Bez elementu dosładzającego trudno wielu osobom wyobrazić sobie czekoladę. Ba, dla gro osób jest to najważniejsza funkcja czekolady - zasładzanie. Istnieje niewielkie prawdopodobieństwo, że tacy ludzie będą zachwycać się tabliczkami 100% kakao. Choć może z drugiej strony to właśnie one pomogły by im odkryć, że w czekoladzie tak naprawdę najważniejsze jest kakao, a nie cukier. Że wspomnę tu tylko o boskiej Domori Il100% Criollo, przy której aż się wierzyć nie chciało, że nie ma tu ani odrobinki cukru, owoców czy mleka.
W innych przypadkach niż czekolady 100% kakao, cukier rzadko jest wypierany ze składu produktu. Wprawdzie Zotter stosuje zdrowszy i smaczniejszy surowy cukier trzcinowy, ale nadal w większości tabliczek odnajdziemy pospolity cukier buraczany. Będąca przedmiotem dzisiejszych rozważań Manufaktura Czekolady też zresztą taki stosuje w większości swojej oferty. Jako alternatywa dla cukru raz na jakiś czas spotykane są poliole. Znaleźć je możemy przede wszystkim w czekoladach charakteryzowanych jako dietetyczne, a samo takie nazewnictwo już mi się źle kojarzy. Maltitolem słodzona jest linia Lekka z Wawelu, zaś marki takie jak Torras czy Plamil chlubią się produkowaniem wszystkich swoich czekolad bez dodatku cukru. Torras stosuje stewię i erytrol (opis jednej z ich czekolad znajdziecie tutaj), natomiast Plamil ksylitol. Ksylitol stał się zamiennikiem cukru także w dziś opisywanej czekoladzie.
Nasza polska Manufaktura Czekolady sięgnęła po ksylitol jako jedyny dodatek do 80% ziarna kakao z Ekwadoru. Dzięki temu czekolada staje się naprawdę ciekawą propozycją - nie ma miejsca na inne zapychacze, jakie są często stosowane w innych bezcukrowych czekoladach o mniejszej zawartości kakao. Kto jak kto, ale ekipa Manufaktury akurat dobrze wie, że najważniejsze jest wysokiej jakości kakao. Manufakturowych wariacji na temat ekwadorskiego kakao próbowałam już w tabliczkach 60% (z mlekiem i wanilią) i 70% (z chili oraz ze słodem whisky) - spodziewałam się więc wspaniałego bogactwa okraszonego czymś zupełnie dla mnie nowym - ksylitolem. Przygotowując tą recenzję chciałam przybliżyć Wam ów słodzik, ale ubiegły mnie kochane Candy Pandas, publikując na swoim blogu obszerny wpis na temat ksylitolu, czyli cukru z kory brzozy. Po informacje o właściwościach tego słodzidła odsyłam więc do nich. Ciekawy jest fakt, że dziewczyny bardzo często używają go do wypieków.
Przejdźmy w końcu do głównej bohaterki tego wpisu. Klasycznego wyglądu tabliczka od Manufaktury - jak zwykle skromnie, pięknie i szczelnie opakowana - przy podziale na kostki zaskakuje nas. Znów pojawia się muzyka - czekolada gra tak samo jak manufakturowa 60-tka z mlekiem i wanilią oraz jak Morin Panama 70%. Jest to dźwięk upadających kostek domino, głuchy trzask. Dodatkowo, bardzo gładki i świetlisty zewnętrzny wygląd kostek sprawia, że czekolada wygląda niczym plastikowa ozdoba, a przy tym wydaje się być bardzo lekka.
W zapachu od razu uderza nas bukiet świeżo rwanych łąkowych kwiatów, który przechodzi w kwaśność dzikich owoców - by po chwili wydobyć z siebie również słodycz tych pełnych i dojrzałych. Słowem - aromat tej czekolady to skąpany w słońcu, nieco zapuszczony ogród. Dzikość i natura.
W smaku - pierwsze wrażenie przynosi zaprzeczenie gładkiego wyglądu. Atakuje nas szorstkość, wybitna ziemistość. Wszystko dzieje się bardzo szybko. Następnie uderza fala octowej kwaśności, prędko przechodząc w krótki i mocny finisz - wyraźnie ściągający, a przy tym zaskakująco kwiatowo-miętowo orzeźwiający.
Ta czekolada nie rozpływa się w ustach - jest niczym gruda wilgotnego piachu z doniczki wsadzona do buzi. Ewidentnie, wyczuwa się w niej jakby odrębne grudki ziemi. Ma sobie bardzo dużo kwaśności: octowej i pełnej niedojrzałych owoców. Paradoksalnie, po chwili kontemplowania tej czekolady - po skojarzeniu z ziemią pojawia się... drewniana deska. Deska tyle samo pachnąca jeszcze lasem i żywicą, co lakierem i farbą. Jest to w miarę spójne z zewnętrzym wyglądem tabliczki i oddaje fakt, że pomimo swej surowej ziemistości czekolada mimo wszystko jest... lekka. Tak, lekka. Wszystkimi zmysłami oprócz ziemi wyczuwam tu także drewno. Przy dłuższym obcowaniu z czekoladą pojawia się także posmak pleśni - niczym w nadpleśniałym razowym chlebie.
Struktura tej tabliczki jest wybitnie ciekawa i złożona. Im dłużej się ją je, tym staje się coraz to bardziej przystępna - bardziej kwiatowa niż kwaśna, odsłaniająca naturalne słodkie nuty, niezwykle odświeżająca. Rozcierając w ustach kostkę odkopujemy się ze zwałów gleby i drewna - odkrywamy, jak wiele orzeźwienia przynosi ze sobą. Jakże wyraźny staje się ów efekt chłodzenia - niemal taki, jakby czekolada dopiero co została wyjęta z lodówki! Kontrolę nad kwasem, ziemią, drewnem i pleśnią przejmują surowa słodycz i lekkie miętowe chłodzenie. Po lekturze opisu ksylitolu u Candy Pandas już wiem, że jest to zasługa tego słodzika.
Gdy zbierzemy do kupy całe bogactwo kakao z Ekwadoru, jakie w wysokiej ilości 80% zaserwowała nam Manufaktura Czekolady - podsumować je możemy jako ciężkie, przytłaczające, ordynarne. Jakie bowiem mogą być ziemia, drewno, pleśń i kwas połączone w jedno? Nawet kwiatowość i dzikie owoce nie będą w stanie odciążyć tej kompozycji. I tutaj z pomocą przyszedł ksylitol.
Nie wiem, jak ta czekolada smakowałaby z dodatkiem cukru buraczanego - śmiem przypuszczać, że była by o wiele trudniejsza w odbiorze. Tym czasem ksylitol przynosi zbawienne przełamanie - mięta, rześkość, miła słodycz. W żaden sposób nie zaburza to złożoności smaków ekwadorskiego kakao, a raczej jeszcze dodatkowo go wzbogaca, urozmaica. Endorfiny uderzają do głowy, w ustach szaloną galopadę urządza sobie nietypowy miks smaków - a wszystko to jest dla konsumenta jeszcze bardziej zdrowe właśnie przez zastosowanie ksylitolu.
Manufakturo Czekolady - stworzyłaś genialne, złożone dzieło, które fenomenalnie jadło mi się w upał. Ksylitol i wyraziste ekwadorskie kakao są tutaj parą tak kontrastową, że aż idealnie dobraną do siebie. Polecam wszystkim, którzy szukają w czekoladzie bogactwa, świeżości, a przy tym zdrowia (choć przecież takie kakao samo w sobie jest wybitnie zdrowe).
Skład: ziarno kakao z Ekwadoru 80%, ksylitol (cukier brzozowy).
Masa kakaowa min. 80%.
Masa netto: 50 g.
Bardzo ciekawa propozycja Manufaktury.Nie spodziewałabym się,że dodatek krystolu potrafi zdziałać takie "wariacje smakowe". Muszę ją dorwać!
OdpowiedzUsuńKsylitol pozytywnie namieszał! Polecam! Zdaj relację ze swojej degustacji jak ją dorwiesz :).
UsuńCiekawe połączenie, ale obawiam się, że dla mnie jest jeszcze za mocno kakaowo i bym nie wytrzymała naporu smaku. ;)
OdpowiedzUsuńPrzestań się w końcu obawiać :D
UsuńBrzmi przesmacznie (może nawet kupię na dniach).
OdpowiedzUsuńA wzmianka o Domori rozdarła moje serce. Już byłam bliska zakupu, ba - miałam zamówioną, ale jak poszłam w NY do sklepu po odbiór, był zamknięty i żadnej kartki, ani nic. (Musiałam gdzieś się wyżalić, to na komentarz popadło.)
I kupiłaś? :)
UsuńDomori wkrótce powinno być bardziej dostępne w Polsce, więc co się odwlecze, to nie uciecze :). Sama zacieram rączki na myśl o kolejnych Domori do degustacji...
Ciekawa czekolada.. Jednak wychodzę z założenia że chyba nie dorosłam do takich smaków :) Zdecydowanie siedzę jeszcze w mlecznej piaskownicy. Muszę się przez nią przekopać, by iść dalej :)
OdpowiedzUsuńSama lubię wracać do mlecznej piaskownicy, a niektóre mleczne tabliczki to prawdziwe dzieła sztuki. Wszystko przed Tobą :)
UsuńWstęp tak bardzo o mnie, że chyba zacznę zbierać procenty od wejścia na bloga :D Dla mnie bowiem czekolada ma być słodka, miękkawa, bagienkowa i najlepiej z kremem w środku. JEDNOCZEŚNIE wyczekuję na recenzję setki, o czym nie pierwszy raz piszę, jak i poluję na Lindta 99% (już miałam dostać na imieniny, ale mama nie mogła znaleźć; wyczaiłam, że jeszcze w PiP powinny być, bo w Almie brak). I tę też bym zjadła. Jeden wieczór ze słodką, jeden z siekierą, jeden ze słodką, kolejny... I taaak daaalej.
OdpowiedzUsuńLindta 99% jak wiesz nie próbowałam, ale mam co do niego duże obawy. Tak duży udział kakao w proszku w wysokoprocentowej czekoladzie niebiańskich doznań nie wróży...
UsuńNie ma czemu się dziwić. Ile to razy w odpowiedzi na "chcesz coś słodkiego" czy "mamo, kup coś słodkiego!" otrzymywaliśmy czekoladę, trudno zliczyć.
OdpowiedzUsuńNadal trudno znaleźć mi ekscytację w deserówkach i gorzkich, taką jaką daje mleczna i biała, ale nie płaczę z tego powodu. Może jestem zbyt dużym dzieckiem i nie dorosnę do tego. Zamiast homara będę nadal wcinał hot-doga ze stacji benzynowej ;)
Bardziej ciekawiło mnie to jak zareagujesz na substytut cukru. Po przeczytaniu recenzji, zastanawia mnie czy użycie białej śmierci nie byłoby zbrodnią dla tej czekolady. Nie wiem, serio... taka mieszanina smaków i tak wyrazistych? Mi Wedel lekki, lekko mówiąc ;), nie smakował. Z chęcią bym porównał kostkę z tamtym wspomnieniem. Tak w ramach ciekawostki. Zarówno pod względem rozróżnienia kakao, jak i słodziwa.
Wawel lekki ;). Sądzę, że różnica byłaby miażdżąca. W tej czekoladzie Manufaktury zwykły biały cukier mógł się po prostu nie sprawdzić - na pewno kakao byłoby bez ksylitolu o wiele bardziej brutalne, może wręcz nieznośne.
UsuńMimo, że ani octowa kwaskowatość, ani drewno, ani pleśń na razowym chlebie do nas nie przemawia to dodatek ksylitolu sprawia, że jakbyśmy miały ją w zasięgu ręki to kupiłybyśmy bez zastanowienia :) Może kiedyś to nastąpi (jak zimą znów będziemy miały ochotę na czekolady) :)
OdpowiedzUsuńStevia w słodyczach to dla nas koszmar ale erytrytol i ksylitol to pyszny zamiennik :)
To jedna z tych czekolad, które do Waszego bloga pasują jak ulał - tak więc czekam! :)
UsuńPewnie ja bym nie dała rady jeżeli chodzi o poziom kakao, jednak ten chleb razowy zdecydowanie podziałał na moje kubki smakowe... nawet nadpleśniały! :D
OdpowiedzUsuńPoziom kakao i jego wyrazistość została tak pięknie złagodzona przez ten magiczny ksylitol, że nie... no nie, po prostu trzeba tego spróbować!
UsuńTwoje porównania są naprawdę niesamowite!
OdpowiedzUsuńChciałabym ją spróbować...:D
Dziękuję :). Ta czekolada po prostu taka była.
UsuńDla chcącego nic trudnego :D
Uwielbiam czytać Twoje recenzje, mogłabym je porównać do śpiewania ulubionych piosenek - czyta przyjemność! Mam pytanie - czy piszesz książki/wiersze lub coś w tym stylu? Bo naprawdę Twoje teksty są zachwycające! :)
OdpowiedzUsuńTyle porównań do takiej prostej 80% czekolady, która smakiem skrywa tyle bogactw. Co tu dużo mówić, chętnie bym ją spróbowała!
Bardzo miło mi to czytać, dziękuję! Takie komentarze to dla mnie mega mobilizacja do pisania bloga :). A nie piszę nic prócz bloga ;).
UsuńZapraszam do spróbowania, warto poczuć takie bogactwo na własnym podniebieniu.
widzialam dzisiaj w sklepie mialam kupic ale zrezygnowalam.. teraz nie wiem czy dobrze czy zle :D smak pleśni mnie zaciekawali :P
OdpowiedzUsuńZdecydowanie zawracaj do sklepu :D
Usuńchyba nie dla mnie...
OdpowiedzUsuńNie dowiesz się póki nie spróbujesz :D
UsuńChociaż smak ziemi z doniczki i octowa kwaśność do mnie nie przemawiają, to sama czekolada wizualnie bardzo :)
OdpowiedzUsuńKsylitolu jako takiego nigdy nie jadłam, jednak uważam, że w czekoladzie najważniejsze jest kakao i tak jak napisałaś, substancja słodząca go jedynie wzbogaca :)
Mam nadzieję, że kiedyś ją wypróbujesz na swoim szlaku ciemnych czekolad. Miła i bardzo zdrowa ciekawostka.
UsuńKsylolit używam do słodzenia kawy jak mam czasem ochotę na słodką bo tak od 15lat nie słodzę kawy,herbaty . Ten posmak pleśni mnie jakoś zniechęcił do tej czekolady.
OdpowiedzUsuńNie dziwię się, że posmak pleśni wydaje się być kontrowersyjny. Jednak jeśli masz do czynienia co jakiś czas z ksylitolem, myślę, że tym bardziej warto wypróbować tą czekoladę. Mimo obaw. Ksylitol zrobił tu niezłą robotę.
Usuńnieeeeeeee zło! Jak czekolada może być tak zdrowa, to nie na moją psychikę xDD
OdpowiedzUsuńCzekolada powinna być zdrowa!
UsuńCzekolada z ksylitolem? Tego jeszcze nie jdłam :)
OdpowiedzUsuńDo wypróbowania! Ta jest wyjątkowo smaczna :)
Usuń