Bonnat 100% była jedną z czekolad najdłużej czekających na swoją kolej w Magicznej Szufladzie. Zapewne stało się tak dlatego, iż po degustacji stówki od Les Chocolats de Pauline mój Ukochany nie wykazywał zbyt dużej chęci na wkraczanie w mroczny świat kolejnej 100% czekolady. Stówę od Bonnata kupiłam osobiście od Piotra z Sekretów Czekolady w lutym tego roku i już mi było głupio, że niemal cała zawartość Magicznej Szuflady (prócz na spokojnie dawkowanych sobie Domori) jest o wiele świeższa. W końcu, spędzając jeden z weekendów na wyjeździe służbowym, poleciłam Mężowi otwarcie czekolady, zrobienie zdjęć i samodzielną degustację - tyle, ile będzie w stanie zjeść. Ja do swojej połówki miałam podejść później, stopniowo dawkując sobie kolejne kostki. Jakież było moje zaskoczenie, gdy mój Mężczyzna zrelacjonował mi, iż wciągnął połowę stugramowej tabliczki!
W sieci można odnaleźć dość skrajne opinie na temat tej czekolady (1, 2, 3, 4), wytworzonej z blendu ziaren używanych w manufakturze Bonnat (producent nie wyszczególnia ich konkretnego rodzaju i pochodzenia - jeśli ktoś ma jakieś informacje proszę mnie uświadomić). Nasza tabliczka okazała się być czarna niczym węgiel i smoła, sprawiająca po przełamaniu (z głośnym i mocnym trzaskiem) wrażenie suchości, mająca wewnątrz nieco czerwonawych przebłysków. Mój Mąż przyrównał jej przekrój do suszonej wołowiny - bardzo lubi te mięsne porównania. Czekoladę pokrywał cieniutki biały nalot.
W sieci można odnaleźć dość skrajne opinie na temat tej czekolady (1, 2, 3, 4), wytworzonej z blendu ziaren używanych w manufakturze Bonnat (producent nie wyszczególnia ich konkretnego rodzaju i pochodzenia - jeśli ktoś ma jakieś informacje proszę mnie uświadomić). Nasza tabliczka okazała się być czarna niczym węgiel i smoła, sprawiająca po przełamaniu (z głośnym i mocnym trzaskiem) wrażenie suchości, mająca wewnątrz nieco czerwonawych przebłysków. Mój Mąż przyrównał jej przekrój do suszonej wołowiny - bardzo lubi te mięsne porównania. Czekoladę pokrywał cieniutki biały nalot.
Po powrocie z wyjazdu służbowego najpierw sama w kilku podejściach rozpracowałam swoją połowę tabliczki, a dopiero później zapoznałam się z notatkami Męża. W międzyczasie poczęstowałam również z dwie osoby z pracy małymi kawałkami tej czekolady - wszyscy byli zaskoczeni, bowiem po spróbowaniu tak ekstremalnej czekolady spodziewali się wrażenia, jak przy jedzeniu odtłuszczonego kakao w proszku - a tak oczywiście nie było.
Według mnie, czekolada pachniała bardzo apetycznie. W aromacie mieszała się owocowa słodycz i mleczna tłustość. Pomyślałam o soczystych mandarynkach, ananasie w syropie oraz galaretce truskawkowej. Mój Mąż uznał jej woń za lekką i delikatną niczym obłoczek, z nutami kwiatów i miodu. Przyrównał aromat do powiewu rześkiego powietrza.
Według mnie, czekolada pachniała bardzo apetycznie. W aromacie mieszała się owocowa słodycz i mleczna tłustość. Pomyślałam o soczystych mandarynkach, ananasie w syropie oraz galaretce truskawkowej. Mój Mąż uznał jej woń za lekką i delikatną niczym obłoczek, z nutami kwiatów i miodu. Przyrównał aromat do powiewu rześkiego powietrza.
Konsystencja to po prostu czekoladowy muł, w charakterystyczny sposób drobno proszkowy, nieco pylisty, ale przy tym gęsty, kleisty i przewrotnie wilgotny. Okazuje się być znacznie tłusta (z oleistym zacięciem), co jest typowe dla Bonnat, a przy stówce czyni ją bardziej przystępną. Mój Ukochany przyrównał sposób jej dzielenia na części do rozbijania szkła.
Pod osłoną umiarkowanej jak na 100% goryczy, takiej herbaciano-lukrecjowej, kryje się ziołowa, wyraźna kwaśność. Wraz z Mężem uznaliśmy jednak ów kwas za o wiele mniej naprzykrzający się niż przy wielu setkach. Pomimo specyficznej, niezbyt jednolitej w pierwszym wrażeniu struktury, podczas rozpuszczania się w ustach czekolada okazuje się być bardzo gładka. Dzięki temu, z łatwością wypływają z niej owocowe nuty - niczym w naturalnym syropie z dość kwaśnych owoców. Ja ze szczególną uwagą skupiłam się na malinach, które wraz z herbacianą i przyprawową otoczką sprawiały wrażenie zanurzonych w alkoholu. Tak oto Bonnat zafundował nam iluzję degustacji smacznej malinówki.
Pod osłoną umiarkowanej jak na 100% goryczy, takiej herbaciano-lukrecjowej, kryje się ziołowa, wyraźna kwaśność. Wraz z Mężem uznaliśmy jednak ów kwas za o wiele mniej naprzykrzający się niż przy wielu setkach. Pomimo specyficznej, niezbyt jednolitej w pierwszym wrażeniu struktury, podczas rozpuszczania się w ustach czekolada okazuje się być bardzo gładka. Dzięki temu, z łatwością wypływają z niej owocowe nuty - niczym w naturalnym syropie z dość kwaśnych owoców. Ja ze szczególną uwagą skupiłam się na malinach, które wraz z herbacianą i przyprawową otoczką sprawiały wrażenie zanurzonych w alkoholu. Tak oto Bonnat zafundował nam iluzję degustacji smacznej malinówki.
Nieustannie dominuje kwaśność z przebłyskami paloności. Myślimy o syropie chlebowym i o ciamkaniu przypalonej skórki od chleba na naturalnym zakwasie. Gdzieś w tle pojawia się brzoskwinia, nie do końca dojrzała. Intensywny, pełny smak czekolady pozostaje w ustach na długo.
Mój genialny Mąż w swoich notatkach porównał Bonnat 100% do przelotnie poznanej kobiety, która gdzieś w ukryciu uprawia pierwszy raz z danym mężczyzną seks oralny, w ogóle się nie rozbierając. Choć jest piekielnie gorąca, nie ukazuje wszystkiego - i nie wiadomo, czy kiedykolwiek pokaże. Czekolada po prostu nie idzie na całość jak inne setki (chociażby przywoływana wcześniej Les Chocolats de Pauline), przez co... zapada w pamięć, a jej degustacja ma w sobie coś z tajemniczej intymności.
Mój genialny Mąż w swoich notatkach porównał Bonnat 100% do przelotnie poznanej kobiety, która gdzieś w ukryciu uprawia pierwszy raz z danym mężczyzną seks oralny, w ogóle się nie rozbierając. Choć jest piekielnie gorąca, nie ukazuje wszystkiego - i nie wiadomo, czy kiedykolwiek pokaże. Czekolada po prostu nie idzie na całość jak inne setki (chociażby przywoływana wcześniej Les Chocolats de Pauline), przez co... zapada w pamięć, a jej degustacja ma w sobie coś z tajemniczej intymności.
Skład: ziarna kakao, tłuszcz kakaowy.
Masa kakaowa: 100%.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 607 kcal.
BTW: 14,7/51,5/29,5
Podobają mi się ziołowe i herbaciane nuty, a i bardzo zaciekawiło mnie porównanie przy łamaniu do szkła, ale konsystencja Bonnata mnie przeraża. Ciekawe, ile w niej tłuszczu, a ile miazgi. Nie wiem, czy bym ją chciała. Może kiedyś...
OdpowiedzUsuńTa tłustość Bonnatów też mi nie pasuje, ale tej bym spróbował z ciekawości, jakoś ciągnie mnie to setek :)
UsuńMnie też, ale myśl, że setka mogłaby okazać się za tłusta jakoś mi tak...
UsuńA mnie właśnie specyfika Bonnatów urzeka.
UsuńPodoba mi się porównanie męża, patrząc na nią muszę powiedzieć że coś w tym jest, bo wydaje mi się taka... tajemnicza. Ma potencjał, którego nie widać na pierwszy rzut oka albo którego... właśnie nie chce pokazać. Mnie zachwyca opakowanie - przypomina mi ten bilet czy co to tam było z filmu Charlie i Fabryka czekolady gwarantujący podróż do krainy pana Wonki. :D
OdpowiedzUsuńByła bardzo tajemnicza. Jedna z ciekawszych setek.
UsuńCiągnie mnie do tych Bonnatów.Są takie inne i nietypowe.
OdpowiedzUsuńMam do nich duży sentyment.
UsuńCzy ja wiem,czy mnie przekonuje do siebie
OdpowiedzUsuńTeż musiałabyś po prostu spróbować :)
Usuń