poniedziałek, 30 grudnia 2019

Georgia Ramon Shadow Milk Dominican Republic Öko Caribe Trinitario ciemna mleczna 75% bez cukru


Minęły już cztery lata odkąd wypróbowałam ciemną mleczną czekoladę od Zottera bez dodatku cukru czy jakiegokolwiek słodzika - mowa o charakterystycznej Dark Style. Ba, była ona moją pierwszą w życiu Labooko! Choć wspomnienia odnośnie tej tabliczki naturalnie zatarł już czas (na szczęście zapiski z bloga wiele przypominają), nie przegapiłam okazji zestawienia jej z identycznym rozwiązaniem zaproponowanym przez Georgię Ramon. Shadow Milk to również ciemna mleczna czekolada bez cukru i innych słodzików, także zawierająca 75% kakao i 25% pełnego mleka krowiego. Prócz producenta, w obu czekoladach znajdziemy jednak jeszcze parę różnic. Georgia Ramon dokładnie podaje rodzaj użytego kakao - to tak lubiane przez tę markę w czekoladach z dodatkami dominikańskie trintario. W przypadku Zottera najpewniej mieliśmy do czynienia z blendem. W Shadow Milk kakao i mleko to jedyne składniki, w Dark Style całość doprawiono szczyptą soli i wanilii.

Tajemniczą Shadow Milk od Georgii Ramon zakupiłam w sklepie Sekretów Czekolady.


Względnie jasna (jak na 75% kakao) i soczysta czekolada o specyficznym mlecznym zabarwieniu pachniała przede wszystkim tłustym mlekiem - prócz tlącego się gdzieś aromatu palonej kawy nic nie chciało się przez tę dominującą woń przebić. Tłusta w dotyku, tłusta okazała się także podczas układania się na podniebieniu, przypominając świeże i miękkie masło. Tak jak w przypadku Dark Style, tu również niemalże nie było słodyczy, no to też skąd. Przeogromnej za to doświadczyliśmy mleczności, no i dobrze, z tego tytułu pojawiły się akcenty słodkie, ale też kwaskowate - połączenie z kakao nieuchronnie prowadziło nas do skojarzeń ze śmietaną. Finalnie podsumowałam Shadow Milk jako filiżankę mocnego espresso z wrzuconą do środka łyżką gęstej i tłustej śmietany. Tłusta mleczność spajała się z wyraźną goryczką i odrobiną kwaśności.

Coś mi nieustannie umykało podczas jedzenia tej czekolady. Tak, jakby cukier miał w niej stanowić bazę i punkt odniesienia, a gdy go zabrakło - wszystko falowało. Niby intensywne ściąganie próbowało sprowadzić nas na ziemię, ale ciągle odbierałam Shadow Milk jako płynną. Dziwne, choć właśnie taki obraz rysował mi się w głowie degustując ją.


Tego typu czekolady, choć rzadkie, to bardzo interesujące perełki, które warto wypróbować po kątem zderzenia się z pewnym smakowym szokiem, a także przez wzgląd na wyjątkowe wartości odżywcze - dużo białka i tłuszczu, mało cukru.

Skład: miazga kakaowa, pełne mleko w proszku 25%, tłuszcz kakaowy.
Masa kakaowa min. 75%.
Masa netto: 50 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 580 kcal.
BTW: 18/15/51.

sobota, 28 grudnia 2019

Zotter Honey Nuts mleczna 50% nadziewana miodowym marcepanem i migdałową praliną z białą czekoladą, orzechową kruszonką i miodem


11 listopada prócz solidnej górskiej wędrówki czekał nas jeszcze powrót do domu. Z tego tytułu, powoli zmierzając do kresu naszego trekkingu, zatrzymaliśmy się jeszcze na szczycie Kotarz, znajdującym się na szlaku z Przełęczy Karkoszczonka na Przełęcz Salmopolską. Tam wyciągnęłam z plecaka czekoladę, która miała dodać nam sił na kolejne godziny. Nie ukrywam, iż Honey Nuts z tytułu mojej wielkiej miłości do orzechów i miodu (kultywowanej podczas codziennych śniadań), odbierałam jako jedną z faworytek wśród najnowszych Zotter Handscooped kupionych minionej jesieni na biokredens.pl. Definicja Honey Nuts zapowiadała błogą i sycącą słodycz. Jest to bowiem mleczna czekolada o 50% zawartości kakao nadziewana miodowym marcepanem o prześlicznej złocistej barwie oraz migdałową praliną z białą czekoladą, orzechową kruszonką (migdały, orzechy laskowe) i miodem.


Moje przypuszczenia okazały się słuszne - Honey Nuts już z pierwszym kęsem przeniosła mnie do krainy mlekiem, miodem i czekoladą płynącej. Ba, sam zapach również obezwładniająco otulał wyjątkowym ciepłem kompozycji, wprost idealnym zarówno na jesienną, jak i na zimową aurę. Słodka, lecz nadal wyraziście kakaowa mleczna 50% czekolada jako kuwertura cieszyła tym bardziej, iż Zotter rzadziej decydował się na nią w przypadku swych najnowszych propozycji. Wcale nie wprawiła nas w słodyczowy przesyt, nawet w akompaniamencie tak słodkiego nadzienia. Cóż to jednak była za słodycz!

Miodowy marcepan był obłędny nawet pod względem samego wyglądu. Jak to bywa z marcepanami od Zottera, konsystencję posiadał bosko miąższystą i miękką zarazem, a aromatyczny miód dodatkowo te kwestie poprawiał. W smaku był niczym ponadto, czym jest duet dwóch mocnych składników - migdały i miód, miłośnie połączone migdały i miód. Tony, tony tej fuzji mogłabym jeść, taplać się w niej. I to jeszcze w tak dobrej mlecznej czekoladzie, i to jeszcze z...


...z migdałową praliną. Poniżej czekała na nas bardziej stabilna i zbita warstwa nadzienia. Migdały w połączeniu z białą czekoladą nadal pięknie prezentowały nam moc swego smaku, tym bardziej iż pojawiły się także w formie drobnej kruszonki - wraz z orzechami laskowymi. Było bardzo spójnie, gdyż i tutaj miejsce swe znalazł miód. Jeśli ktoś nie toleruje miodu - nie ma czego szukać w Honey Nuts. Natomiast ja poproszę o więcej...

Uwielbiam, kiedy Zotter Handscooped przenosi mnie w inny wymiar, w którym istnieje jedynie błoga przyjemność. Harmonijne orgazmiczne plateu niemalże. Odnoszę wrażenie, że tylko Zotter tak potrafi w swych czekoladach. Ta kompozycja to prawdziwe miodowe niebo, nie tak krzykliwe w swej formie jak Vanilla Mousse with Honey czy For Good Ones (Choco Bee with Honey Petals). Jeśli lubicie miód i orzechy, koniecznie musicie tego spróbować...

Skład: miodowy marcepan (migdały, miód), surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, migdały, miazga kakaowa, pełne mleko w proszku, miód, orzechy laskowe, odtłuszczone mleko w proszku, słodka serwatka w proszku, masło, pełny cukier trzcinowy, lecytyna sojowa, sól, wanilia, płatki róż, proszek cytrynowy (koncentrat soku cytrynowego, skrobia kukurydziana, cukier), cynamon.
Masa kakaowa min. 50%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 533 kcal.
BTW: 9,3/36/40.

czwartek, 26 grudnia 2019

Beskid ciemna 73% z herbatą earl grey


Dziś po raz kolejny pragnę uraczyć Was śnieżną aurą, tak pożądaną podczas trwających świąt Bożego Narodzenia. W zupełnie inne święto, a mianowicie w Dzień Niepodległości, delektowaliśmy się bowiem zimową ciszą pośród szczytów Beskidu Śląskiego. Prócz Zotter Whisky & Becon, posililiśmy się wówczas czekoladą z naszej rodzimej manufaktury, która swą siedzibę posiada całkiem blisko miejsca naszych wspominanych tu wędrówek - w Węgierskiej Górce na pograniczu Beskidu Śląskiego i Żywieckiego. Manufaktura Beskid tym razem uraczyła nas ciemną czekoladą o 73% zawartości kakao (nie wiemy, jakiego pochodzenia - zakładam, że to blend), wzbogaconą o 0,7% udział herbaty earl grey. Tabliczkę tę kupiłam w sklepie Sekretów Czekolady.


Już w jednej czekoladzie od Beskidu doznałam wrażenia, iż zastosowany dodatek całkowicie zdominował same kakao - stało się tak w przypadku aż 98% czekolady ze stewią. Choć oczywiście herbata earl grey to zupełnie innego rodzaju dodatek niż stewia będąca słodzikiem, a kakao tutaj mieliśmy też o wiele mniej - moje odczucia co do dominującej roli dodatku okazały się podobne. To niesamowite, jak jedynie 0,7% udział czarnej herbaty o silnym aromacie bergamotki potrafi zmodyfikować czekoladę, przyćmić moc kakao. Przyćmić, czy może raczej uzupełnić, wzmocnić? Umiejętnie zmodyfikować? Nie potrafiłam sobie jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie.

Czułam się tak, jakbym jadła słodzoną cukrem trzcinowym mocną herbatę earl grey, zaklętą w formę tabliczki. Doprawdy, tę powoli rozpuszczającą się w ustach czekoladę odebrałam jako ekstremalnie herbacianą czy może raczej bergamotową. Znów jest to ciekawe doświadczenie jeśli rozpatrujemy rażącą moc niektórych dodatków na zmianę smaku czekolady. Niby lepsze jest takie ekstremum, niż symboliczny udział czegoś, czego zupełnie się nie wyczuje. Ten wyjątkowy romans herbaty z czekoladą zjadłam ze smakiem i fascynacją, ale wątpię, bym chciała do niego wracać. To było zbyt mocne, a za mało czekoladowe przy tym.


Swoją drogą, jestem ciekawa czy nasz Beskid zachwyci mnie jeszcze jakąś swą tabliczką tak mocno, jak ich pierwszą przeze mnie próbowaną mleczną z wenezuelskiego kakao...

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, herbata earl grey 0,7%.
Masa kakaowa min. 73%.
Masa netto: 50 g.

wtorek, 24 grudnia 2019

Zotter Whisky & Bacon ciemna 70% nadziewana czekoladowo-karmelowym ganaszem z bekonowym whisky i czekoladową praliną z orzechów laskowych z bekonem i przyprawami korzennymi


W dzisiejszym wigilijnym dniu pragnę przedstawić Wam czekoladę, którą posiliłam się w przepięknej zimowej aurze w Beskidzie Śląskim. 10 listopada przez cały wieczór padał śnieg, więc w Dzień Niepodległości na beskidzkich szlakach było biało i niesamowicie cicho. Co dziś dźwięczy mi w uszach ta rozdzierająca wręcz cisza zaśnieżonych przestrzeni. Z Przełęczy Salmopolskiej ruszyliśmy przez Malinowską Skałę na Skrzyczne i właśnie tuż przez Skrzycznem w drewnianym domku zatrzymaliśmy się na tę oto czekoladę.

Dostrzegając Whisky & Bacon w nowej ofercie Zotter Handscooped najpierw pomyślałam o świetnej Bacon Bits, którą bardzo doceniłam - lecz po chwili zorientowałam się, iż to na pewno nie będzie powtórka - Bacon Bits nie zawierała dodatku alkoholu. Tym razem Zotter ponownie połączył bekonowe skwarki z ekologicznej wieprzowiny własnej produkcji z orzechami laskowymi, lecz uczynił to w sposób nieco bardziej złożony. Zakupiona na biokredens.pl Bacon Bits to ciemna czekolada o 70% zawartości kakao (ulubiona kuwertura Zottera w jesiennej kolekcji 2019). Dolne nadzienie stanowi karmelowo-czekoladowy ganasz z ekstraktem z wędzonego bekonu wykonanym przy użyciu whisky (cóż za koncepcja!). Górne nadzienie bardziej przypomina smakołyk znany nam z Bacon Bits - jest to bowiem czekoladowa pralina z orzechów laskowych z kawałkami bekonu, doprawiona cynamonem, kardamonem, anyżem i wanilią.


Coś, w czym na pewno przewagę zdobywa Bacon Bits jest ekstrawagancka prostota. Sam fakt oblania czekoladą korzennego nugatu z orzechów laskowych kryjących w sobie wieprzowinę już był czymś wyjątkowym. W Whisky & Bacon dzieje się o wiele więcej. Również jest to przepyszna kompozycja, ale dzieje się w niej odrobinkę za dużo i momentami trudno było mi wszystko ogarnąć myślą. Dolny ganasz będący w swej bazie mieszaniną czekolady i karmelu już sam przynosi przez to liczne palone nuty, a dochodzi do tego ów szalony ekstrakt z bekonu stworzony na bazie whisky. Dochodzi więc ogrzewająca paloność whisky, no i wędzonka z tytułu bekonu.

Na górze czekają na nas drobniutkie, uroczo chrupiące kawałki bekonu, w cudnie fascynujący sposób zgrywające się smakowo z nugatem z orzechów laskowych oraz licznymi przyprawami: cynamonem, kardamonem, anyżem i wanilią. Prym wśród nich zdecydowanie wiedzie mój ukochany cynamon. Tą fuzję smaków znamy już z Bacon Bits i sama nie wiedziałam, czy dodanie do niego kolejnego ganaszu z szaleństwem czekolady, karmelu, whisky i wędzonki tak naprawdę mi w percepcji i docenieniu wszystkiego przeszkadza, czy też harmonijnie się uzupełnia. Ostatecznie, nieuchronnie przyszło do mnie wrażenie nadmiaru bodźców, przyjemnych bodźców.


Nie mniej jednak, nie bójcie się sięgać po Whisky & Bacon. To urokliwa feeria smaków, wbrew pozorom bez akcentów wyraźnie kontrowersyjnych, trudno akceptowalnych przez podniebienie.

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, orzechy laskowe, whisky (alkoholowy ekstrakt z bekonu), bekon wieprzowy, syrop ryżowy, pełne mleko w proszku, masło, odtłuszczone mleko w proszku, mleko, karmelizowane mleko w proszku (odtłuszczone mleko w proszku, cukier), sól, pełny cukier trzcinowy, cynamon, lecytyna sojowa, wanilia, kardamon, anyż.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 553 kcal.
BTW: 7,7/38/40.

niedziela, 22 grudnia 2019

L'Atelier Des 5 Volcans Reserve De Dja & Arabica Du Noun ciemna 66% Karmerun z kawą


Zabierając się za degustacje tabliczek od L'Atelier Des 5 Volcans najpierw postawiliśmy na propozycje z dodatkami. Za pierwszym razem, w domowych pieleszach sięgnęliśmy po Reserve De Dja & Vanille Fraiche, teraz zaś na beskidzkim szlaku towarzystwa dotrzymała nam Reserve De Dja & Arabica Du Noun. Tak jak poprzedniczka, jest to ciemna czekolada o 66% zawartości kameruńskiego kakao forastero i trinitaro, uprawianego na 150-hektarowej plantacji położonej na pograniczu tropikalnego rezerwatu górnego biegu rzeki Dja. Kakaowce rosną tam na typowej laterytowej glebie czerwonej, pośród bioróżnorodności m.in. bananowców i ananasów. Dodane do kompozycji zmielone ziarna kawy arabika pochodzą zaś z kameruńskiego departamentu Noun. Tabliczka została stworzona przez Francuzkę Lealitię Paravisini z Marsylii, zaś w moje ręce trafiła dzięki sklepowi Sekretów Czekolady.


Tak jak w przypadku waniliowej koleżanki, tak i tu mieliśmy do czynienia z wysokim jak na ciemną czekoladę poziomem słodyczy. Wyraźnie płynął on z bardzo owocowego charakteru kameruńskiego kakao. Znów spotkaliśmy się z prażonymi jabłkami z szarlotki, soczystymi ananasami, dojrzałymi bananami, nutą mieszanki mango, marakui i papai. W tej czekoladzie oczywiście pojawiła się zupełnie nowa nuta - kawa. Jak na czekoladę z dodatkiem kawy jej akcenty były wyjątkowo delikatne. W zasadzie gdyby nie moja wiedza o jej udziale w składzie, kawowe lekko prażone nuty urokliwie przełamujące owocową plejadę przypisałabym po prostu bogactwu kakao. Choć wprawdzie regiony Dja i Noun nie leżą wprost obok siebie, to jednak odnosiłam wrażenie, iż samo wzrastanie kakao i kawy na kameruńskiej ziemi stworzyło je podobnymi sobie. Tak zgrany duet, że wręcz tożsamy. Owocowa kawa i owocowa czekolada. Czekoladowa kawa i kawowa czekolada.


Znów L'Atelier Des 5 Volcans nie wzniosło nas na wyżyny czekoladowych doznań, lecz zafundowało nam lekką, niewymagającą czekoladową przyjemność. Zabranie kawowej tabliczki na szlak było świetnym posunięciem. Zobaczymy, jak kolejne czekolady z tej manufaktury - już bez dodatków - sprawdzą się podczas domowych degustacji.

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, ziarna kawy.
Masa kakaowa min. 66%.
Masa netto: 80 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 586 kcal.
BTW: 7,6/43,6/36,7

piątek, 20 grudnia 2019

Zotter Plum Jam ciemna 70% nadziewana śliwkowym dżemem z rumem i białą czekoladą


10 listopada nie uraczył nas atrakcyjną pogodą w Beskidzie Śląskim. Na szczęście wyruszyliśmy na szlak wraz ze świtem i złapaliśmy jeszcze parę godzin bez opadów - w międzyczasie zjadając drugie śniadanie w przepięknie odremontowanym schronisku Przysłop. Na Baraniej Górze mieliśmy już wiatr i śnieg z deszczem. Po zejściu z niej i kierowaniu się w stronę Pasma Cieńkowa, dorwaliśmy do pierwszej lepszej wiaty, by doładować się czekoladami (od razu dwiema, a co!) - przy okazji obserwując uczestniku właśnie odbywającego się biegu Górska Przygoda. W pierwszej kolejności sięgnęliśmy po bardzo smakowicie zapowiadającą się Plum Jam od Zottera, czyli kolejną nowość z serii Handscooped zakupioną na biokredens.pl.

Plum Jam to kuwertura z ciemnej czekolady o 70% zawartości kakao pokrywająca dwie warstwy nadzienia. Górna składa się z tradycyjnego austriackiego śliwkowego dżemu prowidl, masła kakaowego oraz rumu. Dolna zaś to ganasz z białej czekolady również okraszony rumem. Dodatkowo całość nadzienia spowija cienka warstewka białej czekolady. Zapowiadało się słodko i rozgrzewająco, a więc idealnie na chłodny dzień pełen aktywności fizycznej.


 Tabliczka przecudownie pachniała powidłami śliwkowymi wymieszanymi z ciemną i białą czekoladą, doprawionymi rumem, cynamonem oraz wanilią. Śliniaki od razu zaczęły intensywniej pracować! Po przełamaniu obie warstwy nadzienia wyraźnie odznaczały się od siebie, widać też było dodatkową porcję kuwertury w postaci białej czekolady. Normalnie narzekałabym na taką ilość białej czekolady w środku... lecz tu przyznam, że sprawdziła się znakomicie.

Sam ganasz śliwkowy był przede wszystkim mocno autentycznie owocowy, czym ujął moje serce. Słodycz podbita białą czekoladą była równoważona przez przepyszny rum i aromatyczny cynamon. Dolny biały ganasz również był słodziutki i błogo białoczekoladowy, lecz ponownie rum robił swoje. Odniosłam także wrażenie, że wanilia wykonała w tym miejscu całkiem sporą robotę. Otoczenie wszystkiego ciemną czekoladą nadawało całości równowagi, wprowadzało odrobinkę wytrawności w tym wybitnie słodko-rozgrzewającym deserze, który z tytułu na spory udział masła kakaowego posiada zatrważającą wręcz ilość kilokalorii w 100 g: aż 647!


Plum Jam ujęła mnie, zjadłam ją z wielkim smakiem. To świetnie rozwiązanie na słodki dopalacz podczas chłodnego i ponurego dnia. Wprowadza czystą radość. Aż sama się zdziwiłam, że tak wysoki udział białej czekolady nie przeszkadzał mi w akurat tej kompozycji.

Skład: tłuszcz kakaowy, surowy cukier trzcinowy, dżem śliwkowy, miazga kakaowa, rum, pełne mleko w proszku, odtłuszczone mleko w proszku, syrop ryżowy, mleko, słodka serwatka w proszku, pełny cukier trzcinowy, wanilia, lecytyna sojowa, sól, cynamon.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 647 kcal.
BTW: 5,2/34/40.

środa, 18 grudnia 2019

Georgia Ramon Kardamom Dominican Republic Öko Caribe Trinitario ciemna 70% z kardamonem


Jak się okazało, sobotni listopadowy dzień w Beskidzie Śląskim był dniem nostalgicznych, wyważonych czekolad. Po poważnej i sycącej Zotter Chocolate and Mint, po kilku godzinach marszu przyszedł czas na Kardamom od niemieckiej Georgii Ramon. Zjedliśmy ją podziwiając jesienne widoki pomiędzy Wielką a Małą Czantorią. Georgia Ramon do stworzenia tej czekolady użyła dominikańskich ziaren Trinitario Öko Caribe (znanych już z wielu innych czekolad z dodatkami, chociażby Espresso), surowego cukru trzcinowego raz kardamonu w ilości 1%. Tę kardamonową czekoladę zakupiłam w sklepie Sekretów Czekolady.


Uwielbiam kardamon, więc oczywistym dla mnie było, iż ta tabliczka powinna przypaść mi do gustu. Nie mniej jednak, nosiła w sobie wiele smutku - nie spodziewałam się, że aż tyle. Kardamon bardzo dobrze wkomponował się w ciemną czekoladę i trudno było określić, co wnosi on sam, co kakao, a co jest efektem przeplatania się tego duetu. Rozgrzewał, lecz niczym tląca się świeczka pośrodku pustego drewnianego domu. Osładzał, ale niczym zwietrzałe kruche ciastka z kredensu starej samotnej kobiety. Subtelna słodycz miała coś w sobie z kremowego rzepakowego miodu. Budziła niepokojące skojarzenia z naftaliną. Miała w sobie ciepło piernika kryjącego w sobie właśnie ów kardamon oraz miód, lecz to ciepło było tak przejmująco smutne... Niczym jesienne przemijanie, pięknie i nieuchronne.


Jeśli mowa o kardamonowych czekoladach, to choć tej zapewne nie zapomnę na długo, wolałabym powrócić do Pear Cardamom od Zottera, gdyż wspominam ja jako o wiele radośniejszą. Przypuszczam, że gdyby kardamonowa Georgia Ramon zawierała w sobie jeszcze więcej kakao, można by był ją nazwać wręcz depresyjną. A tak, to tylko czysta melancholia...

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, kardamon 1%.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 50 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 558 kcal.
BTW: 10/42/35.

poniedziałek, 16 grudnia 2019

Zotter Chocolate and Mint ciemna 70% nadziewana ganaszem czekoladowo-miętowym brandy z cukru trzcinowego i truskawkową kuwerturą


Chocolate and Mint to kolejna nowa czekolada Zotter Handscooped, którą na pierwszy rzut oka wzięłam za coś odtwórczego. Doskonale pamiętałam wszak sprzed czterech lat Chocolate Mint, czyli ciemną czekoladą nadziewaną czekoladowym ganaszem i wspaniałą miętową galaretką. Wystarczyło jednak wczytać się w skład nowej tabliczki by dowiedzieć się, że to zupełna nowość. Tym razem, ciemna kuwertura o 70% zawartości kakao ukrywa cieńszą kuwerturę truskawkową. Zaś dopiero pod nią znajduje się czekoladowy mus, wzbogacony o olejek miętowy oraz brandy z cukru trzcinowego. Miętową panienkę w czekoladowo-truskawkowej sukience kupiłam na biokredens.pl, natomiast zjadłam ją w Beskidzie Śląskim, w schronisku na Stożku Wielkim.


Wystarczyło rozpakować i przełamać tabliczkę by przekonać się, że na pewno będzie ona wytrawniejsza i poważniejsza od Chocolate Mint. Bardzo cienka warstwa jasnej truskawkowej czekolady niewiele wnosiła do całości, jedynie odrobinę owocowego aromatu. Na pewno nie wpływała na podbicie jej słodyczy. Przede wszystkim zaburzamy się bowiem w spokojnym ciemnym czekoladowym musie, wzmocnionym przez lubiane przez Zottera brandy z cukru trzcinowego. Ów alkohol dobrze zgrywa się z olejkiem miętowym, nadając całości odświeżającej niby-syropowości (lecz generalnie lekowych skojarzeń nie miałam).


Nic nie przełamywało poważnego w swej formie czekoladowego musu z brandy i miętą, przez co połowa tabliczki zdołała mnie porządnie nasycić. Mięta na całe szczęście nie przyćmiewała czekolady (ah, jakże ogromną zaletą jest niestosowanie przez Zottera aromatów!), ale gdybym kolejny raz miała sięgnąć po miętową Handscooped - zdecydowanie wybrałabym żywiołową poprzedniczkę z galaretką - Chocolate Mint.

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, mleko, syrop ryżowy, suszone truskawki, brandy z cukru trzcinowego, pełne mleko w proszku, odtłuszczone mleko w proszku, pełny cukier trzcinowy, lecytyna sojowa, proszek cytrynowy (koncentrat soku cytrynowego, skrobia kukurydziana, cukier), sól, olejek miętowy, wanilia.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 509 kcal.
BTW: 6,3/34/40.

sobota, 14 grudnia 2019

Valrhona Lait Tanariva mleczna 33% Madagaskar


Jakże dawno nie próbowałam już niczego od Valrhony, aż zdążyłam zatęsknić za tą marką. Gdy tylko pojawiło się coś od nich w sklepie Sekretów Czekolady, wcześniej mi nieznanego - od razu przytuliłam to do siebie. Owym cosiem okazały się dwie tabliczki, z których jedną jest dziś opisywana mleczna Tanariva, zawierająca 33% madagaskarskiego kakao.

Madagaskar w interpretacji Valrhony znałam dotychczas jedynie w wydaniu ciemnym: w czystej Manjari oraz Manjari Orange, spośród których szczególnie przypadła mi do gustu opcja bez dodatków, w którym madagaskarskie kakao dało pełen popis swoich walorów.


Po Valrhonę Lait Tanariva sięgnęliśmy dochodząc malowniczym jesiennym razem z Michałowic w okolice wodospadu Szklarki. Chcieliśmy uświetnić czymś ostatnie chwile tej jesieni spędzone w karkonoskich terenach. Przysiedliśmy na zwalonym drzewie, pośród kolorowych liści i oddaliśmy się we władanie czekoladowej księżniczce o barwie palonego karmelu wymieszanego z mlekiem.

Ah, do teraz rozpływam się na wspomnienie o Tanarivie. Okazała się rozkosznie delikatna i przytulna, niczym wyidealizowane karmelowe mleczko z tubki. Słodka, bardzo słodka, a jednak jedząc ją nie odczuwałam przesłodzenia. Może to przez ten jesienny las, może przez akompaniament gorzkiej kawy. Nie wiem... Nie mniej jednak, rozpuszczając ją w ustach odnalazłam harmonię.


Kojarzyła mi się przede wszystkim z lekko posolonym karmelem. Tak jak wspomniała niegdyś Kimiko w swojej recenzji tej czekolady, trudno doszukiwać się tu typowo madagaskarskich nut, trudno oczekiwać na choćby cień goryczy. To jest lekka chmurka, z jakimś tam orzechowym echem, ale na pewno nie ziemistym, maślankowym czy cytrusowym, czego można by się było spodziewać po Madagaskarze. Nie było to w tym momencie dla mnie istotnie, gdyż czekolada zrobiła mi niesamowicie dobrze.

Lait Tanariva to dla mnie taka Blond Dulcey, tylko połączona z miazgą kakaową, a przez to w gruncie rzeczy jeszcze bardziej karmelowa, bardziej palona, może nieco kawowa w swym charakterze. Na pewno bardziej wyrazista i konkretna od Jivary, zaś smakowitością porównywalna do Caramelii (choć ta posiada tak specyficzną formę, iż trudną ją porównać z czymkolwiek innym). O tak, dobrze było wrócić do Valrhony.


Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, ziarna kakao, odtłuszczone mleko w proszku, naturalny ekstrakt z wanilii.
Masa kakaowa min. 33%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 574 kcal.
BTW: 7,6/37/51

czwartek, 12 grudnia 2019

Zotter Seaweed / Caramel / Pineapple ciemna 70% nadziewana ganaszem ananasowym i karmelowo-migdałową praliną z algami



Na listopadowy wyjazd w Karkonosze zabrałam trzy tabliczki Zottera z serii Handscooped. Po kiepskiej Mango Tango i nieco lepszej już Lime and Passion Fruit przyszedł czas na tabliczkę o nazwie, która mogła wprowadzić w konsternację: Seaweed / Caramel / Pineapple. Totalnie nie wiedziałam, co o tej kompozycji myśleć. Czy znów spotkam się z przekombinowaniem? Jak odbiorę algi? Wprawdzie Zotter zapewnia, że odczuwa się je jedynie na finiszu, ale w jaki sposób?

Wszystkie nowe Zotter Handscooped kupiłam na biokredens.pl.


W Seaweed / Caramel / Pineapple zastosowane irlandzkie czerwone algi dulse, które już ponoć naturalnie są słodkawe, natomiast na potrzeby użycia w czekoladzie dodatkowo je skarmelizowano. Zanurzono je w karmelowym ganaszu wymieszanym z migdałową praliną i białą czekoladą. Powyżej zaś znajduje się ganasz ananasowy, okraszony nutą cytryny - i rzeczywiście na szczęście tylko nutą, niczym więcej. Wszystko okrywa ciemna czekolada o 70% zawartości kakao.

Do degustacji przystąpiliśmy nad Śnieżnymi Stawkami w Karkonoszach i w zasadzie po chwili było mi to zupełnie obojętne, czy w czekoladzie znajdują się algi czy też nie. Miałam ananas - cudowny, soczysty ananas - jeden z moich ukochanych owoców. Cytryna było tylko echem, tchnieniem na jego tle. Do tego, esencjonalne i urokliwie słodkie połączenie karmelu z migdałami i odrobiną białej czekolady (to miąższysty karmel wraz z migdałową praliną tu dominowały, nie odczuwało się namacalnie  bezpośredniego wpływu białej czekolady). Wszystko było umiarkowanie słodkie, zaś intensywne dzięki mocnym podstawowym składnikom: ananas, karmel, migdały, no i oczywiście spajająca wszystko ciemna czekolada. Warto dodać, że tę kompozycję odebrałam jako o wiele smaczniejszą i charakterną niż Pineapple Cream, w której znajdował się również ananas z karmelem.


Algi? Gdzie algi? Cóż, umknęły mi... Choć w karmelowo-migdałowym ganaszu dostrzec można było czerwonawe włoski, to jednak główni, dominujący bohaterowi narobili już wystarczająco dużo pysznego zamieszania. Potraktowałam więc algi jedynie jako prozdrowotną ciekawostkę. Mało istotne, gdy cała reszta tak smakuje i nic w delektowaniu się nie przeszkadza...

Skład: surowy cukier trzcinowy, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, migdały, koncentrat ananasowy, suszone ananasy, syrop ryżowy, mleko, odtłuszczone mleko w proszku, karmelizowane mleko w proszku (odtłuszczone mleko w proszku, cukier), masło, płatki czerwonych alg dulse, koncentrat soku cytrynowego, pełne mleko w proszku, lecytyna sojowa, pełny cukier trzcinowy, sól, słodka serwatka w proszku, proszek cytrynowy (koncentrat soku cytrynowego, skrobia kukurydziana, cukier), wanilia, płatki róż, cynamon.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 535 kcal.
BTW: 6,8/35/45

wtorek, 10 grudnia 2019

Amedei ciemna 63% z migdałami


Ciemną Amedei z migdałami kupiłam w sklepie Sekretów Czekolady ze specjalną myślą o zabraniu jej na górski jesienny szlak. Domyślałam się, iż podczas domowej degustacji nie zaoferuje mi wiele, tymczasem w górach naładowana migdałami czekolada zawsze się przyda. To 63% blend różnych rodzajów ziaren, wzbogacony o 15% sycylijskich migdałów z regionu Avola.


Pokryta lekkim nalotem tabliczka łamała się z lekkością i specyficznym bezowym chrzęstem, co od razu przypomniało mi o legendarnej bezowości czekolad od Amedei. Niestety, sama czekolada wydawała się nam po prostu niesmaczna. Migdały w niej umieszczone rozdrobiono do formy grubej kruszonki przyjemnie chrupały, ale w dziwny sposób komponowały się smakowo z samą czekoladą. Odnosiłam wrażenie, iż już nieco zestarzałe migdały zanurzono w jakimś alkoholowym trunku o migdałowym aromacie, a cała czekolada nimi przesiąknęła.


Kompozycja smakowa tej czekolady była doprawdy dziwaczna. Strasznie dużo mokrego kartonu, nadpleśniałego drewna, suchych łodyg i właśnie jakiejś podejrzanej migdałowości. Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, iż natrafienie na w pełni odpowiadającą mi czekoladę od Amedei jest niczym wygrana na loterii. Tak pięknych słów w opisach swych produktów używa ta toskańska marka i takim prestiżem się szczyci... niestety, bardzo rzadko do mnie przemawia swą twórczością.

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, migdały.
Masa kakaowa min. 63%.
Masa netto: 50 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 545 kcal.
BTW: 9,6/35/48.

niedziela, 8 grudnia 2019

Zotter Lime and Passion Fruit ciemna 70% nadziewana ganaszem marakujowo-limonkowym i ganaszem z białej czekolady, polenty, batatów, cytryny i brandy z cukru trzcinowego


Po jedzonej dzień wcześniej nieudanej Mango Tango z serii Zotter Handscooped, miałam wielkie obawy dotyczące Lime and Passion Fruit. Dlaczego? Ponieważ jest to ciemna czekolada 70% nadziewana ganaszem marakujowo-LIMONKOWYM oraz ganaszem z białej czekolady, batatów, CYTRYNY i brandy z cukru trzcinowego. Poza tym, w nader skomplikowanym składzie wysoko stoi też verjuice, czyli sok z zielonych winogron, znany już z trzech innych przekombinowanych Handscooped: Verjuice Green Grapes, Gourmet Journey to Peru i Tahini Palestine. Dwóch rzeczy więc naprawdę się obawiałam: przysłaniającej wszystko inwazji cytryny i limonki oraz przekombinowania, przytłoczenia licznymi składnikami. A tak pięknie by mogło być, gdyby nadzienie tej czekolady pozostało choćby jedynie połączeniem marakui z polentą...

Wszystkie moje nowe Zottery zakupiłam na biokredens.pl.


Nie będę udawać, iż wyłapałam wszystkie liczne niuanse zawarte w tej tabliczce. Oczywiście tak nie było. Jak zawsze pyszna ciemna czekolada od Zottera ukrywała w sobie bowiem tyle składników, że wręcz musiał zawładnąć nimi chaos. Nie starałam się odróżnić od siebie obu warstw nadzienia, raczyłam się całością naraz. W dolnej, marakujowo-limonkowej warstwie, na szczęście marakuja pokazała większy pazur niż limonka - limonka w istocie stała się tylko dodatkowo nadającej świeżości przyprawą. Mogłam delektować się jej specyficznym, wspaniałym smakiem, choć oczywiście i tak było mi jej za mało.

W górny ganasz powkładano bowiem wszystko i nic. Biała czekolada, bataty, polenta, brandy, cytryna, verjuice, migdały... Czego tam nie było! Słodka na modłę kukurydziano-migdałową, przełamana cytryną i brandy - smakowała, lecz w gruncie rzeczy obierałam ją jako nijaką, kierując cały czas swoją uwagę na marakuję. Ah, jakże żądna byłam tropikalnych owoców innych niż cytrusy po tym, co Zotter zafundował mi w Mango Tango!


Lime and Passion Fruit na szczęście okazała się lepsza od poprzedniczki, choć macham na nią ręką, gdy porównuję ją z licznymi, bardziej atrakcyjnymi nowościami z kolekcji Handscooped.

Skład: surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, syrop ryżowy, verjuice (sok z zielonych winogron), słodkie ziemniaki, suszone marakuje, sok cytrynowy, pełne mleko w proszku, mleko, odtłuszczone mleko w proszku, jogurt w proszku z odtłuszczonego mleka, polenta, karmelizowane mleko w proszku (odtłuszczone mleko w proszku, cukier), brandy z cukru trzcinowego, koncentrat limonkowy, migdały, masło, koncentrat marakujowy, słodka serwatka w proszku, koncentrat soku cytrynowego, pełny cukier trzcinowy, lecytyna sojowa, sól, wanilia, cynamon, olejek cytrynowy, chili, płatki róż, proszek cytrynowy (koncentrat soku cytrynowego, skrobia kukurydziana, cukier).
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 496 kcal.
BTW: 4,9/31/47

piątek, 6 grudnia 2019

Georgia Ramon Goat Milk mleczna 55% z kozim mlekiem


Zawsze lubię sięgać po czekolady z alternatywnymi rodzajami mleka. Dotąd najwięcej skosztowałam czekolad z mlekiem kozim. Nie mam problemu z kozim nabiałem, a wręcz przeciwnie - specyficzne kozie akcenty są przeze mnie wręcz pożądane i przepięknie potrafią zgrywać się z kakao. Poprzednią kozią czekoladą którą wypróbowałam była doskonała In't Veld, natomiast teraz miałam się przekonać, co w kwestii koziego mleka ma do powiedzenia Georgia Ramon. Niemiecka manufaktura połączyła kozie mleko z 55% blendu ziaren kakao oraz surowym cukrem trzcinowym. Tabliczkę zakupiłam w sklepie Sekretów Czekolady.

Naszą Ziegenmilch wyjęłam z plecaka w chatynce pod karkonoskim Śmielcem, tuż po degustacji nieudanego Mango Tango od Zottera. Potrzebowałam przeciwwagi. Całe szczęście propozycja Georgii Ramon urzekła mnie, sprawiając całe mnóstwo delikatnej przyjemności.

Właśnie. Jak na czekoladę z kozim mlekiem, ta okazała się wyjątkowo delikatna. Ni to dobrze, ni to źle. Mogłabym przyjąć, że to zwykła mleczna czekolada, która przez wzgląd na specyfikę kakao przedstawia sobą charakterystyczne nuty siana i sierści. Brak miażdżącej mocy nie odebrałam tu jednak jako wadę. Po prostu oczy same z błogością się przymykały podczas rozpuszczania w ustach już pierwszej kostki. I każdej kolejnej.


Gęsta i aksamitna. Głęboka. Delikatnie słodka. Aromatyczna. Pełna wygrzanego słońcem siana, czystej koziej sierści, starej drewnianej stodoły, kwiecistej łąki, orzechowego sadu. Przytulna. Tak odmienna - zarówno w smaku, jak i konsystencji - od uwielbianej przeze mnie In't Veld, ale również przepyszna. Urokliwa prostota.

Kolekcjonerom mlecznych wynalazków polecam wypróbowanie tej tabliczki w dzień, gdy będą potrzebowali czegoś zdecydowanie spokojnego.


Skład: tłuszcz kakaowy, surowy cukier trzcinowy, miazga kakaowa, kozie mleko w proszku 15%.
Masa kakaowa min. 55%.
Masa netto: 50 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 604 kcal.
BTW: 9/48/37

środa, 4 grudnia 2019

Zotter Mango Tango ciemna 70% nadziewana cytrynowym musem z białą czekoladą i cytrynowym musem z mango i nerkowców


Pierwszy pobieżny rzut oka na jesienną ofertę Zottera wprawił mnie w zawód. Wydawało mi się, że jest ona bardzo odtwórcza. Pojawiały się smaki, a nawet nazwy, które dobrze już znałam. Dopiero wgłębienie się w nowy asortyment pozwoliło mi odkryć wiele ciekawostek, jednakże w niektórych przypadkach niesmak pozostał. Weźmy na przykład dziś opisywaną czekoladę - Mango Tango. Nazwę tę posiadała już Mitzi Blue, której próbowałam trzy lata temu - jogurtowa z mango z dyskiem z ciemnej czekolady i orzechami brazylijskimi. Natomiast grafika umieszczona na opakowaniu nowej Mango Tango kolorystycznie jest tak podobna do tej znanej z Mango and Mace, iż na pierwszy rzut oka pomyślałam, że to po prostu reaktywacja tamtej tabliczki. Jak się okazało, Mango Tango z kolekcji Handscooped to zupełnie świeża propozycja. Wróć, nie aż taka świeża. W zasadzie do złudzenia przypomina Mango Preda, jeśli tylko podmienimy parę szczegółów. W Mango Preda kuwerturę wykonano z mlecznej czekolady, tutaj mamy ciemną. W Mango Preda główną owocową rolę grało oczywiście wyśmienite filipińskie mango Preda, tu prócz rzeczonego mango wtrąca nam się jeszcze cytryna.

Otóż to, najnowsze Mango Tango to ciemna czekolada o 70% zawartości kakao, kryjąca w sobie dwa rodzaje nadzienia: cytrynowy mus z białą czekoladą oraz cytrynowy musem z mango i nerkowców (gdzie mango występuje głównie pod postacią owocowej czekolady, tak typowej dla Zottera). Podejrzany wydał mi się nadmiar cytryny w tym wszystkim, ale zasiadając do degustacji na karkonoskim zaszronionym szlaku pod Śmielcem, tuż przed zejściem w Koralową Ścieżkę - ślinka ciekła mi na myśl o słodziutkim, aromatycznym mango, które potrafi tak doskonale wypadać w czekoladach Zottera (niechże wspomnę wymienione tu już wcześniej tabliczki z mango oraz boską Yummy! Meals For Schools).

Wszystkie moje Zottery zakupiłam oczywiście na biokredens.pl.


Po przełamaniu tabliczki dostrzegamy dominację warstwy z mango, niestety podbarwionej kurkumą. Żeby nie było - absolutnie nie mam nic do samej kurkumy, tu jednak miałam wrażenie, iż została użyta celem wizualnego podbicia zawartości mango. Wprawdzie aromat mango był wyraźnie wyczuwalny i dominował nad cytryną, a także ciemną i białą czekoladą - cóż, wodził na pokuszenie, gdyż uwielbiam mango.

Smakiem natomiast niestety się zawiodłam. Wszystko, ale to dosłownie wszystko zostało przyćmione przez cytrynę. Cytrynę, która tak podejrzanie wyglądała w opisie czekolady. Cytrynę, która może być miła, ale w takich czekoladach jak Lemon Polenta, Gin & Lemon czy Lemon Mousse - nie zaś w Mango Tango! Gdzieś tam próbowała przebijać się łagodność nerkowców, wołała nas słodycz białej czekolady, nieśmiało o uwagę dopominało się tak pożądane przeze mnie mango.


Kuwertura z ciemnej czekolady urzekała jak zwykle. Cóż z tego, skoro nie mogłam swobodnie delektować się kompozycją, co do której miałam zupełnie inne oczekiwania. Zotterowi nie pierwszy raz zdarzyła się przesada z cytryną w miejscu, gdzie winna stanowić jedynie rodzaj lekkiej przyprawy. Mango Tango to dla mnie jedna z najbardziej nieudanych Handscooped w tegorocznej jesiennej serii. Zawód, wielki zawód.

Skład: surowy cukier trzcinowy, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, syrop ryżowy, mleko, puree z mango, suszone mango, sok cytrynowy, pełne mleko w proszku, jogurt w proszku z odtłuszczonego mleka, odtłuszczone mleko w proszku, koncentrat soku cytrynowego, orzechy nerkowca, słodka serwatka w proszku, lecytyna sojowa, pełny cukier trzcinowy, proszek cytrynowy (koncentrat soku cytrynowego, skrobia kukurydziana, cukier), kurkuma, sól, wanilia, cynamon.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 502 kcal.
BTW: 5,5/33/45

poniedziałek, 2 grudnia 2019

Choco Museo Peru Cusco ciemna 85%

 

Kolejną ciemną tabliczką od Choco Museo, zakupioną nieopodal Plaza de Armas w peruwiańskiej Limie, jest wykonana z ziaren z okolic inkaskiego miasta Cuzco 85-procentówka. Według producenta, kakao z Cuzco charakteryzuje się mocnym ściąganiem, niską słodyczą i migdałowymi akcentami. Dobrze pamiętam Bonnat Cacao Cusco Perou 75%, która okazała się niezwykle mroczna i tajemnicza, pomimo typowej dla Bonnat tłustości. Byłam ciekawa, jak zinterpretuje to kakao manufaktura Choco Museo.

O dziwo, czekolada jak na 85% kakao cechowała się brązem dość jasnym i bardzo soczystym, czerwonawym. Co ciekawe, w Bonnat Cacao Cusco Perou 75% było podobnie. Nasza Choco Museo pachniała niesamowicie gęstym, inwazyjnym aromatem cytrusów i prażonych gorzkich migdałów.

 

W ustach układała się miękko i jakoby nabierała objętości - była przestrzenna. Zaatakowała nas przy tym mocną cierpkością - już dawno takiej nie zaznałam podczas degustacji. Była wybitnie kakaowa, niczym zmielone i zbite na powrót w jedną masę porządnie uprażone ziarna. O tak, przeokropnie dużo w niej było mroku, zupełnie nieprzebytej dżungli nocą, tuż przed nadejściem obfitego deszczu. Sprawiała wrażenie oleistości, zaś na podniebieniu pozostawiała prawdziwą smołę. Dzikie zioła mieszały się tu z popiołem zgarniętym wprost z jeszcze żarzącego się ogniska.

Była na tyle mocna, że pochodziłam do niej kilka razy. Przy następnych podejściach okazywała więcej łagodności, lecz nadal trudno było doszukać się w niej słodyczy. Po prostu szła bardziej w stronę trochę za długo prażonych migdałów, suchych orzechów włoskich i laskowych, a także powściągliwych cytrusów.

 

Pomimo swej mocy, nie zaliczam tej tabliczki do grona faworytów. Mrok w niej zawarty był zanadto przytłaczający. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że zamiast bycia tajemniczą stała się ona wręcz depresyjna. Ot, takie to uroki peruwiańskich przygód...

Skład: miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, cukier.
Masa kakaowa min. 85%.
Masa netto: 75 g.

sobota, 30 listopada 2019

L'Atelier Des 5 Volcans Reserve De Dja & Vanille Fraiche ciemna 66% Kamerun z wanilią


Asortyment tabliczek marki L'Atelier Des 5 Volcans zakupiłam w sklepie Sekretów Czekolady już z rok temu. Tak, długo czekały na swój debiut degustacyjny. Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z kakao z Kamerunu, natomiast cała manufaktura L'Atelier Des 5 Volcans bazuje właśnie na tych afrykańskich ziarnach, wywodzących się z dwóch plantacji: Reserve De Dja w sercu lasu deszczowego oraz Heut Penja z okolic wybrzeża. Swą czekoladową pracownię stworzyła w Kamerunie Francuzka Laetitia Paravisini z Marsylii.

Pierwszą czekoladę od L'Atelier Des 5 Volcans jaką postanowiłam wypróbować jest ciemna tabliczka zawierająca 66% kakao z terenów rezerwatu położonego w górnym biegu rzeki Dja. Te okolice porastają jedne z najlepiej zachowanych i strzeżonych lasów tropikalnych w Afryce, chlubiące się wyjątkową bioróżnorodnością. Tak szlachetnego pochodzenia kakao doprawiono madagaskarską wanilią.


Tabliczki od L'Atelier Des 5 Volcans cechują się wyglądem specyficznym i eleganckim, a przy tym nieprzekombinowanym. Reserve De Dja & Vanille Fraiche pachniała świeżością ciepłej szarlotki polanej waniliowym sosem. Aromat miał też w sobie coś z... plastikowej reklamówki. Woń zapowiadała bardzo słodkie doznania - zresztą, poziom kakao nie jest w tej czekoladzie zatrważająco wysoki.


Smak gładkiej i miękkiej czekolady rozwijał się powoli, by ostatecznie zniewolić nas prawdziwym uderzeniem intensywnej owocowej słodyczy. Znaleźliśmy tu wiele. Od dojrzałych, ociekających lepkim sokiem cytrusów, przez mango z marakują, lekko sczerniałe już banany, aż po miąższ dyni. Przechodząc przez tą całą plejadę powróciliśmy do esencji - szarlotki z prażonych, skrojonych w kostkę słodkich jabłek. Było tu nieco charakterystycznego aromatu zielonego jabłuszka. Niemal namacalnie odczuwałam też maślaną kruszonkę i leciutki jak puch cukier puder. W samej czekoladzie czuć było zagubione gdzieś większe kryształki cukru. Wszystko to polane było dopiero co zmieszanym, gorącym waniliowym sosem na bazie śmietanki. Z prawdziwą wanilią, oczywiście.


Reserve De Dja & Vanille Fraiche jest świetnym rozwiązaniem przy apetycie na słodką ciemną czekoladę. Dla fanów bardziej wytrawnych czekolad nie będzie to dobry traf. Ja po zjedzeniu połowy tabliczki czułam się zasłodzona jak po niejednej mlecznej. Nie mniej jednak, była to słodycz niesztampowa.

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, wanilia.
Masa kakaowa min. 66%.
Masa netto: 80 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 7,4/43,9/39,1

czwartek, 28 listopada 2019

Zotter Peanut Crunch With Salt ciemna 70% nadziewana praliną z orzechów arachidowych i orzechami arachidowymi z solą


Zotter Peanut Crunch With Salt zdawał się dla mnie pewniakiem wśród nowych Handscooped od Zottera, które zakupiłam na biokredens.pl. W zeszłym roku w absolutny zachwyt wprawiła mnie Lingonberries + Peanuts + Salt. Zaś dwa lata temu pokochałam "Fake Chocolate" Peanuts and Nettles, w przeciwieństwie do średnio udanej Peanut Butter and Banana. W tym roku Zotter mocno uprościł sprawę, więc spodziewałam się majstersztyku wśród nadziewańców z orzechami arachidowymi. Dziś prezentowana czekolada to ciemna kuwertura o 70% zawartości kakao otulająca prażone i solone całe orzechy arachidowe, zanurzone w pralinie z orzechów arachidowych i białej czekolady. Solidna prostota jest tym, co lubię!

 

Czekolada pachniała ciepłym, jesiennym lasem. Doskonałym posunięciem było zastosowanie ciemnej czekolady jako kuwertury, gdyż wzbogaca ona arachidową inwazję w spokojne i głębokie leśne nuty właśnie. Wnętrze jest miąższyste, przypominające odrobinę chałwę. Jest tłusto (wszak olej arachidowy stoi całkiem wysoko w składzie), ale przy tym tak intensywnie orzechowo, iż owa tłustość wypada bardzo naturalnie. Wyraźna, lecz nieprzesadzona nuta soli podkreśla smak prażonych orzechów arachidowych. Tych umieszczonych w tabliczce w całości niestety nie jest wiele - spodziewałam się większej ilości. Cudownie chrupały. Na zdjęciach widać, jak uroczo spoglądają z sycącej praliny.


Co ciekawe, pomimo zasadniczego udziału białej czekolady w nadzieniu całość absolutnie nie jest przesłodzona. Jest przede wszystkim bardzo, ale to bardzo arachidowa - tego oczekiwałam i niezwykle zadowolił mnie ów efekt. Soczysta i aromatyczna ciemna czekolada dopełnia dzieła, zgrywa się z orzechami w błogą całość. Bardzo polubiłam tę tabliczkę - na pewno bliżej jej było do dobrego masła orzechowego niż Peanut Butter and Banana. Oj tak, czułam się, jakbym po prostu jadła doskonały krem z masła orzechowego połączony z Prawdziwą Czekoladą.

 

Skład: surowy cukier trzcinowy, orzechy arachidowe, miazga kakaowa, olej arachidowy, słodka serwatka w proszku, pełny cukier trzcinowy, pełne mleko w proszku, odtłuszczone mleko w proszku, lecytyna sojowa, sól, wanilia, cynamon, chili.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 568 kcal.
BTW: 12/40/39