Źródło: pinterest.com
Choć przestałam patrzeć przychylnym okiem na jakiekolwiek Rittery i nie kupuję ich już wcale, to dość pochlebne opinie Kimiko, Czoko i Zofiji coraz to bardziej przekonywały mnie do zimowej limitki - Vanilla Chai Latte. Bądź co bądź, kryją się w niej tak kochane przeze mnie korzenne przyprawy. Troszkę żałowałam, że nie zakupiłam jej do wykorzystania choćby na górskim szlaku. A zresztą, czego miałam żałować... Podczas czerwcowej herbatki u Olgi z livingonmyown.pl kawałek Vanilla Chai Latte, specjalnie odłożony dla mnie, trafił w moje ręce. Zawinięte w sreberko cztery kosteczki miały ostatecznie dać mi do zrozumienia, jakim wynalazkiem jest naprawdę Vanilla Chai Latte.
Zawiniątko wylądowało do Magicznej Szuflady oczekując na okazję, przy której będę miała chęć wypróbować jego zawartość. Paradoksalnie, po raz kolejny Ritter Sport był dla mnie wybawieniem po niesmakującym mi Zotterze (mowa o Chestnut + Organic Rum; poprzedni przypadek dotyczył duetu Zotter Kandierte Preiselbeeren i Ritter Sport Weisse Joghurt-Mousse). Po drugiej już zotterowskiej kasztanowej paskudzie (z której większość swojej części oddałam Mężowi), musiałam przełamać czymś smak. Nawet, jeśli ryzykowałam to zasłodzeniem i zatłuszczeniem, jaki mógł zafundować mi Ritter Sport.
Od pierwszego bliższego kontaktu z czekoladą poczułam w zapachu herbatę i przyprawy korzenne, ze szczególnym naciskiem na kardamon i gałkę muszkatołową. Takie akcenty położone na słabej jakości mlecznej czekoladzie i palmowo-mlecznym nadzieniu były wręcz szokujące. Przeraziłam się, bowiem aromat był naprawdę kuszący, nawet pomimo mojej świadomości, że jakościowo to nie będzie wysoki pułap (oby był chociaż średni!).
Kompozycja oczywiście okazała się być bardzo słodka. Cukrowa słodycz nadzienia zlewała się z mleczną czekoladą, w której to kakao ledwo co dało się wyczuć. Poza tym, rozpuszczając kostkę w ustach zdecydowanie zbyt mocno odznaczał się tłuszcz. Dlatego pomimo zasad sztuki, po prostu lepiej mi się czekoladę nagryzało (choć trudno w ogóle mówić o zasadach sztuki degustacji przy tego typu produktach).
Przeniosłam się lata wstecz do Polanicy Zdrój, gdzie po deszczowym dniu na szlaku zatrzymaliśmy się w kawiarni. Pamiętam, że eksplorowaliśmy wtedy Góry Bystrzyckie i pogoda nas nie rozpieszczała. Zamówiłam chai latte - herbatę na mleku z dodatkiem korzennych przypraw. Vanilla Chai Latte pomimo swoich wad i niedociągnięć przypomniała mi o tamtych chwilach, o tamtym smaku. W zasadzie, to do głowy przyszło mi także skojarzenie z kawą zbożową przyrządzoną z dodatkiem mleka i przypraw.
Smak nadzienia ze swymi wyraźnymi nutami herbaty, wyróżniającym się kardamonem i gałką muszkatołową, muśnięciem cynamonu i... niestety dość sztucznej, syropowej wanilii - ma swój urok. Bez wątpienia, jest to jeden z lepszych Ritterów, jakiego ostatnimi czasy przyszło mi próbować. W pełni zgadzam się z pochlebnymi opiniami w sieci, bo jak na taką markę wyszło całkiem przyzwoicie i po prostu ciekawie! Z utęsknieniem pragnę zasmakować Zotter Handscooped w podobnym wariancie smakowym...
PS Otrzymałam od Olgi także zimową wersję orzechowo-ciasteczkową, ale tak bardzo przypominała mi Haselnuss-Cookies, iż postanowiłam nie pisać o niej po raz kolejny.
Skład: cukier, tłuszcz palmowy, laktoza, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, odtłuszczone mleko w proszku, pełne mleko w proszku, śmietanka w proszku, tłuszcz mleczny, lecytyna sojowa, ekstrakt czarnej herbaty, naturalne aromaty, ekstrakt przypraw, naturalny aromat waniliowy.
Choć przestałam patrzeć przychylnym okiem na jakiekolwiek Rittery i nie kupuję ich już wcale, to dość pochlebne opinie Kimiko, Czoko i Zofiji coraz to bardziej przekonywały mnie do zimowej limitki - Vanilla Chai Latte. Bądź co bądź, kryją się w niej tak kochane przeze mnie korzenne przyprawy. Troszkę żałowałam, że nie zakupiłam jej do wykorzystania choćby na górskim szlaku. A zresztą, czego miałam żałować... Podczas czerwcowej herbatki u Olgi z livingonmyown.pl kawałek Vanilla Chai Latte, specjalnie odłożony dla mnie, trafił w moje ręce. Zawinięte w sreberko cztery kosteczki miały ostatecznie dać mi do zrozumienia, jakim wynalazkiem jest naprawdę Vanilla Chai Latte.
Zawiniątko wylądowało do Magicznej Szuflady oczekując na okazję, przy której będę miała chęć wypróbować jego zawartość. Paradoksalnie, po raz kolejny Ritter Sport był dla mnie wybawieniem po niesmakującym mi Zotterze (mowa o Chestnut + Organic Rum; poprzedni przypadek dotyczył duetu Zotter Kandierte Preiselbeeren i Ritter Sport Weisse Joghurt-Mousse). Po drugiej już zotterowskiej kasztanowej paskudzie (z której większość swojej części oddałam Mężowi), musiałam przełamać czymś smak. Nawet, jeśli ryzykowałam to zasłodzeniem i zatłuszczeniem, jaki mógł zafundować mi Ritter Sport.
Od pierwszego bliższego kontaktu z czekoladą poczułam w zapachu herbatę i przyprawy korzenne, ze szczególnym naciskiem na kardamon i gałkę muszkatołową. Takie akcenty położone na słabej jakości mlecznej czekoladzie i palmowo-mlecznym nadzieniu były wręcz szokujące. Przeraziłam się, bowiem aromat był naprawdę kuszący, nawet pomimo mojej świadomości, że jakościowo to nie będzie wysoki pułap (oby był chociaż średni!).
Kompozycja oczywiście okazała się być bardzo słodka. Cukrowa słodycz nadzienia zlewała się z mleczną czekoladą, w której to kakao ledwo co dało się wyczuć. Poza tym, rozpuszczając kostkę w ustach zdecydowanie zbyt mocno odznaczał się tłuszcz. Dlatego pomimo zasad sztuki, po prostu lepiej mi się czekoladę nagryzało (choć trudno w ogóle mówić o zasadach sztuki degustacji przy tego typu produktach).
Przeniosłam się lata wstecz do Polanicy Zdrój, gdzie po deszczowym dniu na szlaku zatrzymaliśmy się w kawiarni. Pamiętam, że eksplorowaliśmy wtedy Góry Bystrzyckie i pogoda nas nie rozpieszczała. Zamówiłam chai latte - herbatę na mleku z dodatkiem korzennych przypraw. Vanilla Chai Latte pomimo swoich wad i niedociągnięć przypomniała mi o tamtych chwilach, o tamtym smaku. W zasadzie, to do głowy przyszło mi także skojarzenie z kawą zbożową przyrządzoną z dodatkiem mleka i przypraw.
Smak nadzienia ze swymi wyraźnymi nutami herbaty, wyróżniającym się kardamonem i gałką muszkatołową, muśnięciem cynamonu i... niestety dość sztucznej, syropowej wanilii - ma swój urok. Bez wątpienia, jest to jeden z lepszych Ritterów, jakiego ostatnimi czasy przyszło mi próbować. W pełni zgadzam się z pochlebnymi opiniami w sieci, bo jak na taką markę wyszło całkiem przyzwoicie i po prostu ciekawie! Z utęsknieniem pragnę zasmakować Zotter Handscooped w podobnym wariancie smakowym...
PS Otrzymałam od Olgi także zimową wersję orzechowo-ciasteczkową, ale tak bardzo przypominała mi Haselnuss-Cookies, iż postanowiłam nie pisać o niej po raz kolejny.
Skład: cukier, tłuszcz palmowy, laktoza, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, odtłuszczone mleko w proszku, pełne mleko w proszku, śmietanka w proszku, tłuszcz mleczny, lecytyna sojowa, ekstrakt czarnej herbaty, naturalne aromaty, ekstrakt przypraw, naturalny aromat waniliowy.
Masa kakaowa min. 30%.
Masa netto: 100 g.