Po pierwszych doświadczeniach z marką Manoa, jakich zaznałam z mleczną czekoladą o 50% zawartości hawajskiego kakao - już nie mogłam doczekać się kolejnych. Na szczęście w czeskie Karkonosze zabrałam jeszcze jedną tabliczkę z asortymentu tej marki. Była to również mleczna czekolada, lecz o 60% zawartości kakao (również hawajskiego), wzbogacona posypką z prażonych nibsów kakaowych oraz nibsów kawowych - stąd jej nazwa Breakfast Bar. Dodatkowo, kawowe nibsy również pochodzą z Hawajów - jest to typowa dla Big Island kawa Kona.
Manoa Breakfast Bar kupiłam w sklepie Sekretów Czekolady.
Manoa Breakfast Bar kupiłam w sklepie Sekretów Czekolady.
W Breakfast Bar wszystko było intensywniejsze. Mleczna czekolada równie cudownie gładko rozpuszczała się w ustach, lecz tym razem kakao miało już więcej do powiedzenia. Znów urzekły mnie wulkaniczno-ziemiste nuty, nieco trącące Indonezją - lecz tu mocniej przełamane cudnymi owocami egzotycznymi: ananasem, mango, marakują... Tu jednak, z racji większej intensywności kakao, pojawiło się więcej ciemniejszych, drobnych owoców. Wyraziście ujawniła się jagoda, może także jagoda acai. Na pewno odnalazłam tu więcej mroku niż w 50-tce. Wszystko było mocniej owiane dymem, mocniej esencjonalne.
Nibsy... Choć można było oddzielić kakaowe od kawowych, nie zrobiłam tego. Potraktowałam wszystkie elementy jako nierozerwalne, tym bardziej, że przecież cała tabliczka miała jedynie 20 g. Na pewno były świetnie przyrządzone - chrupkie, lecz nie przepalone - a soczyste wręcz. Rozniecały i podkręcały tak charakterystyczne dla hawajskiego kakao nuty, wzbogacając je o wyrazistsze nuty prażone oraz smakowitą kawowość. Co do samej kawy Kona, w pełni wypowiedzieć o niej mogłabym się dopiero pijąc ją... Może kiedyś mi się to uda!
Na pewno, mój apetyt na hawajskie wyroby został jeszcze bardziej rozbudzony...
Nibsy... Choć można było oddzielić kakaowe od kawowych, nie zrobiłam tego. Potraktowałam wszystkie elementy jako nierozerwalne, tym bardziej, że przecież cała tabliczka miała jedynie 20 g. Na pewno były świetnie przyrządzone - chrupkie, lecz nie przepalone - a soczyste wręcz. Rozniecały i podkręcały tak charakterystyczne dla hawajskiego kakao nuty, wzbogacając je o wyrazistsze nuty prażone oraz smakowitą kawowość. Co do samej kawy Kona, w pełni wypowiedzieć o niej mogłabym się dopiero pijąc ją... Może kiedyś mi się to uda!
Na pewno, mój apetyt na hawajskie wyroby został jeszcze bardziej rozbudzony...
Poszliśmy sobie do Lucni Bouda na piwo i na jedzonko - mój Mąż wybrał gulasz wołowy, a ja ukochane knedle z jagodami. Udając się na popas podziwialiśmy z jednej strony Śnieżkę, a z drugiej Śnieżne Kotły.
Następnie cofnęliśmy się do Chaty Vyrovki, by stamtąd niebieskim szlakiem powoli schodzić do Szpindlerowego Młyna - po drodze mając rewelacyjny widok na Kozie Wierchy. Gdzieś tam właśnie na szlaku zjedliśmy naszą Breakfast Bar.
A w Szpindlerowym Młynie wciągnęłam doskonały stek z jelenia podany z sosem z dzikiej róży.
Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, mleko w proszku, kawa Kona.
Masa kakaowa min. 60%.
Masa netto: 20 g.
Szkoda, że taka malutka :)
OdpowiedzUsuńWielka szkoda, bo to naprawdę wyjątkowe czekolady.
Usuń