Po wzbudzającej Wasz wielki entuzjazm czekoladzie z Sao Tome, przyszedł czas na kolejną tabliczkę z francuskiej czekoladziarni Morin - tym razem stworzoną z ziaren kakao pochodzącej z zupełnie innego rejonu świata. Na Dominikanie produkcja kakao jest bardzo wysoka biorąc pod uwagę powierzchnię tego kraju. Zawsze taka informacja wiąże się z faktem, że większość kakao wywodzącego się z tego państwa trafia do masowej produkcji. Nie ma się jednak czego obawiać, czekolada od Morin to perełka dominikańskiego surowca ;). Nawet gdybym w to wątpiła, to bogactwo smaku mówi samo za siebie...
Według organizatorów poznańskiej degustacji czekolad Morin, która miała miejsce w styczniu tego roku w Pintej Klepce, ta tabliczka to: "Niesamowita
mieszanka - w dominikańskiej czekoladzie przeplatają się aromaty starego,
utlenionego drewna i przypalonego kakao z mleczną słodyczą i kwaśnymi,
suszonymi czerwonymi owocami. W tle ściółka leśna i jadane kasztany. Finisz
lekko pylisty i ściągający." Ja tej tabliczki nie zakupiłam od razu w dniu degustacji, lecz zamówiłam ją później - co świadczyło o tym, że w porównaniu do pozostałych próbowanych wtedy czekolad Dominikana nie zapadła mi najmocniej w pamięć. Co jednak zaprezentowała nam sobą, kiedy mieliśmy jej do dyspozycji całe 100 gramów i mogła pokazać nam swoje walory solo - bez konfrontacji z innymi czekoladowymi indywidualistkami od Morin?
Zaciągając się zapachem tej najzwyczajniej w świecie wyglądającej tabliczki, wyczuwamy zapowiedź szorstkości i suchości, tych z gatunku drewnianych, palonych i typowych dla suszonych owoców - nie popielnych. Ja wyraźnie wyczułam w aromacie płatki róż/esencję różaną, natomiast mój Ukochany miał skojarzenie zgoła odmiennie - on czuł tu rozgrzany asfalt. Siedząc dziś przed monitorem i próbując opisać tą tabliczkę stwierdzam, że paradoksalnie te dwa zapachy wcale siebie nie wykluczają i jest w nich... coś podobnego :D. Przynajmniej jesteśmy w stanie odnaleźć takie podobieństwo w tej czekoladzie. Nad wszystkim unosi się przyjemna kawowa goryczka.
Kostki odłamują się od siebie z specyficznym, bardzo ostrym trzaskiem - trochę tak, jakby poddać je gwałtownemu działaniu perfekcyjnie naostrzonego noża. Pomimo skojarzeń z szorstkością w kwestii zapachu, podczas konsumpcji czekolada okazuje się być bardzo smukła. Smukła, choć nie w 100% gładka - ma w sobie tą szorstkość, ale taką wilgotną.
Jak możecie sobie wyobrazić smukłą i wilgotną szorstkość? Pomyślcie o słodyczy rześkich pomarańczy, przeplatającej się z gęstym i mocnym kawowym syropem. Wyobraźcie sobie sterty suszonych wiśni - które są odrobinkę scukrzone, ale nie na tyle, by przyćmić ich naturalną kwaskowatość i cierpkość. A już najbardziej dobitnym skojarzeniem będzie pumpernikiel. Można to też kojarzyć z wilgotną kwaśną glebą i ściółką w zaciemnionym lesie. Ja jednak najprościej ujęła bym to tak: kwaskowatość wilgotnego razowego chleba, przeplata się ze słodyczą soczystych pomarańczy i suszonych wiśni, a do tego podlana jest kawową goryczką.
Na dokładkę powiem Wam jeszcze, że w finiszu pojawia się nieco pikantności. To, co organizator degustacji nazwał pylistością i ściąganiem, ja w przypadku Dominikany 70% odczuwam jako drapanie w gardle, troszkę jak po zjedzeniu mocno pieprznej potrawy.
Ciekawym elementem w degustacji tej czekolady jest również fakt, że nuty smakowe są praktycznie takie same zarówno przy gryzieniu, jak przy ssaniu kostek. W Dominikanie 70% dzieje się dużo, ale poczujemy to niezależnie od tego, jaką formę spożywania czekolady preferujemy.
Jeszcze jednym istotnym doznaniem jest odczucie pojawiające się po kilku kostkach tej czekolady, gdy buzia już całkowicie zalepi się kakaową masą. Pojawia się wtedy świeży, przyjemny chłód - jak podczas rozpuszczania w ustach solidnej łychy bardzo dobrej jakości czekoladowych lodów.
Wszystko to czyni Dominikanę 70% czekoladą bogatą, ciekawą, a przy tym przystępną. Nie ma tu nut ciężko przyswajalnych, bardzo trudnych. Można powiedzieć, że ich intensywność i specyfika balansuje na granicy. Trochę dalej w las i ogólne doznania byłyby już mniej delikatne i subtelne. Jednakże tak się nie stało i bez strachu można się w Dominikanę 70% zagłębić - gdyż zaprasza do siebie feerią przyjaznych, choć wyraźnych akcentów.
Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy.
Masa netto: 100 g.
Chętna by spróbować tą tabliczkę - zdecydowanie ! :) Taka" przygoda" zmysłów to coś dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńJeśli jesteś naprawdę chętną, odezwij się na mojego maila: barbara.cichorska@gmail.com :)
UsuńZnów ciemna ale po raz kolejny mnie ona urzeka i zachęca. Coś Ty ze mną zrobiła, teraz zacznę jeść chyba gorzką czekoladę po tych wszystkich Twoich fenomenalnych recenzjach! :D Sprawia ona wrażenie takiej... luksusowej. Kostki, nieprzekombinowane ale przy tym właśnie tak bardzo kuszą. Podoba mi się ta prostota. :-)
OdpowiedzUsuńDobra ciemna czekolada to zdrowa uczta dla ciała i ducha, więc nieustannie polecam! :D Morin to luksus, ale taki wiążący się z 100% autentycznością - wysoką jakością surowców pochodzących z konkretnych rejonów świata, starannym wykonaniem, pasją.
UsuńPodoba mi się wizja takiej suchej wilgoci. Zastanawiam się, z czym dla mnie by się ona skojarzyła. Co prawda akurat tej nie zamówiłam, ale już nie mogę spokojnie usiedzieć w miejscu, bo tak niecierpliwie czekam na poweekendową morinową przesyłkę. :D
OdpowiedzUsuńA ja z niecierpliwością czekam na Twoje wrażenia :D.
UsuńPóki nie zacznę sama sięgać po tego typu czekolady, wszystkie tabliczki, które prezentujesz, będą jedną i tą samą czekoladą. Dziś właśnie tak o nich myślę.
OdpowiedzUsuńMam tak samo xDD a jeszcze samo to, że jest gorzka... brrr... :) choć ta szorstkość i suchość nie powiem, zadziwia mnie :O nie umiem sobie tego wyobrazić, może to i dobrze ^^
UsuńMy też musimy dokładnie wyobrażać sobie te wszystkie smaki, bo inaczej nie dałybyśmy rady połapać się w nich xD
UsuńWersja z pumperniklem przemówiła do nas najbardziej i zaintrygowała :)
Szpilka, to nie jest czekolada gorzka, tylko ciemna ;). Nazwa "gorzka" moim zdaniem mocno umniejsza wielu czekoladom o wyższej zawartości kakao.
UsuńTo są diametralnie inne tabliczki. Bogactwo świata kakao jest ogromne :).
pewnie zdecydowanie dwie różne rzeczy, ale dla mnie tak samo jak są jogurty truskawkowe a o smaku truskawkowym to i tak to samo, choć pewnie nieźle je przez to krzywdzę ;) być może powinnam zacząć uważać na to co jem, albo przynajmniej zdawać sobie sprawę ^^
UsuńWarto sobie zdawać z tego sprawę. Między innymi dla własnego zdrowia i jakości życia :).
UsuńDruga czekolada tej marki, którą opisujesz i która bardzo mnie kusi.
OdpowiedzUsuńMoże w końcu skusi :> :D
UsuńMam wrażenie, że na mnie ta czekolada by się zmarnowała, bo nie potrafiłabym wyczuć w niej tylu niuansów smakowych co ty.
OdpowiedzUsuńSorrki, że nie odpowiedziałam da twojego ostatniego maila, ale ciągle zapominam, dopiero teraz sobie przypomniałam. Po analizie wszystkich faktów muszę stwierdzić, że nie mogę w tej chwili pozwoli sobie na zamówienie tych czekolad. Może kiedyś, kiedyś się uda.
To mylne wrażenie, na pewno poczułabyś różnicę. Może miałabyś problem z ubraniem w słowa tego co czujesz (w końcu to bardzo subiektywne doznania), ale bez wątpienia odkryłabyś bogactwo kakao, po prostu.
UsuńGdybyś kiedyś się zdecydowała - pisz, pytaj :)
Przyślij mi kawałeczek :)
OdpowiedzUsuńKawałeczka już nie mam, mogę za to skombinować całą ;)
Usuń