Po pysznej Madagaskar Ambanja Superior Bio przyszedł czas na kolejną osiemdziesiątkę z naszej rodzimej manufaktury Beskid, należącą do jednej z nowszych propozycji tej marki. W samym środku kolejnego izolacyjnego tygodnia sięgnęłam po Dominikana Hispaniola Bio, zakupioną w sklepie Sekretów Czekolady. 80% dominikańskich ziaren oraz 20% nierafinowanego cukru trzcinowego zaklęte w 50-gramową tabliczkę - miałam nadzieję, że taki prosty zestaw podtrzyma mój dobry nastrój.
Bardzo, ale to bardzo podoba mi się świeży i soczysty wygląd najnowszych czekolad z Beskidu. Wprawdzie nie miały one szans doznać upału, który zawsze pogarsza warunki przechowywania, jednak w porównaniu do moich pierwszych Beskidów prezencja nowszych czekolad jest znacznie lepsza - fakt, może to tylko kwestia pór roku. Nie mniej jednak, Dominikana Hispaniola Bio 80& wyglądała przepięknie - mroczna w swej ciemności, a jednocześnie zdrowo połyskliwa.
Bardzo, ale to bardzo podoba mi się świeży i soczysty wygląd najnowszych czekolad z Beskidu. Wprawdzie nie miały one szans doznać upału, który zawsze pogarsza warunki przechowywania, jednak w porównaniu do moich pierwszych Beskidów prezencja nowszych czekolad jest znacznie lepsza - fakt, może to tylko kwestia pór roku. Nie mniej jednak, Dominikana Hispaniola Bio 80& wyglądała przepięknie - mroczna w swej ciemności, a jednocześnie zdrowo połyskliwa.
Czekolada łamała się miękko, co wzbudziło wręcz moje zdziwienie. Pachniała kwaśną kwiecistością: kwiatem wiśni, świeżą kiszoną kapustą. Spodziewałam się, że słodyczy odnajdę tu ledwie tchnienie. W aromacie przebrzmiewała bowiem również zapowiedź wysokiej paloności.
W ustach również czekolada zachowywała się dość miękko, co wypadło zaskakująco przyjemnie - jak na 80% kakao i to bez dodatku masła kakaowego. W pierwszej kolejności uderzyła nas ziołowość, tak lubiana przeze mnie, w typie surowego ziarna kakao. Stopniowo przechodziła w czystą goryczkę, mocno osiadającą na języku, coraz to bardziej paloną. Pomyślałam o niedojrzałych, a jednocześnie przypadkowo przypalonych w piekarniku owocach. By skonkretyzować swe skojarzenia, zwizualizowałam jabłka, czerwone porzeczki oraz wiśnie - niesłodzone, niezbyt dojrzałe, umieszczone w cieście, które nie dość, że wyszło zakalcowate, to jeszcze przypaliło się od spodu, praktycznie zwęgliło. Gdzieś w tym wszystkim zagubiła się jeszcze skórka surowej cytryny. Zgodnie z moimi przypuszczeniami, słodycz w tej czekoladzie okazała się nikła.
W ustach również czekolada zachowywała się dość miękko, co wypadło zaskakująco przyjemnie - jak na 80% kakao i to bez dodatku masła kakaowego. W pierwszej kolejności uderzyła nas ziołowość, tak lubiana przeze mnie, w typie surowego ziarna kakao. Stopniowo przechodziła w czystą goryczkę, mocno osiadającą na języku, coraz to bardziej paloną. Pomyślałam o niedojrzałych, a jednocześnie przypadkowo przypalonych w piekarniku owocach. By skonkretyzować swe skojarzenia, zwizualizowałam jabłka, czerwone porzeczki oraz wiśnie - niesłodzone, niezbyt dojrzałe, umieszczone w cieście, które nie dość, że wyszło zakalcowate, to jeszcze przypaliło się od spodu, praktycznie zwęgliło. Gdzieś w tym wszystkim zagubiła się jeszcze skórka surowej cytryny. Zgodnie z moimi przypuszczeniami, słodycz w tej czekoladzie okazała się nikła.
Pomimo tak ostrych kwasków i goryczek, czekolada była niebywale wilgotna jak na 80%, przez co odebrałam ją jako bardzo przystępną. Zawarte w niej nuty smakowe były mocne, o niezbyt zuchwałej dynamice, a jednak przyjemne, zapadające w pamięć. Gdy tylko zaczynała ocierać się o ordynarność, miękka struktura wszystko łagodziła. To niezbyt skomplikowana, ale całkiem udana czekolada.
Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy nierafinowany.
Masa kakaowa min. 80%.
Masa netto: 50 g.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz