Źródło: http://slightindulgence.com/chocolate.asp
Dzięki uprzejmości pewnego znajomego moja Magiczna Szuflada ma okazję gościć kilka wyjątkowych czekolad przywiezionych wprost ze Stanów Zjednoczonych. Zostawienie dla mnie paru kostek takich specjałów było przemiłym gestem, za który jeszcze raz serdecznie dziękuję! :)
Ciężko się było zdecydować, której z podarowanych tabliczek spróbować jako pierwszej. W końcu wybór padł na totalnie zaskakujący produkt marki Wild Ophelia. Zapraszam do odwiedzenia strony internetowej tej firmy http://www.wildophelia.com, na której to można zapoznać się z jej smakowitą ofertą, a także z ideą związaną z tworzeniem tych pyszności. Dziecięca walka z nudą przywiodła Ophelię do eksperymentowania z jedzieniem, co po latach znalazło swoje odzwierciedlenie w nietypowych połączeniach, które stosuje w słodyczach produkowanych pod szyldem Wild Ophelia. Nietypowych, lecz na tyle kuszących, że ślinka cieknie mi na myśl o każdym z nich... Ponadto, kolejną innowacją jest współpraca z lokalnymi farmerami i rzemieślnikami dostarczającymi głównie organicznych surowców do produkcji czekolad. Wszystko to wyróżnia markę Wild Ophelia - mamy do czynienia z naturalnymi i nadzwyczaj oryginalnymi produktami. Czy dało by się tak w Polsce...?
Krowa kojarzy się z czekoladą nie tylko ze względu na Milkę. Sproszkowane produkty mleczne są popularnym składnikiem wyrobów czekoladowych. Co jednak można zrobić, aby czekolada była jeszcze bardziej "krowia"? Stworzyć mleczną czekoladę z dodatkiem wołowiny! Na to właśnie wpadła Ophelia i zrealizowała swój szokujący na pierwszą myśl pomysł - we współpracy z farmerami z Idaho, hodującymi swoje krowy na rozległych pastwiskach. W jakiej formie mięso zostało użyte do produkcji czekolady? Otóż, umieszczono w niej kawałki tradycyjnego beef jerky. Jerky to wołowina pokrojona w podłużne kawałki, posolona i wysuszona. Może być również podwędzana i marynowana. Ten przysmak można zakupić także w Polsce - to zrozumiałe, że cena nie jest niska - ale warto się skusić.
Tyle słowem wstępu - czas na degustację! Wyciągamy naszą porcję z kartonika i ze sreberka. Wąchamy i... hm, na tym etapie nie wyczuwamy nic podejrzanego :). Uderza nas głęboki, bogaty zapach charakterystyczny dla bardzo dobrej mlecznej czekolady. Harmonijna fuzja mleka i kakao - na etapie percepcji zapachowej trudno się domyślić, co czeka na nas w środku...
Pierwszy kęs. Wow. To, co poczuliśmy rzeczywiście było szokujące. Dlaczego? Nie, nie uderzył nas ordynarny smak mięsa i przypraw. Poczuliśmy PRZEPYSZNĄ mleczną czekoladę. 41% masy kakaowej gwarantuje moc kakao na odpowiednim poziomie, złagodzoną w wykwintny sposób aksamitem mleka i wanilii. Jestem gotowa nawet stwierdzić, że jest to NAJLEPSZA mleczna czekolada, jaką jadłam w swoim dotychczasowym życiu. Głębia smaku, jakiej niepowstydziła by się niejedna gorzka czekolada. REWELACJA.
To coś niesamowitego, że przy tak oryginalnych dodatkach sama czekolada potrafiła nadal wysunąć się na pierwszy plan! Dopiero gdy pozwalamy kęsowi powoli rozpuścić się w ustach, reszta obfitego składu surowcowego zaczyna przed nami odkrywać swoje wdzięki. Kawałki jerky są maleńkie. Ich struktura budzi skojarzenie z rozdrobnionymi suszonymi owocami. Po rozgryzieniu ich przekonujemy się, że są bardzo słone. Rzeczywiście wyczuwalny jest mięsny posmak, kojarzy się on z mocno wysuszoną słoną kiełbasą dobrej jakości. Zaznaczę jednak, że jest to jedynie delikatny posmak. Coś, co bez przeszkód zgrywa się z genialną mleczną czekoladą.
Wśród przypraw, zdecydowanie pierwsze skrzypce gra sól. Przekonałam się nieraz, że sól w czekoladzie jest bardzo fajna, więc zupełnie mi to nie przeszkadzało. Czosnek, cebula, pieprz i papryka dają o sobie znać subtelnym echem dopiero na sam koniec - już po przełknięciu śliny. To unikalna, genialna feeria doznań - najpierw powala nas boska mleczna czekolada, potem kontrastuje ona z słonymi i lekko wędzonymi drobinkami, by na sam koniec uświetnić wszystko szczyptą warzywnych przypraw.
Przed degustacją Wild Ophelia Beef Jerky byłam przygotowana na wszystko. Przyjęłabym na klatę nawet fakt, gdyby ten produkt swym radykalizmem zmiażdżył definicję aksamitu mlecznej czekolady. Spodziewałam się, że poczuję więcej wędzonych nut, które może aż przyćmią kakao i mleko. Byłam przygotowana na to, że czosnek, pieprz i cebula brutalnie spenetrują moje kubki smakowe. Tymczasem, całość okazała się być zaskakująco... DELIKATNA. To najświętsza prawda, że dobra jakościowo czekolada skomponuje się z nawet najbardziej wyszukanymi dodatkami. Tutaj nie było żadnej przesady. Była czysta harmonia smaków - pomimo na pozór tak skrajnych i kontrowersyjnych połączeń.
Skład: mleczna czekolada (cukier, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, pełne mleko w proszku, odtłuszczone mleko w proszku, tłuszcz mleczny, lecytyna sojowa, wanilia), organiczne beef jerky 3,63% (organiczna wołowina, organiczny odparowany syrop trzcinowy, woda, organiczny sos sojowy (woda, organiczne ziarna soi, sól, organiczny alkohol), organiczny ocet z cydru jabłkowego, sól, organiczna papryka, naturalny aromat dymu, organiczny czarny pieprz, organiczna cebula w proszku, organiczny czosnek w proszku)), wędzona sól Alder, wędzona papryka.
Masa kakaowa min. 41%.
Ciężko się było zdecydować, której z podarowanych tabliczek spróbować jako pierwszej. W końcu wybór padł na totalnie zaskakujący produkt marki Wild Ophelia. Zapraszam do odwiedzenia strony internetowej tej firmy http://www.wildophelia.com, na której to można zapoznać się z jej smakowitą ofertą, a także z ideą związaną z tworzeniem tych pyszności. Dziecięca walka z nudą przywiodła Ophelię do eksperymentowania z jedzieniem, co po latach znalazło swoje odzwierciedlenie w nietypowych połączeniach, które stosuje w słodyczach produkowanych pod szyldem Wild Ophelia. Nietypowych, lecz na tyle kuszących, że ślinka cieknie mi na myśl o każdym z nich... Ponadto, kolejną innowacją jest współpraca z lokalnymi farmerami i rzemieślnikami dostarczającymi głównie organicznych surowców do produkcji czekolad. Wszystko to wyróżnia markę Wild Ophelia - mamy do czynienia z naturalnymi i nadzwyczaj oryginalnymi produktami. Czy dało by się tak w Polsce...?
Krowa kojarzy się z czekoladą nie tylko ze względu na Milkę. Sproszkowane produkty mleczne są popularnym składnikiem wyrobów czekoladowych. Co jednak można zrobić, aby czekolada była jeszcze bardziej "krowia"? Stworzyć mleczną czekoladę z dodatkiem wołowiny! Na to właśnie wpadła Ophelia i zrealizowała swój szokujący na pierwszą myśl pomysł - we współpracy z farmerami z Idaho, hodującymi swoje krowy na rozległych pastwiskach. W jakiej formie mięso zostało użyte do produkcji czekolady? Otóż, umieszczono w niej kawałki tradycyjnego beef jerky. Jerky to wołowina pokrojona w podłużne kawałki, posolona i wysuszona. Może być również podwędzana i marynowana. Ten przysmak można zakupić także w Polsce - to zrozumiałe, że cena nie jest niska - ale warto się skusić.
Tyle słowem wstępu - czas na degustację! Wyciągamy naszą porcję z kartonika i ze sreberka. Wąchamy i... hm, na tym etapie nie wyczuwamy nic podejrzanego :). Uderza nas głęboki, bogaty zapach charakterystyczny dla bardzo dobrej mlecznej czekolady. Harmonijna fuzja mleka i kakao - na etapie percepcji zapachowej trudno się domyślić, co czeka na nas w środku...
Pierwszy kęs. Wow. To, co poczuliśmy rzeczywiście było szokujące. Dlaczego? Nie, nie uderzył nas ordynarny smak mięsa i przypraw. Poczuliśmy PRZEPYSZNĄ mleczną czekoladę. 41% masy kakaowej gwarantuje moc kakao na odpowiednim poziomie, złagodzoną w wykwintny sposób aksamitem mleka i wanilii. Jestem gotowa nawet stwierdzić, że jest to NAJLEPSZA mleczna czekolada, jaką jadłam w swoim dotychczasowym życiu. Głębia smaku, jakiej niepowstydziła by się niejedna gorzka czekolada. REWELACJA.
To coś niesamowitego, że przy tak oryginalnych dodatkach sama czekolada potrafiła nadal wysunąć się na pierwszy plan! Dopiero gdy pozwalamy kęsowi powoli rozpuścić się w ustach, reszta obfitego składu surowcowego zaczyna przed nami odkrywać swoje wdzięki. Kawałki jerky są maleńkie. Ich struktura budzi skojarzenie z rozdrobnionymi suszonymi owocami. Po rozgryzieniu ich przekonujemy się, że są bardzo słone. Rzeczywiście wyczuwalny jest mięsny posmak, kojarzy się on z mocno wysuszoną słoną kiełbasą dobrej jakości. Zaznaczę jednak, że jest to jedynie delikatny posmak. Coś, co bez przeszkód zgrywa się z genialną mleczną czekoladą.
Wśród przypraw, zdecydowanie pierwsze skrzypce gra sól. Przekonałam się nieraz, że sól w czekoladzie jest bardzo fajna, więc zupełnie mi to nie przeszkadzało. Czosnek, cebula, pieprz i papryka dają o sobie znać subtelnym echem dopiero na sam koniec - już po przełknięciu śliny. To unikalna, genialna feeria doznań - najpierw powala nas boska mleczna czekolada, potem kontrastuje ona z słonymi i lekko wędzonymi drobinkami, by na sam koniec uświetnić wszystko szczyptą warzywnych przypraw.
Przed degustacją Wild Ophelia Beef Jerky byłam przygotowana na wszystko. Przyjęłabym na klatę nawet fakt, gdyby ten produkt swym radykalizmem zmiażdżył definicję aksamitu mlecznej czekolady. Spodziewałam się, że poczuję więcej wędzonych nut, które może aż przyćmią kakao i mleko. Byłam przygotowana na to, że czosnek, pieprz i cebula brutalnie spenetrują moje kubki smakowe. Tymczasem, całość okazała się być zaskakująco... DELIKATNA. To najświętsza prawda, że dobra jakościowo czekolada skomponuje się z nawet najbardziej wyszukanymi dodatkami. Tutaj nie było żadnej przesady. Była czysta harmonia smaków - pomimo na pozór tak skrajnych i kontrowersyjnych połączeń.
Skład: mleczna czekolada (cukier, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, pełne mleko w proszku, odtłuszczone mleko w proszku, tłuszcz mleczny, lecytyna sojowa, wanilia), organiczne beef jerky 3,63% (organiczna wołowina, organiczny odparowany syrop trzcinowy, woda, organiczny sos sojowy (woda, organiczne ziarna soi, sól, organiczny alkohol), organiczny ocet z cydru jabłkowego, sól, organiczna papryka, naturalny aromat dymu, organiczny czarny pieprz, organiczna cebula w proszku, organiczny czosnek w proszku)), wędzona sól Alder, wędzona papryka.
Masa kakaowa min. 41%.
Masa netto: 57 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 535,7 kcal
BTW: 7,1/35,7/53,6
Wierzę na słowo, ze jest dobra ale ja bym jej nie tknęła, aż tak odważna nie jestem, wołowina i czosnek mnie zmiażdżyły.
OdpowiedzUsuńHohoh, naprawdę warto zaryzykować! :) Nie pożałowałabyś!
UsuńW życiu bym nie wpadł na takie połączenie. Co najgorsze (a może jednak najlepsze?) baaardzo lubię suszoną wołowinę. Nawet pod choinkę, na zdrowszą przekąskę, zakupiłem dwa opakowania (orig. i sweet&hot) takowej. Zbrodnia na psychice. I to w biały dzień.
OdpowiedzUsuńNie wiem kiedy. Nie wiem gdzie. Nie wiem jak. Ale MUSZĘ tego spróbować! :)
Dobra czekolada przyjmie wszystko :). Nieustannie zaskakuje mnie to, jak wiele absurdalnych wręcz dodatków potrafi wspaniale się z nią zgrać. Oj warto, warto spróbować. Może wspólne zamówienie z USA? ;)
UsuńPatrząc na archiwum tego bloga, w połączeniu z moją reakcją "jak ja bym tego spróbował!", mam pewne wątpliwości czy celnicy uwierzyliby w paczkę ważącą 50kg i... składającą się z samych czekolad :D
UsuńCiekawi mnie jeszcze połączenie masła orzechowego z bananami (nie mogłem nie spojrzeć na całość asortymentu WO). Bo to, nawet w myślach mi do siebie... zaczęło pasować. A zapewne czym innym jest polanie żółtego zawijasa jednym i drugim (chociaż w zestawieniu z karmelem można go już spotkać w postaci deserów), niż skonsumowanie go w formie czekolady ;)
Eeee, 50 kg czekolady to normalna przesyłka, celnicy nie mieli by się do czego przyczepić - chyba, że byłyby nadziewane kokainą ;).
UsuńOj tak, ta czekolada z masłem orzechowym i bananem musi być nieziemska... Zwłaszcza, że mleczna czekolada od Wild Ophelia jest orgazmiczna - a połączenie masła orzechowego, banana i kakao to u mnie w kuchni norma (a gdyby tak jeszcze truskawki do tego, mmm!). Kusi też hibiskus z brzoskwinką, orzechy pekan z wiśnią... No nic, paczka musi być! :D