy formie jego umieszczenia na odwrocie opakowania. Wszystkie barwniki (naturalne) oraz regulatory kwasowości (niezbyt groźne ;)) zostały w spisie surowców zidentyfikowane pod wzbudzającymi powszechną trwogę i popłoch skrótami Exxx. Przyznam, że ja sama już dość znacznie przyzwyczaiłam się do odczytywania ze składu produktu pełnych nazw dodatków spożywczych. Nazwa "kurkumina" brzmi o wiele przyjaźniej niż E100, no i od razu wiele nam mówi. Moim zdaniem producenci powinni iść w stronę unikania skrótów Exxx. Pełne nazwy dodatków spożywczych to prostsza informacja dla konsumenta, a przy tym wyglądająca mniej demonicznie ;).
Przyglądając się tabliczce z zewnątrz, zauważymy przebłyskujące limonkowe kosteczki. Po przegryzieniu kostki czekolady dostrzegamy, że są to dość spore jak na cienką czekoladę scukrzone kawałki. Ich zielonkawa barwa balansuje na granicy przesady - jeszcze trochę barwnika i już mielibyśmy fluorescencyjnego potworka. Od razu zaznaczę, że te limonkowe kostki są całkiem przyjemne w odbiorze. Może nie uderzają w kubki smakowe wyraźnie limonkowym smakiem, ale są przystępnie słodkie, odrobinę cytrusowo kwaskowate, no i przede wszystkim - mają miłą konsystencję. Niezbyt twarde, ani też niezbyt gumowate, niewchodzące między zęby - przywodzą na myśl moje ulubione galaretki ze Studentskich, tyle że nieco rozdrobione.
Skład surowcowy mówi o tym, że ekstrakt chili umieszczony został właśnie w tych kosteczkach - jednakże nim dojdę do chili, zatrzymam się na chwilę przy samej czekoladzie. Po ostatnich doświadczeniach z single-origin, doskonale czuję, że to nie to samo. Czekolada jest smaczna, bez wtrętów nieprzyjemnych posmaków - słodycz i gorycz są na wyważonym poziomie, a kwaskowatości (innej poza tą z limonkowych kostek) raczej tutaj nie uświadczymy. Nie ma w sobie bukietu skomplikowanych aromatów - jest po prostu smaczna i prosta. 70% kakao wiąże się tutaj z dużą łagodnością, a cieszy mnie, że producent nie podbił zawartości masy kakaowej przez dodanie odtłuszczonego kakao w proszku. Całkiem dobrze czekoladzie zrobił wspomniany już wyżej dodatek masła, który dodatkowo ją wygładził i nadał kremowości. Czekolada sama w sobie jest bardzo przystępna, a dodatki - choć dla wielu na pierwszy rzut oka niezbyt zachęcające - również nie robią nam z buzi masakry, a jedynie delikatnie się odznaczają.
W tym miejscu pragnę powrócić do kwestii chili. Przez większość czasu trwania rozpuszczania w ustach pierwszego kęsa myślałam, że chili wcale tu nie uświadczę. Na szczęście potem się to zmieniło i był to poziom pikantności wyższy, niż w Pichler Azteken - lecz niższy niż w innych próbowanych przeze mnie czekoladach z chili. Ostrość papryczek pojawiała się momentami w sposób wyraźny, jednak spójnie zjednując się z limonką i ciemną czekoladą. Myślę, że osoby bojące się nowych, intensywniejszych smaków mogą bez wahania sięgnąć po tą tabliczkę - chcąc bez większej traumy przeżyć swój pierwszy raz. Ja w czekoladzie szukam czegoś bardziej ekstra, aczkolwiek w niczym nie ujmuje to Jubileu - w końcu z przyjemnością skonsumowałam ich wyrób do kawy, przed wyruszeniem na kilkunastukilometrowy nordic walking. Bez wielkiego delektowania się, ale z przyjemnością :).
Skład surowcowy mówi o tym, że ekstrakt chili umieszczony został właśnie w tych kosteczkach - jednakże nim dojdę do chili, zatrzymam się na chwilę przy samej czekoladzie. Po ostatnich doświadczeniach z single-origin, doskonale czuję, że to nie to samo. Czekolada jest smaczna, bez wtrętów nieprzyjemnych posmaków - słodycz i gorycz są na wyważonym poziomie, a kwaskowatości (innej poza tą z limonkowych kostek) raczej tutaj nie uświadczymy. Nie ma w sobie bukietu skomplikowanych aromatów - jest po prostu smaczna i prosta. 70% kakao wiąże się tutaj z dużą łagodnością, a cieszy mnie, że producent nie podbił zawartości masy kakaowej przez dodanie odtłuszczonego kakao w proszku. Całkiem dobrze czekoladzie zrobił wspomniany już wyżej dodatek masła, który dodatkowo ją wygładził i nadał kremowości. Czekolada sama w sobie jest bardzo przystępna, a dodatki - choć dla wielu na pierwszy rzut oka niezbyt zachęcające - również nie robią nam z buzi masakry, a jedynie delikatnie się odznaczają.
W tym miejscu pragnę powrócić do kwestii chili. Przez większość czasu trwania rozpuszczania w ustach pierwszego kęsa myślałam, że chili wcale tu nie uświadczę. Na szczęście potem się to zmieniło i był to poziom pikantności wyższy, niż w Pichler Azteken - lecz niższy niż w innych próbowanych przeze mnie czekoladach z chili. Ostrość papryczek pojawiała się momentami w sposób wyraźny, jednak spójnie zjednując się z limonką i ciemną czekoladą. Myślę, że osoby bojące się nowych, intensywniejszych smaków mogą bez wahania sięgnąć po tą tabliczkę - chcąc bez większej traumy przeżyć swój pierwszy raz. Ja w czekoladzie szukam czegoś bardziej ekstra, aczkolwiek w niczym nie ujmuje to Jubileu - w końcu z przyjemnością skonsumowałam ich wyrób do kawy, przed wyruszeniem na kilkunastukilometrowy nordic walking. Bez wielkiego delektowania się, ale z przyjemnością :).
Skład: czekolada gorzka 88% (miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, masło skoncentrowane, lecytyna sojowa, aromat), kawałki limonki i chili 12% (cukier, jabłko, sok z limonki 18%, włókno ananasowe, kurkumina, kompleks miedziowy chlorofilu, alginian sodu, kwas cytrynowy, naturalny aromat limonki, fosforan dwuwapniowy, cytryniany potasu, ekstrakt z chili 0,03%).
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 558 kcal.
BTW: 9/40/37.
Mi też brakuje tego "trzasku" :)) Najmocniejszy posmak chilli jaki poczułam był czekoladzie prod, Karmello. Tam to posmak chilli było czuć na języku na prawdę dłuugo :)) Ogólnie to z dodatkami nie poszaleli.. Limonka, chilli spodziewałam się czegoś mega
OdpowiedzUsuńMnie totalnie urzekło połączenie czerwonej porzeczki z ciemną czekoladą i chili w zotterowskiej Ribisel Chili Rock. Po Karmello z chili będę musiała prędzej czy później sięgnąć, skoro tak chwalisz :).
UsuńMega nie było, ale całkiem zjadliwe :D
czeka mnie jeszcze pomarańcza z bazylią ale nie spodziewam się fajerwerków ;)
UsuńDaj znać jak Ci smakowała. Na pewno bym ją zakupiła, gdyby nie pomarańcza i bazylia występujące jedynie w aromacie :(.
UsuńNo właśnie szkoda,że to tylko aromat :(
UsuńNie ma to jak dodatek prawdziwych suszonych ziół w czekoladzie :).
UsuńWypróbowałam i nie ma fajerwerków. Czekolada jak na moje odczucie jest bardziej "gorzka" niż w przypadku z dodatkiem chili i limonki. Pomarańczy nie czuć w smaku jedynie aromat wydobywający sie z czekolady który jest sos przyjemny. O Bazyli nie wspomnę.. Gdzie ona jest?! Gdzies nie gdzieś moze się przewinie.. Ale praktycznie jak dla mnie niewyczuwalna.. Więc szczerze odradzam i proponuje kase przeznaczyć na inną czeko ;) ale jeśli chcesz to spróbować można tyle ze nie warta 7 zl :/
UsuńEee, wiele innych do spróbowania czeka :D. Na tą Jubileu już się nie skuszę.
UsuńJeśli o czekolady z chili chodzi, to ja chyba jednak pozostanę wierna marce Lindt. Jakoś nie ciągnie mnie specjalnie do kupienia tych portugalskich czekolad, chociaż jakby ktoś mnie poczęstował na pewno nie odmówiłabym. ;)
OdpowiedzUsuńLindtowi nie musisz pozostawać w 100% wierna, polecam szukać dalej i odkrywać kolejne smaki :D. Choć rzeczywiście zamiast Jublieu też następnym razem wolę sięgnąć po Lindta, bezsprzecznie.
UsuńPoczęstunku czekoladą rzadko kiedy odmawiam ;).
Ja niby też nie odmawiam, ale już nawet nie mam gdzie ich trzymać, a i terminy trochę gonią, tak więc na razie muszę się mimo wszystko opanować. (A ludzie, wredoty jedne, co jakie święto to mi dają kolejne duże tabliczki... chociaż, w sumie to nie narzekam. :P )
UsuńLista czekolad poukładanych według terminów ważności ma u mnie specjalnie miejsce na biurku :D.
UsuńZ każdym punktem się zgadzam całkowicie. Miałyśmy takie same odczucia co do tej czekolady :)
OdpowiedzUsuńTaka zgodność to całkiem miła rzecz :D
Usuńuwielbiam limonkę i chili - aż się przejdę do Biedronki - mam nadzieję, że te czekoladki jeszcze będą
OdpowiedzUsuńPowinny jeszcze być :)
UsuńJakoś ta limonka mnie nie kusi, za to chętnie poszukam jakiejś czekolady z bazylią :D
OdpowiedzUsuńAle to tylko aromat bazyliowy... :(
UsuńKurczę, ja nie mogę pojąć jednej rzeczy... czy aż tak ciężko jest dodać do czekolady bazylię zamiast aromatu? Chociaż tyle, żeby na ostatnim miejscu w składzie była...
UsuńNiestety, to bardzo częste posunięcie wśród producentów słodyczy - zastępowanie naturalnych dodatków aromatami. Wystarczy wspomnieć najpopularniejszy proceder - etylowanilina zamiast wanilii.
UsuńAż żałuję że nie wzięłam i tego smaku ! :) Truskawka mnie zauroczyła, co z resztą można było przeczytać :) Myślę że i z tą byłoby podobnie :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie wszystko stracone :>.
UsuńNie, nie, nie. Nadal uważam, że limonka w czekoladzie i chilli gdziekolwiek to nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńJakie teraz czekolady na horyzoncie? :)
Ale na horyzoncie zakupu, czy rychłej degustacji?
UsuńMyślałam o degustacji, a nawet bliżej: o wpisach, bo zakładam, że horyzont poznawczy jest taki, jak u mnie, czyli milion czekolad do kupienia. Chyba że się mylę, to z chęcią poznam również plany zakupowe na najbliższy sort.
UsuńTrzy wpisy mam zaplanowane: będą 2 Zottery i jeden Morin. W ten weekend będzie degustacja Menakao i Zottera. Za tydzień: Lindt i czekolada ze stewią. Szczegółów wariantów smakowych nie zdradzę :>. Po Wielkanocy przybędzie sporo wpisów i wrócę do publikowania ich co dwa dni, bo wyjeżdżamy na święta w góry - co oznacza wpierdzielanie dwóch tabliczek dziennie :D. Wtedy na pewno wykończę Fin Carre, które u mnie zalegają jeszcze od jesiennej promocji...
UsuńPowoli wykańczam swoje zapasy, ale za tydzień wybieram się do Niemcolandii polować na jakieś nowe Lindty. W dalszej perspektywie planuję kolejne wielkie zakupy w Galerii Słodyczy. Mam zamiar rozpracować też naszą rodzimą Manufakturę Czekolady. Jest co robić :>.
Czytałam o niej już u Czoko. Może gdybym wróciła do słodyczy, to z ciekawości bym po nią sięgnęła, ale póki co patrzę na nią raczej neutralnie, szczególnie po Waszych opiniach. ;)
OdpowiedzUsuńLepiej wracaj do tych słodyczy, albo chociażby samych czekolad :D.
UsuńTotalnie nie dla mnie :P
OdpowiedzUsuńSzału nie było i tak :D
Usuńteż tak sądzę, po tym co theobrominum-overdose piszesz nie wiele trace:))
UsuńJest wiele lepszych czekolad, ale też wiele gorszych ;).
UsuńCo prawda nie patrzyłyśmy za bardzo na skład tych czekolad ale długo zastanawiałyśmy się czy wziąć tabliczkę z bazylią. Byłyśmy zaintrygowane w jaki sposób może ona smakować, ale ostatecznie stanęło na tym, że mamy za dużo zapasów gorzkich tabliczek. Tym bardziej, że w ten sam dzień zakupiłyśmy jedną w aptece xD
OdpowiedzUsuńWow! W aptece? Jaką? Oj, czekam na Wasze kolejne czekoladowe recenzje! :)
UsuńPanama 80% z eleganckim składem EKO :P Same jesteśmy ciekawe :)
UsuńA kto wyprodukował?
UsuńNaturata ze Szwajcarii a dystrybutor PL to Victualla Salubar :)
UsuńMuszę obczaić :). Czekam na recenzję! :)
UsuńNie widziałam w swoich Biedronkach tych czekolad. A szkoda, bo nie jadłam jeszcze żadnej z dodatkiem chilli.
OdpowiedzUsuńP.s. Nie wiem czemu, ale cały czas myślałam że jesteś ode mnie starsza :D
Hmmm, a dałabym sobie rękę uciąć, że rzucili je do wszystkich Biedronek. Chyba wszędzie był ten tydzień portugalskich produktów?
UsuńNie wiem, czy to dobrze, czy źle, że tak myślałaś :D.
Nie wiem, ale myślałam że masz już trójeczkę z przodu xD
UsuńZa czekoladą rozejrzę się w innych Biedronkach :)
No co Ty! Mój Mężczyzna ma trójkę z przodu :).
UsuńWczoraj zajrzałam do Biedry, nieźle wymiecione te czekolady - ale Lime & Chili jeszcze parę tabliczek zostało, najmniej schodziła.
Mój też :D
UsuńBo Mężczyźni zaczynają się po trzydziestce ;)
UsuńHEJ !!! :* A Ty wciąż działasz, o boziu ile czekolad mam do nadrobienia i pomyśleć że wałkuję na około te same :P
OdpowiedzUsuńJaki ruch u Ciebie , gratki że tak blog się rozwinął, ja pomału wracam :)
Bywasz na wizażu? bo mnie tam wieki nie było tzn. czasem zajrzę ale się nie udzielam ;)
Buziaki Kochana :***
Ojojoj, wałkować te same czekolady to grzech! :D Ja rozsmakowuję się w miliardzie smaków, a ciągle tyle do wypróbowania czeka w kolejce...
UsuńCzasem sobie myślałam o Tobie, gdzie się podziewasz... Super, że jesteś! :)
Na wizaż zaglądam tylko do "Nowości kulinarnych", NCJ już daaaawno nie przeglądałam, a jeszcze dawniej nie publikowałam swoich menu.
Buziole dla Ciebie też! :) :*
Brak trzasku chyba trochę by mnie zawiódł, choć jeszcze nie tak dawno nie zwracałam na to uwagi :P Osobiście ten smak mnie nie przekonuje, ale chciałam kupić wersję z truskawkami, jednak w Biedronce w której byłam już jej nie zastałam (zostały jedynie te z limonką i chilli), ale zobaczę w poniedziałek jeszcze w innych...
OdpowiedzUsuńJa dziś jeszcze macałam wersję truskawkową ;). Trzasku to ja się po tej czekoladzie nie spodziewałam - raz, że ma w sobie sporo masła, a dwa - że pewnie super jakością kakao i pieczołowitością wykonania nie grzeszy.
Usuńno właśnie ten brak bazylii w bazyliowej skłonił i mnie do kupna limonkowej, bo miło wspominam limonkową lindt. oczywiście ta lindtowskiej nie dorównuje, ale była naprawdę smaczna. chili nie poczułam wcale, ale być może dlatego, że lubię deserowymi czekoladami zagryzać surowy czosnek (wątroba się tego domaga po kilku ząbkach).
OdpowiedzUsuńNic mnie tak nie razi jak zastępowanie autentycznych dodatków aromatami!
UsuńSurowy czosnek zagryzany czekoladą? Wtf? :D
no wiesz, skoro zotter dodał do czekolady rybę.......
OdpowiedzUsuńOk, ale to nie to samo co zagryzanie ryby czekoladą :D. Notabene, czekoladę z czosnkiem też jadłam ;).
Usuń