30 grudnia wyruszyliśmy samochodem w podobnym kierunku co dnia poprzedniego, jednak zatrzymaliśmy się wcześniej we wsi Muchów. To właśnie w okolicy tej wioski znajdują się Muchowskie Wzgórza. Mszana (475 m n.p.m.), Obłoga (442 m n.p.m.) oraz Owczarek (448 m n.p.m.) wraz z Czartowską Skałą (463 m n.p.m.) wizytowaną przez nas dzień wcześniej - stanowiły w trzeciorzędzie jeden wulkan, największy w okolicy. Dziś na ich terenie funkcjonuje rezerwat Mszana i Obłoga, który powstał dopiero w maju 2015 roku. Jego zadaniem jest m.in. ochrona unikatowych słupów i rumowisk bazaltowych. My, celem obejrzenia pięknych bazaltowych słupów skierowaliśmy swe kroki na Mszanę, na której to szczycie znajduje się stara wieża widokowa (dziś widać z niej jedynie otaczające drzewa). Żałuję, że nie znaleźliśmy czasu na Owczarka, na którym to dodatkowo znajduje się oczko wodne po dawnym kamieniołomie. Na Owczarka nie prowadzi żaden szlak.
Z Muchowa podjechaliśmy do sąsiedniej Nowej Wsi Wielkiej, gdzie zostawiliśmy samochód celem zatoczenia pętli pobliskimi wąwozami. Najpierw przespacerowaliśmy się Wąwozem Nowowiejskim, będącym przedłużeniem urokliwego Wąwozu Siedmickiego. Doszliśmy do rozstajnych dróg, gdzie dzień wcześniej wybraliśmy szlak w stronę Wąwozu Myśliborskiego. Tym razem wyruszyliśmy do Wąwozu Lipa, również objętego ochroną rezerwatową. Nim jednak to zrobiliśmy, zatrzymaliśmy się na kawę i czekoladę...
Sundae Choco to trzecia i ostatnia czekolada Lindta jaką zakupiłam podczas jesiennych zakupów w niemieckim markecie Edeka. Darzę sporą sympatię lindtowską serię Hello i tak naprawdę tylko jedna propozycja z tej kolekcji mi nie smakowała (mowa o Sweet Popcorn). Wprawdzie połączenie smakowe inspirowane deserem lodowym wydawało mi się banalne, ale i tak postanowiłam ja nabyć. Nieco później, Czoko opublikowała jej recenzję na swoim blogu, niezbyt pochlebną. Byłam niepocieszona. Szczególnie irytował mnie mleczny krem, który miał być identyczny jak w egzotycznej serii nadziewańców (Acai Beere, Papaya, Mango-Maracuja). Przezornie zostawiłam sobie Sundae Choco jako ostatniego Lindta do degustacji na wyjeździe w Góry Kaczawskie.
Po rozwinięciu czekolady ze sreberka, które to z zewnętrznej strony ma przepiękny niebieski kolor - poczułam naprawdę kuszący zapach. Zapach cudownie mlecznej lindtowskiej czekolady unosił się nad tabliczką, po raz kolejny dając mi do zrozumienia, że mam niebywałą słabość do tak prostej rzeczy jak właśnie mleczna czekolada tej firmy. Aż wierzyć mi się nie chciało, że wewnątrz może być coś mało smacznego.
Przegryzienie kostki ukazuje całkiem atrakcyjne nadzienie. U góry mamy cudnie gęsty czekoladowy sos, zaś na dole zbite mleczne nadzienie wzbogacone o małe kawałki migdałów. Małe i w zbyt małej ilości? Pewnie tak - migdałów nigdy dość. Ja jednak nie mam zamiaru psioczyć, bowiem... Sundae Choco zaskakująco dobrze smakowała i wprowadziła mnie w lekko euforyczny stan.
Po pierwsze - sama lindtowska czekolada uwodzi mleczną słodyczą, bla bla bla, nie bez głosu kakao, bla bla bla. Dobrze znacie już tą historię, zresztą nie tylko z mojego bloga. Jest błoga, smaczna w sposób prosty i lekki, no po prostu darzę ją wyjątkową sympatią i tutaj była właśnie taka, jak lubię. Po drugie - czekoladowy sos do złudzenia przypominał mi ten obecny w pysznej Creation Chocolate Cake. Gęsty, mocno czekoladowy, soczysty. Te dwie rzeczy właściwie już wystarczyły, abym była kupiona. Byłam w górach, chciało mi się słodkiego - naprawdę niewiele potrzebowałam, by czuć satysfakcję.
Dolna, mleczna warstwa nadzienia, hmm... Ona na pewno zasługuje na poprawkę, bez dwóch zdań. Na pewno nie jest niczym więcej niż cukrowo-tłuszczowy miks z wyżej wspomnianej egzotycznej serii. Tutaj jednak mleczność owej warstwy wydała mi się bardziej autentyczna, z lekką jakby śmietankowo-waniliową nutą. Całkiem możliwe, że dodatek delikatnie chrupiących migdałów sprawił, że smak wydaje mi się przyjemniejszy i więcej można z niego wyciągnąć. Ponadto, może po prostu lindtowski "mleczny krem" bardziej pasuje mi w połączeniach orzechowo-kakaowych, niźli w owocowych (na dodatek przesłodzonych i lejących się)?
Bez zawahania jeszcze raz z chęcią zabrałabym Sundae Choco na szlak. To prosta i przystępna słodycz, lepsza jakościowo od większości łatwo dostępnych czekolad. Nie trafia ona do mojej czołówki w serii Hello, ale i tak będę ją bardzo miło wspominać. Podsumowując, jestem naprawdę zadowolona z nowych Lindtów zabranych w góry. Tylko Edelbitter Mousse Schwarze Johannisbeere mi nie smakowała, a reszta jak najbardziej nadawałaby się do powtórnego skonsumowania gdzieś na szlaku.
Wąwozem Lipa doszliśmy do Olszowego Stawu, skąd Nowowiejskim Lasem powróciliśmy do Nowej Wsi Wielkiej. Stamtąd podjechaliśmy w okolice miejscowości Świny, gdzie znajdują się ruiny zamku. Z ich okolic rozpościera się piękny widok na Pogórze Bolkowskie, Grzbiet Wschodni Gór Kaczawskich i Góry Wałbrzyskie. Stamtąd przespacerowaliśmy się do Bolkowa, gdzie zwiedziliśmy wspaniale utrzymany zamek (dziś znany głównie z Castle Party). Z Bolkowa powróciliśmy pieszo do Świn i już zapadał zmrok... Kolejny dzień wyprawy dobiegał końca, a jeszcze tyle tajemnic Gór Kaczawskich zostało przed nami nieodkrytych...
Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, tłuszcz mleczny, laktoza, cukier inwertowany, syrop glukozowy, migdały 1%, odtłuszczone mleko w proszku, sorbitol, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu, lecytyna sojowa, ekstrakt słodu jęczmiennego, aromaty.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 555 kcal.
BTW: 6/34/55.
Może nie wywołała na mnie wielkiej euforii ale z chęcią bym jej wypróbowała,m,in.dlatego,że nie jest to wstrętny ulepek, tak jak to było w przypadku Acai Beere, Papaya, Mango-Maracuja.Bleh..Nie najlepsze wspomnienia..
OdpowiedzUsuńSundae była również bardzo słodka, ale moim zdaniem o wiele smaczniejsza.
UsuńJa raczej jej nie spróbuję i nie będę z tego powodu rozpaczać. Te kremy Lindt'owi coś nie idą i mimo że jest lepszy od tych łatwiej dostępnych, to i tak jakoś mnie całość tej tabliczki nie przekonuje. Znaczy... gdybym zobaczyła w sklepie, może i sama czekolada i ten sos by mnie przekonały, ale żeby zamówić czy coś - na pewno nie.
OdpowiedzUsuńZa to sosik niczego sobie :D. W jego obecności, no i z migdałami - biały krem nie jest już taki straszny. Ale rzeczywiście specjalnie zamawiać nie ma po co.
UsuńZ ogromną przyjemnością odwiedzam Twojego bloga(jest bardzo wciągający :), ale mam też pytanie albo raczej prośbę o rade. Jakie tabliczki, takie raczej ogólnodostępne byś szczególnie poleciła. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńBardzo miło mi to czytać! :)
UsuńZależy, w jakich czekoladach najbardziej gustujesz, ale generalnie z ogólnodostępnych marek z czystym sumieniem mogę polecić tylko Lindta. Jeśli chcesz coś taniej, to Fin Carre i Bellarom z Lidla...
Dla mnie pewnie byłyby idealne, bo to dosyć proste smaki bez udziwnień, które mogłyby mnie odrzucać, a wszystko co mleczne dla mnie jest trafione. :-) Nie wiem, to chyba zostało mi nadal coś z dziecka.
OdpowiedzUsuńZ tej czekolady rzeczywiście cieszyłam się jak dziecko. To taka prosta słodycz.
UsuńAleż Ci zazdroszczę takiego spędzania czasu, tych wycieczek. Też bym chciała :) Piękne zdjęcia, jak zawsze.
OdpowiedzUsuńPonoć chcieć znaczy móc :).
UsuńPozytywnych recenzji Lindtów nigdy dość :) Piękne widoki plus dobra czekolada i czego chcieć więcej? :)
OdpowiedzUsuńNICZEGO! :D Pełnia szczęścia, i to jeszcze z Ukochanym u boku.
UsuńJakaś taka za zwykła, nawet jak na Lindt ;) Są inne kuszące mnie smaki (ekhm Amarettini ;-;), no i nie do końca przekonuje mnie Lindtowski biały krem. Chciałabym kiedyś spróbować takiego napraaawdę mlecznego, mało tłustego i mało słodkiego, ale nie wiem czy jeszcze w tym życiu będzie mi to dane :D
OdpowiedzUsuńAmarettini godniejsza uwagi, ale Sundae i tak pozytywnie mnie zaskoczyła.
UsuńChyba wędrówki górskie sprawiają, że wszystko smakuje lepiej ;) A tak serio to czytając twoją opinię i wracając do swojej to się zdziwiłam, że dla mnie ta czekolada była za słodka. Co się dzieje z moimi kubkami smakowymi?
OdpowiedzUsuńGóry nie zaczarowały paskudnej Ritterki z orzechowymi ciastkami, niestety... ;) Ale fakt faktem, Sundae Choco na pewno tak bardzo nie zasmakowałaby mi w domowych pieleszach. Gdybym jadła ją w domu, na pewno byłaby dla mnie za słodka.
UsuńFajne nazwy mają te wszystkie miejscu, nawet wioska -Nowa wieś wielka :)
OdpowiedzUsuńTa recenzja spowrotem podratowywuje moją opinie o Lindtcie w oczach innych -ja uwiebiam prawie wszystko spod ich rąk. A ta czekolada niby nie wymyślna, niepozorona, a jaka dobra i ile radosci sprawia? ;D
Oj tam, na co dzień sporo się przemieszczam w terenie i ciekawych nazw w Polsce w ogóle mamy mnóstwo.
UsuńCzasem proste rozwiązania okazują się najlepsze :).
Czekolada zdecydowanie w moim stylu, jeszcze jak widzę pozytywną opinię u Ciebie to tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że kiedyś ją spróbuję :DD
OdpowiedzUsuńNo to czekam na recenzję :D.
UsuńNiemieckie sklepy mają zawsze bogatszy asortyment. I znów Lindt... czemu mnie to nie dziwi? :)
OdpowiedzUsuńPrzed chwilą stwierdziłam, że naprawde dobry pomysł miałaś n stworzenie bloga. Zdjęcia widoków, opis "przygód" i recenzje słodyczy.
Muchów, Nowa ieś Wielka... Niektóre nazwy rozwalają. xD
Nakupowałam niemieckich Lindtów, zabrałam w góry - no to recenzje pojawiają się masowo :D. Szkoda, że po nowe ciekawe smaki muszę się wybierać do sąsiadów...
UsuńRelacje z wypraw w góry zupełnie nie były planowane przy zakładaniu bloga. To wyszło w praniu.
Ja mam w swoich zapasach wersję z popcornem i już się boję! :( Co do tej...kusi piekielnie! Ja wjadę do Niemczech to chyba zginę w sklepach na dobry tydzień...tylko skąd ja kasę wezmę :P?
OdpowiedzUsuńCzekam na recenzję popcornowej, może odbierzesz ją inaczej niż ja.
UsuńKurczę, nie widziałam takiej wersji, jak ostatnio byłam w Niemczech. ;/
OdpowiedzUsuńAch, relacja - jak zawsze świetna!
A widziałaś może coś innego ciekawego? :)
UsuńCzekolada przyzwoita na... kobiece dni odpowiednia dawka cukru i czekolady:)
OdpowiedzUsuńOoo tak, na kobiece dni super! Choć mnie prócz słodkiego na dzień przed okresem wzięła teraz nieludzka ochota na jajka na miękko. Normalnie trzęsłam się jak gotowałam :D.
UsuńZa mną "chodził" miodownik piekłam w sobotę :)
UsuńJa sobie nawet nic nie upiekę, bo nie mam piekarnika ;). Może i dobrze, bo nie mieściłabym się w drzwiach.
UsuńHello, zapewne przez wygląd opakowań, zawsze był serią, do której podchodziłam bezkrytycznie i dlatego zawody (wspomniany Sweet Popcorn czy Pink Explosion) bolały dwa razy bardziej. Ta znów nie zapowiada się fajnie, nawet dla mnie. Składa się z podrzędnego kremu (tego może bym nie wyczuła) i sosu z innej tabliczki, która mnie rozczarowała. W ogóle czekoladowy sos to taka... nuda.
OdpowiedzUsuńCo do wybierania szlaków, najciekawszy mimo wszystko wydaje się Owczarek, gdzie utartej drogi nie ma i trzeba by iść w dzicz.
Ja lubię czekoladowe sosy, ale tylko wtedy, jak rzeczywiście są czekoladowe :D. Te lindtowskie mi smakują.
UsuńNo a na Owczarku nie byłam :(. Za to Jeziorna dzień później to i tak miejsce bez wytyczonego szlaku, więc jakoś się zrekompensowałam ;).