Czasy się zmieniają... Jeszcze całkiem niedawno, maszerując do niemieckiego marketu Edeka wychodziłam z niego z siatką pełną niedostępnych na polskim rynku czekolad, z szczególnych naciskiem na wyroby Lindta niewypuszczone na nasz rynek. W tym roku, gdy tradycyjnie już wybraliśmy się na małe zakupy do Edeki podczas festiwalu OBOA z Fort Gorgast, zdecydowałam się zakupić tylko jedną tabliczkę, zresztą, nieco na siłę. Choć gdy kiedyś ujrzałam w katalogu Lindta Spaghetti-Eis bardzo jej zapragnęłam, z czasem emocje zupełnie opadły. Mimo wszystko, zdecydowałam się dołączyć ją do czekoladowej kolekcji. Dobrze, że było wokół sporo osób, które można było poczęstować...
Choć grafika na opakowaniu jest bardzo imponująca, sama tabliczka wygląda już dość niepozornie. Grube kostki białej czekolady pachną mleczną słodyczą, szczyptą wanilii (na szczęście nie ma tu etylowaniliny lecz ekstrakt z wanilii) i truskawkowym dżemem - obserwując ją w całości nie mamy jeszcze pojęcia, co kryje się w środku. Pomimo zobrazowania na opakowaniu tego, czego możemy się spodziewać, grafika wypasionego deseru lodowego nadal działa na wyobraźnię. My z racji warunków nie próbowaliśmy czekolady schłodzonej, tak jak sugeruje to producent. Zresztą, próbowałam już wielu wyrobów Lindta z tej serii i nigdy nie wkładałam ich do lodówki.
Choć grafika na opakowaniu jest bardzo imponująca, sama tabliczka wygląda już dość niepozornie. Grube kostki białej czekolady pachną mleczną słodyczą, szczyptą wanilii (na szczęście nie ma tu etylowaniliny lecz ekstrakt z wanilii) i truskawkowym dżemem - obserwując ją w całości nie mamy jeszcze pojęcia, co kryje się w środku. Pomimo zobrazowania na opakowaniu tego, czego możemy się spodziewać, grafika wypasionego deseru lodowego nadal działa na wyobraźnię. My z racji warunków nie próbowaliśmy czekolady schłodzonej, tak jak sugeruje to producent. Zresztą, próbowałam już wielu wyrobów Lindta z tej serii i nigdy nie wkładałam ich do lodówki.
Przegryzłam kostkę i... cóż, wnętrze wygląda biednie. Dżemowate, dość ciemne nadzienie jest lejące, czego nie lubię. Na szczęście w miarę trzyma się w ryzach i nie zalepia wszystkiego dookoła. Dolna warstwa kremu waniliowego kolorystycznie zlewa się z białą czekoladą, odróżniając się od niej tylko odrobinę inną strukturą.
Cała kompozycja jest bardzo, ale to bardzo słodka. Koniec końców, przypadł mi bodaj tylko jeden rządek i okazał się on w pełni wystarczający. Wprawdzie zawsze ceniłam sobie tę prawdziwie smaczną białą czekoladę Lindta, ale teraz jej ideał jakoś umknął w siną dal - chyba zbyt wiele ostatnimi czasy próbowałam białych czekolad z najwyższej półki, albo po prostu Lindt słabo się postarał. Było smacznie, owszem - mlecznie, waniliowo, bez mydła i innych przykrych posmaków, lecz słodycz plasowała się na poziomie trudnym do zniesienia (zwłaszcza, jeśli poprzedniego dnia piło się alkohol przez większość czasu, a jedynym wysiłkiem fizycznym był niezbyt wyczynowy taniec). Tak jak w wyglądzie, również w smaku krem waniliowy zlewa się z czekoladą, zresztą, przez swą zbitość trudno mówić tu o kremie. W kompozycji na pewno zabrakło maślaności, która to potrafiła nieraz pięknie prezentować się w czekoladach Lindta. Tutaj nie ma się czemu dziwić - otrzymaliśmy wszak produkt z dodatkiem oleju palmowego.
Cała kompozycja jest bardzo, ale to bardzo słodka. Koniec końców, przypadł mi bodaj tylko jeden rządek i okazał się on w pełni wystarczający. Wprawdzie zawsze ceniłam sobie tę prawdziwie smaczną białą czekoladę Lindta, ale teraz jej ideał jakoś umknął w siną dal - chyba zbyt wiele ostatnimi czasy próbowałam białych czekolad z najwyższej półki, albo po prostu Lindt słabo się postarał. Było smacznie, owszem - mlecznie, waniliowo, bez mydła i innych przykrych posmaków, lecz słodycz plasowała się na poziomie trudnym do zniesienia (zwłaszcza, jeśli poprzedniego dnia piło się alkohol przez większość czasu, a jedynym wysiłkiem fizycznym był niezbyt wyczynowy taniec). Tak jak w wyglądzie, również w smaku krem waniliowy zlewa się z czekoladą, zresztą, przez swą zbitość trudno mówić tu o kremie. W kompozycji na pewno zabrakło maślaności, która to potrafiła nieraz pięknie prezentować się w czekoladach Lindta. Tutaj nie ma się czemu dziwić - otrzymaliśmy wszak produkt z dodatkiem oleju palmowego.
Na szczęście truskawki w Spaghetti-Eis nie są efektem połączenia barwników i aromatów. Użyto koncentratu soku truskawkowego oraz samych truskawek. Przyznam, że ciężko mi było oddzielić sam dżemik od reszty w warunkach terenowych, przez co niemożliwe stało się określenie walorów smakowych tylko i wyłącznie górnej warstwy nadzienia. Zresztą, czy to ważne - w całej kompozycji truskawki stanowią tylko nikłe tło, będąc daleko planowym posmakiem w feerii mleka okraszonego ogromna ilością cukru. Czekolada miło rozpuszczała się w ustach, ale niosła ze sobą straszliwy cukier, o czym zresztą wspomniał każdy poczęstowany. O ile czasem lubię sobie wrócić do Lindta, na powtórkę tej czekolady na pewno nie będę miała ochoty.
Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, odtłuszczone mleko w proszku, koncentrat soku truskawkowego 3,7%, syrop glukozowy, olej palmowy, truskawki 1,2%, lecytyna sojowa, lecytyna słonecznikowa, naturalne aromaty, koncentrat soku cytrynowego, ekstrakt z wanilii.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 542 kcal.
BTW: 6,5/32/57
Gdybym miała możliwość wybrałabym raczej inną tabliczkę Lindta niż białą.Czułabym się bardziej bezpiecznie.Z resztą mleczne jak i gorzkie potrafiły pokazać "różki". No cóż..Kiedyś to była dla mnie ulubiona marka teraz bez większych westchnień,gdy widzę jakieś nowości.Mogłoby być dobrze,gdyby sami się nie popsuli z własnymi wyrobami i na chama wciskali tańsze zamienniki.
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że będę nią częstować moich współtowarzyszy imprezy, więc nie obawiałam się tego zakupu :>
UsuńCzuję, że biała czekolada Lindta przy takim nadzieniu by mi niezbyt smakowała, jednak wciąż wierzę, że np. biała z karmelizowanymi migdałami dalej potrafiła by mnie zadowolić. Tutaj przedobrzyli ze słodkimi elementami i tyle. Jeszcze ten dżemik, meh.
OdpowiedzUsuńCo do tego, czy Lindt się popsuł, czy nie, to już sama nie wiem (za parę dni pewna zaskakująca recenzja).
Mam to samo jeśli chodzi o białą z migdałami... Kilka białych czekolad Lindta chciałabym sobie powtórzyć, choć z drugiej strony... Może trochę strach?
UsuńBiałą kocham, to wszyscy wiedzą. Truskawka jest taka nudna dla mnie w czekoladach, ale zwłaszcza w białej przywodzi mi na myśl sernik, który uwielbiam, więc z jednej strony kręcę nosem, a z drugiej ocieram łzę wzruszenia na wspomnienie o domowym serniku. Biała Lindta - jadłam tylko w pralinkach lindor i do niedawna je uwielbiałam do tego stopnia, że oddałabym za nie nerkę, nogę i płuco. Obecnie są dla mnie za słodkie, chociaż to jeszcze nie jest problem, ale są niewyobrażalnie tłuste. Odbiera mi to przyjemność jedzenia. Przypuszczam więc, że tu też bym się nie zachwycała - czekolada dobra, bo biała zwykle jest okej ale bez rewelacji i nadzienie truskawkowe, którego nie lubię i to jeszcze w postaci lejącego dżemu. Niby czekolada moja, ale jednak nie moja. :D
OdpowiedzUsuńMnie już nie porwała. Ciekawe, jakbym ją odebrała ze trzy lata wstecz.
UsuńW wakacje kupiłam z tej serii wariant z kokosem i była bardzo smaczna,ale za słodka:( . Truskawkowej nie było w Edece,ale i tak bym się nie skusiła.
OdpowiedzUsuńKokosowa to co innego...
UsuńNie, to zdecydowanie nie byłaby tabliczka, którą musiałybyśmy koniecznie kupić po zobaczeniu na sklepowej półce ;)
OdpowiedzUsuńJa ją wzięłam, bo nie było nic ciekawszego ;)
Usuń