Pewnie wielu z Was z niecierpliwością czeka na recenzję dziś opisywanej przeze mnie czekolady... Haselnuss-Cookies to jedyna w 100% nowa propozycja Ritter Sport w wiosennej limitowanej edycji. Zakupiłam ją w niemieckim markecie Edeka wraz z dwoma innymi tabliczkami, których to wypróbowanie ma być kolejną szansą daną Ritter Sport po moim wielki zawodzie związanym z Kaffee + Nuss. Nie wiem jak to jest, ale kiedyś w nadziewanych Ritterach zupełnie nie przeszkadzał mi skład bazujący na cukrze i margarynie. Być może większe doświadczenie w degustacji wyższej jakości czekolad przyzwyczaiło mnie do czego innego - aż do tego stopnia, że wyżej wspomniana przeze mnie Kaffee + Nuss była dla mnie niezjadliwa.
Świeżo zakupione Ritterki miały jasno określone przeznaczenie - aby obcowanie z nimi było mniej bolesne, planowaliśmy zjeść je w górach. I to nie do porannej kawy przed wyruszeniem w trasę, ale już w ciągu dnia - jako doładowanie energetyczne. W takich warunkach wszelkie mankamenty byłyby przez nas lżej odebrane. Ot, zachowawczość celem uniknięcia nadmiernego bólu ;). Zapewne podobnie postąpię z letnimi limitkami, gdy tylko uda mi się je zakupić.
Haselnuss-Cookies może poczuć się wyróżniona. Otworzyliśmy tą tabliczkę w niezwykłych warunkach. Na tyle niezwykłych, że wiążących się z wrażeniami dla mnie niemal metafizycznymi - i do jasnej ciasnej, spożycia połówki tego Rittera było dla mnie niczym brutalne zepchnięcie na ziemię (no, już się zdradziłam, co czeka Was dalej w tej recenzji...).
Na przestrzeni ostatnich miesięcy miałam kilka takich wydarzeń, których wspomnienie już do końca życia będzie niezwykle poruszać moje serce. Jednym z nich pozostanie zdobycie Góry Żar w wieczór Niedzieli Wielkanocnej. W poprzednich notkach mogliście przeczytać, że nasz wielkanocny wypad w Beskid Mały rozpoczął się bardzo źle. Miałam wysoką gorączkę, zapalenia gardła - w Wielki Piątek byłam praktycznie nie do życia - i jak tu chodzić po górach? Miłość do gór (i mojego Mężczyzny :)) oraz wola walki sprawiły, że potrafiłam odnaleźć w sobie takie pokłady sił, by w Wielką Sobotę i Niedzielę zaliczyć ponad trzydziestokilometrowe trasy. Ostatnim punktem niedzielnej trasy było podejście czerwonym szlakiem z Porąbki na Górę Żar.
Jako dziecko byłam już na Górze Żar. Wtedy zostałam wwieziona na nią samochodem. Był to środek letniego dnia, a więc na szczycie znajdowały się tłumy ludzi. Tym razem, mając już wiele kilometrów w nogach, mozolnie podeszliśmy na górę, ścigając się ze zmierzchem. Na szczycie czekały na nas niesamowite krajobrazy - trafiła się tam nam najlepsza widoczność z całego naszego wyjazdu. Dodatkowo - oprócz nas żadnej żywej duszy! Oczyszczające i potwornie uszczęśliwiające doświadczenie. Warte najbardziej ekskluzywnych czekolad ;). A my otworzyliśmy limitowanego Rittera...
Zaciągnięcie się aromatem czekolady świeżo uwolnionej z plastikowego opakowania już doprowadziło do skrzywienia naszych uśmiechniętych od ucha do ucha twarzy. Wątpliwie przyjemna woń dopiero co wyciągniętej z lodówki kostki taniej margaryny doprawiona równie tanimi rozwodnionymi orzechowymi lodami - to nie to, co chcielibyśmy wąchać w takich chwilach... Trudno stało się. Wiedziałam już, że to będzie powtórka z rozrywki - od razu przypomniała mi się nieszczęsna Kaffee + Nuss.
Co do jakości samej mlecznej czekolady trudno jest mi się wypowiadać - duża ilość słabego nadzienia mocno ją przytłacza. Mając jednak w pamięci moje doświadczenia z pełnymi czekoladami Ritter Sport, mogę się domyślać, że to nie najgorszej jakości mleczna czekolada. Przesłodzenie mnie nie dosięgło, a nutka kakao pewnie też by się pojawiła - gdyby nie przytłaczające swoją miernością nadzienie.
Nadzienie jest mocno zbite i wyraźnie tłustawe - i nie jest to przyjemnie maślany tłuszczyk... Odrzuca mnie od tego margarynowego posmaku na kilometr, a przenikające wszystko orzechy laskowe rodem z wyżej wspomnianych tanich lodów dodatkowo dokładają do pieca. To nie było smaczne, zdecydowanie nie - tym bardziej, że na świeżo mogliśmy sobie porównać ów orzechowy krem z nugatem obecnym w Niederegger. To były dwa zupełnie inne światy. Skład mówi o obecności mojego ukochanego cynamonu, ale ja ani trochę go nie czułam.
Gdyby nadzienie w tej czekoladzie składało się tylko i wyłącznie z "orzechowego" kremu - nie byłabym w stanie zjeść przypadającej dla mnie połówki tabliczki. Na szczęście mamy w środku chrupiące dodatki, które nieco ułatwiają spożycie tego produktu (ale tylko troszeczkę). Posiekane orzechy laskowe są drobne, jak w wielu innych czekoladach Ritter Sport z ich dodatkiem (po raz enty wspomnę o Kaffee + Nuss, podobne orzeszki znalazły się także w Baisser Nuss). Jako jedyne siłą rzeczy stanowią prawdziwie naturalny posmak orzechów laskowych. A ta czekolada miała być potrójnie orzechowa!!! :/
Na koniec wypadałoby wypowiedzieć się jeszcze o tym trzecim orzechowym elemencie, który został inspiracją do nadania nazwy całemu produktowi - mowa o orzechowych ciasteczkach. Ich kawałki przegryzane na przemian z kawałkami orzechów to jedyny ratunek dla Haselnuss-Cookies. Przyjemnie chrupiące, nie za twarde, przywodzące na myśl klasyczne ciasteczka - dokładnie takie, jak widoczne na opakowaniu. Choć zawsze wolę sięgać po czekoladę, niż po ciastka - w tym wypadku wolałabym wszamać nawet całą paczkę takich ciasteczek, niż jeszcze raz mieć do czynienia z tą limitką od Ritter Sport.
W tak pięknych okolicznościach, jakie zastały nas na Górze Żar - trzeba było szybko przechylić ten kielich goryczy, przełknąć ślinę i zapomnieć o tym zaburzającym piękno sytuacji pseudoczekoladowym doświadczeniu. Muszę postawić kolejny minus dla Ritter Sport - paskudny orzechowy krem był nie do przejścia. Nic nie zamaskowałoby jego męczącego posmaku, choćby złota tam dosypali. Na szczęście dla Ritter Sport, w najbliższym czasie dostanie ode mnie jeszcze niejedną szansę. Mam nadzieję, że nie będę mocno cierpieć ;).
Skład: cukier, tłuszcz palmowy, tłuszcz kakaowy, laktoza, miazga kakaowa, pełne mleko w proszku, odtłuszczone mleko w proszku, orzechy laskowe 4%, miazga z orzechów laskowych 3%, śmietanka w proszku, tłuszcz mleczny, mąka pszenna, lecytyna sojowa, białko jaja, białka mleka, cynamon, naturalny aromat.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 579 kcal.
BTW: 6,3/38/51
Właśnie obawiałam się tego przesłodzenia..Jak na razie nigdzie nie dorwałam tych limitek. Po Twojej recenzji mam mieszane uczucia i nawet nie wiem, czy byłabym skora ją zakupić..
OdpowiedzUsuńWydaje mi się,ze skład Ritterów uległ zgorszeniu. "kawowa" wersja z edycji zimowej była dla mnie z leksza udręką. Nie jadłam jeByła dla mnie za tłusta i przesłodzona..
Otwierając Lindt Kirch intense nie zawiodłam się, aczkolwiek też czegoś mi w niej brakowało.. Posiekane migdały w niej zawarte miło chrupały przeplatając się z lekką nutą wiśni. Wiadomo, smak czekolady był taki jak powinien.. lecz szkoda tych wiśni,że Lintd nie pokusił się o "normalne" cząstki.. :(
Przeslodzenia jako takiego nie było - było za to swoiste przetluszczenie, a to chyba jest jeszcze gorsze od przeslodzenia.
UsuńPozytywne opinie wiekszosci blogerek co do Kaffee + Nuss dawały mi do myślenia, że to może z moją percepcja jest coś nie tak. Tu mialam jednak powtorke z rozrywki... Mój Ukochany zapytal dlaczego w ogóle mam zamiar probowac letnich limitek, skoro perspektywa ich smakowitosci jest wątpliwa. Odpowiedziałam, że na blogu od czasu do czasu przyda się jakiś chłam, hehe :P
Do wyprobowania przeze mnie Kirsch Intense jeszcze trochę czasu - nastawiam się na coś ok, ale bez szału - i tyle ;)
Dobrze powiedziane co do Kirch Intense "ok, ale bez szału". Inne deserowe czekolady Lindta m.in Blueberrry Intense Strawberry Intense i jedna z nowszych Lime intense były o mega lepsze... Może dlatego że mają "normalne" cząstki owoców :)
OdpowiedzUsuńRittery co raz to mniej już mnie kuszą, po ostatnich nieudanych degustacjach. Chociaż ta nowa limitka cytrynowa mnie troszkę kusi, ale obawiam się margaryniastego posmaku białej czekolady :(
Lime Intense też zakupiłam i co do niej mam nieco większe nadzieję niż do Kirsch Intense, jak widać słusznie :).
UsuńJa pewnie podejmę ryzyko i spróbuję całą trójkę letnich Ritterów (Eiscafe nie jadłam w zeszłym roku, więc cieszę się, że ją powtórzyli). Też mam dużo obaw, no ale cóż... Ciekawość jest silniejsza, nawet, jeśli to będzie paskudne...
Eiscafe jadłam w zeszłe lato.. hmm jak ją tu by podsumować .. :> nie da jej się zjeść dużo na 1 raz max 4 kosteczki.Jak dla mnie nadzienie było na tyle mulące,że limit na prawdę kończy się na 4. Jak dla mnie powinno być w niej więcej kawy może by wtedy smak byłby ciekawszy... Śmietankowo waniliowe nadzienie grało właśnie tu pierwsze skrzypce, które nieco przypomina mi pralinki :>
UsuńZnając życie, gdy odwiedzę niemiecki sklep w moim rodzinnym mieście, gdzie limitki na pewno tam będą, mój czekoladowy zakupoholizm pójdzie górą i zakupię tą cytrynową i truskawkę z miętą :)
Eh, skoro w Eiscafe tak samo nie ma kawy, jak w Kaffe + Nuss, to ja odpadam... Trudno, trochę pocierpię, ale doświadczę na własnej skórze.
UsuńBTW, zakupiłam Vivani z chili :>. Zauważyłam ostatni egzemplarz w Arkadii Smaków na poznańskim Św. Marcinie i nie mogłam się powstrzymać :D.
Były jeszcze inne warianty m.in z pomarańczą miętą. Ale na początek chciałam wypróbować z chilli .Ogólnie te smak najbardziej mnie kusił i jeszcze 70% kakaa ;)) ciekawe jak ta firma w ogóle się sprawdzi :>
UsuńMam wysokie oczekiwania co do niej :>
W tym sklepie też widziałam inne warianty, ale było ich więcej sztuk - ta z chili czekała specjalnie dla mnie jedyna :D.
UsuńTeż jestem bardzo ciekawa, ale jeszcze trochę poczeka w Magicznej Szufladzie.
Oho. może rzeczywiście twoje kubki smakowe zostały rozpieszczone przez bardziej ekskluzywne czekolady i dlatego tak grymaszą przy riterkach ;D
OdpowiedzUsuńMam taką nadzieję bo w końcu wczoraj udało mi się zakupić tę limitkę. Wprawdzie upolowałam ją w promocji wiec nawet jak okaże się mało smaczna to płakać nie będę.
Wiadomo, że z czasem gusta się zmieniają. Zwłaszcza, gdy teraz stawiam na zupełnie inne czekolady niż jeszcze parę lat temu. Kiedyś każda limitka musiała być moja, nawet najpodlejszy Wawel czy Baron.
UsuńJak znowu wszystkim pozostałym blogerkom ten orzechowy Ritter szaleńczo zasmakuje, to chyba się załamię :D.
A ja wiązałam z nią tyle nadziei. Choć Kaffee+Nuss mi smakowała...
OdpowiedzUsuńW takim razie być może Haselnuss Cookies również Ci zasmakuje. Po prostu mamy inne gusta.
UsuńNo i kurczę, czemu masz ją już za sobą? :P Ja tak bardzo, bardzo chciałam (naprawdę wkręciłam się w Rittery), ale do polskich sklepów idzie dość opornie, a wręcz nie idzie wcale (pan na granicy zeżarł całą dostawę).
OdpowiedzUsuńMimo złej opinii myślę, że by mi posmakowała. Kaffee + Nuss nie była może rewelacyjna, ale dobra. Poza tym mnie nie odrzuca od tłustych (margarynowo? pewnie nawet bym nie poczuła) wnętrz. No i intrygują mnie te ciastka.
Jaka jest szansa, że jednak dotrze do Polski?
Tłuste nadzienia mi nie przeszkadzają, o ile jest to tłustość wynikająca z dobrej jakości tłuszczu kakaowego i/lub masła.
UsuńHaselnuss Cookies na pewno jest już w Polsce. Trzeba czekać i polować.
Olga, kupiłam ja wczoraj w Hebe za 3,99. Inne wiosenne limitki też tam były.
UsuńHaha, właśnie wróciłam z pobliskiego centrum handlowego, gdzie zaszłam do Hebe i je znalazłam. Myślałam, że umrę z zaskoczenia i radości. Wchodzę do Basi, żeby zrobić aktualizację, a tu Twój komentarz :)
UsuńDziewczyny, czekam niecierpliwie na Wasze recenzje :).
UsuńA miałam takie wielkie nadzieje co do tej czekolady. Na razie jestem przed testem cookies and cream i w sumie już się trochę boję. Mimo tej recenzji, orzechową też mam zamiar kupić i przetestować, żeby przekonać się na własnej skórze (i pewnie potem żałować :P ).
OdpowiedzUsuńCookies & Cream była chyba jeszcze gorsza :D. Orzechową próbuj, jestem bardzo ciekawa innych opinii.
UsuńRitterki tak już mają, że albo są naprawdę dobre, albo takie, że chce się o nich jak najszybciej zapomnieć. Na tę limitkę raczej się nie skuszę.
OdpowiedzUsuńMając ochotę na orzechowego Rittera bez namysłu wybrałabym warianty czekolad pełnych z całymi orzechami. Nadzienia u Rittera są zdradliwe...
UsuńOstatnio jadłam gorzką z całymi orzechami i mam wrażenie, że się popsuła, smakuje plastikowo, a kiedyś ją lubiłam.
UsuńSzlag by to trafił... To bardzo zła wiadomość :(. Boję się weryfikować na własnej skórze...
UsuńNie jadłam innej orzechowej, niż biała przez dłuuugi czas i bardzo się teraz na tej gorzkiej zawiodłam, a kiedyś właśnie ona była moją ulubioną.
UsuńMlecznej na razie nie próbowałam, bo też się boję rozczarowania.
Na pocieszenie dodam, że biała cały czas jest smaczna i ma chrupki <3
Biorąc pod uwagę fakt, że ciemną z orzechami jadłam w pięknych górskich okolicznościach (i wtedy mi smakowała) - zderzenie z dzisiejszą rzeczywistością mogłoby być dla mnie tym bardziej bolesne.
UsuńUff, dobrze, że ta biała się nie zmieniła - ona jest dla mnie wyjątkowo unikatowa i tak ją chcę kojarzyć.
Jak dla mnie za dużo wszystkiego w tej czekoladzie :)
OdpowiedzUsuńMiało być dużo, a w gruncie rzeczy okazalo sie monotonnie i slabo.
UsuńUwielbiam czytać o Twoich górskich wyprawach bo jestem zdecydowaną miłośniczką gór i nawet w lato tysiąckrotnie wole je niż wylegiwanie się na plaży nad morzem. :-) Kocham chodzić po szlakach, wdychać świeże powietrze i podziwiać widoki. Szkoda tylko, że mieszkam w Szczecinie czyli na zupełnym krańcu i do gór mam tak daleko... Co do czekolady. Jak ja czekałam na tą recenzję! Limitowane wersje i nowości sprawiają, że serce mi przyspiesza i tracę zdrowy rozsądek przy kupowaniu. Przeczytałam i jestem taka zawiedziona. Liczyłam na bardzo dobrą czekoladę, wypełnioną idealnym kremem i dodatkami. Dobrze jedynie, że te dodatki chociaż trochę ją ratują zawsze to jakiś plus. Z drugiej jednak strony to ,,DODATEK" więc on powinien jedynie podkręcać smak, a nie go ratować... Oczekiwałam więcej, zwłaszcza, że opakowanie takie wiosenne i zielony to w końcu kolor nadziei! :D
OdpowiedzUsuńHah, no to oprócz kawy mamy ze sobą jeszcze coś wspólnego :D. Mój Poznań jeszcze jest jako tako do przeskoczenia... Choć gdybym mieszkała we Wrocławiu lub w Krakowie, wszędzie miałabym tak blisko... Ah!
UsuńJa już nauczyłam się panować nad moim limitkowym szałem :D. Pytam samą siebie, czy naprawdę chciałabym danej nowości spróbować i odsiewam ziarno od plew.
Od początku obawiałam się, jak będzie wyglądał ten krem... Spodziewałam się, że to może być dla mnie newralgiczny punkt w odbiorze tej czekolady. Bo sama koncepcja była super... Potrójnie orzechowa czekolada, ehh...
Haha tak właśnie. :-)
UsuńOoo Poznań, bardzo bym chciała żeby stał się moim domem po skończeniu studiów. Też marzy mi się Wrocław i Kraków ale nie chciałabym jednak aż tak daleko zawędrować od domu. :-)
Bardzo mądrze! Ja też zawsze tak sobie mówię ale jednak niestety myślenie chcąc nie chcąc mi się wtedy wyłącza. :D
Właśnie plan na czekoladę był super, szkoda, że gorzej wyszło z realizacją...
W sumie ja już czasem zapominam, co to znaczy miejski duch Poznania - w takie dni jak dziś to dla mnie tylko noclegownia :P.
UsuńNadal kocham hulać na czekoladowych zakupach, ale wymagania mam już inne i wiem, że nie ma sensu rzucać się na limitki, które definitywnie i tak nie będą w moim guście.
Dobrze wiedzieć, że nie warto kupować ;) Choć ja pewnie i tak bym jej nie kupiła, bo jak już tu chyba nie raz pisałam, dodatku ciastek w czekoladzie nie lubię :)
OdpowiedzUsuńWiele innych ciekawszych masz do wypróbowania :D :>
UsuńMy byśmy zdrowe, w pełni sił pewnie nie znalazły w sobie tyle silnej woli i chęci aby zdobyć się na takie długie wycieczki, a gdzie tu dopiero kiedy dopada choróbsko... Podziw :)
OdpowiedzUsuńA co do czekolady to i tak mamy zaległości w stałych klasycznych wersja RS a gdzie tu dopiero mowa o limitkach :P Jednak nam Kaffee + Nuss smakowała nawet i to bardzo, więc może miałybyśmy inne zdanie o tej tabliczce ;)
To po prostu moja ogromna pasja i miłość. Przejście zaplanowanych szlaków było dla mnie bardzo ważnym wyzwaniem.
UsuńSkoro Kaffe + Nuss Wam smakowała, to rzeczywiście istnieje duże prawdopodobieństwo, że i ta tabliczka Wam przypasuje. Podzielcie się wrażeniami gdy już spróbujecie :).
A tak trochę nie na temat, jaką gorzką czekoladę, z tych ogólnodostępnych, uważasz za najlepszą?
OdpowiedzUsuńTak na szybko, to myślę, że Lindt Excellence 70%.
UsuńOk, zapisuję na listę 'do kupienia' w takim razie ;)
UsuńZ czystym sumieniem mogę ją polecić. Co do reszty powszechnie dostępnych już miałabym większy problem z wybraniem czegoś naprawdę dobrego.
UsuńPozdrawiam i zapraszam częściej do mnie :)
ooo jeny sprawia wrażenie takiej niesamowicie apetycznej... pewnie jakbym ją zobaczyła w sklepie o takim smaku to bym się nawet nie zastanawiała... jak dobrze, że umknęła moim oczętom bo nachłapałabym się nie potrzebnej chemii ;) teraz łatwiej mi odmówić :D
OdpowiedzUsuńHola hola, niepowiedziane, że Tobie ta czekolada nie zasmakuje ;). Mnie po prostu ten tłuszcz roślinny odpychał przy każdym kęsie... Orzechowość też najprzyjemniejsza nie była, ale... dla mnie ;). Ile ludzi, tyle opinii.
Usuńa no fakt, przecież moje podniebienie nie jest tak wyrafinowane jak twoje, i z pewnością moje podniebienie nie spróbowało tyle czekolady co ty ;) i powiedziałaś tak jak mój wykładowca od filozofii: ile ludzi tyle filozofii :D
UsuńZupełnie nie miałam tego na myśli. Po prostu gusta się różnią, nie chodzi o żadne wyrafinowanie. A że gusta potrafią się zmieniać wraz z doświadczeniem to już inna sprawa...
UsuńChyba ją jadłam. Ale pewna nie jestem.
OdpowiedzUsuńDopiero od niedawna jest dostępna, to nowość.
UsuńJa nie jadłam nigdy żadnej limitki od ritter, chociaż jedną, zimową chyba kupowałam. Z migdałami bodajże, czy coś. I tak myślę, że tym razem skuszę się na tę wiosenną, bo ta druga rzekomo niesmaczna. A tak, to przestawiam się na czekolady gorzkie. Jadłaś gorzką z Katy, dostępną w Kauflandzie? Całkiem smaczne są :)
OdpowiedzUsuńAle którą drugą? :D Są trzy.
UsuńPopieram przestawianie się na ciemne czekolady! (unikam sformułowania "gorzkie", wiele ciemnych czekolad zupełnie nie ma w sobie goryczy ;)).
Do Kauflanda nie mam po drodze, jeszcze żadnej z ichniejszych czekolad nie próbowałam.
Chodziło mi o tą niebieską, cookies&cream? :) A trzecia to nie wiem jaka jest.
OdpowiedzUsuńCo do ritterów to uwielbiam tę ciemną z orzechami laskowymi, nawet dzisiaj pałaszowałam. A biała z płatkami była dla mnie wręcz niejadalna.
Gorzkie, tzn. ciemne :D, uwielbiam! Ale milkę oreo też bardzo lubię..
Trzecia wiosenna limitka w tym roku to Himbeer Vanille. Z dwa lata temu pojawiła się u mnie na blogu, też była na wiosnę.
UsuńCzyli według Ciebie ciemna z orzechami nie zmieniła się na gorsze? :) To dobrze :D. A białej z samymi płatkami nie jadłam.
Jedno nie musi wykluczać drugiego, choć ja Milki nie cierpię :D.
Ja jestem zakochana w wersji gorzkiej 73% z tymi stożkowatymi "kosteczkami" :)
OdpowiedzUsuńA ja jej nigdzie nie widziałam..
UsuńJa też jej dotąd nie spotkałam.
UsuńPrzecieram oczy ze zdumienia gdy czuję Twoje odczucia! Tyle się dobrego nasłuchałam, aż nie chce mi się wierzyć! Ale wiesz...ja i tak jej spróbuję :P
OdpowiedzUsuńPewnie, próbuj :). To moje subiektywne odczucia, zresztą mój Ukochany miał tak samo jak ja...
UsuńSłodko, magicznie, fantastycznie. Opisy smakowicie zmysłowe ;) Czekolady z tej serii są całkiem niezłe ale tego smaku jeszcze nie poznałam.
OdpowiedzUsuńBo dla mnie dobra czekolada to uosobienie zmysłowości :)
Usuńczekolada to moja pierwsza miłość, uwielbiam każdy smak, nawet gorzką :D
OdpowiedzUsuńPomóżmy sobie nawzajem i wspólnie zaobserwujmy nasze blogi, odezwij się:)
LUCY DOES IT BETTER
NAWET gorzką? A to jakieś poświęcenie? :P
UsuńNie potrzebuję pomocy ;).
Okoliczności jedzenia jej super, tym bardziej szkoda, że czekolada tak słabo wypadła.
OdpowiedzUsuńJak widać, nie wszystko musiało być idealne ;)
Usuń