Podobnie jak w przypadku tabliczki Piña Colada, nadziewaniec Peanut Butter and Banana zdawał się być kolejnym spełnieniem moich czekoladowych marzeń w wykonaniu Zottera. Połączenie masła orzechowego z bananem jest dla mnie tak klasyczne, że nieustannie mnie dziwiło, dlaczego Zotter nie pokusił się na taką Handscooped wcześniej. No nic, w końcu się doczekałam, a po znakomitej Piña Colada miałam wobec Peanut Butter and Banana bardzo duże oczekiwania. Jak to wyszło?
Czekoladę zjedliśmy w schronisku Andrzejówka w Górach Kamiennych. Podczas postoju w schronisku nasz aparat odmówił posłuszeństwa (chyba przez zmianę temperatur i wilgotności po wnętrzu do środka), toteż zdjęcia tabliczki wykonałam na szybko telefonem. Wymarzonego Zottera zakupiłam oczywiście na biokredens.pl.
Czekoladę zjedliśmy w schronisku Andrzejówka w Górach Kamiennych. Podczas postoju w schronisku nasz aparat odmówił posłuszeństwa (chyba przez zmianę temperatur i wilgotności po wnętrzu do środka), toteż zdjęcia tabliczki wykonałam na szybko telefonem. Wymarzonego Zottera zakupiłam oczywiście na biokredens.pl.
Mleczna kuwertura o 50% zawartości kakao kryje w sobie dwie warstwy nadzienia. Na dole leży ganasz wykonany z masła orzechowego i białej czekolady, który okazuje się bardzo zbity i tłusty - jak solidne masło orzechowe. U góry zaś mamy mniej zwięzły (jakby bardziej napowietrzony) ganasz bananowy, stworzony z dodatkiem miodu i cytryn. Obie warstwy pomimo pewnych różnic w strukturze były generalnie bardzo gładkie, przez co dość ciężko było je od siebie rozdzielić. Zrobiłam to tylko z małym kawałkiem, aby rzeczywiście móc wyodrębnić smaki obu kremów.
Choć w całości kompozycji słodycz była wyważona, na dłuższą metę czekolada zamulała. Brakowało mi w niej solidnego przełamania, na przykład większą słonością masła orzechowego. Tabliczka calutka pachniała masłem orzechowym, w smaku również dominowały tłuściutkie arachidy. To uwodziło, ale w towarzystwie banana i bądź co bądź delikatnej mlecznej czekolady przydałby się jakiś konkretny kopniak. Może nawet trochę większych kawałków podprażonych orzeszków załatwiłoby sprawę?
Przez dłuższą część degustacji nie czułam właściwie nic poza masłem orzechowym. Potem do głosu dochodziła czekolada, a na samym końcu krem bananowy. Delikatnie słodki, zamulająco bananowy, co podkreślone jeszcze zostało przez cytrynę i miód... (na szczęście nie było za wiele cytryny!). Krem bananowy był niby smaczny, ale jednak czegoś mi w nim brakowało, a z masłem orzechowym nie zgrał się do końca tak, jak to sobie wyobrażałam. Oczekiwałam wyrazistego połączenia znanego z słynnej kanapki Elvisa, tu wszystko było jakby przytłumione. Dobrze, że nie za słodko, ale to połączenie na mój gust powinno mieć większy charakterek. Wanilia i cynamon klasycznie przebijały się u Zottera, ale nie na tyle, by w jakikolwiek znaczący sposób podkręcić smaki. Mierziło mnie to również dlatego, że przecież tak bardzo polubiłam Labooko Banana...
Gdybym stosowała system ocen podobnie jak Kimiko, na pewno dałabym Peanut Butter and Banana mniej niż 9/10. Mojej ukochanej Piña Colada dziś opisywana tabliczka nie sięgała do pięt, choć też miała być spełnionym marzeniem. Tymczasem okazała się zbyt spokojna. Smaczna, ale bez intensywności smaków - a dla mnie takie połączenie powinno być po prostu mocne.
Ostatni weekend listopada postanowiłam także spędzić na górskiej rande z Mężem. Dopiero co parę tygodni temu wyjechaliśmy z okolic Wałbrzycha, by teraz powrócić tam ponownie. W sobotę na szlak wyruszyliśmy równo ze świtem, po kilku godzinach nocnej jazdy samochodem. Pogoda nas nie rozpieszczała, widoczność była bardzo słaba przez cały dzień. Nasza trasa przez Góry Suche wyglądała następująco: Mieroszów - Garbatka - Włostowa - Kostrzyna - Suchawa - Przełęcz pod Waligórą - schronisko Andrzejówka - Graniczna - Bukowiec - Sokołowsko - Lesista Wielka - Mieroszów. Pomijała zdobyty parę lat temu szczyt Waligóry oraz wieżę widokową na Spicaku (po czeskiej stronie) właśnie przez wzgląd na kiepską aurę. Marsz po górach był mi jednak bardzo potrzebny, niezależnie od pogody - i tak przyniósł mi ogromną satysfakcję.
Skład: surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, orzechy arachidowe, pełne mleko w proszku, mleko, suszone banany, syrop cukru inwertowanego, odtłuszczone mleko w proszku, olej arachidowy, słodka serwatka w proszku, miód, pełne mleko w proszku, lecytyna sojowa, koncentrat soku cytrynowego, sól, proszek cytrynowy (koncentrat soku cytrynowego, skrobia kukurydziana, cukier), wanilia, cynamon, chili bird's eye.
Masa kakaowa min. 50%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 544 kcal.
BTW: 8,3/37/44
Też mnie rozczarowała, a wydawać by się mogło, że to proste do wykonania połączenie.
OdpowiedzUsuńCo Cię w niej najbardziej rozczarowało?
UsuńZa mało słona, za mało banana i chciałabym, żeby konsystencja była bardziej kremowa. Można by też dodać jakiegoś bekonu :D
UsuńOki, to to! Sto razy tak!
UsuńRaczej nie moje smaki, więc i tak bym chyba nie kupił.
OdpowiedzUsuńA moje własnie bardzo, ale wykonanie nie sprostało moim wymaganiom.
UsuńJak z bananami to ja odpadam :D
OdpowiedzUsuńDlaczego? Banany tak rzadko spotyka się w dobrych czekoladach...
Usuń