Gdy 30 kwietnia dotarliśmy na szczyt Strybu, mojego Męża dopadał już kryzys zmęczenia. Z racji malowniczej panoramy, jaka roztaczała się na pasmo Hyrlatej ze zboczy Strybu uznałam, że będzie to bardzo dobre miejsce na czekoladową przerwę. Z pozoru urokliwy Stryb niestety nie pozwolił na spokojne usiedzenie w miejscu z tytułu licznych muszek latających tu i ówdzie... A ja jeszcze tak paskudnie wybrałam czekoladę do degustacji... No, nie do końca nam to wszystko wyszło.
Dlaczego paskudnie? Z pozoru wszystko zdawało się być w porządku. Kawowa seria czekolad od ekwadorskiej Minki, którą zakupiłam w sklepie w centrum Quito - póki co wydawała się idealną do degustacji w terenie (patrz recenzja Mocaccino). Kolekcja kawowa ma jednak jedną wielką wadę - przy żadnej z tabliczek nie podano procentowej zawartości kakao, co moim zdaniem jest karygodne. Przecież to podstawowa informacja o czekoladzie! Dlaczego przez myśl mi nie przeszło, że Espresso rzeczywiście będzie mocą nad mocami? Przed otwarciej tej tabliczki na Strybie nawet nie zwróciłam uwagi na to, jak wygląda jej skład: ziarna kakao, ziarna kawy. To stówka, a my nie czegoś takiego potrzebowaliśmy w danym momencie...
Pokryta licznymi kawowymi drobinami 50-gramowa czekolada była w dotyku niczym gruboziarnisty papier ścierny - przynajmniej od strony nibsów. Jej barwa była bardzo ciemna, a zapach przypominał skoncentrowane fusy z kawy i z bardzo mocnej herbaty.
Choć czekolada paradoksalnie całkiem dobrze rozpuszczała się w ustach (przez co zastanowiłam się jeszcze raz, ile tak naprawdę posiada procent kakao), porażała swoją goryczkową mocą. Jej palona gorycz była naprawdę ponadprzeciętna, co zostało zaogniane przez liczne kawowe nibsy. Kakao i kawa stworzyły tu iście zabójczy duet. I powiem, że choć dokładnie takie same nibsy kawowe pieściły me zmysły w Mocaccino - tutaj irytowały. W połączeniu z tak mocną samą w sobie czekoladą, zdawały się być ostre. Mi osobiście całość kompozycji kojarzyła się z mocno palonym piwem typu imperialny stout, choć dla mojego Męża jak na porównanie do stouta czekolada ta miała zbyt mało głębi. Na pewno nie zaspokajała naszego czekoladowego głodu w tamtym momencie... Tym samym pożałowałam, iż nie udało mi się kupić Americano od Minki - myślę, że to ta czekolada zadowoliłaby nas wówczas w pełni.
Ze Strybu maszerowaliśmy w kierunku Przełęczy nad Roztokami, gdzie planowaliśmy przenocować. Karmiliśmy oczy cudownymi widokami: zielenią, przestrzenią. Delektowaliśmy się pustką na szlaku.
Na znanej już nam Przełęczy pod Roztokami stał zaparkowany kamper starszej pary z Warszawy, która ugościła nas słodką kawą - dzięki czemu o wiele lepiej rozbijało się nam nasz skromny obozik. Bliskość źródła pozwoliła zaopatrzyć się w zapas czystej wody i swobodnie ugotować nam ciepłą strawę. Tak mi górsko upłynęły kolejne urodziny...
Skład: miazga kakaowa, nibsy kawowe.
Masa netto: 50 g.
Trochę to dziwne, że nie podają zawartości kakao, widać taka lokalna specyfika. W EU nie dopuścili by jej do sprzedaży.
OdpowiedzUsuńCo ciekawe, w ich czekoladach bez dodatku kawy są juz normalne informacje o zawartości kakao.
Usuń