Podczas powrotu z Beskidu Makowskiego postanowiliśmy umilić sobie monotonną jazdę autostradą degustacją jakiejś czekoladowej pyszności. Wieczór wcześniej sfotografowałam na tle soczystej trawy równie soczyste opakowanie pewnej czekolady. Mowa o zotterowskiej Peru Barranquita. Nie wiem jak Wam, ale mi grafika na opakowaniu tej Labooko nieziemsko przypadła do gustu. Peruwianka namalowana przez Andreasa H. Gratze jest wprost prześliczna, barwy jej ubioru tak żywe, cudnie zgrywając się z głęboką zielenią tła. Dzięki kolorowemu opakowaniu czekolada kryjąca się wewnątrz jawiła mi się jako niezwykle dynamiczna i żywa. Miałam na nią wielką ochotę.
Peru Barranquita zakupiłam oczywiście poprzez biokredens.pl. Jest to peruwiańska single-origin o 75% zawartości kakao Trinitario, wyhodowanego na małych plantacjach w okolicach wioski Barranquita leżącej w dolinie rzeki Huallaga, będącej pośrednim dopływem Amazonii. Dolina Huallaga okryła się niezbyt dobrą sławą poprzez kokę, jak widać można tu wyżyć także z uprawy kakao. Zotter opisał Barranquitę jako czekoladę niezwykle owocową i kwiatową, co doskonale komponowało mi się z barwnym opakowaniem.
Dwie 35-gramowe tabliczki cechują się głęboką ciemnobrązową barwą, mającą w sobie dozę soczystości. Harmony z Chocolat Indulence porównała zapach Barranquity do gum Hubba Bubba i przyznam, że coś w tym jest! Czekolada pachnie niebywale słodko! Harmony pisała o malinach, jagodach i kwiatach, mi zaś ów aromat kojarzył się po prostu z dobrą mleczną czekoladą. Mleczność po takim słodkim zapachu wydawała mi się wręcz oczywista. Ta woń była niezwykle smakowita.
Barranquita cudnie rozpuszcza się w ustach - jest kleista, gęsta, a przy tym mega soczysta. Rozlanie się pierwszego kęsa na podniebieniu równało się u mnie z wydaniem przeciągłego westchnienia rozkoszy. Czekolada ukazała momentalnie swoją głębię, rześkość i dynamikę. Pomimo obietnicy kwiatów i owoców to nie one stanowiły dla mnie motyw przewodni. Wysoki poziom słodyczy jak na 75% zawartość kakao można by było wprawdzie próbować porównać do owocowych landrynek czy kwiatowego nektaru, lecz ja czekoladę odebrałam przede wszystkim jako bardzo dobrze zrobiony budyń czy koktajl. Przy tym wszystkim, ta urocza tabliczka do złudzenia przypomina mi jakąś ciemną mleczną czekoladę.
Odnalazłam tu bardzo klasyczne smaki w niezwykle żywym wydaniu. Mleczność miesza się z orzechami i palonymi ziarnami kawy. Pokazał się także posmak kremowo-jogurtowych lodów, oczywiście z orzechami i czekoladą. Wraz z konsystencją miks orzechów, kakao, kawy i mleka nieustannie przywołuje na myśl budynie i koktajle, świeżo zrobione, chłodne i orzeźwiające. To pełna prostota, ale przy tym kryjąca w sobie mnóstwo głębi. Ot, klasyczne smaki w najlepszym wydaniu. Bardzo energetyczna kompozycja.
Finisz jest nieco maślany, przewrotnie powiązany z lekką goryczką kojarzącą się z drewnem. Choć spodziewałam się po Barranquicie większego bogactwa i istnej kwiatowo-owocowej inwazji, absolutnie mnie nie zawiodła. Po prostu zaoferowała mi coś zupełnie innego, zaskoczyła mnie. Gdy jem tego typu czekolady zawsze przypominam sobie o Valrhona Andoa - również dziś opisywana czekolada miała w sobie specyficznego żywiołowego kopa. No i to opakowanie, jedno z moich ulubionych... Będę dobrze i długo wspominać tą single-origin.
Skład: kakao z Peru, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, sól.
Masa kakaowa min. 75%.
Masa netto: 70 g (2x 35 g).
Wartość energetyczna w 100 g: 627 kcal.
BTW: 10/51/30
Jej gęstość i budyniowość mnie uwiodła.Była ona lekka i aksamitna niczym czekoladowy deser z wysoko szczycącej się kawiarni.Kiedyś jeszcze do niej powrócę z pewnością :>
OdpowiedzUsuńOoo, czyli wrażenia bardzo podobne! A może odkryłaś w niej także coś innego niż ja? :) Podziel się!
UsuńMam ją, mam! :D
OdpowiedzUsuńO, chyba sięgnę po nią, jak najdzie mnie na dobrą ciemną mleczną przez ten jej mleczny charakter.
Ja jestem ciekawa porównania jej z nowymi peruwiańskimi Zotterami. Wczoraj przyszła do mnie wielka paka nowych Zotterów <3
UsuńZdecydowanie warto zostawić ją sobie na taki moment!
Do mnie ostatnio też. <3 Jedna się nawet powtórzyła (przypadkiem), a jedna nie doszła... I co zrobiłam? Złożyłam kolejne spore zamówienie, haha. Ah to radzenie sobie z problemami! :D
UsuńIle sztuk przyjechało łącznie? ;)
UsuńJa specjalnie czekałam na drugą dostawę, żeby nie zamawiać dwa razy, ale... i tak jedną tabliczkę przeoczyłam :P
Wiesz, nawet nie liczyłam. :P Ale nawet pozwoliłam sobie np. Spice Marzipan..., Cinnamon Apple... ponownie zamówić. Były takie pyszne!
UsuńA jak tam u Ciebie z ilością?
PS Co do wyżej zrecenzowanej, właśnie ją skończyłam, mam podobne odczucia.
Muszę wszystko podliczyć na spokojnie jak wrócę teraz z gór. Porobię listy wg. terminów ważności, bo jeszcze ostatnio sporo od Piotra zamówiłam.
UsuńO, to miło. Kiedy recenzja?
Ciekawa czekolada:) i jakie ma ładne opakowanie:)
OdpowiedzUsuńOpakowanie pokochałam <3
UsuńJak tylko w recenzji pojawia się słowo kawa, to ja już jestem kupiona. Nawet jeżeli to tylko posmak, to i tak wiem, że jest dobrze. Dodatkowo jest naprawdę intrygująca, taka głęboka, gęsta... a przez ciemną barwę i klasyczną tabliczkę wydaje mi się wręcz i trochę tajemnicza.
OdpowiedzUsuńByła cudowna. Klasyczna, lecz bardzo urokliwa, w pewien sposób zaskakująca.
UsuńTo chyba nowość? Nie widziałem jeszcze tego opakowania.
OdpowiedzUsuńNa pewno nie jest to zupełna nowość, bo nowe są inne peruwiańskie czekolady, które wczoraj do mnie przyjechały :).
UsuńMoże po prostu nowa grafika. Jeszcze takiej nie widziałem.
UsuńSzczerze powiedziawszy mi też nie rzucała się nigdy w oczy, być może jest to "względna nowość" bądź jakaś reedycja.
UsuńWahałam się czy ją zakupić przy ostatnim zamówieniu i teraz pluję sobie w brodę, że tego nie zrobiłam :D
OdpowiedzUsuńJeszcze masz szansę :>
Usuń