czwartek, 27 lipca 2017

Morin Madagascar Sambirano ciemna 70%


Zazwyczaj nie jestem wylewna w dzieleniu się czekoladą z kimś innym niż mój Mąż, ale czasem zdarzają się sytuacje (nie tylko w górach!), gdzie zjedzona wspólnie z Przyjaciółmi Prawdziwa Czekolada nabiera dodatkowego uroku. Tak było w przypadku 100-gramowej tabliczki 70% ciemnej czekolady z francuskiej manufaktury Morin, wykonanej z madagaskarskiego kakao z rejonu Sambirano. Markę Morin darzę szczególnym sentymentem, gdyż czekolady spod jej skrzydeł należały do jednych z pierwszych tabliczek z wyższej półki, jakich dane mi było próbować. Teraz zakup ich nowości umożliwił mi sklep Sekretów Czekolady. Morin wzbogacając swą ofertę, zdecydował się także na zmianę szaty graficznej opakowań.

Madagaskarskie kakao zajmuje szczególnie miejsce w moim sercu. W porównaniu do innych źródeł pochodzenia ziaren, z Madagaskaru spróbowałam już wyjątkowo dużo czekolad. Zazwyczaj szczególnie mnie urzekały. Generalnie specyfika kakao z tej magicznej wyspy bardzo trafia w moje gusta. Kakao z madagaskarskiej doliny rzeki Sambirano użyte zostało chociażby przez Domori. Mając na uwadze specyfikę czekolad Domori wiedziałam, że propozycji od Morin nie będzie sensu z porównywać z włoskim dziełem.


Klasycznego wyglądu tabliczka, ognisto-ziemistym zabarwieniem od razu zdradza pochodzenie ziaren kakao. To samo tyczy się zapachu. Od pierwszego kontaktu uderzają w nas intensywne cytrusy oraz woń rozgrzanej żyznej gleby. Kocham madagaskarskie smaki, więc ta bijąca od czekolady typowość zapowiadała naprawdę udaną degustację.

Czekoladowy kęs łatwo i przyjemnie rozpuszczał się w ustach, zalewając je lawą odrobinę szorstką i surową, ale w odmienny sposób niż w jedzonej dzień wcześniej wietnamskiej Erithaj. To była po prostu typowa madagaskarska ziemistość, bez przesadnej lepkości, esencja sama w sobie.

Od samego początku czekolada zalewała nas też wysoką kwaśnością, jednakże tak autentycznie cytrusową, że można by posądzać producenta o dodanie soku z cytryny. Tak, zdecydowanie przeważały tu cytryny, których rześka kwaśność atakowała boki języka. Cytryna powoli szła w stronę soczystego białego grejpfruta i lekko skarmelizowanych cytrusowych skórek, tak dziwacznie przemieniając swą kwaśność, że aż sprawiała wrażenie pikantności. Autentycznie, momentami wyczuwałam tu echo chili. Cytrusy paradoksalnie zamiast wychładzać, zaczęły grzać! Wszak czerwona madagaskarska ziemia gorącą jest, i wraz z ziemistością czekolady uzyskano właśnie taki efekt.


Z czasem czekolada łagodnieje, zachwycając mnie swą kompleksowością i sztandarową wręcz typowością - 100% Madagaskar. Pojawia się więcej czerwonych owoców, troszkę niezbyt mocno palonej szlachetnej kawy. Plejada cytrusów przewija się do samego końca, jednak już z nieco mniejszą intensywnością. Pozwala już z większym spokojem zapadać się w czekoladową przyjemność, coraz to bardziej okazującą prawie że klasyczną twarz. 

Producent na opakowaniu wspomniał o nutach słodkich migdałów oraz karmelizowanego cukru. Ja, będąc świeżo po degustacji turbo migdałowo-orzechowej Zotter Caramel Nougat "Fudge" miałam być może odrobinę zaburzoną identyfikację takich nut występujących pod bardziej subtelnym obliczem. Nie mniej jednak zgodzę się, że zbliżając się do finiszu coraz to więcej odnaleźć można akcentów przypominających słodkie orzechy. Coś, dzięki czemu ostatecznie Morin Madagascar Sambirano nie jest czekoladą agresywną, lecz głęboką i pełną, w gruncie rzeczy przepełniającą spokojem. Cudownie było powrócić do pyszności z manufaktury Morin...


Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 584 kcal.
BTW: 6,7/43,2/34,6

4 komentarze:

  1. Jadłam kiedyś Morina z Madagaskaru (http://chwile-zaslodzenia.blogspot.com/2016/06/a-morin-madagascar-noir-70-ciemna-z.html) i zastanawiam się, czy to ta sama czekolada tylko w nowym opakowaniu, czy jednak też i z jakiejś innej plantacji (?).
    Wróciwszy do mojej recenzji poczułam się, jakbym jadła ją wczoraj. Ta ekstremalna soczystość cytryny... Pikanteria jak dla mnie była, ale jako taka bardziej "kwaskowata pikanteria" octu, kawę czułam, ale o wiele wyraźniej dym. Taak, pewnie nie tylko opakowaniami się różnią. Żałuję, że nie kupiłam jej, by porównać, przypomnieć... Ale wtedy i tak mi ogromne zamówienie wyszło.

    PS Akurat dziś też za Morina (ale innego oczywiście) się wzięłam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też jestem bardzo ciekawa, czy to na pewno ta.

      Jaki Morin u Ciebie? Przyznaj się! :D

      Usuń
  2. Madagaskar rzadko zawodzi. Bardzo sympatyczny ten Morin, muszę spróbować. Na razie nie mam żadnej madagaskarskiej tabliczki, ostatni był madagaskarski Zotter. Na razie pocieszam się innym Zotterem, Belize Toledo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A u mnie czeka zarówno zotterowski Madagaskar, jak i Belize Toledo, ha! :D

      Usuń