Stali czytelnicy mojego bloga
wiedzą, że jakiś czas temu jako cel obrałam sobie odnalezienie idealnej
czekolady z chili. Wprawdzie kilka niedawno próbowanych przeze mnie Zotter
Handscooped (na przykład: Ribisel Chili Rock, H2O Superfood czy Namaste India)
w swym bogactwie smaku uraczyły mnie między innymi wysokim poziomem pikantności
- jednak nie było to do końca to, czego naprawdę szukam. Dlaczego? Marzy mi się
tabliczka, która będzie idealnym odzwierciedleniem czekolady Azteków. Dla
Azteków czekolada była tworem boskim i narkotycznym, a ja właśnie coś takiego
pragnęłam poczuć. To miało być coś ekstremalnego. Tutaj możecie zobaczyć, jakieczekolady z chili było mi dane dotąd spróbować. Nie jest to bardzo bogata
kolekcja i dotąd nie było w niej ani jednego egzemplarza, który choćby dorastał
do pięt mojej wizji narkotycznej czekolady.
Idealna czekolada z chili to dla mnie przede wszystkim czekolada pełna (najchętniej bean-to-bar), o wysokiej zawartości kakao pierwszorzędnej jakości. Surowa i pierwotna w smaku oraz konsystencji, pełna dzikich nut w aromacie, orgazmicznie stymulująca kubki smakowe. Chili ma być w niej intensywne i bezkompromisowe, uderzające do głowy. Ta czekolada ma być czystym morzem endorfin! Inne przyprawy? Owszem, wanilią nie pogardzę. Resztę można pominąć. Niby to takie proste, ale jednak... Mam wrażenie, że intensywne przyprawy często stosuje się w słodyczach zachowawczo, bojąc się zbyt spektakularnego efektu. Tak stało się na przykład w Zotter Jazz & Blues, po której bardzo wiele oczekiwałam. Nie mówiąc już o Pichler Azteken (nazwa zobowiązuje!), która okazała się być bardzo łagodną czekoladką.
W mojej Magicznej Szufladzie pojawiło się ostatnio kilka czekolad z chili, które mają szansę pretendować do konkursu na idealną narkotyczną tabliczkę Basi. Pierwsza z nich pochodzi z naszego rodzimego podwórka - została stworzona przez ekipę Manufaktury Czekolady. Skład ma bardzo prosty: ziarna kakao z Ekwadoru składające się na 70% całości, cukier oraz chili Peri Peri. Jak wszystkie tabliczki z Manufaktury, jest to oczywiście wyrób bean-to-bar.
Na degustację tej tabliczki wybraliśmy sobie naprawdę ekstremalny dzień. Na dworze piekło +35 stopni Celsjusza, a nam zachciało się faszerować się chili. Szaleństwo! Cóż, to była w ogóle barrrdzo gorrrąca sobota, więc musiała nią być w każdym aspekcie - także w tym czekoladowym. Przebrnęliśmy przez degustację bez ofiar poparzenia i udaru, na szczęście.
Po wyjęciu 50-gramowego prostokąta z kartonika, a następnie wypakowaniu go z hermetycznej srebrnej powłoczki - dojrzeliśmy naprawdę piękną czekoladę. Klasycznie podzielona na nieduże kostki, po gładkiej stronie obficie posypana została kawałkami suszonego chili. Strona wizualna dostała ode mnie 10/10. Od razu wiadomo, czego można się spodziewać po takiej czekoladzie!
Aromat samej czekolady wydaje się być przede wszystkim słodki, łagodnie kwiatowy i aksamitnie kremowy, kojarzący się z truskawkowym musem. Dopiero przy mocniejszym zaciągnięciu się coś zaczyna świdrować nam w nosie... Mój Ukochany padł ofiarą porządnego sztachnięcia się - po paru solidnych niuchach nie mógł przestać kichać. Zanosiłam się śmiechem patrząc na niego. Wiedziałam, że będzie ostro!
Trudno jest trafić na kęs czystej czekolady bez posypki, ale przy napoczęciu tabliczki udało nam się dokonać tego czynu. Czekolada jest w istocie bardzo podobna smakowo do tego, co wyczuliśmy w sferze zapachu. Nie jest wybitnie kremowa, ma w sobie sporo surowości i nieco szorstkości, lecz niesie w sobie całe mnóstwo spokojnych i łagodnych smaczków. Jędrne płatki wilgotnych wiosennych kwiatów, truskawkowy mus, odrobina kawy z mlekiem. Bardzo dobra czekolada, w której można by było sporo odnaleźć - z chęcią spróbowałabym jej w wersji bez dodatków.
Z każdym kolejnym kęsem coraz mniej można było delektować się samą czekoladą. Nuty dla niej charakterystyczne zaczęły się bowiem mieszać z tym, co serwuje posypka. Wkroczenie w strefę chili następuje z ogromną mocą i z sekudny na sekundę odczuwamy coraz to mocniejszą pikantność. Wiem, że każdy ma swój poziom tolerancji smaku pikantnego - my doznaliśmy już naprawdę intensywnego pieczenia. Dla mojego Ukochanego było to aż nadto przytłaczające, ja natomast poczułam pełnię satysfakcji. Ideału dopełniał fakt, że nie była to sama tępa pikantność - pośród niej wyraźnie wyczuwalna była po prostu paprykowość, co niezwykle mi przypadło do gustu.
Paradoksalnie, spożywanie swojej porcji szło o wiele szybciej mojemu Mężczyźnie, niż mi. Tłumaczył się, że chce już to mieć za sobą ;). Ja delektowałam się każdym kęsem tego ostrego odjazdu, choć pikantność chwilami naprawdę mocno uderzała do głowy, aż miałam ochotę zapić ją mlekiem. Nie uciekłam jednak do tego, zamykałam intensywność w sobie i zapadałam się w nią. Łzy mimo wszystko nie napłynęły mi do oczu.
Na mówienie o ideale jest jeszcze za wcześnie, ale muszę stwierdzić, że pikantna propozycja od Manufaktury Czekolady jest mniej więcej tym, czego poszukiwałam. Sprostała moim wymaganiom i chętnie sięgnęłabym po nią jeszcze raz, mając ochotę na coś ekstremalnego. Ta tabliczka pobudza, nakręca, podnieca - jest niezwykle wybuchowa. Choć mój Ukochany zarzucił jej monotonię - dla mnie była bardzo ekscytująca choćby z tego powodu, że pikanteria i posmak papryki świetnie kontrastowały z słodko-dziką ekwadorską czekoladą. Naprawdę ciekawa czekolada, która na dodatek przepięknie się prezentuje. Zdradzę, że próbowana tydzień później inna tabliczka z chili nie wywarła już na mnie tak pozytywnego wrażenia. A jakie jest Wasze nastawienie do tak mocnych przypraw w czekoladzie?
Idealna czekolada z chili to dla mnie przede wszystkim czekolada pełna (najchętniej bean-to-bar), o wysokiej zawartości kakao pierwszorzędnej jakości. Surowa i pierwotna w smaku oraz konsystencji, pełna dzikich nut w aromacie, orgazmicznie stymulująca kubki smakowe. Chili ma być w niej intensywne i bezkompromisowe, uderzające do głowy. Ta czekolada ma być czystym morzem endorfin! Inne przyprawy? Owszem, wanilią nie pogardzę. Resztę można pominąć. Niby to takie proste, ale jednak... Mam wrażenie, że intensywne przyprawy często stosuje się w słodyczach zachowawczo, bojąc się zbyt spektakularnego efektu. Tak stało się na przykład w Zotter Jazz & Blues, po której bardzo wiele oczekiwałam. Nie mówiąc już o Pichler Azteken (nazwa zobowiązuje!), która okazała się być bardzo łagodną czekoladką.
W mojej Magicznej Szufladzie pojawiło się ostatnio kilka czekolad z chili, które mają szansę pretendować do konkursu na idealną narkotyczną tabliczkę Basi. Pierwsza z nich pochodzi z naszego rodzimego podwórka - została stworzona przez ekipę Manufaktury Czekolady. Skład ma bardzo prosty: ziarna kakao z Ekwadoru składające się na 70% całości, cukier oraz chili Peri Peri. Jak wszystkie tabliczki z Manufaktury, jest to oczywiście wyrób bean-to-bar.
Na degustację tej tabliczki wybraliśmy sobie naprawdę ekstremalny dzień. Na dworze piekło +35 stopni Celsjusza, a nam zachciało się faszerować się chili. Szaleństwo! Cóż, to była w ogóle barrrdzo gorrrąca sobota, więc musiała nią być w każdym aspekcie - także w tym czekoladowym. Przebrnęliśmy przez degustację bez ofiar poparzenia i udaru, na szczęście.
Po wyjęciu 50-gramowego prostokąta z kartonika, a następnie wypakowaniu go z hermetycznej srebrnej powłoczki - dojrzeliśmy naprawdę piękną czekoladę. Klasycznie podzielona na nieduże kostki, po gładkiej stronie obficie posypana została kawałkami suszonego chili. Strona wizualna dostała ode mnie 10/10. Od razu wiadomo, czego można się spodziewać po takiej czekoladzie!
Aromat samej czekolady wydaje się być przede wszystkim słodki, łagodnie kwiatowy i aksamitnie kremowy, kojarzący się z truskawkowym musem. Dopiero przy mocniejszym zaciągnięciu się coś zaczyna świdrować nam w nosie... Mój Ukochany padł ofiarą porządnego sztachnięcia się - po paru solidnych niuchach nie mógł przestać kichać. Zanosiłam się śmiechem patrząc na niego. Wiedziałam, że będzie ostro!
Trudno jest trafić na kęs czystej czekolady bez posypki, ale przy napoczęciu tabliczki udało nam się dokonać tego czynu. Czekolada jest w istocie bardzo podobna smakowo do tego, co wyczuliśmy w sferze zapachu. Nie jest wybitnie kremowa, ma w sobie sporo surowości i nieco szorstkości, lecz niesie w sobie całe mnóstwo spokojnych i łagodnych smaczków. Jędrne płatki wilgotnych wiosennych kwiatów, truskawkowy mus, odrobina kawy z mlekiem. Bardzo dobra czekolada, w której można by było sporo odnaleźć - z chęcią spróbowałabym jej w wersji bez dodatków.
Z każdym kolejnym kęsem coraz mniej można było delektować się samą czekoladą. Nuty dla niej charakterystyczne zaczęły się bowiem mieszać z tym, co serwuje posypka. Wkroczenie w strefę chili następuje z ogromną mocą i z sekudny na sekundę odczuwamy coraz to mocniejszą pikantność. Wiem, że każdy ma swój poziom tolerancji smaku pikantnego - my doznaliśmy już naprawdę intensywnego pieczenia. Dla mojego Ukochanego było to aż nadto przytłaczające, ja natomast poczułam pełnię satysfakcji. Ideału dopełniał fakt, że nie była to sama tępa pikantność - pośród niej wyraźnie wyczuwalna była po prostu paprykowość, co niezwykle mi przypadło do gustu.
Paradoksalnie, spożywanie swojej porcji szło o wiele szybciej mojemu Mężczyźnie, niż mi. Tłumaczył się, że chce już to mieć za sobą ;). Ja delektowałam się każdym kęsem tego ostrego odjazdu, choć pikantność chwilami naprawdę mocno uderzała do głowy, aż miałam ochotę zapić ją mlekiem. Nie uciekłam jednak do tego, zamykałam intensywność w sobie i zapadałam się w nią. Łzy mimo wszystko nie napłynęły mi do oczu.
Na mówienie o ideale jest jeszcze za wcześnie, ale muszę stwierdzić, że pikantna propozycja od Manufaktury Czekolady jest mniej więcej tym, czego poszukiwałam. Sprostała moim wymaganiom i chętnie sięgnęłabym po nią jeszcze raz, mając ochotę na coś ekstremalnego. Ta tabliczka pobudza, nakręca, podnieca - jest niezwykle wybuchowa. Choć mój Ukochany zarzucił jej monotonię - dla mnie była bardzo ekscytująca choćby z tego powodu, że pikanteria i posmak papryki świetnie kontrastowały z słodko-dziką ekwadorską czekoladą. Naprawdę ciekawa czekolada, która na dodatek przepięknie się prezentuje. Zdradzę, że próbowana tydzień później inna tabliczka z chili nie wywarła już na mnie tak pozytywnego wrażenia. A jakie jest Wasze nastawienie do tak mocnych przypraw w czekoladzie?
Skład: ziarno kakao z Ekwadoru 70%, cukier, chili Peri Peri.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 50 g.
Z chęcią zjadłabym jeszcze raz tą czekoladę! Uwielbiam jej szorstkość.Ogólnie każda tabliczka Manufaktury próbowana przeze mnie posiada tą charakterystyczną szorstkość, która mi bardzo pasuje.A chilli piecze, oj piecze mocno, szczególnie na finiszu :D
OdpowiedzUsuńTutaj ta szorstkosc w połączeniu z dość lagodnymi nutami plynacymi z kakao oraz ostrrrym chili - dała naprawdę spektakularny efekt. Świetna pikantna tabliczka :)
UsuńNowe Zottery dotarły :)
UsuńElderflowers
H2O Superfood
Waldbeeren mit vanillie
Colombia 75%
Buckwheat
Monte Limar
Cherries and almonds
Buquet of flowers
Belize 82% and Peru 82%
PS: zapomniałam o Chili"Bird's Eye" :P
UsuńSuper super super! :) A jak Twoje wrażenia z ostatnich degustacji?
UsuńZotter High-End była świetna! Z chęcią bym do niej powróciła ale nie zostało ani okruszka :P Tak jak pisałaś gorycz i kwas przeradza się w owocowy kefir i czuć to ewidentnie to "przeistaczanie się" smaków ;)
UsuńZotter na bazie mleka koziego też niczego sobie ;) Lubię kozie przetwory więc bardzo mi podpasowała ;)
Z zamówionych przeze mnie tabliczek niektóre podległy recenzji ale czyżby któraś z nich nie istnieje w Twojej magicznej szufladzie ? :P
Na Vivani aż tak się rozczarowałaś? :> Może i ta tabliczka nie należy do The best ale chyba nie jest taka tragiczna ;) Nie wątpię,że Manufaktura to cud miód i orzeszki ale.. IMO Vivani nie jest takie złe :>
High-End to naprawdę intensywne wspomnienie... :) A o kolejną zotterowską kompozycję na bazie koziego mleka dałabym się pokroić!
UsuńZ Twoich nowych zamówień w Magicznej Szufladzie mam: Elderflowers, Buckwheat, Monte Limar oraz Cherries and Almonds. Napalam się na Waldbeeren mit Vanille, ale jak składałam ostatnie zamówienie to chyba jeszcze jej nie było w 70-gramowym formacie.
Vivani nie rozczarowałam się, była ok. Po prostu Manufaktura zmiotła Vivani z powierzchni Ziemi, tak się zdarza nawet ze smacznymi czekoladami :D.
O kurcze, kto spodziewałby się takich wrażeń po rodzimym produkcie? Jestem w szoku - pozytywnym :) Muszę przyznać że czytałam z wypiekami na polikach :)
OdpowiedzUsuńJa wolę czekolady wyważono słodkie ale zdecydowanie mleczne. Nie dla mnie takie wstrząsy i ekscytacje :) Może do tego jeszcze dorosnę ? Kto wie ? :)
Manufaktura Czekolady jest jednym z niewielu czekoladowych fenomenów na mapie Polski. Single origin, bean-to-bar... Solidne robienie czekolady, jeszcze tak rzadkie na naszym padole.
UsuńWypieki na policzkach? To pewnie od chili :D.
Słodycz była wyważona w tej czekoladzie, tego nie można jej zarzucić, hihi :D. Sama czekolada była z przyjemnie słodkimi nutami, a dodatkowy wstrząs... No cóż, trzeba sobie urozmaicać życie i podkręcać percepcję zmysłów :D
Muszę ją mieć koniecznie, bo bardzo mnie zaintrygowała ;)
OdpowiedzUsuńPikanteria zawsze intrygować będzie :D. Polecam, polecam!
UsuńHmm, jako koneserka pikanterii chyba jednak się skuszę ;)
OdpowiedzUsuńNie wierzę, że jej dotąd nie próbowałaś!
UsuńNo to czuje się skuszona :D Trochę się boję, ze będzie za mocna, ale takiego wyzwania jestem skłonna się podjąć.
OdpowiedzUsuńHmm, czy ta następna czekolada jest marki na V i zazwyczaj można ją spotkać w eko sklepach?
Może wydać się za mocna, ale takie skrajności to mimo wszystko rzecz bezpieczniejsza, niż czekolada z rybą :D. Chili po prostu dobrze pasuje do czekolady.
UsuńTak, ta następna czekolada to Vivani ;)
Musiało być ekstremalnie :)
OdpowiedzUsuńJa osobiście nie przepadam za pikantnymi czekoladami, choć w sumie jadłam tylko lindta z chilli, który był średnio "doprawiony", ale też nie dokładnie pamiętam tamten smak. Z całą pewnością ta czekolada byłaby dla mnie zbyt dużym wyzwaniem :)
Szkoda, że to dla Ciebie zbyt wiele. Na szczęście Manufaktura ma w ofercie wiele innych czekolad :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńW idealną czekoladę Azteków muszą być wtopione fragmenty sierści chihuahua... o, przepraszam, ówczesnych techichi. Czasu nie cofnę, ale mogę Ci wysłać trochę składnika pochodzącego z ich potomka. Jak będzie Ci zależało, to nawet wąsa zdobędę!
OdpowiedzUsuńDobrze, że piszesz o sierści, a nie o czymś innym :D
UsuńObrzydliwsze rzeczy też mogą być, coby pasowały do pikantnego chilli. Niestety tylko te, które mona wycisnąć z suczki.
UsuńTyle, że pikantne rzeczy nie są obrzydliwe ;)
UsuńAle pasuj a, bo chilli wypali kubki smakowe i już nie będziesz czuła obrzydliwości, a dodatek w składzie będzie. Sproszkowane nasienie kakaowca, sproszkowane nasienie chihuahua, sproszkowane mleko odtłuszczone, sproszkowane mleko odtłuszczone z chihuahua, sproszkowana krew wołu oddanego ku czci bogom, sproszkowana krew chihuahua pozyskana ekologicznie. Sama natura.
UsuńFakt, sama natura ;)
UsuńCiekawa jestem czy mi by posmakowała;)
OdpowiedzUsuńTrzeba przekonać się na własnym podniebieniu! :)
UsuńJakie jest moje nastawienie do ostrych przypraw? :D Ech... jeżeli pięką ale nie rajarą mi podniebienia i nie zagłuszają smakó potrawy, produktu okej lubię, ale co ponadto zniechęcam się :) Z Chili Lindta nie mogę przeboleć! :) A komentarz Olgi mnie przeraził bardziej jak twoja notka xDD
OdpowiedzUsuńSkoro nie dałaś rady Lindt Excellence Chili, to ta czekolada już zupełnie by Cię powaliła... :(
UsuńSpokojnie, całe życie przede mną kiedyś suszonej śliwki kandyzowanej bym nie tknęła a teraz przepadam... po prostu muszę dorosnąć :D
UsuńGusta się zmieniają, to fakt :)
Usuńzobaczysz... może będę jeszcze fanką gorzkiej! ;) Wczoraj za namową naszej Agniesi S. kupiłam tą deserową z karmelem w promocji, już nie mogę się doczekać jak ją spróbuje ^^
UsuńNie gorzkiej, lecz ciemnej :D. O którą deserową z karmelem chodzi?
Usuńciemna czy czekoladowa zawsze jakiś postęp... u już nie pamiętasz? :D Kiedyś zobaczysz ;)
UsuńLindt? :D
UsuńOj nie, chyba to byłoby dla nas zbyt mocne. W każdym bądź razie Angelika po samych niuchu odleciałaby i pewnie nie dałaby się namówić na nawet jeden kęs (ach ta wrażliwość) xD
OdpowiedzUsuńOj, dla wrażliwych na ostre przyprawy rzeczywiście nawet niuch może spowodować odlot ;)
UsuńMam ją i jeszcze nie próbowałam, toteż recenzję tylko przeleciałam wzrokiem. Z tego, co wyłapałam, to... będzie mi smakować! :D
OdpowiedzUsuńAhhh, żałuję, że nie recenzujesz u siebie samych czekolad tak jak ja, haha :D. Zawsze tak niecierpliwie czekam na Twoje czekoladowe wpisy!
UsuńNie uwierzysz! Śniło mi się wczoraj, że wysłałaś mi maila z informacją że otwierasz sklep internetowy z czekoladami :D Pytałaś też czy mogłabym o tym poinformować na swoim blogu :D :D Możesz się domyśleć z jakim bananem na twarzy się obudziłam :D
OdpowiedzUsuńBuhahah, no nie mogę! :D Ale eee tam generalnie, jak już, to otwierałabym sklep stacjonarny ;) :D
UsuńPierwsza wpadłabym na degustację :D
UsuńNiestety marzenie nie do zrealizowania na dzień dzisiejszy.
UsuńTa czekolada byłaby idealna zwłaszcza na zimowe wieczory! :D Zamiast (albo lepiej do, hihi?) grzanego wina. :D Ja bym chętnie spróbowała, ponieważ nigdy nie jadłam czekolady z chilli i bardzo jestem ciekawa jakby wypadło to połaczenie!
OdpowiedzUsuńTak, byłaby świetna na rozgrzanie się! Popijana grzanym winem stworzyłaby piorunujące połączenie ocieplające :).
UsuńBardzo lubię takie połączenie:) kiedyś w Niemczech jadłam pyszną czekoladę z chilli i orzeszkami dla mnie bomba,ale ja nie mam takiego obeznania z czekoladami jak Ty:) . Ach ta czekolada miała takiego Aladyna na opakowaniu kupowałam ją ze 2-3 lata jak byłam w Niemczech aż ją wycofali:(
OdpowiedzUsuńTo musiała być jakaś limitowana edycja marki Sarotti :).
UsuńMasz racje to ich czekolada była:) . Jadłaś coś z ich oferty? to chyba jakieś tanie czekolady z tego co pamiętam:)
Usuńhttp://theobrominum-overdose.blogspot.com/search/label/Sarotti <- takie jadłam. Wprawdzie już dość dawno, ale miło je wspominam. Są dość tanie, to fakt.
UsuńMoże trochę wstyd się przyznać, ale chyba nigdy nie próbowałam połączenia czekolady z chilli. No dobra, raz, ale tylko kostkę, bo nie byłam zachwycona. Może jeszcze kiedyś spróbuję. ;)
OdpowiedzUsuńTo bardzo specyficzne połączenie, ale zachęcam do drugiej próby :)
UsuńGorzka czekolada i chili cudo ^^ chętnie bym taką zjadł :)
OdpowiedzUsuńNo to zapraszam do spróbowania!
Usuń