Lata wstecz, skosztowałam czekolady z wielbłądzim mlekiem od Domori i było to intensywne, wręcz kontrowersyjne doznanie. Wystarczy przytoczyć takie cytaty z recenzji: "łączą się ze sobą wonie spróchniałego drewna, przepoconych skórzanych ubrań, starego przypleśniałego wilgotnego koca lub dywanu", "stare mleko, zjełczałe masło - wszystkie pozostawione na pełną ekspozycję słońca w bardzo duszny dzień. Zaduch i odór zatęchłego arabskiego namiotu. Stoisko z dywanami pośród zawilgoconych ścian wąskich uliczek tłocznego miasta pełnego targujących się ludzi. Na końcu: zleżała padlina, zepsute mięso." Teraz miałam przed sobą tabliczkę z wielbłądzim mlekiem od rodzimej manufaktury U Dziwisza, bazującą na 55% peruwiańskiego kakao Chuncho - jakoś nie chciało mi się wierzyć, że dostarczy nam równie szalonych wrażeń. Kupiona na Beskidzkim Festiwalu Czekolady pachniała czymś pikantnym i tyle. Woń nie zapowiadała końca świata.
Czekolada jest przyjemnie miękka i soczysta. Od pierwszego kęsa zauważamy jej ponadprzeciętną słoność i tłustość, jednak nie wyróżnia się niczym tak ostrym, jak analogiczna propozycja od Domori. Myślimy po prostu o świeżym i ciepłym chlebie z chrupiącą, przypieczoną skórką, grubo posmarowaną słonym masłem, które delikatnie przysypano jeszcze pieprzem. Nie powiedziałabym, że to wielbłądzie mleko, acz do zwykłego krowiego też mi to nie pasowało. Owcze i kozie bywają równie tłuste i słone, ale nie było to stajennych aromatów, jakie można napotkać w powyższych. Nie wiem, skąd manufaktura U Dziwisza wytrzasnęła wielbłądzie mleko do stworzenia swej Camel Milk, ale w porównaniu do Domori ta czekolada stoi po totalnie odmiennej stronie barykady, co na pewno stanowi ciekawe doświadczenie.
Masa kakaowa min. 55%.
Masa netto: 50 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 556 kcal.
BTW: 8,2/34,3/52,9.