W poprzednich wpisach dotyczących Nczekolad wspominałam, że zostało mi w Magicznej Szufladzie jeszcze parę produktów z tej pracowni. Fakt, zakupiłam już wszystkie dostępne w Almie propozycje tej marki, wyłączając tabliczki mleczne i gorzkie bez dodatków. Zapoznawanie się z twórczością warszawskich pasjonatów czekolady było dotąd bardzo przyjemną, bogatą w niespodzianki przygodą. Dziś przyszła pora na jej kontynuację - po eskapadach z czekoladą białą i mleczną, czas na podwyższenie zawartości kakao.
Zaczynamy nieśmiało od 54-procentowej ilości masy kakaowej. Ot, klasyczna deserowa czekolada, można by rzec. Wystarczy jednak spojrzeć na zastosowane dodatki aby przekonać się, że kompozycji daleko do delikatnej tradycyjności. Kruszone ziarno kakaowe znamy już z jednej z mlecznych tabliczek, ale czerwony pieprz jest w przypadku Nczekolad czymś nowym. Z pieprzem w czekoladach różnie bywało - zachwycał, bądź odrażał - ze skrajności w skrajność. Jeśli chodzi o Nczekolady, byłabym bardzo zawiedziona, gdyby pieprz zepsuł całość. Cóż, trzeba było się przekonać.
Przez okienko w gustownym opakowaniu zerka na nas tabliczka, która wygląda jak dzieło sztuki. Po wyjęciu jej z kartonika i rozpakowaniu z folii, ukazuje się nam w pełnej krasie i doprawdy zachwyca urodą. Ciemna czekolada sowicie posypana jeszcze ciemniejszymi kawałkami ziaren kakao. A do tego dla kontrastu - ciemnoróżowy pieprz. Cieszy oko.
Nos również okazał się być uradowany. Głęboki zapach kakao kusi do sięgnięcia po pierwszą kostkę, pieprz póki co jest niemal zupełnie niewyczuwalny. Najpierw wgryzam się w czystą czekoladę. Pomimo, iż czekolada ma na pierwszym miejscu w składzie cukier, absolutnie nie można stwierdzić, że wiedzie on prym. Tabliczka jest nasycona tłuściutkim, aromatycznym kakao. Soczystym. Efekt rześkiej kakaowości podkreślany jest znów przez chrupkie ziarna kakao. 54% masy kakaowej w tym wypadku były dobrym wyborem - nie zostajemy porażeni goryczą, lecz uraczeni subtelnymi słodkościami. Z tego też powodu, nasze podniebienia gładko znoszą dodatek czerwonego pieprzu, który to nie okazuje się być agresywnym. Przegryzając różowe ziarenko i łącząc je z deserową czekoladą przekonujemy się, że daleko temu duetowi do ekstremalnej pikantności. Pieprz niesie ze sobą sporo nut ziołowych, dodatkowo zneutralizowanych przez smakowitą czekoladę. Nie można uznać, że jest on bardzo ostrą przyprawą - nic nie wykrzywiło nam twarzy. Przypuszczam, że gdyby czekolada zawierała w sobie więcej masy kakaowej, kompozycja okazałaby się bardziej wytrawna, a nuty pieprzowe bardziej dawałyby się się we znaki - całość straciłaby na subtelności. W tym wypadku - kompozycja ma nadal charakter bardzo deserowy. Doprawienie pieprzem odczuwamy niczym szczyptę perwersji w łagodnym morzu rozkoszy.
Warszawiacy znów nie zawiedli. Niesztampowe połączenie, solidne wykonanie, harmonijny smak. To było dobre, naprawdę dobre!
Warszawiacy znów nie zawiedli. Niesztampowe połączenie, solidne wykonanie, harmonijny smak. To było dobre, naprawdę dobre!
Skład: czekolada deserowa (cukier, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, lecytyna sojowa, wanilia), czerwony pieprz, ziarno kakaowe.
Masa kakaowa min. 54%.
Masa netto: 100 g.
Czekolada z pieprzem jest dość ciekawym połączeniem smakowym, albo smakuje albo obrzydza. A ta czekolada brzmi ciekawie jednak pozostaje mi jedynie oblizywanie się do monitora.
OdpowiedzUsuńNie, pozostaje Ci jeszcze wycieczka do Almy :D No i może przez neta można zamówić :D
UsuńCo prawda nie próbowałem jej jeszcze, ale jak ma to się w porównaniu do Lindta chili? Wiem, że tamta jest bardziej gorzka, ale może pikantny właśnie z bardziej deserowym pasuje? Pytam z czystej ciekawości, bo papryczkowy Lindt jest chyba przez wielu uznawany za coś niesamowitego. YT aż kipi od zachwytów recenzji. A o eNkach cisza ;)
OdpowiedzUsuńLindt z chili wcale nie jest bardziej gorzki :) Generalnie smakuje totalnie odmiennie od tej czekolady. Zupełnie inna pikantność - tutaj jest to raczej ziołowość. Nie ma się co dziwić, że o Nczekoladach cicho - to mała pracownia, której produkty nie tak łatwo zdobyć jak Lindta.
UsuńLindt jest nawet jaśniejszy niż ta czekolada. Cala ta seria excellence ma bodajze 49% kakao a tu jak widać jest 54% :)
UsuńI jeszcze w lindtach jest tluszcz mleczny co sprawia ze czekolada ma taki charakterystyczny posmak. A tu tego nie widzę.
UsuńDokładnie tak :) To zupełnie inne produkty, nie da się porównać.
Usuń