Mięta jest bardzo newralgicznym dodatkiem do czekolady. Spróbowałam już sporo tabliczek z udziałem tego zioła i generalnie nie mam problemu z tolerowaniem tej specyficznej fuzji smaków. Przy wyrobach nadziewanych, producenci często kuszą się na nadmiar aromatów, nie mówiąc już o margarynowej bazie dla nadzienia. Dla mnie takie połączenia są problematyczne i zdecydowanie trudniejsze do przełknięcia. Na szczęście miałam okazję próbować również dobrze wykonanych nadziewanych miętowych czekolad (jak chociażby Tiroler Edle).
Mniej ryzykownym rozwiązaniem wydaje się być posypka z suszonej mięty, choć i tutaj producenci stosują różne chwyty. Rzadko kiedy używają czystego suszu, uciekając się do wykonywania cukrowych cząstek z dodatkiem mięty, które zatapiane są w czekoladowej masie. Dobrze, jeśli w takich cząstkach znajduje się prawdziwy olejek miętowy, a nie sam aromat. Jedną z lepszych czekolad tego typu była dla mnie duńska Toms Mint & Karamel. Zaraz, zaraz... Pisałam coś o posypce z suszonej mięty? Studiując archiwum bloga zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę wcześniej nie miałam do czynienia z tym na pozór najprostszym rozwiązaniem...
Za pomocą Zottera pragnęłam odkryć miętę w czekoladzie na nowo. Mój ulubiony producent czekolady ma w swojej ofercie duet miętowych tabliczek Labooko Contest. Prezentuje on najbardziej naturalne połączenie mięty z kakao, jakie tylko sobie można wyobrazić. Duet składa się z: wariantu mlecznego o 40-procentowej zawartości masy kakaowej (tutaj zastosowano posypkę z suszonych liści mięty), oraz z wariantu ciemnego z 70-procentowym udziałem kakao (tutaj do masy kakaowej dodano olejek miętowy). Żadnych aromatów i chodzenia na skróty.
Ów miętowy duet wypróbowaliśmy w sobotni czerwcowy poranek, pijąc kawę w naszej kwaterze w Zawoi Składy. Czekała nas równie długa wyprawa, jak dnia poprzedniego (o której to możecie poczytać tu i tu). Skwar zapowiadał się jeszcze większy, więc miętowe odświeżenie na start było jak najbardziej wskazane. O szczegółach tej wędrówki dowiecie się więcej w dwóch kolejnych wpisach. Zdradzę tylko, że tamtego dnia eksplorowaliśmy Pasmo Policy.
Najpierw sięgnęliśmy po wariant mleczny. Już przy pierwszym kontakcie uwiódł nas aromatem świeżo zerwanej mięty, z której to ledwo co przyrządzono gorący, acz ochładzający napar. Naszymi nozdrzami zawładnął słodko-słony rześki aromat, spod którego niemal nie czuć było zapachu czekolady. Po wgryzieniu się w tabliczkę z zaskoczeniem odkrywamy, że trudno tu wyodrębnić smak czystej mlecznej czekolady, choć przecież miętowa posypka nie obejmuje całości tafli. Stonowana mleczność oraz kwiatowo-orzechowe bogactwo kakao próbują się przebić ze swoimi niewątpliwymi walorami, jednak mięta od razu je deklasuje. O dziwo nie jest to jednak irytujący efekt. Pierwszy raz bowiem poczułam tak autentyczny smak mięty w czekoladzie. Nie znajdziecie tutaj ani krzty chamskiego, sztucznego posmaku. Całość przypomina nieco czekoladową gumę do żucia, ale taką, która w rzeczywistości chyba nie istnieje - w 100% naturalną. Fragmenty suszonych liści mięty są bardzo delikatne, ale przy tym nie kruszą się nieznośnie. Aż nie chce się wierzyć, że te maleństwa doprowadziły do tak wspaniałego przesiąknięcia miętą całej czekolady. Całość jest genialnie odświeżająca i tak niezwykle naturalna w swej prostocie - nie do wiary, że mięta w czekoladzie kojarzy się zazwyczaj z czymś sztucznym, dziwnym i trudnym do zniesienia.
Po chwili przeszliśmy do degustacji wariantu ciemnego. Zapach tej 70-procentowej tabliczki bardziej przypomina praliny z nadzieniem miętowym, co zapala lampkę ze skojarzeniami z niezbyt wyrafinowanymi produktami balansującymi na granicy kiczu. Smak jednak odrzuca wszelkie ewentualne negatywne skojarzenia. Po pierwsze - sama ciemna czekolada jest wybornie delikatnie-mocna: gładka w konsystencji, bogata w smaku. Olejek miętowy został w czekoladową masę bardzo umiejętnie wkomponowany, wręcz jednolicie z nią spojony. Czekolada nie uderza goryczą i kwaśnością, co mogłoby ostro kontrastować z naturalną miętą. Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że jeszcze nie spotkałam w połączeniu czekolady z miętą tak dużej harmonii. Ciemna czekolada od Zottera jest tutaj sama w sobie wyraziście ziołowa, co czyni miętę dodatkiem podkręcającym walory samej czekolady - a nie odwrotnie!
Jeszcze nigdy mięta tak spójnie nie łączyła się z czekoladą, jak w tym duecie. W inny sposób wpasowała się w mleczną, a w inny w ciemną - ale każdy był dobry. Mint 40% & Mint 70% nie są wprawdzie wybitnie pysznymi tabliczkami na tle wielu innych próbowanych przez mnie wyrobów Zottera. Rozpatrując jednak kwestię miętowych słodyczy, jest to mój zdecydowany numer jeden. Czysta natura.
Jeszcze nigdy mięta tak spójnie nie łączyła się z czekoladą, jak w tym duecie. W inny sposób wpasowała się w mleczną, a w inny w ciemną - ale każdy był dobry. Mint 40% & Mint 70% nie są wprawdzie wybitnie pysznymi tabliczkami na tle wielu innych próbowanych przez mnie wyrobów Zottera. Rozpatrując jednak kwestię miętowych słodyczy, jest to mój zdecydowany numer jeden. Czysta natura.
Czekolada mleczna miętowa.
Skład: surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku 21%, miazga kakaowa, mięta 3,2%, sól jodowana, wanilia.
Masa kakaowa min. 40%.
Masa netto: 35 g.
Wartość energetyczna w 100 g:
Czekolada ciemna miętowa.
Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, sól jodowana, olejek miętowy 0,1%.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 35 g.
Idealne miętowa czekolada- to jest to! I to jeszcze oba warianty-mleczna i gorzka. Czekoladę o smaku mietowym bardzo łatwo skopać.Kilka razy już się na tym przekonałam.. Jedyną tabliczką, którą bardzo dobrze wspominam jest http://www.bdsklep.pl/lindt-150g-creation-mint-supreme-70-cacao-gorzka-czekolada-z-nadzieniem-truflowym-i-sosem-mietowym,id-39760
OdpowiedzUsuńMoże nie jest całkowicie miętowa ale mięta grała tam pierwsze skrzypce i wspaniale komponowała się z gorzką czekoladą.
Zakupiłam nowe trio Lindt'a o którym pisałaś ;) Jak się dowiedziałam,że są w Carrefourze to szybko stałam się ich posiadaczką ;)
Jadłam tą miętową czekoladę od Lindta i choć prawdziwej mięty w niej nie ma, to rzeczywiście dała radę (http://theobrominum-overdose.blogspot.com/2012/12/lindt-creation-mint-supreme-gorzka-z.html).
UsuńA w moim Carrefourze wielki remont i nowych Lindtów nie mogłam nigdzie znaleźć :P
A szkoda.. Ciekawa jestem jak wypadną :> Skład mógłby być lepszy..
UsuńLiczę na to, że jeszcze je gdzieś dorwę.
UsuńAromat mięty? Rześki powiew? Zioło?
OdpowiedzUsuń...
Pierwsze ok, ale w herbacie. Drugie... ok, ale nadal w herbacie. A zamiast zioło powinno być wstrętne zielsko, przynajmniej w kontekście czekolady. To połączenie jest jeszcze gorsze od czekolady z malinami.
Ziołowe herbaty uwielbiam, ale naprawdę mięta w tej czekoladzie mnie ujęła. Nie jest to mój ulubiony dodatek, ale Zotter naprawdę się popisał.
UsuńMi czekolada miętowa... raczej by nie zasmakowała :-D.
OdpowiedzUsuńMógłbyś się zdziwić :)
UsuńWspominałam, że połączenie czekolady z miętą będzie mi smakować tylko wtedy, kiedy będę miała na niego ochotę. W innym przypadku plułabym z obrzydzenia. W tym momencie jestem na "Hell no". Aczkolwiek wierzę, że miętowy Zotter może być pyszny.
OdpowiedzUsuńWarto, by właśnie taka dobra czekolada czekała na Twoją chęć na miętę ;)
UsuńSzczerze powiedziawszy... To jak dobra nie byłaby sama czekolada.. Mięta mnie nie przekonuje :) Dla mnie to połączenie niegodne wręcz! Nie podchodzi mi totalnie. A samą miętę i samą czekoladę przecież lubię! :)
OdpowiedzUsuńTo trudne połączenie smaków, ale Zotter podszedł do sprawy naprawdę perfekcyjnie!
UsuńSpróbuję koniecznie! Lubię miętę w czekoladzie, ale tak rzadko jest ona naturalnie miętowa (właściwie z tak naturalną, jak opisana przez Ciebie się nie spotkałam).
OdpowiedzUsuńMoja lista zakupów Zotterów rośnie i rośnie, ale już mi ślinka leci na samą myśl o zamówieniu.
Mięta w czekoladzie jest albo paskudna, albo pyszna. Tu była pyszna tak, jak smaczna jest świeża miętowa herbatka :)
Usuńuwielbiam połączenie mięty z czekoladą :)
OdpowiedzUsuńW takim razie poluj na tego Zottera! :D
UsuńMimo, że lubię dodatki nietypowe to jednak miętę toleruję jedynie zaparzoną w kubku. :D Najlepiej taką zerwaną z ogródka lub kupioną na targu, mmm. <3 Niemniej nigdy nie próbowałam więc nie mówię ,,nie", ponieważ raczej staram się nie skreślać produktów nie próbując wcześniej ich smaków, no chyba, że to flaki lub wątróbka. :D
OdpowiedzUsuńPewne zachęcę Cię pisząc, że mięta w tej czekoladzie jest identyczna do tej świeżej zaparzonej w kubku ;). A tak naturalny dodatek bardzo dobrze połączył się z wysokiej jakości czekoladą.
Usuńz miętą!? czego nie wymyślą w tym zotterze! :) szacun, kupiłabym mamie ją, bo za lodami miętowymi przepada :)
OdpowiedzUsuńCzekolada z miętą to dość częste połączenie, Zotter nie jest pierwszy ;)
Usuńale ja jestem roztrzepana i nie zwracam uwagi na takie rzeczy i dlatego w takich chwilach dziękuje za istnienie takich blogów jak twój :)
UsuńOd zawsze uwielbiam połączenie mięty z czekoladą, więc myślę, że czekolady mogłyby mi bardzo posmakować. :)
OdpowiedzUsuńOoo, skoro jesteś fanką takich połączeń, to to na pewno by Cię totalnie zaczarowało! :)
UsuńA my tak nie lubimy mięty w słodyczach i daniach :P Tak jak na cytrusowe dodatki jeszcze czasem możemy się skusić i spróbować, tak do mięty chyba nikt nas nie namówi :P
OdpowiedzUsuńOj szkoda :(. Choć zdaję sobie sprawę, że mięta to bardzo specyficzny dodatek w słodyczach.
UsuńZ miętowych czekolad jadłam tylko Ritter Sport, ale ta wersja na pewno by mi smakowała :)
OdpowiedzUsuńNa pewno bardziej naturalna od Rittera.
UsuńTo połączenie to coś dla mojej mamy
OdpowiedzUsuńTo byłby świetny prezent ;)
Usuń