Zotter Peru 100% to czekolada prawdziwie skrajna. Wraz z wyciągnięciem jej z Magicznej Szuflady, do 100% dobiła liczba wypróbowanych tabliczek, jakie zakupiłam w sierpniu w Innsbrucku, wracając z urlopu. Tak, mój zapas przywiezionych stamtąd smakołyków właśnie się wykończył. Gdy kupowałam tą czekoladę nie miałam jeszcze żadnych doświadczeń z tak wysoką zawartością masy kakaowej. Kiedy w końcu zdecydowaliśmy się na degustację - byłam już po trzech próbach takiego kakaowego szaleństwa (a wspominam o nich w kolejnych akapitach tego wpisu). Można rzec, że temat już z lekka oswoiłam - ale wiem, że w tym wypadku nie ma miejsca na słowo takie jak oswojenie czy przyzwyczajenie. 100% to 100% - tu nie ma miejsca na kompromisy.
Ojczyzną ziaren, z których wykonano naszą dzisiejszą bohaterkę jest peruwiańska kooperatywa Naranjillo. Zajmuje się ona uprawą kakao, które według strony internetowej Zottera ma być najłagodniejszym na świecie. Phi! Mając za sobą degustację 100% Domori Criollo wiem, że co jak co, ale peruwiańska stówka od Zottera nie może się z nią równać w łagodnych nutach smakowych... Uprzedzając fakty, odsyłam Was do mojej recenzji powyższej 100% Domori - jej opis jest dokładnym przeciwieństwem dziś recenzowanej czekolady, co jest idealnym dowodem na to, jak bardzo mogą się od siebie różnić czekolady o 100% zawartości kakao.
Peru 100% była konszowana aż przez 34 godziny, tak jak jej koleżanka High-End. High-End stworzona została również z peruwiańskiego kakao, choć nie wyszczególniono z którego dokładnie. Można jednak przypuszczać na wstępie, że będą to tabliczki dość podobne do siebie - różniące się jedynie 4% masy kakaowej. Koniecznie przeczytajcie moją recenzję High-End nim wgłębicie się w dzisiejszy wpis. Swoją drogą, na styczniowej degustacji czekolad w poznańskiej Pintej Klepce miałam również okazję spróbować peruwiańskiej 100% od Morin - była ona podoba do High-End, a więc pełna popiołu i kwasu. Opisem jakich doznań uraczę Was dzisiaj?
Peruwiańska diablica od Zottera jest bardzo ciemna, lecz ma w sobie przebłyski wiśniowej barwy. Zapach nieco mnie zaskoczył - ma w sobie śmietankowe zacięcie. Kierując się wyłącznie zmysłem węchu nie dałabym tej czekoladzie aż takiej zawartości masy kakaowej, maksymalnie 80%. Naprawdę, aromat może nas zmylić - nie ma tu jakiejś narzucającej się suchości i szorstkości, nie jest to popiół. Ponadto, czekolada odrobinę rozpuszcza się pod palcami, z miękkością - sprawiając wrażenie delikatnej. Taka to przebiegła bestia, kusicielka!
Teraz przejdźmy do smaku... Przygotujcie się na długą i bezlitosną drogę po najmroczniejszych zakamarkach świata kakao. Osoby o słabych nerwach proszę o opuszczenie bloga ;). Jeśli czytaliście już niedawno opublikowaną recenzję Peru 100% made by Kimiko556, zwróćcie uwagę, że niektóre smaki autorka Chwil Zasłodzenia i ja wyczuwałyśmy w innych kolejnościach. Przypuszczam, że może to być przyczyna m.in. odmiennego sposobu konsumowania. Rozcieranie, gryzienie i rozpuszczanie w innych miejscach podniebienia i języka - już doprowadzi do nieco innego odczucia startu, rozwinięcia i finiszu. I jak tu nie być zafascynowanym odkrywaniem świata czekolady?
Pierwsze wrażenie smakowe od razu bije nas po głowie. To surowa kwaśność, ta z gatunku siarkowych i piekielnych. Przywoływała na myśl spopielone skorupy nadpsutych orzechów włoskich. Po inwazji kwasu intensywność doznań na chwilę spada, przez ułamek sekundy próbując się otrzeć o coś bardziej neutralnego. Zotter nie pozwala nam jednak na wytchnienie, i tym razem uderza goryczą! Przejmującą, bardzo mocną, chwilami aż wykręcającą twarz. Gorycz jest tak wybitna, że przez moment mamy wrażenie, że nie damy rady dalej! Pomimo to, nie pozostawia na koniec zbyt dużego uczucia ściągania. Być może kluczem do tego, że jednak chcemy przy niej zostać decydując się na kolejny kęs jest fakt, że pomimo tak ostrych smaków nie jest sucha w teksturze. Nie ma w sobie aż tyle popiołu, jest raczej smolista. Ocieramy się o ekstremum, czujemy niebezpieczeństwo, ale brniemy w to dalej...
Ta czekolada jest bardzo treściwa i intensywna. Aż tak, że szukałam czegoś do zneutralizowania i przełamania jej smaku. Nie to, że mi nie smakowała - po prostu masakrowała kubki smakowe i trzymała je non stop na najwyższych obrotach. Miałam ochotę iść po mleko do lodówki, ale koniec końców i tak wybierałam kolejny czysty kęs tego piekła.
Mój Ukochany nie wytrzymał i sięgnął po kostkę parę dni temu opisywanej La Speciale (dla kontrastu powyżej porównanie kolorystyczne obu czekolad ;)). Jak się okazało, to posunięcie jeszcze dodatkowo dolało oliwy do ognia. Przejście od tak mocnej kwaśności i goryczy do inwazji cukru było totalnym szokiem dla organizmu. Zmysły zgłupiały. Mój Luby musiał jednak przegryźć mleczną La Speciale kolejnym kęsem Peru 100%, co oznacza, że jednak naprawdę naszym przeznaczeniem jest piekło ;).
Kwaśno-gorzka smolistość tej czekolady kojarzy mi się z zawilgoconą i zapiaszczoną podłogą w opuszczonym budynku. Z zimnym kościołem o surowych ścianach, z wilgotnymi lochami. Tak, to właśnie ta smolistość próbowała przez chwilę nabrać nas na iluzję kremowości - ale to było zupełnie coś innego. Ta czekolada jest na tyle ekstremalna, że po jej zjedzeniu z naszych ust wydobywał się zapach przypominający woń jak po paleniu papierosów. Śluzówka jamy ustnej została nieźle przesuszona.
Jeśli mam pozostać w konwencji przyrównywania czekolad do kobiet - to to była prawdziwa diablica z krwi i kości. Przebiegła i bezwzględna. Kusząca swoimi walorami, koniec końców ciągnąca za sobą na samo dno. Bo ta czekolada miała w sobie coś hipnotyzującego - jedząc ją ocieramy się o ból, z każdym kęsem mówimy sobie, że to ostatni - ale jednak jemy dalej! Moim zdaniem, każdy fan czekolady powinien choć raz spróbować czegoś takiego - by przekonać się, jak nieziemską moc kryje w sobie kakao. U Domori 100% kakao to było 100% nieba, w rękach Zottera to 100% piekła: buchającego siarką, płomieniami, rozżarzonym popiołem i smołą. Piekła, w które wchodzi się jak w narkotycznym transie, bez zawahania...
Skład: miazga kakaowa.
Masa kakaowa 100%.
Masa netto: 65 g (2x 32,5 g).
Wartość energetyczna w 100 g: 636 kcal.
BTW: 16/59/9,6
Ciekawa recenzja ;) Po degustacji Lindt'a 99% kakao jestem gotowa na 100% tabliczkę. ;)
OdpowiedzUsuńHmm, ciekawe jak ja bym się ustosunkowała do tego Lindta mając już inne doświadczenia z tak bogatymi w kakao czekoladami.
Usuńspróbuj i porównaj :) Jestem ciekawa opini :)
UsuńBędę go miała na uwadze, choć ostatnio moja Magiczna Szuflada znów miała dostawę nowości :D
UsuńNie przejmuj się :D Ja też nie mogę przejść obojętnie obok czekolad które mnie kuszą ;) np tak jak nieplanowany zakup Lindta cherry intense, o którym pisałam Ci ostatnio :) Wchodzę do sklepu,a tu niespodzianka której się nie spodziewałam.Nie byłabym sobą gdybym nie kupiła jej :D
UsuńDobrze, że ostatnio rzadko przechadzam się po stacjonarnych sklepach. Żeby kupić coś przez internet trzeba się jednak chwilkę zastanowić. Choć zaczynam w to wątpić po moim ostatnim zamawianiu Zotterów telefonicznie, prowadząc auto w śnieżycy z gorączką :P.
Usuńmam tę czekoladę i mi smakowała - być może przez tę perwersyjną gorycz i kwaśność, ale ja lubię takie dziwne rzeczy :)
OdpowiedzUsuńOoo, dopiero teraz zajrzałam, że pojawiła się również u Ciebie! Super! Bardzo się cieszę, że się skusiłaś i spodobała Ci się taka intensywność. Mi również Peru 100% smakowała, ale sama przyznaj - to było coś momentami zakrawającego o masochizm :D
UsuńNie, nie, nie i jeszcze raz NIE. Nie wyobrażam sobie, że cokolwiek mające zawartość masy kakaowej większą, niż 80% będzie mi smakować. Malutką kosteczkę w ramach zaspokojenia ciekawości mogłabym zjeść, ale na pewno nigdy nie kupiłabym całej czekolady.
OdpowiedzUsuńTobie prędzej poleciłabym Domori IL100% Criollo, ooo tak! <3
UsuńA nie wiesz przypadkiem, gdzie takie cudo można dostać?
UsuńZ tego co widzę, w tej chwili nie jest dostępna w żadnym polskim sklepie internetowym :/. Może za jakiś czas pojawi się w Le Chocolat lub Sekretach Czekolady.
Usuńte czekolady mnie troszkę przerażają, oby konsumenci od razu nie musieli dzwonić do egzorcysty po zjedzeniu xD diablice podziękuje, ale się jej boje xD
OdpowiedzUsuńMi egzorcysta nie jest potrzebny, już za dużo naturalnej diablicy we mnie - tak mawiają ;). Dzięki temu obfite w kakao czekolady mogę jeść bez obaw ;).
Usuńdobrze, że masz dystans do sb bo naprawdę musisz mieć coś w sobie piekielnego, skoro tak łatwo Ci to przychodzi ^^
UsuńOj mam :D
UsuńWidziałam tę tabliczkę, jednak rozsądnie palnęłam się w łeb i stwierdziłam, że skoro 80% to dla mnie zbyt dużo to po 100% będę płakać zwinięta na podłodze. Po twoim opisie tym bardziej po nią nie sięgnę. Taka siarkowa, cierpka i gorzka moc nie jest na moje kubki smakowe. ;)
OdpowiedzUsuńDla Ciebie również najlepsza byłaby Domori IL100% Criollo, diametralnie inna stóweczka.
UsuńOkładka tak bardzo Burton, tak bardzo "Edward Nożycoręki" <3
OdpowiedzUsuńCzekoladę ze stuprocentową zawartością kakao z chęcią bym zjadła, niekoniecznie tę, ale tak w ogóle. I to nie marzenie, to plan - takiego specjału spróbować po prostu trzeba. Co z degustacji wyjdzie? Zobaczymy.
A La Speciale musiała naprawdę Wam podpaść, że nie potrafiliście jej zjeść na raz, w dodatku nawzajem się uzupełniając.
I ostatnia rzecz: skąd ten jasny kolor kostki? Wygląda raczej jak kwiatowy Zotter, La Speciale była/jest ciemniejsza, bo mleczna.
Domori IL100% Criollo!!! Domori IL100% Criollo!!! Dla wszystkich, którzy obawiają się stóweczki - po stokroć Domori IL100% Criollo! ;) Szkoda, że tak ciężko ją dostać... Sama z chęcią jeszcze raz bym ją zjadła, jako dodatkowy bodziec podczas seksu :P.
UsuńNie wiem skąd ten jasny kolor kostki ;). Też mnie zdziwił aż tak duży kontrast, ale tak było. Po prostu Peru 100% jest turbociemna. A La Speciale nie jedliśmy razem, więc nie mogliśmy zjeść jej na raz ;). Najpierw ja zjadłam swoją połówkę w pracy, a dopiero gdy mój Luby wrócił z delegacji na weekend przekazałam mu jego część.
O matko, aż miałyśmy dreszcze podczas czytania tej recenzji :P Naprawdę jesteśmy ciekawe czy stu procentowe czekolady by nam smakowały :D A kontrast kolorów tych dwóch tabliczek aż przeraża :P
OdpowiedzUsuńTrzeba w końcu spróbować! ;) Zapewniam, że degustacja również przyprawi o dreszcze ;) I na długo zapadnie w pamięć.
UsuńTo chyba nie są doznania dla mnie :) Ale cieszę się że jest ktoś kto porywa się na takie czekolady i je opisuje. Warto wiedzieć z czym można mieć do czynienia :)
OdpowiedzUsuńCHYBA nie są doznania dla Ciebie - poddajesz to w wątpliwość, więc :>... Kto nie próbuje, ten żałuje ;).
UsuńNie wiem, czy kiedyś o tym nie pisałaś (a ja już nie pytałam - skleroza), ale co przedstawia grafika tabliczki? :)
OdpowiedzUsuńGrafiki mają po prostu charakteryzować skrytą wewnątrz czekoladę...
Usuńczekolada czekoladą ale muszę napisać o czym innym, a mianowicie o Twoim sposobie pisania. masz bardzo dobre tzw. ,,pióro", chociaż w dzisiejszym XXI wieku trafniej byłoby użyć określenia klawiatura :D niemniej piszesz w taki sposób, że niemal czułam smak tej czekolady! poza tym Twoje wstawki z życia codziennego jak to się dzielicie czekoladą z mężem strasznie miło się czyta. :) przechodząc do czekolady - ja odpadam przy najzwyklejszej gorzkiej więc tą zapewne musiałabym zagryźć kilogramem cukru. niemniej dla samego przekonania się przeszłabym przez to piekło z własnej nieprzymuszonej woli!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję! To dla mnie duży komplement :). Na tym bardzo mi zależy - ubrać w słowa to co czuję jedząc daną czekoladę, zachować te wrażenia na dłużej.
UsuńWymiękasz przy NAJZWYKLEJSZEJ gorzkiej. No właśnie. Najzwyklejszej. Ja staram się sięgać po te niezwykłe, do których niekoniecznie pasuje mi epitet "gorzka" - staram się używać słowa "ciemna". A niezwykłość ciemnych czekolad jest narkotycznie hipnotyzująca :).
nie ma za co, szczera prawda!
Usuńmasz racje, może moja niechęć do tego gatunku wynika, że nie próbowałam żadnej perełki tylko pospolite gorzkie. moja ciekawość do poznawania produktów jednak pewnie sprawi, że prędzej czy później sięgnę po ciemną z lepszej półki i może wtedy i ja stanę się ich zwolenniczką :)
Polecam z calego serca. Jak dobrze trafisz, to na pewno nie pozalujesz ;)
UsuńOj, marzy mi się choćby kawałeczek takiej czekolady 100%....
OdpowiedzUsuńPrawie na wyciągnięcie ręki ;)
UsuńJestem zafascynowana tym, co i jak można odkryć w czekoladzie!
OdpowiedzUsuńSmolista - podoba mi się to określenie, bardzo trafne.
Ciekawe, co właściwie wpływa na odbieranie tego wszystkiego? Czy tylko to, jak się czekoladę konsumuje, czy również jakieś postrzeganie świata i skojarzenia?
Jedna z moich największych fascynacji ever ;), oprócz paru innych.
UsuńSmoła najbardziej mi pasowała - bo Peru 100% nie była jakoś wybitnie sucha i spopielona, miała w sobie coś z wilgoci - stąd właśnie ta smoła. Plus wilgoć piwnicy czy pustostanu.
Postrzeganie świata i skojarzenia na pewno! Właśnie dlatego tak ważny jest otwarty umysł przy degustacji, otwartość na doznania, wspomnienia. Kojarzenie jednego z drugim.
Chociaż ciemne czekolady bardzo lubię, to ta mnie jakoś nie przekonuje - nadpsute orzechy włoskie czy wilgotne lochy to chyba nie moje smaki ;) Ale patrząc na tabliczkę można dostrzec płynącą z niej tajemniczą magię...
OdpowiedzUsuńTaka tabliczka to zupelnie inny wymiar czekolady. Smaki intensywne na tyle, ze jedzenie az boli ;). Wyprobowac warto dla samej zasady ;).
Usuń