Czas na kontynuację relacji z naszej wyprawy w Góry Kaczawskie! 27 grudnia wstaliśmy równie wcześnie co dnia poprzedniego i udaliśmy się samochodem z Sędziszowej do Wojcieszowa. Wojcieszów to przede wszystkim zakłady wapiennicze, które niesamowicie prezentowały się przed świtem, gdy mijaliśmy je wchodząc już na nasz szlak. Niestety, w rzeczywistości czynią sporo szkody, dewastując piękną górę Połom 667 m n.p.m. (widoczną na jeszcze kolejnym zdjęciu). Na terenie Połomu znajdował się niegdyś rezerwat chroniący m.in. liczne tajemnicze jaskinie.
Z Wojcieszowa udaliśmy się na Skopiec 724 m n.p.m., będący najwyższym szczytem Gór Kaczawskich (należy do Korony Gór Polskich). Znacznie atrakcyjniejszy widokowo okazał się sąsiadujący ze Skopcem nieco niższy Baraniec, z którego to zbocza mogliśmy podziwiać wspaniałą panoramę Rudaw Janowickich, Karkonoszy oraz Gór Izerskich. Zresztą, podobny widok (lecz z nieco innej perspektywy - na tyle unikatowej, że plasującej Śnieżkę pomiędzy Sokolikiem i Krzyżną Górą) odsłonił się nam gdy schodziliśmy już w dół do wsi Radomierz, która łączy Kaczawskie z Górami Ołowianymi. To właśnie na łąkach Przełęczy Radomierskiej zatrzymaliśmy się na posilenie dziś opisywaną czekoladą (zresztą, w Radomierzu znajduje się wieża widokowa, ale nie zahaczyliśmy o nią, bowiem czas naglił, a już na samej Przełęczy widoki były wymarzone!).
Lindt Edelbitter Mousse Schwarze Johannisbeere zakupiłam w listopadzie w Niemczech wraz z dwoma innymi Lindtami. Rzeczonego wariantu nigdy nie spotkałam w Polsce. Na zakup zdecydowałam się przez wzgląd na fakt, że próbowane niegdyś czekolady z tej serii (jak żurawinowa, pomarańczowa, truskawkowa czy jagodowo-lawendowa) bardzo mi smakowały. Miałam nadzieję, że i w tym przypadku sukces się powtórzy. Ciemna czekolada o 70% zawartości kakao, nadziewana ciemnym czekoladowym musem i czarnymi porzeczkami - to brzmiało klasycznie i po prostu dobrze!
150-gramowa tabliczka znacznie ciemnego koloru, podzielona na duże kostki - wyglądała imponująco. Przybliżając nos do jej powierzchni już nie byłam tak pełna podziwu. Aromat czarnej porzeczki przewijał się, lecz sama czekolada nie pachniała zachwycająco. Powiedziałabym, że pachniała bardzo zwyczajnie i płasko, bez jakiejkolwiek głębi. Jeszcze raz sprawdziłam w składzie, czy aby Lindta nie podkusił dodatek odtłuszczonego kakao w proszku, lecz na szczęście tak nie było. Pozostało przekonać się, jak produkt spisze się w kwestii smakowej.
Przegryzając kostkę obnażamy wnętrze czekolady. Składa się ono z dwóch warstw. Dolna to ciemnoczekoladowy niby-mus, który jest zbity i o kilka tonów jaśniejszy od okalającej go czekolady. Górna warstwa jest dżemowata i prawie płynna, jednak ostatkami sił trzyma się w ryzach. Posiada ładną, granatowo-fioletową barwę.
Kęs umieszczony w ustach nie rozpuszcza się chętnie. Nawet podczas pomagania sobie językiem nadal pozostaje chłodny i zdystansowany. Ciemna czekolada powtarza to, co zaoferowała w sferze zapachu - nie zachwyca niczym. Mam wrażenie, że kiedyś smakowała mi o wiele bardziej, ale być może po prostu spróbowałam już wielu lepszych ciemnych czekolad.
Na domiar złego, mus wcale nie jest musem, ale takiego stanu rzeczy się spodziewałam. Wiele Lindtów z podwójnym nadzieniem ma właśnie taki pseudo-mus, zbity i suchawy. Pomimo nie najgorszego składu, nic wykwintnego i ponadprzeciętnego się tutaj nie zadziało. To nie był czekoladowy kop, choć pozornie tak wiele w tym produkcie kakao.
Nawet porzeczkowość górnej warstwy nadzienia nie była w pełni oczywista. Choć łącznie mamy w produkcie 8% wyrobów z czarnych porzeczek, a jakimkolwiek innym owocem obecnym w składzie jest majaczący na jego końcu sok z cytryny - porzeczka była stonowana i przygaszona. Ot, zwykły sklepowy dżem, bez polotu.
Edelbitter Mousse Schwarze Johannisbeere na szlaku spisała się nie najgorzej, choć jedzony poprzedniego dnia świąteczny Lindt był zdecydowanie smaczniejszy. Nie chciałabym wracać do tej czekolady i nie jestem pełna entuzjazmu aby ją komuś polecać. Zjeść i zapomnieć - zero górnolotnych wrażeń. No, może prócz panoramy Sudetów, która towarzyszyła degustacji.
Po zejściu do Radomierza udaliśmy się na szlak prowadzący przez Góry Ołowiane, będące już częścią Rudaw Janowickich. Dalej, przez miejscowości Płonina i Mysłów, zatoczyliśmy pętlę w stronę Wojcieszowa. Mijaliśmy piękny zamek Niesytno, który o dziwo (i na szczęście!) jest właśnie w trakcie remontu. Znaleźliśmy również starą zrujnowaną kaplicę wraz z cmentarzem z początku XX wieku. Do Wojcieszowa wracaliśmy przez rezerwat Góra Miłek. Niestety nie było czasu na jego dokładniejszą eksplorację chociażby za pomocą niedawno otwartej ścieżki dydaktycznej (choć o stary kamieniołom zahaczyliśmy), bowiem zapadał już zmrok...
Skład: miazga kakaowa, cukier, syrop glukozowy, czarne porzeczki 6%, tłuszcz kakaowy, tłuszcz mleczny, sok z czarnych porzeczek 2%, cukier inwertowany, koncentrat soku cytrynowego, naturalne aromaty, lecytyna sojowa, wanilia.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 150 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 516 kcal.
BTW: 6,4/33/44
A pomyśleć,że zawsze chciałam być w jej posiadaniu :P Teraz emocje opadły.Byłam do niej pozytywnie nastawiona,po dobrych wspomnieniach po konsumpcji pomarańczowej, truskawkowej,z chilli itp.,jednak po Twojej recenzji doszłam do wniosku,że mogę ją skreślić z listy "must have".
OdpowiedzUsuńWczoraj za to otworzyłam Lindta z kardamonem,cynamonem i migdałami i.. pozytywnie się zdziwiłam.Pyszna mleczna czeko, tłusto się rozpuszczająca cały chrupiący migdał.Przyprawy były wyczuwalne lecz nie przytłaczające.Jednak cytamon chyba miał przewagę.Krem orzechowy integrował się kolorem z czekoladą i równie tłustawo się rozpuszczał ale to była przyjemna tłustość, która idealnie pasowała do tej tabliczki ;)
Na tym wyjeździe jadłam cztery Lindty i dziś opisywany jest zdecydowanie najmniej godny uwagi (choć jako jedyny jest ciemny...)
UsuńBardzo smakowała mi ta czekolada, a jadłam w Mikołajki 2014 :D. Choć muszę przyznać, że jeszcze lepiej wspominam tabliczkę dużą, bez migdałów.
Widoki sliczne, musze czesciej jezdzic w gory :) A czekolada bylaby napewno dobra, jakby ja dopracowali, bo polaczenie wydaje sie wprost idealne,przynajmniej dla mnie :)
OdpowiedzUsuńUważaj, żebyś nie wpadła w górskie uzależnienie tak jak ja!
UsuńZ perspektywy czasu wydaje mi się, że dopracowanie przydałoby się całej tej serii...
Cudo! A teraz o czekoladzie... :>
OdpowiedzUsuńJeszcze nie opublikowałam, ale mam już napisane dwie recenzje czekolad z tej serii i... tak, mus zdecydowanie nie jest mus'em. I właściwie nie wiem... niby nie mam im tak dużo do zarzucenia, ale jednak mogło być lepiej. Tę z chęcią bym spróbowała i tak, mimo wszystko.
Zazdroszczę takiej ilości na w przód gotowych wpisów... Chyba opisujesz wszystko na bieżąco, zaraz po degustacji?
UsuńSerca brakowało w tej czekoladzie, jakiejś kropki nad i. Za dużo bylejakości.
Ja oczywiście wolałabym mleczną, ale takie pianki w czekoladach to mój ulubiony rodzaj dodatku więc z chęcią bym jej spróbowała. Czekolada z porzeczkami wydaje mi się idealnym połączeniem szczerze mówiąc, znacznie nawet lepszym niż cześciej stosowana do tego zestawu śliwka czy wiśnia. Najbardziej żałuję, że ten mus okazał się w konsystencji zupełnie nie taki jakiego oczekiwałam. Nie życzyłabym sobie wypływającego nadzienia, ale też nie za bardzo widzi mi się suche i mało ,,piankowe". Szkoda, chociaż spróbować i tak bym spróbowała chętnie właśnie ze względu na wariant zastosowanych owoców. :-)
OdpowiedzUsuńTu niestety o żadnej piance nie ma mowy. Do musu temu nadzieniu daleko.
UsuńWydaje mi się, że po zotterowskiej Blackcurrants In & Out już żadna inna porzeczkowa czekolada nie będzie dla mnie dobra :D
Przy zdaniu o musie musiałam pokiwać głową. Coś im sie te warstwy nie udają, bo to zwykły krem. Sama czekolada? Nie wiem, wygląda wprawdzie ładnie, ale opis nie zachęca. Szczególnie, ze pewnie i cena jest niezła.
OdpowiedzUsuńZa to same góry są bardziej zachęcające.
Cena w niemieckiej Edece najgorsza nie była, ale w Polszy pewnie by zaszaleli.
UsuńCzekolada była strasznie płaska. Sama w sobie. Mus kiepski, więc już w ogóle słabo.
Jakoś nie jestem fanką ten serii ich czekolad . W szafce mam jeszcze ze 3szt od koleżanki ,tej nie kupię.
OdpowiedzUsuńA których już próbowałaś, że nie polubiłaś?
UsuńLawendową,chilli i jakieś jeszcze inne już nie pamiętam:),ale pod wpływem twoje recenzji otworzyłam pomarańczową dziś o 6 rano i mi smakowała tak,że zjadłam 3 kosteczki:)
Usuń3 kosteczki to dużo? :D
UsuńTą z chili mimo wszystko muszę kiedyś wypróbować!
Jak na wczesny poranek bo była 6 rano to dużo,ale szczerze to tyle jem na raz czekolady:) . Ach jeszcze jadłam żurawinę i też mi nie smakowała:( . Raz jadłam wyborną czekoladę Lindt była w jasnym opakowaniu miała trzy warstwy chyba coś z kawą było. Później jeszcze prosiłam siostrę by mi kupiła,ale już nie było:( . Teraz czeka na mnie marcepanowa z Lubeck :). Już nie mogę się doczekać co mi na urodziny wyśle:)
UsuńW sumie gdybym codziennie jadała czekoladę to pewnie moje porcje wyglądałyby podobnie. Zresztą, trzy kostki trzem kostkom nierówne :D.
UsuńO jakiego kawowego Lindta chodzi? Przybliżysz?
A urodziny kiedy? :D
No widzisz nie pamiętam jak ona się nazywała :( wiem,ze Lindt w takim smukłym kartoniku. Urodziny mam 7.02 to już tuż tuż :)
UsuńA nie chodzi czasem o serię Schichtnougat? http://theobrominum-overdose.blogspot.com/2012/08/lindt-schichtnougat-dunkel-nugat-z.html Swego czasu bardzo mi smakowała. Kawy tam nie ma, ale są trzy warstwy.
Usuń7.02. to dla mnie w tym roku będzie również ważna data :).
Masz racje to ta seria:) . A czemu będzie ważna akurat ta data? . Wczoraj jadłam bardzo smaczną czekoladę niederegger lübeck z nutą korzenną serio wspaniała,jak zjadziesz to kup:)
UsuńTa lindtowska seria była super!!!
Usuń7.02. wyjeżdżam na urlop, spełnić kolejne marzenie :).
Niederegger o której piszesz była z korzennym marcepanem czy nugatem?
Pyszna mleczna czekolada z nadzieniem marcepanowym o delikatnym smaku korzennym:)
UsuńChcę ją koniecznie! :D
UsuńTo zapraszam do firmowego sklepu w Lubeck:) lub do edeka tam też są ich słodycze:)
UsuńW Edece widuję, kiedyś kupiłam nugatową. Zawsze odkładam zakupy większej ilości ich produktów na później. Gdybym jednak zauważyła tą korzenną - nie wahałabym się!
UsuńHahaha na krótką chwilę zbaraniałam, bo jak widzę Baraniec, myślę: Tatry xD Tyle śmiechu w jednym zdaniu :D
OdpowiedzUsuńZa to tym porzeczkowym Lindtem jestem zawiedziona, ich nadziewańce już od jakiegoś czasu mnie nie kuszą, ale ta była nielicznym wyjątkiem :/ Czy masz w swojej kolekcji tę nową Creation Amarettini?
Jest wiele szczytów o tych samych nazwach, że wspomnę tylko Łysą Górę.
UsuńCreation Amarettini już za parę dni na blogu :D. Zdradzę, że o wiele bardziej godna uwagi!
Uwielbiamy dżem z czarnych porzeczek i widmo jedzenia ciemnej czekolady z takim nadzieniem jest piękne :) Jednak szkoda, że tabliczka nie podołała :/ Same nie kupiłybyśmy ale spróbowałybyśmy z chęcią :)
OdpowiedzUsuńNajlepsza by była dla Was ciemna Zotter Handscooped z takim nadzieniem jak w Blackcurrants In & Out! :)
UsuńPrawda jest taka, że jakby gdzieś w okolicy mogłybyśmy dostać Zottery to częściej byśmy po nie sięgały. A tak, to jest strasznie trudno przeznaczyć większą gotówkę aby zrobić zamówienie od razu kilku tabliczek :/
UsuńDoskonale rozumiem Waszą sytuację... A często bywacie w domu rodzinnym? Bo pod Krzywiń to jeszcze bym była w stanie Wam coś podwieźć od czasu do czasu ;). Mogłybyście się podczepić pod moje zamówienia.
UsuńNo i kiedy reszta Zotterów na blogu? ;)
Byłoby super jednak do domu jeździmy tylko raz na miesiąc i to tylko na weekend :/ Pewnie strasznie trudno byłoby nam się zgrać. Ale jak będziesz robiła jakieś zamówienie to daj znać może akurat jakoś uda nam się dogadać :)
UsuńTeraz w niedzielę będzie Mitzi Blue z nasionami konopi :) Bo za mało przepisów na zapas mamy :)
Dam znać! Najbliższe pewnie pod koniec lutego / początek marca.
UsuńSuper, nareszcie Zottery u Was! I to jeszcze konopna, nie mogę się doczekać tej recenzji :)
Muszę się zgodzić w 1000% że mus w tych czekoladach musem nie jest, a czymś na wzór a'la musu, który się nie udał :P Ja jadłam wersje ultra czekoladową i byłam nią zachwycona, ale wiadomo, Ty masz dużo większe doświadczenie i nie takie plebskie podniebienie jak ja ;)
OdpowiedzUsuńOj przestań! Ja tej ultraczekoladowej nie jadłam, ale istnieje duże prawdopodobieństwo, że by mi posmakowała. Wszak Chocolate Cake pokochałam!
UsuńWreszcie Lindt, którego Ci nie zazdroszczę. Te tabliczki z musami wychodzą badziewne i twarde. Szkoda ryzykować i płacić dychy, żeby sprawdzić, czy akurat ta będzie lepsza.
OdpowiedzUsuńUwielbiam zapuścić się w las i znaleźć stary cmentarz. Kiedyś natknęłam się na taki z zawalonymi grobami. Chodziłam i oglądałam jak obłąkana ;)
Lata wstecz zupełnie inaczej pamiętam te tabliczki... Doświadczenia mocno kształtują gust.
UsuńNa tym cmentarzu znaleźliśmy też rozkopany grób z rozgrzebaną trumną :P
O, rozgrzebanej trumny jeszcze nigdy nie widziałam. Zazdroszczę. Było coś w środku?
UsuńNic.
Usuńaaaaaaach narobiłaś ochoty zdjęciami, aż przeczytałam, że w sumie to nie warto, a w dodatku nie dostępna w Polsce..
OdpowiedzUsuńPS odpowiadając na Twój komentarz to ponoć jest to zmielone ziarno kakaowca (z Ghany), w smaku wypada naprawdę przyzwoicie.
Za to Góry Kaczawskie zdecydowanie warte uwagi!!!
UsuńW takim razie jestem bardzo pozytywnie zaskoczona tym kakaowym napojem!
to prawda, góry bardzo :) sama kiedyś dużo po górach chodziłam, za to nie tak intensywnie jak Ty. :) ja mam na swojej tylko kilka szczytów (nie, Śnieżki nie liczę) a Tobie wypraw baaardzo zazdroszczę i podziwiam! :)
UsuńA dlaczego teraz nie? I dlaczego nie liczysz Śnieżki? ;) Nie ma czego zazdrościć, trzeba działać!
Usuńna oczy nie widziałam tej tabliczki... poza tym nigdy nie jadłam jakiejkolwiek porzeczkowej... musiała być dosyć ciekawa... jeszcze przy takich widokach! Napisałabym, że jesteś uzależniona od gór, ale szczerze odnoszę wrażenie na odwrót... one są od Ciebie :D
OdpowiedzUsuńJadłam ciekawsze porzeczkowe tabliczki, jak się domyślasz - zotterowskie ;). Lindt ma tu wiele do nadrobienia... Ale widoki rzeczywiście rekompensowały wszystkie niedociągnięcia.
UsuńMoże coś jest z tym uzależnieniem. To Góry mnie wołają do siebie. Ah, na samą myśl bierze mnie tak ogromna tęsknota... No, jeszcze trochę i kolejny wyjazd!
zazdroszczę Ci tej smykałki. Ja jedynie tęsknie za rodziną i domem :<
UsuńZotter to marzenie i ideał czekolady ( przynajmniej w mojej wyobraźni) <3
Ja mam wieczny niedosyt gór. Mogłabym wracać z podróży na parę dni do domu i dalej wyjeżdżać...
UsuńCzy ideał... Nie wiem :D.
a ja wiem, że zesrałabym się ze szczęścia :D
UsuńA posprzątałabyś po sobie? :D
Usuńdla Ciebie? W sumie tak :D Durno by mi było ;)
Usuń