Przyszedł czas na dalsze odkrywanie czekoladowych pamiątek przywiezionych z niezapomnianej wyprawy do Meksyku. Po kontrowersyjnych dziełach Marii Tepoztlan, amarantusowej Vanuato Ka Kaw oraz zupełnie nieporywającej czystej ki'Xocolatl, zdecydowałam się sięgnąć po wyrób tej ostatniej marki, wzbogacony o ciekawe dodatki. Choć czysta ciemna czekolada od ki'Xocolatl nie niosła ze sobą górnolotnych wrażeń pomyślałam, że kakao Criollo z Półwyspu Jukatan odkryje przede mną swoją moc w połączeniu z pikantnymi przyprawami - tworząc tym samym idealnie meksykańską kompozycję. Miałam nadzieję na intensywniejsze wrażenia. Czy się nie zawiodłam?
Choć z tabliczką od ki'Xocolatl obcowałam już drugi raz, dopiero teraz zorientowałam się, że wzór podziału na kostki przypomina azteckie budowle. Owo skojarzenie sprawiło, że o wiele przychylniej spojrzałam na wygląd czekolady. Od wersji czystej tabliczka z przyprawami nie różniła się zupełnie zawartością kakao, toteż z wierzchu wyglądała zupełnie zwyczajnie. Gdy jednak obrócimy tabliczkę, od razu dostrzeżemy liczne przyprawowe drobinki. Zresztą, czekolada prócz charakterystycznej dla tej marki niezbyt bogatej woni posiada mocny przebłysk korzennego aromatu. Nawet przy najprostszym bukiecie zapachowym płynącym z samego kakao, korzenny szlif momentalnie pobudza wyobraźnię i zmysły.
Kładąc kostkę na języku czekolada otwiera się przed nami etapami, w bardzo charakterystyczny sposób. Najpierw gładko i z syropowanym zacięciem rozpuszcza się sama czekolada. Jest dokładnie taka, jaką zapamiętałam ją z wersji bez dodatków. Słodka i bagienkowo-śmietankowa, delikatna i niewyszukana (choć to Criollo), nieco bombonierkowa. Pojawiają się wyraźne akcenty ziemiste oraz kawowe. Im bardziej zbliżamy się do wnętrza kostki, tym coraz to mocniej odznaczają się nuty kwiatowe i przyprawowe. W końcu czekoladowa gładź całkowicie znika w gardle, a na języku pozostaje... zbita grudka o drobno piaskowej konsystencji.
Na grudkę przede wszystkim składają się małe kakaowe nibsy, o których obecności zupełnie zapomniałam przed rozpoczęciem degustacji. Ich odkrycie było więc dla mnie miłym zaskoczeniem, choć zaczęłam trochę żałować, iż nie zostawiłam tej czekolady na kolejny górski wypad z Weroniką (która tak bardzo pokochała kakaowe nibsy). Nibsy posiadały bardzo przyjemną konsystencję. Nie były tak przepalone jak w Zotter Dark Cuvee 70% with Small Nibs. Nie okazały się również tak soczyste jak w Valrhona Noir Guanaja Cocoa Nibs, Menakao Bold & Intense czy Surovital z nibsami i goji. Stanowiły coś wypośrodkowanego. Były maleńkie niczym w Zotterze, a a względem smaku balansowały pomiędzy soczystą słodyczą a wyrazistą palonością, znajdując sobie przytulne miejsce pomiędzy. Przyjemnie chrupały uwalniając swój słodko-gorzki dualizm.
Wśród drobnych nibsów odnajdziemy liczne, jeszcze drobniejsze elementy. Oto mnogość mielonych korzennych przypraw. Docierając do nich poczułam się, jakbym umieściła w buzi łyżeczkę świeżo zmielonego miksu takich przypraw. Okazały się one bardzo intensywne, lecz o dziwo - stojące wśród nich na pierwszym miejscu w składzie chili chipotle wcale mocno się nie odznaczało. Najwięcej do powiedzenia miały tutaj duszne cynamon, kardamon i gałka muszkatołowa. Tak, gałka muszkatołowa szczególnie intensywnie dała o sobie znać, co bardzo mi przypadło do gustu, bowiem rzadko mam do czynienia z tą przyprawą (szczególnie w czekoladach). Pieprz i chili stały gdzieś z boku, jako wierni strażnicy meksykańskiego charakteru tej tabliczki. Trochę szkoda, że nie zafundowały mi mocniejszego kopa, ale dzięki intensywności wyżej wymienionych trzech innych przypraw jestem w stanie to wybaczyć.
Po degustacji w ustach o dziwo pozostaje orzeźwiający, owocowy smak. Nie spodziewałam się wiele po tej czekoladzie, lecz muszę przyznać, że naprawdę mi smakowała. Rzeczywiście, nie była wyszukana i wykwintna, miała w sobie mnóstwo prostoty. Jednakże etapowe zmiany konsystencji i rozwijających się smaków w pewien sposób mnie urzekły, nie mówiąc już o samych korzennych przyprawach, tak bardzo przeze mnie uwielbianych. Choć od rzemieślniczej meksykańskiej czekolady można by było oczekiwać więcej, nie będę wobec niej nazbyt krytyczna.
Skład: masa kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, wanilia, nibsy kakaowe, przyprawy (chili chipotle, cynamon, kardamon, gałka muszkatołowa, pieprz).
Masa kakaowa min. 72%.
Masa netto: 80 g.
Szkoda,że chilli i pieprz się trochę zawieruszyły.Chociaż..Nie wiadomo czy by nie zakłóciły na minus tej całej kompozycji korzennych przypraw,które bardzo dawały o sobie znać.
OdpowiedzUsuńPrezentowana tabliczka jak najbardziej w moim guście,szkoda tylko,że niedostępna.
Za to wyczuwalność pozostałych przypraw była naprawdę intrygująca - pomimo tego, że sama czekolada szału nie robiła.
UsuńHmm, coś dla mnie, szkoda, że z tak daleka. Kardamon i cynamon skomponowany z Criollo, pyszota.
OdpowiedzUsuńJeden z wielu powodów, dla których warto odwiedzić Meksyk!
UsuńSkoro jest w niej sporo prostoty, ale jednocześnie funduje przyjemność z rozwijających się smaków i pojawiających się przypraw, to byłaby to tabliczka dla mnie :D Szczególnie jeśli jest to uładzone, jak mówisz, Criollo, bo choć pamiętam je tylko z jednego Zottera to i tak kojarzę je z czymś mocnym i wytrawnym :P
OdpowiedzUsuńCriollo to kraina łagodności powinna być ;)
UsuńJedynie na kosteczkę byśmy się skusiły, oprócz cynamonu reszta przypraw do nas nie przemawia.
OdpowiedzUsuńSzkoda! Kochać cynamon, a kardamon i gałkę już nie?
UsuńJakie fajne przyprawy takie jak lubię:)ja sobie teraz z niemiec przywiozłam jedna z kardamonem:)
OdpowiedzUsuńZ chęcią bym spróbowała czekolady z samym kardamonem :)
UsuńWersja dość intrygująca. Nie jadłam nigdy tak przyprawionych czekolad.
OdpowiedzUsuń