Wyrażenie "high end" oznacza produkt ekskluzywny, dla koneserów. Mnie samo opakowanie zotterowskiego High-End skojarzyło się nie tyle z wyrobem wyższej klasy, ale z czymś totalnie tajemniczym. Owszem, mamy tu zapowiedź luksusu, ale ma być to przepych poza wszelkimi kanonami i zasadami, prowadzący na krawędź szaleństwa. Gdy zamawiałam High-End w Galerii Słodyczy nie wątpiłam, że obcowanie z tą czekoladą będzie doznaniem ekstremalnym. I takiego też pragnęłam. 96-procentowa zawartość kakao miała być preludium do tabliczek 100%, które również czekają w Magicznej Szufladzie.
Zotter High-End 96% powstała z peruwiańskiego kakao. Podczas produkcji została poddana 34-godzinnemu konszowaniu. Cieszę się niezmiernie, gdy mogę odnaleźć takie informacje na opakowaniu czekolady. Stopniowo zmierzam w tym kierunku, aby Prawdziwych Czekolad było w mojej Magicznej Szufladzie jak najwięcej. Nie koniecznie muszą to być od razu takie skrajności, jak High-End (choć w sumie... nie pogardziłabym. Popadanie w skrajności jest tak typowe dla kobiet). Chodzi mi o każdą czekoladę, której producent chce przybliżyć konsumentowi jej osobistą historię.
To, co działo się tuż przed degustacją Zotter High-End 96% było wspaniałym wprowadzeniem do czekoladowego ekstremum. Sami wynieśliśmy się gdzieś na krańce miłosnej wytrzymałości, by tuż po zaserwować sobie mocną kawę i bogatą w kakao czekoladę - podkręcając do granic możliwości orgazmiczy wystrzał endorfin. Rozgrzewka adekwatna do czekolady - mocna i oszałamiająca.
High-End 96% należy do serii Labooko, a więc w skład opakowania wchodzą dwie 32,5-gramowe tabliczki, przyozdobione w charakterystyczny sposób. Nóż nie był więc nam potrzebny do rozdzielenia dwóch porcji - i dobrze, bo w tak wrzącej atmosferze ostre narzędzia byłyby wyjątkowo niebezpiecznie ;).
Ciemnobrązowa tabliczka pachnie przy pierwszym powierzchownym niuchnięciu czymś suchym, a po dłuższym zaciągnięciu się wrażenie drapiącej suchości przechodzi w wilgoć cierpkich, lecz soczystych owoców. Pustynia i las tropikalny w jednym - po prostu dziki zapach. Mój Mężczyzna przyrównał ten intrygujący aromat do jutowych worków składowanych w zawilgoconym portowym magazynie.
Przechodząc do smaku należy od razu nadmienić, że High-End otwiera przed nami kolejnymi etapami najróżniejsze światy. Pierwszy kęs, któremu pozwoliłam rozpuścić się na języku - momentalnie zaatakował mnie z niewyobrażalną siłą. Zalał buzię totalną gęstwiną, zalepił. Zaraz po tym typowo mechanicznym odczuciu, przyszedł czas na bardzo głęboką gorycz. Gorycz, w którą zapadasz się i aż tracisz oddech. Jest niczym popiół, który mocny wiatr wwiewa wprost w Twoje otwarte usta. Nie trwa to jednak długo, bowiem za chwilę gorycz przechodzi w kwas. Nie jest to kwaśność owoców, lecz coś zakrawającego o piekielne, siarkowe wyziewy. W kulminacyjnym momencie owa kwaśność staje się wręcz nie do zniesienia, aż tu nagle...
...dzieje się coś niespodziewanego. Gdy przejdziemy już przez gęstwę goryczy i kwasu, kompozycja raptownie łagodnieje. Ostra kwaśność zamienia się najpierw w kwaskowatość owocowego kefiru, by potem zadziwić lekką mlecznością i owocowością. Ten łagodny finisz jest bardzo krótkim, aczkolwiek wyraźnym doznaniem. To on sprawia, że potężne kakao koniec końców pozostawia w ustach aksamitny film. To samo kakao, które najpierw surowo i brutalnie gwałci nasze kubki smakowe, postanawia pogłaskać nas na koniec. Musnąć lekko wierzchem dłoni, po wymierzeniu kilku mocnych razów.
Degustacja tej czekolady to taka trochę masochistyczna przyjemność - ale jednak PRZYJEMNOŚĆ. High-End otwiera nas na szereg nowych doznań i tylko od nas zależy, czy poddamy się ich działaniu. To trochę jak fakt, że aby sięgnąć po niektóre wymiary przyjemności, należy najpierw przejść przez granicę bólu. Ufnie mu ulec, aż nastąpi przełamanie.
Zwróćcie uwagę na wysoką kaloryczność tej czekolady. To wszystko dzięki bardzo dużej zawartości tłuszczu, jaki niesie ze sobą miazga kakaowa. Białka mamy tu więcej niż węglowodanów, a więc tabliczkę można nazwać produktem low-carb ;). W zasadzie ciężko zaliczać ją do kategorii słodyczy. This is HELL!! ;). Zdecydowanie, trzeba mieć odwagę, aby skusić się na High-End... Zotter gwarantuje tu ekstremalne doznania, które mogą się okazać nie do przejścia dla wszystkich. Kto nie ryzykuje, ten się nie bawi! ;)
Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, sól.
Masa kakaowa min. 96%.
Masa netto: 65 g (2 x 32,5 g).
Wartość energetyczna w 100 g: 634 kcal.
BTW: 15/56/13
Wiesz, mi nazwa "High-End" skojarzyła się z miksem lynchowskich filmów: "Lost Highway" i "Mulholland Drive". Po przeczytaniu recenzji tylko utwierdziłam się w owym przekonaniu, bo czekolada dostarcza wrażeń podobnych oglądaniu wspomnianych filmów.
OdpowiedzUsuńTotalnie nie dla mnie. Nie cierpię Lyncha i bardzo gorzkich czekolad.
Myślę za to, że jeśli lubisz katusze, powinnaś dać Wawelowi jeszcze jedną szansę i kupić 90% cocoa, którą recenzowałam. Ma te same gęstości, kwasy i gorycze.
Wielbię filmy Lyncha, a więc wszystko jest jasne... ;). Bardzo trafnie przyrównałaś tą czekoladę do jego filmów. Takie doznania trzeba sobie dawkować, bo są wręcz niebezpieczne. Ale lubię, lubię bardzo!
UsuńPóki co NIE kupuję żadnych czekolad, zresztą jak już się na coś zdecyduję, to raczej będzie to kolejne zamówienie w Galerii Słodyczy. Czekolady z półek popularnych sklepów będą do mnie trafiać okazyjnie.
Kto by pomyślał, że można zacząć na czekoladzie i skończyć rozmowę na twórczości Lyncha? :) Uwielbiam Zagubioną autostradę, więc jeśli Panie wskazują podobieństwa tej czekolady do jego filmów, to chyba muszę sobie zafundować tę tabliczkę :D
UsuńZagubiona Autostrada i Mulholland Drive to prawdziwe majstersztyki kinematografii. Mulholland Drive po kilkukrotnym obejrzeniu zaczęłam rozumieć, Zagubiona Autostrada jest nadal dla mnie wielką zagadką. Dawno do niej nie wracałam, czas znowu przysiąść do tego filmu i próbować go rozwikłać od nowa.
UsuńZ Lyncha najbardziej kocham Dzikość Serca i jest to mój ulubiony film w ogóle. Zawsze na nim płaczę, haha :D.
Mateusz, nie wiem, czy kiedykolwiek próbowałeś czekolady o tak wysokiej zawartości kakao - ale myślę, że każdy powinien choć raz zaryzykować i zasmakować takiego piekła :)
Dzikości serca jeszcze nie widziałem, obecność Nicolasa Cage'a w filmie zawsze mnie odstraszała :) Mulholland Drive trochę mniej przypadł mi do gustu, ale jeśli chodzi o Autostradę to w pełni się z Tobą zgadzam!
UsuńKiedyś zostałem poczęstowany Lindtem 99% i nienajlepiej to wspominam. Fakt, że wtedy trochę inaczej podchodziłem do czekolady. Osobiście uwielbiam gdy w czekoladzie smak "drugoplanowy" kontrastuje z pierwszym, a tam był jeden, który obezwładnił mnie super-extra gorzkim kakao.
Jak to mówią, do niektórych smaków trzeba dorosnąć hehehe :D
Dorosnąć trzeba do tego, żeby w kakao nie czuć tylko kakao. Kakao to całe bogactwo doznań. Tak jak wino nie smakuje winem, a piwo piwem ;). Wejście na takie poziomy percepcji to także lata doświadczeń i nauki, wiele przed nami wszystkimi do odkrycia :D.
UsuńNicolas Cage jest w roli Sailora bezbłędny. Laura Dern jako Lula również. Nie wyobrażam sobie innych aktorów zamiast. "Dzikość serca" to dla wielu kicz, ale mnie żaden film tak nie urzekł.
Czasami mam wrażenie, że powinnaś dać ostrzeżenie, zę blog jest od 18 roku życia ;D
OdpowiedzUsuńMoja wewnętrzna masochistka raczej nie czuje się skuszona, jednak pozostanę przy niższej zawartości kakao.
A jak takie ostrzeżenie dodać? Nie umiem, ale wiem, że niewiedza nie jest usprawiedliwieniem :D. No cóż, będę demoralizować nieletnich :P.
UsuńCzęste jedzenie takich czekolad może trwale wpłynąć na psychikę. Ja raz po raz z chęcią sięgnę po takiego hardkora. Paraliż dla kubków smakowych :D.
Cóż za erotyczna recenzja :) Dzięki temu opisowi wiemy, że czekolada niesie ze sobą naprawdę ekstremalne doznania. Powiemy szczerze, że z chęcią chciałybyśmy się przekonać o tym na własnej skórze. Twoje zdanie nas jak najbardziej do niej zachęciło ;)
OdpowiedzUsuńNie od dziś dobre jedzenie kojarzy mi się z seksem. Jedno i drugie bardzo do siebie pasuje ;). High-End również świetnie wpisuje się w tematykę Waszego bloga, więc... czekam :D
UsuńNiech no tylko nasze zapasy słodkości się pomniejszą a na pewno zrobimy zamówienie :)
UsuńMoje zapasy też są duże i również nie mogę się doczekać, kiedy będę mogła sobie pozwolić na kolejne zamówienie ;). Tyle Zotterów do wypróbowania!
UsuńOch i ach... rozpływam się. Taką czekoladą bym nie pogardziła <3
OdpowiedzUsuńCieszę się, że są bezapelacyjni entuzjaści takich hardkorowych smaków :).
Usuńświetny kształt:))
OdpowiedzUsuńNapomknę, że zdjęcie tabliczki wykonałam po jej nagryzieniu - żeby nie było ;).
UsuńMimo, że lubuję się w gorzkich czekoladach, ta chyba byłaby dla mnie za mocna. Chociaż efekt końcowy, który opisałaś brzmi bardzo zachęcająco :)
OdpowiedzUsuńByła bardzo mocna. Do częstych degustacji takie czekolady się raczej nie nadają, ale myślę, że warto wypróbować choć raz.
UsuńCzekolady ciemnej kiedyś nie tolerowałam, a potem baardzo polubiłam. Mimo to, aż tak gorzkiej nie jadłam, ciekawe, czy by mi posmakowała. :}
OdpowiedzUsuńTo zupełnie inny wymiar czekolady, warto się przekonać.
UsuńKiedyś przeczytam, teraz nie chcę tego robić, żeby niczym się nie sugerować przed spróbowaniem. ;P
OdpowiedzUsuńAaaa, zarąbiście, że ją masz! :)
Usuń