Wiem, że większość z Was czeka raczej na recenzję lindtowskiej nowości Cherry Intense, jednakże ja w pierwszej kolejności miałam ochotę na limonkowe orzeźwienie. Lime Excellence jest obok Cherry Intense reklamowana jako nowa limitka Lindta na czas letni. Wersja z cytrusami pojawiła się jednak w naszych sklepach już rok temu. Wtedy jej nie próbowałam, ale znałam ją chociażby z recenzji Czoko. Ta pochlebna opinia tym bardziej zachęcała mnie do wypróbowania.
Lime Excellence pojechała z nami na majówkowy wyjazd w góry i jej przeznaczeniem była konsumpcja do pierwszej kawy po przyjeździe do naszego oddalonego od zasięgu pensjonatu w Rzykach - jeszcze przed wyruszeniem na szlak. Cherry Intense prawdopodobnie również pojedzie z nami w góry, ale dopiero (już?) za miesiąc.
Wiosenny poranek i perspektywa długiej górskiej wyprawy - Lindt nie mógł nam zepsuć dobrego humoru w żaden sposób. Po otwarciu dobrze znanych klasyków w postaci kartonika i sreberka, przyjrzeliśmy się tabliczce niezbyt ciemnej czekolady z licznymi wybrzuszeniami w postaci zatopionych w kakaowej masie kawałków liofilizowanej limonki. Jedna rzecz zastanawia mnie w ich składzie - mają stanowić jedynie 1% całego wyrobu, a przy tym tylko 40% w tym jednym procencie to skórka limonki. Nie napisano, co stanowi resztę. Chciałam pochwalić Lindta za nieprzekombinowany, naturalny skład owocowego dodatku, ale brakuje mi tu pełnej informacji...
Zaskoczył nas zapach, który tak jak w przypadku wersji Excellence Granatapfel wzbudził skojarzenia związane z owocowymi galaretkami. Tutaj jednak aromat okazał się być przyjemniejszy. Spod lekkich kakaowych nut przebija się cytrusowy zapach, który bardziej niż typowe galaretki w czekoladzie kojarzył mi się z kwaśnymi żelkami w cukrowej posypce. Prawdopodobnie Lindt troszkę za mocno zaszalał z aromatem cytrynowym, ale mimo wszystko ów zapach nie jest mocno przesadzony i nie odstręcza od degustacji.
Skład: cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, tłuszcz mleczny, liofilizowana limonka 1% (skórka limonki 40%), naturalny aromat cytrynowy, lecytyna sojowa, wanilia.
Masa kakaowa min. 47%.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 519 kcal.
BTW: 5/31/50
Wiosenny poranek i perspektywa długiej górskiej wyprawy - Lindt nie mógł nam zepsuć dobrego humoru w żaden sposób. Po otwarciu dobrze znanych klasyków w postaci kartonika i sreberka, przyjrzeliśmy się tabliczce niezbyt ciemnej czekolady z licznymi wybrzuszeniami w postaci zatopionych w kakaowej masie kawałków liofilizowanej limonki. Jedna rzecz zastanawia mnie w ich składzie - mają stanowić jedynie 1% całego wyrobu, a przy tym tylko 40% w tym jednym procencie to skórka limonki. Nie napisano, co stanowi resztę. Chciałam pochwalić Lindta za nieprzekombinowany, naturalny skład owocowego dodatku, ale brakuje mi tu pełnej informacji...
Zaskoczył nas zapach, który tak jak w przypadku wersji Excellence Granatapfel wzbudził skojarzenia związane z owocowymi galaretkami. Tutaj jednak aromat okazał się być przyjemniejszy. Spod lekkich kakaowych nut przebija się cytrusowy zapach, który bardziej niż typowe galaretki w czekoladzie kojarzył mi się z kwaśnymi żelkami w cukrowej posypce. Prawdopodobnie Lindt troszkę za mocno zaszalał z aromatem cytrynowym, ale mimo wszystko ów zapach nie jest mocno przesadzony i nie odstręcza od degustacji.
Deserowa lindtowska czekolada była na moim blogu opisywana już wiele razy, toteż nie ma sensu długo się nad nią samą rozwodzić. Jest przyjemnie maślana, wyważona w swej słodyczy, z delikatną i nienachalną goryczką - bardzo subtelna i przystępna. Jest dobrą bazą dla wielu dodatków, ale jak na jej tle wypadła liofilizowana limonka?
Pierwsze wrażenie smakowe spójnie łączy się z tym, co wyczuliśmy w zapachu. Niestety, jest to akcent odrobinkę sztuczny, ale na całe szczęście im dalej w las - tym obcowanie z tą czekoladą przynosi coraz to bardziej naturalne doznania. Z kwaśnych, aromatyzowanych żelków przenosimy się w stronę lekko podkręconego cukrem soku z limonki. Limonkowe kawałki są drobne, bladocytrynowe w barwie, tylko odrobinę gumowate. Nie były również zbyt twarde i pomimo moich obaw nie wchodziły natrętnie pomiędzy zęby (mój Mężczyzna jest najlepszym testerem tego wrażenia, gdy coś choć odrobinę pakuje się między zęby on dostaje szału).
Najbardziej zaskakujące, a zarazem najprzyjemniejsze dla mnie doznanie pojawia się na końcu. Gdy już nieco poobcujemy z limonkowymi cząstkami, dociera do nas naturalna cytrusowa goryczka. To uczucie może być dla niektórych rażące, mi jednak bardzo odpowiadało. Dało mi jednoznacznie do zrozumienia, że jem czekoladę z prawdziwą limonką, a nie z cukrowymi i aromatyzowanymi cząstkami.
Konsumpcja tej czekolady była prostą przyjemnością. Nie było się tu nad czym zastanawiać - po prostu miło jadło się tą słodycz o odrobinkę wytrawnym zacięciu. Fani cytrusów w czekoladzie powinni być zadowoleni - na pewno jest to wyrób bardziej dopracowany niż Imperial Jubileu Lime & Hot Pepper.
Pierwsze wrażenie smakowe spójnie łączy się z tym, co wyczuliśmy w zapachu. Niestety, jest to akcent odrobinkę sztuczny, ale na całe szczęście im dalej w las - tym obcowanie z tą czekoladą przynosi coraz to bardziej naturalne doznania. Z kwaśnych, aromatyzowanych żelków przenosimy się w stronę lekko podkręconego cukrem soku z limonki. Limonkowe kawałki są drobne, bladocytrynowe w barwie, tylko odrobinę gumowate. Nie były również zbyt twarde i pomimo moich obaw nie wchodziły natrętnie pomiędzy zęby (mój Mężczyzna jest najlepszym testerem tego wrażenia, gdy coś choć odrobinę pakuje się między zęby on dostaje szału).
Najbardziej zaskakujące, a zarazem najprzyjemniejsze dla mnie doznanie pojawia się na końcu. Gdy już nieco poobcujemy z limonkowymi cząstkami, dociera do nas naturalna cytrusowa goryczka. To uczucie może być dla niektórych rażące, mi jednak bardzo odpowiadało. Dało mi jednoznacznie do zrozumienia, że jem czekoladę z prawdziwą limonką, a nie z cukrowymi i aromatyzowanymi cząstkami.
Konsumpcja tej czekolady była prostą przyjemnością. Nie było się tu nad czym zastanawiać - po prostu miło jadło się tą słodycz o odrobinkę wytrawnym zacięciu. Fani cytrusów w czekoladzie powinni być zadowoleni - na pewno jest to wyrób bardziej dopracowany niż Imperial Jubileu Lime & Hot Pepper.
Skład: cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, tłuszcz mleczny, liofilizowana limonka 1% (skórka limonki 40%), naturalny aromat cytrynowy, lecytyna sojowa, wanilia.
Masa kakaowa min. 47%.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 519 kcal.
BTW: 5/31/50
Miło wspominam degustację tej czekolady... ;) Prawdziwe limonki, nie żadne żelki.Ta cytrusowa goryczka też mi pasowała na sam koniec. Wspaniale podkreślała,że nie mamy do czynienia z niczym sztucznym i zakłamanym :)
OdpowiedzUsuńDziś w ramach "Bdb.deserowa czekolada.Przyjemny kakaowy zapach zaraz po otwarciu.Migdały są chrupiące, nie są jakieś gumowate. Co prawda bardziej mi smakowała z chilli ale tą też można zaliczyć jak najbardziej do udanych :)
A obawiałam się po ostatnich doświadczeniach, że Lindt tu wpakuje jakieś cukrowe gumowce. Na szczęście tak się nie stało :).
UsuńNo to teraz jeszcze bardziej jestem ciekawa mojej Vivani z chili :)
Czeka sobie na mnie w szufladzie z czekoladami i jeszcze trochę poczeka, zanim nadejdzie jej czas. :)
OdpowiedzUsuńTak jakoś myślałam, że wkrótce się pewnie u Ciebie pojawi. :P
Wygląda na bardzo prostą i nieco złożoną zarazem, już nie mogę się doczekać, kiedy sama spróbuję.
Dobrze to ujęłaś - prosta i złożona zarazem. Ta limonkowość przechodzi ciekawą metamorfozę na przestrzeni trwania degustacji. Czekam na Twoją recenzję :).
UsuńO kurcze! To musi być super! :) Bardzo ciekawe połączenie. Ciekawe kiedy skuszę się na jakiegokolwiek Lindta :)
OdpowiedzUsuńPiękne widoki! Teraz zazdroszczę Ci takich wypadów :)
Lindta koniecznie trzeba wypróbować ;).
UsuńNie ma co zazdrościć, trzeba samemu działać :D
Oj tak, ta czekolada była mega przyjemna. Co jak co, ale seria Excellence jeszcze mnie nie zawiodła. Dlatego też spokojnie patrzę na Cherry Intense, bo wiem, że mi będzie smakować.
OdpowiedzUsuńOstatnio coraz sceptyczniej podchodzę do Lindta, już z mniejszym entuzjazmem niż jeszcze niedawno - ale sympatia pozostanie zawsze. Excellence spokojnie daje radę w większości próbowanych przeze mnie przypadków.
UsuńWłaśnie to zauważyłam,że co raz to z mniejszym entuzjazmem podchodzisz do Lindta. Chyba teraz głównie "górują" u Ciebie tabliczki Zottera :P ( z resztą.. wcale się nie dziwię :v)
UsuńDla Zottera totalnie przepadłam :D
UsuńSama nie wiem, bo ciemne czekolady z cytrusami z reguły mi nie smakują.
OdpowiedzUsuńKusi mnie ta z sezamem, ale czekam na jakąś promocję :D
Z sezamem boska! Z ręką na sercu przyznaję, że smakowała mi bardziej, niż Lime Intense. Polecam!
UsuńSpróbować bym mogła, ale od kogoś. We własną zainwestowałabym dopiero wtedy, gdyby w środku pojawił się limonkowy krem.
OdpowiedzUsuńObecnie czekam, aż w Polsce pojawią się letnie Ritterki. Cytrusowa właśnie będzie tą, na którą się skuszę. Planujesz kupić?
To żeś się uparła na te kremy :D.
UsuńPlanuję kupić całą trójkę letnich Ritterów, łącznie z wersją kawową, na którą się nie załapałam w zeszłym roku. Czuję, że to może być droga przez mękę :P.
Nie wiem dlaczego ale te kostki od Linda tą swoją taką... prostotą? :D Wydają mi się takie mega eleganckie, że aż mam ochotę porwać kosteczkę mimo, że przecież gdzie ja i ciemna czekolada. Szczerze to ja właśnie bardziej oczekiwałam limonki niż chilli bo chociaż lubię ciekawe połączenia i czekolada z ostrym dodatkiem takim jest to jednak cytrus brzmi dla mnie w połączeniu z czekoladą bardziej interesująco. Powiem szczerze, że sama bym nie kupiła jej ze względu na to, że ciemna aczkolwiek jakbym ją zobaczyła taką biedną, leżącą samotnie na stole to na sto procent bym wzięła kawałek bo ta limonka NAPRAWDĘ kusi.
OdpowiedzUsuńCzekolada ciemna o tak niskiej zawartości kakao to tym bardziej nic strasznego ;). Niejednokrotnie jadłam mleczne z większym udziałem kakao. Skoro limonka kusi - bierz :D. Nietrudno dostać tą czekoladę.
UsuńWszystkie te czekolady z Lindt mnie zawsze kuszą:P
OdpowiedzUsuńJa już mam do nich trochę więcej dystansu, ale nadal z chęcią po nie sięgam :).
UsuńLindt, nie przepadam :( a za limonką szczególnie... chyba tą czekoladę sobie odpuszczę mimo wszystko, nie moje gusta. To trzeba lubieć, moja siostra pewnie byłaby zachwycona ;)
OdpowiedzUsuńJakie Lindty jadłaś, że nie przepadasz?
Usuńchili -.- i jakąś dziwną ale smak jakbym jadła sztuczną czekoladę, a nie czekoladę :( ale nie pamiętam jaka bo to trzy lata ok temu było... a jaką polecasz najbardziej bym ją polubiła? ;)
UsuńO kurczę, ciężko mi polecić jedyną taką. Przejrzyj sobie czekolady jakie opisałam w zakładce Lindt - jak coś Ci wpadnie w oko, to może wtedy coś konkretniej doradzę :D.
Usuńw każdym razie dziękuje ^^
UsuńW takiej scenerii musiała smakować znacznie lepiej niż normalnie. ;)
OdpowiedzUsuńO właśnie, to na pewno jest jakiś dodatkowy czynnik podwyższający ocenę. Choć jak będzie można przeczytać w kolejnych wpisach - nie wszystkie czekolady jedzone na tym wyjeździe w równie pięknej scenerii zdały egzamin...
UsuńAkurat nie jesteśmy fankami cytrusowych smaków w czekoladach, więc z ciekawości na pewno byśmy jej spróbowały ale same byśmy nie kupiły tej tabliczki :)
OdpowiedzUsuńMitzi Blue, "Plantacja konopi"
Mitzi blue, "Fruit Disc"
Labooko, Truskawka
Labooko, "Kozie mleko"
Labooko, "Bukiet kwiatów"
Takie czekolady do nas jadą! Akurat one nas najbardziej zaciekawiły z tych dostępnych w Galerii Słodyczy :)
Oj, dobry wybór (ale tak w zasadzie jaki wybór czekolad Zottera byłby niedobry? ;)). Szkoda tylko, że nie sięgnęłyście po żadną czystą ciemną i jakiegoś nadziewańca. Może następnym razem :D. Ahh, super, że i Wy spróbujecie Zottera! Niecierpliwie czekam na recenzje!
UsuńNo własnie miałyśmy ograniczony budżet a tyle różnych smaków ale przysięgłyśmy sobie, że to nie będą nasze ostatnie zakupy :D
UsuńTrzymam Was za słowo! Zresztą, gdy spróbujecie, na pewno się przekonacie, że to nie będzie Wasz ostatni raz :D
UsuńNo to już wiem kto mi Fruit Disc sprzątnął sprzed nosa. ;)) Wieczorem składałam zamówienie, a rano był telefon, że czekolady już nie ma. Musiałyśmy w tym samym czasie zamawiać. :) Pozdrawiam!
UsuńOj naprawdę?! W takim razie bardzo przepraszamy :P Jak widać Zottery mają wzięcie :)
UsuńBijecie się o Zottery, rewelacja! :D
UsuńWidziałaś nowe limitki Heidi ? :>
OdpowiedzUsuńhttps://heidi-chocolate.com/n/chocolate/New/new/
Nie jadłam poprzednich limitek (nawet nie miałam ich okazji spotkać w sklepie).
Moim skromnym zdaniem wyglądają nawet kusząco, choć nie wiem co o nich sądzić. Czytając Twoje opinie o zimowych limitkach nie wypady najlepiej. Jednak znając życie gdybym się natknęła na letnią limitkę przygarnęłabym ją :> Letnie smaki wydają się być bardziej kuszące.. ;> szczególnie ta z pomarańczą i białej stracciatella.Ciekawe,czy białlej czekolady nie ''sknocili'' :>
Dzięki za linka, nie widziałam jeszcze tych limitek. Niestety jestem zawiedziona. Spodziewałam się, że na lato wypuszczą kolejne wariacje pt. Summer Venture, czyli pełne tabliczki z zatopionymi w nich dodatkami. One zawsze wychodziły pysznie i były moimi ulubionymi Heidi - a przez trzy lata spróbowałam wszystkich limitek, jakie wypuścili. Nadziewane czekolady w Winter Delight były skrajnie różne - od bardzo smacznej do paskudnej. I tak pewnie je kupię, ale nie napalam się tak bardzo, jak na dawne Summer Venture :(.
Usuń