Zbliżając się do oznakowanego wierzchołka Pena Caballera 2188 m n.p.m. nie mogliśmy dać wiary własnym oczom. Cóż to za nieruchoma postać ukrywa się za słupem pomiaru wysokości? Czyżby ktoś umieścił tu posąg górskiej kozicy? Nie... To był prawdziwy górski kozioł, jeden z tych, które tak wiernie towarzyszyły nam podczas całej wyprawy. Dumny, spokojnym krokiem oddalił się dopiero wtedy, gdy dotarliśmy już praktycznie na sam wierzchołek. W cieniu skał urządziliśmy sobie małą przerwę. Dawkowaliśmy wodę, która powoli się nam kończyła. Choć wytraciliśmy już sporo wysokości, nadal nie było widać żadnego strumienia. Wręcz przeciwnie. Skwar narastał, a roślinność zdawała się być coraz to bardziej wysuszona.
W końcu, po kilku dniach wędrowania bezdrożami, dotarliśmy do szlaku GR prowadzącego w stronę opuszczonego schroniska Casa Tello. Maszerując w dół zapętloną szeroką ścieżką odnaleźliśmy źródełko - chłodna, świeża woda była dla nas prawdziwą ulgą. Gdy doszliśmy do samego Casa Tello (którego lata świetności już dawno minęły), również skorzystaliśmy z dobrodziejstwa wody płynącej prosto z gór. Postanowiliśmy odpocząć w cieniu rosnących wokół schroniska drzew i posilić się czekoladą.
Gdy w lutym podczas powrotu z Meksyku kupowałam dwie tabliczki hiszpańskiej marki Chocolate Organiko na lotnisku w Madrycie za nic nie spodziewałam się, iż jedna z nich wróci ze mną do Hiszpanii. Opis mlecznej czekolady z pomarańczą i kardamonem wypuszczonej spod skrzydeł tej marki znajdziecie tu. Przypomnę, że wszystkie czekolady Chocolate Organiko tworzone są w niewielkiej madryckiej manufakturze, wyłącznie z organicznego kakao pochodzącego z Dominikany. W tabliczce jedzonej przy Casa Tello dominikańskie kakao miało szansę dać popis - było go tu 70%. Dodatek kryształków soli morskiej z Ibizy okazał się oczywisty na pierwszy rzut oka, bowiem białe iskierki mieniły się na ciemnobrązowym tle niczym księżycowy pył.
Gdy w lutym podczas powrotu z Meksyku kupowałam dwie tabliczki hiszpańskiej marki Chocolate Organiko na lotnisku w Madrycie za nic nie spodziewałam się, iż jedna z nich wróci ze mną do Hiszpanii. Opis mlecznej czekolady z pomarańczą i kardamonem wypuszczonej spod skrzydeł tej marki znajdziecie tu. Przypomnę, że wszystkie czekolady Chocolate Organiko tworzone są w niewielkiej madryckiej manufakturze, wyłącznie z organicznego kakao pochodzącego z Dominikany. W tabliczce jedzonej przy Casa Tello dominikańskie kakao miało szansę dać popis - było go tu 70%. Dodatek kryształków soli morskiej z Ibizy okazał się oczywisty na pierwszy rzut oka, bowiem białe iskierki mieniły się na ciemnobrązowym tle niczym księżycowy pył.
Choć dominikańskie kakao już nie raz mnie zaskoczyło, ba, nawet w mlecznej Chocolate Organiko potrafiło mnie zaciekawić - dziś opisywana czekolada już w samym aromacie wydała mi się nijaka. Pachniała... po prostu czekoladowo, dość ciężko, nieco kwiatowo i kawowo. Rozpuszczała się w ustach gładko, ale bez fajerwerków i wyjątkowo subtelnych doznań. Kojarzyła się z mocno skondensowanym czekoladowym syropem używanym w niezbyt wyrafinowanych kawiarniach. Nuty kwiatów czy kawy próbowały się tu przebijać, tworząc pewne goryczkowo-perfumowe tło, ale nie były one na tyle silne, by przebrnąć w pełni przez czekoladową pospolitość. Naprawdę, czekolada sama w sobie niczym mnie nie ujęła. Była na tyle zwyczajna, że jej degustacja w upale nie przynosiła niemal żadnej radości - a bardziej dynamiczna czekolada na pewno by jej przysporzyła.
Jedynym ciekawym elementem była sól, choć wbrew pozorom wcale nie było jej wiele. Spodziewałam się większych kryształków, które eksplodowały by w buzi bogactwem minerałów. Słonawy posmak przynosił ukojenie w upale, ale w żaden istotny sposób nie wpływał na podniesienie walorów czekolady. Sól potrafi doskonale zgrać się z dobrą czekoladą, ale tutaj oba elementy żyły zupełnie osobno, bez wzajemnego zrozumienia się. Mimo wszystko jestem ciekawa, jak odebrałabym inne ciemne czekolady od Chocolate Organiko. Podczas wrześniowego pobytu w Hiszpanii nie zakupiłam jednak żadnych tutejszych czekolad, ale może jeszcze kiedyś będę mieć okazję, by oddać się głębszej eksploracji w tej dziedzinie.
Jedynym ciekawym elementem była sól, choć wbrew pozorom wcale nie było jej wiele. Spodziewałam się większych kryształków, które eksplodowały by w buzi bogactwem minerałów. Słonawy posmak przynosił ukojenie w upale, ale w żaden istotny sposób nie wpływał na podniesienie walorów czekolady. Sól potrafi doskonale zgrać się z dobrą czekoladą, ale tutaj oba elementy żyły zupełnie osobno, bez wzajemnego zrozumienia się. Mimo wszystko jestem ciekawa, jak odebrałabym inne ciemne czekolady od Chocolate Organiko. Podczas wrześniowego pobytu w Hiszpanii nie zakupiłam jednak żadnych tutejszych czekolad, ale może jeszcze kiedyś będę mieć okazję, by oddać się głębszej eksploracji w tej dziedzinie.
Po degustacji zeszliśmy poniżej Casa Tello, gdzie czekał nas niesamowity widok. Kaskady wodospadów spadały pośród bujnej roślinności, tak odmiennej od tej widzianej jeszcze chwilę temu w nieco wyższych partiach gór. Jakże żałowaliśmy, że pod schroniskiem dokładnie wysmarowaliśmy się kremem z filtrem UV - to miejsce idealnie nadawało się do błogiej kąpieli! Powstrzymaliśmy się przed wskoczeniem do chłodnej wody, poprzestaliśmy jedynie na napiciu się. Ruszyliśmy dalej. A poniżej wody było jak na lekarstwo...
Nasza droga spod wodospadów aż do miasteczka Lanjaron była prawdziwą męczarnią. Choć mijaliśmy urokliwe gospodarstwa (w większości opuszczone), choć zmieniające się krajobrazy urzekały nas swoim pięknem - upał był nie do zniesienia, a nasze stopy miały już dość! Wręcz piekły się w wysokich górskich butach po około 2000 metrach nieustannego schodzenia w dół. Ta wędrówka okupiona została bolesnymi pęcherzami. Gdy już w końcu zeszliśmy do malowniczego Lanjaron, wprost nie mogliśmy opić się wody z wodopoju.
Choć na pewno można by było spędzić miło czas w ślicznym i leniwym Lanjaron, my po odnalezieniu przystanku autobusowego poczekaliśmy na nim na najbliższy transport do Granady. Tym samym, nasz trawers gór Sierra Nevada został zakończony! Nasze powykrzywiane i zepsute kijki trekkingowe skończyły swoją misję. Do klimatyzowanego autobusu wsiedliśmy już bez nich...
Skład: ziarna kakao, tłuszcz kakaowy, cukier trzcinowy, kwiat soli morskiej 0,2%.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 497,1 kcal.
BTW: 10/37,9/28,1
Soli ogólnie w domu... nie mam. Nie używam to po co ma stać. Dlatego też nieprzyzwyczajona do jej smaku wyczuwam ją bardziej niż przeciętny śmiertelnik. Zwłaszcza chyba przeciętny Polak bo nasz kraj słynie z tego, że jak ziemniaki gotować to dajemy pół kilo soli. Dlatego też może tak bardzo lubię sól w słodyczach, bo dla mnie to nie tylko samo połączenie jest nietypowe (słodki-słony) ale też składnik sam w sobie. Dlatego też z przyjemnością bym spróbowała zwłaszcza, że zawartość kakao nie powoduje u mnie pojawienia się dreszczy na ciele. :D
OdpowiedzUsuńJakie to miasteczko piękne! Niezwykle urokliwe miejsce, wow.
Też raczej nie używam soli, ale w czekoladzie to co innego :)
UsuńSzkoda, że nie spędziliśmy w Lanjaron więcej czasu, ale cóż, nie można mieć wszystkiego.
Może ta czekolada była z forastero? Na Dominikanie są różne rodzaje kakao. Swoją drogą zazdroszcze Hiszpanom, że mają tyle manufaktur robiących dobrą czekolady, u nas są tylko trzy, z czego jedna słabo dostępna.
OdpowiedzUsuńPodróż świetna, takie odludne góry to marzenie, ale wolałbym bardziej umiarkowane temperatury :)
Być może. Jednak po mlecznej z Chocolate Organiko spodziewałam się czegoś lepszego.
UsuńWyżej były zdecydowanie bardziej umiarkowane :)
Wszelkie tabliczki z solą nadal nie są dla nas :-)
OdpowiedzUsuńaż same chętnie byśmy się skusiły wykąpać w takiej wodzie ^_^
O nie, myślę, że na niektóre byście się skusiły :>
UsuńTutaj sól nie pokazała,jak potrafi "zaświrować" z czekoladą..Szkoda.:>
OdpowiedzUsuńNa szczęście są inne tabliczki, smaczniejsze :)
UsuńCiekawa czekolada:) . Ja teraz jem GEPA z solą czuć mocno sól,ale czekolada jest za słodka do tej soli jak dla mnie.
OdpowiedzUsuńDo soli nie wszystko pasuje, czekolada musi być idealnie z nią zbalansowana.
Usuń