czwartek, 30 stycznia 2014

Favarger mleczna z karmelizowanymi kawałkami orzechów laskowych


Orzechy laskowe to jeden z najpospolitszych dodatków używanych w czekoladach. Favarger sięga po nie w formie pasty, stosując jako pralinowe wypełnienie swoich (wcale niepospolitych) mlecznych czekolad. W opisywanej dziś tabliczce, orzechy laskowe znalazły się nie tylko jako pasta - ale również w formie skarmelizowanej kruszonki. W drodze losowania, właśnie ta tabliczka stała się drugim skonsumowanym przez nas produktem szwajcarskiej manufaktury, której to historię przybliżyłam w poprzedniej notce.

W porównaniu do uprzednio recenzowanej czekolady z nugatem z orzechów włoskich - tym razem dość gruba orzechowa kruszonka wypełnia obficie zarówno górną, jak i dolną warstwę tabliczki. Kawałki orzechów laskowych są jedynie delikatnie skarmelizowane, przez co nuty palonego cukru nie przyćmiewają w pełni ich naturalnych walorów. Sam zapach tabliczki jest podobny - znów dominują orzechy laskowe, wkomponowane w zbalansowane mleczno-kakaowe tło.

Tym razem konsumpcja pojedynczej kostki nie jest zaburzona przez żadne niespodzianki typu karmel włażący między zęby. Czekolady Favarger nie należą do twardych - kęs łatwo łamie się pod naciskiem zębów. A dalej - gryzienie tak aksamitnej czekolady było by grzechem. Wystarczy pozwolić jej powoli rozpłynąć się w ustach. Tak jak w przypadku poprzedniczki, kakaowo-orzechowo-mleczna masa powoli rozpuszcza się na języku, otulając go przytulną kołderką. Lekką i ciepłą zarazem. Bez cienia starego tłuszczu i przedawkowanego cukru. Z nutką wanilii. Eh, to naprawdę rozkoszna fuzja doznań - smakowych, jak i dotykowych!

Gdy już w końcu przebijemy się przez tą lekką jak obłoczek pralinową masę - docieramy do kruszonych, karmelizowanych orzechów laskowych. Teraz można pochrupać :).

Zdecydowanie - Favarger z karmelizowanymi kawałkami orzechów laskowych wypadł lepiej na tle wersji z nugatem z orzechów włoskich. Nadal jest to tabliczka, na którą nie skusiłabym się w regularnej cenie (16 zł) - więc tym bardziej doceniam fakt, iż udało mi się ją kupić za połowę wartości. Jest bardzo dobra jakościowo i w tym względzie niczego nie można jej zarzucić. Mimo wszystko, pozostaje klasycznym i prostym produktem - spożywając ją nie oddałam się totalnej ekstazie :D. Ot, przyjemna czekolada do niespiesznego skonsumowania w domowym zaciszu. Można raz po raz sięgać po kosteczkę i z uśmiechem na ustach pozwalać jej rozpuuuuuszczać się. Jeśli traficie na tak dużą okazję - nie wahajcie się przed spróbowaniem. W przypadku braku promocji - cóż, jeśli jesteście wielkimi fanami mlecznej (nieprzesłodzonej!) czekolady oraz orzechów - raz się żyje! ;) (a ta tabliczka będzie na pewno lepszym wyborem, niż poprzednio recenzowana).

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, karmelizowane orzechy laskowe 15% (orzechy laskowe, cukier), miazga kakaowa, orzechy laskowe, ekstrakt słodu jęczmiennego, naturalny ekstrakt wanilii.
Masa kakaowa min. 36%.
Masa netto: 100 g.

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Favarger mleczna z nugatem z orzechów włoskich


Favarger to szwajcarska wytwórnia czekolady o bardzo długiej tradycji. Powstała w 1826 roku w Genewie i po dziś dzień pieczołowicie pielęgnuje rzemieślniczą recepturę, dbając o każdy element produkcji - począwszy od surowego ziarna kakao. Na swej stronie internetowej firma podkreśla, jak bardzo duży nacisk kładzie na jakość. Szwajcarskie mleko, zero sztucznych aromatów, półprodukty wytwarzane na miejscu... Favarger ma za sobą już prawie dwa wieki działalności i nie chce stracić wypracowanej sobie renomy. Żadnych eksperymentów pod publiczkę, zero silenia się na ulepszanie. Bardzo słusznie. Wszak dzisiejsze społeczeństwa europejskie coraz mocniej doceniają tradycję, na nowo. Coraz częściej przekonujemy się, że nie warto zaprzepaszczać dzieł przodków, zastępując je w pełni nowoczesnością.

Skąd dowiedziałam się o tej marce? Linia czekolad Avelines jest dostępna w marketach Alma. W stałej ofercie znajduje się kilka rodzajów stugramowych tabliczek, o dość klasycznych wariantach smakowych (głównie mleczne, z orzechami). Jedna tabliczka w regularniej cenie kosztuje 16 zł. To właśnie cena była powodem, że dotąd jedynie mijałam regał z produktami Favarger. Nie wzbudzały we mnie na tyle dużego zainteresowania, abym gotowa była wydać na nie powyższą kwotę.

Natura łowcy promocji pozwoliła mi jednak trafić na niebywałą okazję. Cała partia czekolad Avelines zbliżała się do terminu ważności i przeceniono ją o 50%. Wiedziałam, że to jedyna szansa, aby skosztować wyrobów Favarger, dlatego trzy mleczne tabliczki tej marki prędko odnalazły schronienie w mojej Magicznej Szufladzie :).

W tym miejscu warto zaznaczyć, że wszystkie mleczne czekolady tej marki posiadają min. 36% masy kakaowej. Moje dotychczasowe doświadczenia mówią, że takie tabliczki są zawsze warte grzechu... Ponadto, Favarger nie używa w produkcji żadnego emulgatora, ŻADNEJ lecytyny. To też wiele mówi o jakości wytwarzanych przez Szwajcarów czekolad.

No i którą tu z nich zjeść pierwszą? Małe losowanie i sprawa się wyjaśniła - nasza epizodyczna przygoda z Favarger rozpoczęła się czekoladą z nugatem z orzechów włoskich. Otwieramy kartonik, rozrywamy sreberko... Kocham ten rytuał :).

W środku klasyczna tabliczka, podzielona na dwuwarstwowe kostki - których wygląd idealnie został odzwierciedlony na opakowaniu. Czekolada bardzo kusząco pachniała orzechami, doprowadzając do ślinotoku. Niestety, nie był to wyraźny aromat orzechów włoskich - jak można by było wnioskować z nazwy produktu. Wyczuwalne były przede wszystkim orzechy laskowe. Dlaczego?

Wszystko ze względu na pastę z orzechów laskowych, która stanowi sporą część zbitego wnętrza wypełniającego górną część kostki. To ona decyduje o wyraźnej orzechowości całej kompozycji. Same orzechy włoskie znalazły się jedynie w dolnej, cieńszej części tabliczki. Zostały one dość mocno rozdrobione i zatopione w dużej ilości cukrowej masy - w której zginęły wszystkie ich charakterystyczne cechy. Cóż, w tym nugacie znalazło się więcej syropowej masy niż orzechów... Efektem tego było niezbyt przyjemne uczucie przylepiania się kawałków nugatu do zębów. Można było jedynie pomarzyć o pochrupaniu moich ulubionych orzechów. Na szczęście, mimo wszystko ów nugat nie był nadmiernie przesłodzony. Po prostu - jego konsystencja nie za bardzo mi odpowiadała.

Ale zaraz zaraz... Rozpisałam się o wadach, rozpisałam się o orzechach, dodatkach... A co z samą czekoladą? Przecież to ona jest najważniejsza i całe szczęście - ona nie zawiodła! Naprawdę czuć w niej solidną rękę fachowców i pasjonatów. Po pierwsze - naprawdę niebywale rozkosznie rozpuszcza się w ustach. Jest mięciutka i bardzo delikatna, nie zostawia po sobie tłuszczowego posmaku, ani nie zasładza na śmierć. Zgodnie z moim przekonaniem, 36% masy kakaowej robi różnicę. Kakao złagodzone mlekiem, pastą z orzechów oraz wanilią, mmm... Ta subtelna, nieatakująca cukrem kompozycja, nabierała w ustach naprawdę genialnej konsystencji - dzięki czemu degustacja tej czekolady stawała się prawdziwą przyjemnością dla zmysłów. Nie wiem, czy dotąd spotkałam się z tak miłym efektem aksamitności. Tym bardziej szkoda, że po tych niebiańsko aksamitnych doznaniach trafiamy koniec końców na ulepkowate kawałki nugatu. One sprawiają, że jednak spadamy z hukiem na ziemię... :(

Naprawdę, mleczna czekolada od Favarger to przedni produkt (choć 16 złotych i tak bym na nią nie wydała :D - na dobrą ciemną czekoladę już tak...). Dodatki w wypadku tej tabliczki nie usatysfakcjonowały mnie do końca, ale cóż... miejmy nadzieję, że w przypadku kolejnych degustacji będzie już tylko lepiej.

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, nugat z orzechów włoskich 8% (cukier, orzechy włoskie, syrop glukozowy), orzechy laskowe, ekstrakt słodu jęczmiennego, naturalny ekstrakt wanilii.
Masa kakaowa min. 36%.
Masa netto: 100 g.

piątek, 24 stycznia 2014

Mount Momami biała z pomarańczą, migdałami i pistacjami


Moja pierwsza styczność z niemiecką marką Mount Momami miała miejsce niedawno. Krótko przed Świętami Bożego Narodzenia udałam się do Almy. Mnie również dopadło świąteczne szaleństwo zakupów i postanowiłam zapolować na kolejne czekoladowe zdobycze do chomikowania w Magicznej Szufladzie. W dziale ze słodyczami zaskoczył mnie widok nieznanych mi wcześniej czekolad - elegancko opakowanych, w oryginalnych kształtach. Mount Momami oferuje różne warianty smakowe tabliczek w formie trójkąta oraz nieregularnego okręgu - jak na załączonym zdjęciu. Dwa pudełeczka sprowadzone z Niemiec trafiły do koszyka - nie mogłam sobie odmówić wypróbowania niezwykle kuszących smaków niewypróbowanej dotąd marki.

Dawno nie jadałam naprawdę dobrej białej czekolady, dlatego w pierwszej kolejności zdecydowałam się spróbować białego smakołyku od Mount Momami - z nadzieją, że zaspokoi moje oczekiwania. Mimo wszystko, cena powyżej 10 złotych do czegoś zobowiązuje i sugeruje, że kunsztowne pudełko nie kryje w sobie bylejakości. Bardzo bym się zawiodła, gdyby było inaczej.

Oprócz kartonika, tabliczka zapakowana jest w solidnego wykonania złotko, co stanowi dobrą ochronę dla dość kruchego z wyglądu wyrobu. Tabliczka jest dość cienka, ale na szczęście jej kruchość jest jedynie pozorem - nie doznała urazów podczas transportu. Co do jej formy - producent silił się na oryginalność, co obyło się kosztem praktyczności. Nie została ona podzielona na kostki - aby wydzielić porcje dla mnie i Ukochanego musieliśmy przekroić ją na pół nożem. Nie muszę chyba tłumaczyć, że zabranie smakołyku w podróż lub chęć poczęstowania kogoś małym kawałkiem stają się wręcz niemożliwe.

Wbrew pozorom, nieregularnie owalny kształt wcale nie jest elegancki. Biały płaski placek, na którego powierzchni znajduje się całe mnóstwo kolorowych owocowo-orzechowych drobinek, wzbudził w moim Ukochanym niezbyt apetyczne skojarzenie... Kocie wymioty :D. Całe szczęście, jak się przekonaliśmy, przekombinowany wygląd jest jedyną wadą tego produktu :). O wiele bardziej estetyczna byłaby klasyczna, prostokątna tabliczka. Przy takiej mnogości dodatków rzeczywiście nie musiałaby być dzielona na kostki - jednakże bardziej symetryczny wygląd byłby wskazany.

 Przejdźmy do sedna. Dokładnie tak jak widać na fotografii - czekolada upstrzona jest dodatkami. Kosteczki kandyzowanej pomarańczy, słupki migdałów i siekane pistacje. Każdy z tych elementów jest wyraźnie wyczuwalny w zapachu, przeplatając się z delikatnym śmietankowym aromatem, znanym mi z dobrych jakościowo białych czekolad. Mmm... bardzo obiecująco!

Smak. Najpierw to, co najważniejsze - czekolada. O tak! Jest dokładnie taka, jaką uwielbiam - a idealna biała czekolada kojarzy mi się z obłoczkami na błękitnym niebie. Delikatna, śmietankowa, nieprzesłodzona, bez ciężkiego posmaku tłuszczu. Przepyszna. Gdyby nie umieszczono w niej dodatków, i tak zjadłabym ją ze smakiem...

...a jednak dodatki nadają jej jeszcze większego uroku. Kandyzowana skórka pomarańczowa jest miękka i jędrna. Naturalna słodycz owocu z odrobiną kwaskowatości i goryczki - ot, taka właśnie jest pomarańcza. Nie przyćmiono jej zalet toną cukru, chwała za to!

Pistacje z natury charakteryzują się wyrazistym i charakterystycznym smakiem - a jednak nie wychodzą tu na pierwszy plan. Nawet pomimo tego, że jest ich sporo, w całej kompozycji odznaczają się subtelnie - ale całkiem wystarczająco. Solidnie akcentują się za to podprażone migdały. Nie wiem, jak to zrobiono - są absolutnie boskie! Słupki migdałów zatopione w tej tabliczce eksponują i uwypuklają wszystko to, co w migdałach najlepsze.

Jak dobrze, że w Magicznej Szufladzie czekają jeszcze na mnie produkty z Mount Momami. Coś czuję, że to będzie nieziemsko smakowita przygoda!

Skład: biała czekolada (cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, lecytyna sojowa), kandyzowane pomarańcze 10% (skórka pomarańczowa, cukier, syrop glukozowo-fruktozowy, kwas cytrynowy), migdały 10%, pistacje 5%.
Masa netto: 85 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 538 kcal.
BTW: 6,6/33,2/53,7

wtorek, 21 stycznia 2014

Trader Joe's ciemna z karmelem, solą, orzechami włoskimi i pekan

Źródło: http://www.collectingcandy.com/wordpress/?p=10675

 Nadszedł ten czas. Dzisiejsza notka wieńczy opisy czekolad przywiezionych wprost ze Stanów Zjednoczonych. Tabliczki marki Wild Ophelia wywarły na nas ogromnie pozytywne wrażenie, natomiast wyroby spod szyldu Trader Joe's wiązały się z mieszanymi uczuciami. Zdecydowanie ich największą wadą było zastosowanie płynnego karmelu w czekoladach z dodatkami. Fakt ten raził mnie na tyle mocno, iż przyćmiewał wszystkie ewentualne zalety produktów.

Tabliczkę z karmelem, solą, orzechami włoski i pekan zostawiliśmy sobie na koniec. Ubóstwiam orzechy, więc być może całkiem nieświadomie postanowiłam odłożyć sobie najlepsze na deser. W końcu orzechy zawsze ratują sytuację, co nie? Sięgając po rzeczoną czekoladę byłam przygotowana, że ten straszliwy karmel przeszkodzi mi w czerpaniu radości z konsumpcji orzechów i dobrej 70% czekolady. Dlatego też, sreberko uchylałam bez większego entuzjazmu, jakoby z odrobiną żalu...

A jednak, wewnątrz opakowania czekała na nas czekoladowa piękność. Głęboki zapach kakao z nutą orzechów włoskich lekko brzmiącą w tle - urzekł mnie od razu. Nie było tu ani śladu niepokojącego aromatu tanich pralin z lejącym się karmelem. To, co wyczuł mój nos, wiodło na pokuszenie... Szybko poczyniony pierwszy kęs sprawił, że wszystko stało się jasne. 

Chwila dezorientacji. Przebijam się przez warstwę czekolady i... halo, gdzie jest karmelowe nadzienie? Nie ma..? Nie ma! Hurrra!!! :D Ah, jakże dobre miałam przeczucie, aby właśnie tą tabliczkę pozostawić na koniec! Dzięki temu Trader Joe's pozostawi za sobą naprawdę pozytywne wspomnienia. Moje pobożne życzenie o zastąpieniu płynnego nadzienia karmelowymi drobinkami w formie stałej okazało być się spełnione!

Proszę Państwa! Idealna, bardzo wyrazista w smaku czekolada o 70-procentowej zawartości kakao mieści w sobie całe mnóstwo przepysznych dodatków. Aż dziw bierze, że w dość cienkiej tabliczce ukryć można tyle cennych drobinek - nie wpływając tym samym na zaburzenie jej spójności. Jest tak, jak powinno być - to ciemna czekolada jest królową i ona stanowi podstawę kompozycji smakowej - pomimo bogactwa dodatków. Orzechy, karmel i sól jedynie uwypuklają zalety czekolady i są z nią doskonale zbalansowane. 

Po pierwsze - kosteczki maślanego karmelu. Nie są twarde, nie są klejące - wręcz przeciwnie! Wspólnie z czekoladą, bardzo miękko rozpływają się w ustach, i przeplatając się z goryczą kakao niosą kojącą słodycz. Słodycz ta stanowi ledwie maleńki, subtelny element w tej zbalansowanej układance - nareszcie nie zalewa mnie nachalnie swoją siłą.

Po drugie - sól. Obecna zarówno w kostkach karmelu, jak i w samej czekoladzie. W porównaniu do Heidi Black Salt jest tutaj o wiele mocniej zaakcentowana. Dla mnie staje się to kolejną wielką zaletą tego produktu. Wyrazista słoność pasuje tutaj idealnie! Nie dość, że solidny słony akcent genialne wpasowuje się w gorzką czekoladę, to jeszcze staje się świetnym kompanem dla karmelu i orzechów. Muszę przyznać, że sól staje się jednym z moich ulubionych dodatków w czekoladzie...

Po trzecie - orzechy. Orzechy włoskie są bodaj najbardziej uwielbianymi przeze mnie orzechami. Mam na ich punkcie totalnego jobla, a nieczęsto spotkać je można jako element czekolady - tak więc sam fakt ich obecności stawał się dla Trader Joe's plusem. Są moim zdaniem dość podobne w smaku do orzechów pekan, tak więc oba gatunki zatopione w czekoladzie w formie kruszonki nie rozróżniały się wyraźnie między sobą - ale to nie ma znaczenia. Dodatek obu orzechów w tabliczce odznaczał się bowiem bardzo wyraźnie. Boskie nuty orzechów włoskich wyczuwalne były w każdym kęsie. Drobne kawałki mięciutkiego i aromatycznego orzechowego miąższu dopełniły ideału. Ahh, jak bardzo smakowała mi ta zróżnicowana czekoladowa kompozycja! Mój Ukochany również był zachwycony...


Niesamowite. W końcu mogę w 100% zgodzić się z tym, co producent umieścił na odwrocie opakowania... The beauty of carmelized sugar reveals itself in flying colors when mixed with butter and artisanal sea salt to create rich toffee. Add walnuts and pecans to that toffee, then pair it with our sophisticated deep, dark chocolate and you have Trader Joe's 70% Cacao Dark Chocolate Bar with Toffee, Walnuts and Pecans. It's beautiful balance of sweet, salty and chocolate bliss. Perfect for after dinner entertaining (or to taunt your backyard squirrels).

Skład: ciemna czekolada (miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa, ekstrakt z wanilii), karmel (cukier trzcinowy, masło, syrop kukurydziany, woda, sól morska, lecytyna sojowa), orzechy włoskie, orzechy pekan, sól morska.
 Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 85 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 581 kcal
BTW: 6,9/39,5/48,8

sobota, 18 stycznia 2014

Ritter Sport Whole Hazelnuts mleczna z orzechami laskowymi

Źródło: http://www.cardella.co.uk/ritter-sport-with-whole-hazelnut-110.html

 Na początku miesiąca zaskoczyłam wszystkich (i siebie samą) pochlebną recenzją Milki Ganze Haselnusse. Mój entuzjazm wywołany degustacją tej czekolady związany był jednak z samą sytuacją, w jakiej ona nastąpiła, niźli z walorami produktu. Choć czekoladę z orzechami trudno spieprzyć, to jednak Rittersport Whole Hazelnuts w kontrze z Milką jest przykładem, że taki smakołyk można wykonać lepiej, lub gorzej.

Oj tak, Rittersport Whole Hazelnuts bije powyższą Milkę na głowę! Tabliczkę tą kupiliśmy pod wpływem impulsu, ze względu na jej przecenę w Polo - zbliżała się do terminu ważności. Takie wyprzedaże częstokroć mobilizują mnie do kupna czekolad, których od dawna chcę spróbować, a jednak zawsze jakoś omijam je na półkach sklepowych, odkładając ich zakup na później. W końcu jednak mleczny orzechowy Ritterek trafił w nasze łapki. Mleczny z migdałami, oraz biały i ciemny z orzechami laskowymi zostały przez nas wypróbowane już wcześniej - wszystkie wywarły na nas bardzo dobre wrażenie (ba, na samo wspomnienie cieknie mi ślinka!). To takie proste połączenia, a Ritter potrafi wykonać je wyśmienicie (podobnie jak Lindt i Heidi).

Po otwarciu opakowania dociera do nas wspaniały zapach. Na pierwszy plan zdecydowanie wysuwają się orzechy laskowe, choć nie przytłumiają one całkowicie aromatów mlecznych i kakaowych (tak jak wykonały to migdały w Rittersport Whole Almonds). Z założenia wraz z Ukochanym mieliśmy zjeść po pasku i resztę schować na później, ale nie dało się... Czekolada jest bardzo obficie nadziana dorodnymi, chrupiącymi orzechami laskowymi. Wyraźnie widać, że nie zostały one dobrane przypadkowo - są naprawdę czaderskie. W składzie jest ich o 5,5% więcej, niż w wyżej wspominanej Milce. Wyborne orzechy otoczone smaczną mleczną czekoladą, w której pomimo słodyczy, kakao nadal jest wyczuwalne na satysfakcjonującym poziomie - tworzą prawdziwe arcydzieło za niewygórowaną cenę (szczególnie w promocji ;)). Oboje z wielkim apetytem zjedliśmy po pół tabliczki, by zaraz ruszyć na dwugodzinny nordic walking po leśnych ostępach. Milko, przegrałaś! Ritterku, szkoda, że to Ciebie nie było tam w górach, podczas witania Nowego Roku...

Skład: cukier, orzechy laskowe 23%, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, pełne mleko w proszku, laktoza, odtłuszczone mleko w proszku, tłuszcz mleczny, lecytyna sojowa, aromat naturalny.
Masa kakaowa min. 30%.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 559 kcal.
BTW: 7/38/47


czwartek, 16 stycznia 2014

Trumpf Schogetten Stracciatella biała z prażonymi wiórkami kakao i ciemna


Źródło: http://www.schogetten.com.pl/produkty/tabliczki-100g/stracciatella

Na zakup dziś opisywanej czekolady Schogetten skusiłam się podczas tej samej wyprawy do Carrefoura, podczas której nabyłam białe limitki Wedla. Schogetten również w tym czasie były dostępne w cenach promocyjnych. Po wersję Stracciatella sięgnęłam ze względu na chęć porównania jej z Wedlem z cząstkami kakaowymi. Przypomnę, że degustacja tego Wedla nie należała do najprzyjemniejszych. Do produktów marki Trumpf podchodziłam zawsze dość neutralnie - nigdy nie porywały mnie, ale również nie sprawiały wielkich zawodów. Miałam więc nadzieję, że Schogetten sprawi mi więcej radości niż Wedel. Przeczucie mnie nie myliło.

Schogetten jak to Schogetten - już firmowo podzielone na kostki, co można traktować jako zaletę lub wadę. Zaleta - nie trzeba łamać tabliczki, co jest praktyczne zwłaszcza podczas poczęstunku, lub gdy mamy ochotę akurat na jedną kosteczkę. Wada - gdy chcesz sięgnąć po czekoladę gdzieś w terenie i kostki wypadają z pudełka.

 Tabliczka Stracciatella składa się z górnej grubej warstwy białej czekolady, stanowiącej 71% całości. W niej zatopione są ziarna kakao (4%), zaś spód wykonany jest z cieńszej warstwy deserowej czekolady o 50-procentowej zawartości masy kakaowej (stanowi ona 25% całości). 

Aromat zdecydowanie przyjemniejszy niż w przypadku Wedla - dodatek deserowej czekolady zrobił swoje, choć sama biała czekolada również jest lepsza. Żadnego zapachu starego tłuszczu, uff! Kakao przeplata się z mlecznymi nutami, zapowiadając mocno słodką, lecz wyważoną kompozycję.

 Łatwo jest zębami oddzielić obie warstwy od siebie, toteż poszczególne części tabliczki można bezproblemowo opisać. Dla mnie, wielbicielki ciemnej czekolady - spodnia warstwa mogłaby być grubsza. Była jednak ona bardziej słodka, niż gorzka - przypominała mi tym wrażeniem smakowym Heidi z ostatnio opublikowanej notki. 

Gruba warstwa białej czekolady jest oczywiście słodka, ale przy tym odznaczają się w niej wyraźnie sproszkowane produkty mleczne oraz wanilia. Nie jest w nieprzyjemny sposób tłusta, choć czuć w niej "masę", taką śmietanowo-maślaną. Dodatek wiórków ziaren kakao znów okazał się być strzałem w dziesiątkę. To naprawdę wspaniałe urozmaicenie, które nadaje dość ciężkiej białej czekoladzie polotu. Są one przyjemnie gorzkawe i w naprawdę fajny sposób wyczuwa się je podczas gryzienia bądź rozpuszczania kostki w ustach.

To była całkiem smaczna czekolada jak na swoją kategorię cenową. Nie spodziewałam się niczego ponad to, co dostałam, a także nie zostałam rozczarowana. Jest ok.

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, odtłuszczone mleko w proszku, pełne mleko w proszku, ziarna kakao 4%, śmietana w proszku, słodka serwatka w proszku, tłuszcz mleczny, laktoza, lecytyna sojowa, naturalny aromat waniliowy.
Masa kakaowa w czekoladzie ciemnej min. 50%.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 546 kcal
BTW: 5,8/33,2/54,6



wtorek, 14 stycznia 2014

Heidi Black Salt ciemna z czarną solą

Źródło: http://heidi-chocolate.com/en/chocolate/tablets/dark/Black-Salt/22/

Try an unexpected taste experience that will take you on a journey of self-refinement. Let yourself be surprised by the unique combination of 50% dark chocolate and black sea salt, with its unmistakable flavour. Allow yourself a treat to help you enjoy each day more.

Hohoho, no jasne. Ostatnio z opakowań czekolad wyją do mnie same obietnice przeniesienia w czasie i przestrzeni. Obietnice raju dla podniebienia. Piękne słowa, które łapią za serce jak... prawdziwie sprytny chwyt marketingowy ;). Papier wszystko przyjmie - wymyślne sentencje są ozdobą dla opakowania. Uwieść tym chciał mnie Trader Joe's, a teraz Heidi... Niestety (albo i stety), chyba za dużo czekolad już zeżarłam w moim krótkim życiu, by sugerować się tymi wywodami. Ładnie brzmią, ale gdyby jeszcze znalazły odzwierciedlenie w praktyce...

 Heidi Black Salt. Deserowa czekolada z czarną solą. Wydaje się super. Rzeczywiście, można się naciąć, że jest to coś wyjątkowego. No tak, przejdę od razu do punktu, którym lubiana przeze mnie Heidi odrobinę sobie nagrabiła. I kurczę, chyba nie tylko Heidi - bo teraz, gdy wczytuję się głębiej w informacje o czarnej soli okazuje się, że Trader Joe's też sobie trochę w kulki leci...

Napaliłam się strasznie na czekoladę z czarną solą po lekturze charakterystyki Kala Namak, czyli soli kamiennej pozyskiwanej we wschodniej Azji (w tym w Himalajach). Sól ta posiada specyficzne właściwości sensoryczne, wynikające głównie z znaczącego udziału związków siarki. Argh, i już oczyma wyobraźni widziałam goooorzką czekoladę zalatującą starymi jajami! Istne piekło! No ale...

Jak się okazuje, czarną solą można nazywać także morską sól barwioną za pomocą węgla aktywnego. Z moich dociekań wynika, że takiej użyto również w Trader Joe's, a więc stało się jasne, dlaczego sól w tabliczkach tej marki nie zaintrygowała mnie niuansami. Cóż, a w skład Heidi Black Salt wczytałam się dopiero w domu... Nie dość, że rzeczywiście dodano do niej zwykłą morską sól barwioną węglem, no to jeszcze jedynie 50% masy kakaowej... Zapomniałam, że tyle zazwyczaj wynosi zawartość kakao w ciemnych czekoladach z dodatkami od Heidi... Eh, z zaspokojenia mojego pożądania wobec mocnogorzkiej czekolady z ekstremalnymi dodatkami tym razem nici... :(

Czy cały powyższy wywód oznacza, że konsumpcja Heidi Black Salt była nieprzyjemnym doświadczeniem? Otóż nie! Śmiem twierdzić, że jest to tabliczka idealna dla osób, chcących gładko i bezpiecznie wejść w świat czekolad z "kontrowersyjnymi" dodatkami. Po pierwsze - sama czekolada, ze względu na 50-procentową zawartość kakao - wydaje się być optymalna dla każdego. Dla mnie była aż zbyt słodka. Po drugie - dodatek soli jest na tyle nieduży, że odznacza się ona podczas degustacji naprawdę delikatnie. W dość łatwo dostępnej Lindt A Touch Of Sea Salt sól wydawała mi się być bardziej wyczuwalna (choć czas być może wpłynął na zatarcie wspomnień, bowiem skład owego Lindta sugeruje, że i soli, i masy kakaowej jest w nim mniej niż w Heidi... Hmm, mój gust zapewne też już nieco ewoluował od tamtej degustacji... Najlepiej więc będzie, gdy porównacie sami :D). Może przywołam więc w pamięci świeższe wspomnienia - Heidi Black Salt jest na pewno o wieeeele bardziej subtelna w swej słoności od wynalazków z Wild Ophelia i Lauenstein Confisiere. Jeśli masz ochotę na spróbowanie czekolady z solą, a boisz się - polecam sięgnąć po Heidi Black Salt. Tu naprawdę nie ma się czego obawiać. Mnie zbyt duża słodycz, a za mała słoność momentami aż mierziła. Co nie zmienia faktu, że była to przyjemna, delikatna czekolada.

Skład: cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, czarna sól 0,5% (sól morska z Morza Śródziemnego, węgiel aktywny), lecytyna sojowa, naturalny ekstrakt z wanilii.
Masa kakaowa min. 50%.
Masa netto: 80 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 559 kcal.
BTW: 6,99/33,87/56,57

niedziela, 12 stycznia 2014

Trader Joe's ciemna z kokosowym karmelem

 Źródło: http://www.collectingcandy.com/wordpress/?p=10675

Kolejna sprezentowana mi, przywieziona z USA tabliczka marki Trader Joe's była dla mnie wielką zagadką. Połączenie 70-procentowej zawartości masy kakaowej z karmelem i kokosem rozbudzało wyobraźnię i apetyt. A jednocześnie... Wielki zawód związany z analogiczną czekoladą z karmelem i czarną solą kazał sceptycznie podchodzić do konsumpcji Coconut Caramel. Wiedziałam już, że będę mieć do czynienia z płynnym karmelem, co znacznie studziło mój zapał... Jako, że nigdy nie skazuję na wstępie ciemnych czekolad na przegranie - miałam nadzieję, że kokosowo-karmelowa wariacja zrekompensuje uprzednią porażkę. Tliła się we mnie obawa - oby tylko nie było gorzej...


 Muszę się przyznać, że pierwsze wrażenia zapachowe nie wróżyły zbyt dobrze... Intensywny kokosowy aromat kojarzył mi się ze sztucznością charakterystyczną dla tanich kokosowych pralinek (znowu...), gdzie nieraz w ogóle brak jest wiórków kokosowych... Całe szczęście - dalej było już znacznie lepiej! Po pierwsze, rzeczona tabliczka nie została tak zmasakrowana w transporcie jak jej poprzedniczka. Pozwoliło to bez przeszkód wgłębić się w każdy element jej składu - razem i z osobna. 

Bardzo zależało mi na tym, by mieć okazję zasmakować solo 70% czekolady z Trader Joe's. Ta 85-procentowa wywarła na mnie dobre wrażenie, zaś przy poprzednio konsumowanej nadziewanej 70% tabliczce nadzienie totalnie zagłuszyło smak czekolady. Zanim dotarłam do nadzienia, ugryzłam samiuteńki boczek tabliczki - na tyle gruby, że karmel nie osiadł jeszcze na moich zębach. Wprawdzie przez takowe smakowanie mimo wszystko nie byłam w stanie poznać się na czekoladzie na tyle mocno, jakbym chciała - a jednak pozwalało mi to poczuć, że jest dooobra... Głębokie kakao z charakterystycznym lekkim posmakiem cukru trzcinowego i nutą wanilii. Zdecydowanie, zbyt smaczna czekolada, by łączyć ją z nieprzemyślanymi płynnymi nadzieniami!

W końcu jednak trzeba było zapoznać się również z nadzieniem. Płynny karmel nieco mocniej trzymał się w ryzach, niż w poprzedniczce. Stało się tak ze względu na to, iż zawierał w sobie wiórki kokosowe, które choć odrobinkę zbiły jego strukturę. W smaku karmel nadal słooooodki i w dalszym ciągu nie do końca taki, jaki lubię - ale bardziej znośny niż uprzednio. Soli również użyto w tym nadzieniu, jednak w znacznie mniejszej ilości. Została równomiernie rozprowadzona i czuć ją bardzo subtelnie. 

Gwoździem programu stały się wiórki kokosowe - dość grube (a przy tym nie za twarde), wyraziste w smaku. Intensywnie przebijały się przez słodycz karmelu - całą swoją naturalnością, bez sztucznego posmaku (którego obawiałam się przez podejrzany zapach tabliczki). Gdyby tak najprościej w świecie połączyć je z dobrą czekoladą... Bez tego karmelu i aromatu... Niestety. To była nierówna walka. Czekolada i kokos, mimo tego, że naprawdę smaczne - nie miały na tyle dużej siły przebicia, by choć zrównoważyć się z karmelem... Szczególnie czekolada przepadała gdzieś w tym połączeniu i znów miałam wrażenie, że jem przesłodzoną tanią pralinkę z toną aromatów - pomimo "czystego" składu surowcowego... Tak, było zdecydowanie lepiej niż w uprzednio opisywanej tabliczce, ale... to nadal nie było TO.

Na zakończenie, obiecanki-cacanki z odwrotu opakowania ;)...
Soft, powdery sand beneath your feet... an ocean scented breeze blowing through your hair... souns like a mighty fine place to be, doesn't it? And, with one bite of our Trader Joe's Dark Chocolate Bar with Coconut Caramel, that place may seem a little bit closer. Each 70% cacao dark chocolate bar is filled with soft, creamy caramel and exotic coconut. Black sea salt and cacao nibs finish the full flavour experience. It's a little taste of tropical paradise to enjoy any time (sunglasses and beach chair not included).

Skład: ciemna czekolada (miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa, naturalny aromat waniliowy), kokosowy karmel (śmietanka, syrop kukurydziany, cukier, woda, organiczne wiórki kokosowe, naturalny aromat kokosowy, hawajska czarna sól morska, lecytyna sojowa), kawałki ziaren kakao.
 Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 85 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 511,6 kcal
BTW: 4,6/30,2/55,8

piątek, 10 stycznia 2014

Wedel biała z rodzynkami i orzechami arachidowymi

Źródło: http://www.bdsklep.pl/e-wedel-100g-czekolada-biala-z-bakaliami,id-49000

Tą tabliczkę kupiłam wraz z inną białą limitką Wedla - z cząstkami kakaowymi. Została ona przez nas skonsumowana już wcześniej i zebrała niezbyt pochlebne opinie... Z tego też powodu, jakoś nie kwapiłam się do próbowania dziś opisywanej czekolady. Pewnie zarosłaby kurzem w Magicznej Szufladzie, ale ze względu na zawartość bakalii, spakowałam ją do torby na wyjazd w góry. I tak czy siak, zjedliśmy ją dopiero w pociągu w drodze powrotnej - na szlaku mieliśmy większą ochotę na zakupione na miejscu Studenstkie ;).

Nie spodziewałam się rewelacji, toteż ich nie było. Nienaganny skład znów nie poszedł w parze z wyjątkowym smakiem. Tabliczka pachnie taką tłuszczową słodyczą, przez którą na szczęście wyraźnie przebijają się bakalie. Konsumpcja tej czekolady okazała się być większą przyjemnością, niż w przypadku tej z cząstkami kakaowymi. Jest to jednak zasługa bakalii - a szczególnie orzechów - powtórzę się po raz enty, że one zawsze ratują sytuację. Sama czekolada jest znów bardzo przeciętna, mało mleczna w smaku - raczej tak jak w przypadku zapachu - słodko-tłustawa. Znów kojarzy mi się ze starością... Być może dodatek śmietanki w proszku podniósł by walory tej czekolady, kto wie... Orzechy arachidowe są umieszczone w tabliczce w kawałkach mniejszych, niż w Studentskiej (żadnym usprawiedliwieniem jest dla mnie fakt, iż wedlowska czekolada jest cieńsza). Rodzynki nie są zbyt duże. Na szczęście nie są stare i wysuszone, ale dość jędrne i całkiem smaczne.

Zjeść i zapomnieć. Przeciętniak. Bakalie są zawsze ok, ale czekolada to kiepścizna - solo nie do zjedzenia... Nie wiem, jak duża ilość orzechów i rodzynek byłaby w stanie przyćmić całkowicie ten smutny posmak zwyczajności...

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, rodzynki 13%, orzechy arachidowe 10%, laktoza, lecytyna sojowa, aromat.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 550 kcal.
BTW: 6,7/34/53

środa, 8 stycznia 2014

Orion Studentska mleczna ze śliwkami, orzechami arachidowymi, galaretkami i wanilią

Źródło: http://www.studentska-pecet.com/

Śliwka-wanilia to druga zimowa limitka Studenstkiej zakupiona przez nas podczas sylwestrowego wypadu do Karpacza. Pomimo tego, iż kocham cynamon (obecny w uprzednio opisywanej Studenstkiej), to jednak tą wersję traktowałam jako faworytkę. Było tak przede wszystkim za względu na krótszą listę składników. Śliwki obecne w tabliczce miały być prawdziwymi owocami, a nie "cząstkami owocowymi" złożonymi głównie z cukru. Umieszczenie wanilii jako znaczącego dodatku na froncie opakowania wydawało mi się być przesadą - wszak w Jabłko-cynamon ekstrakt waniliowy również został użyty (i jak wskazuje skład - wcale nie w mniejszej ilości niż w Śliwka-wanilia). Byłam bardzo ciekawa, czy i ta Studenstka ujmie mnie równie mocno, jak jej poprzedniczka skonsumowana na szlaku... 

Czas na Śliwkę z Wanilią przyszedł podczas noworocznego spokojnego spacerku, gdy podczas przerwy w Strzesze Akademickiej popijaliśmy gorzką i mocną kawę z termosu. Po rozdarciu sreberka od razu ujął nas bardzo przyjemny zapach. Delikatne nuty mleczne i kakaowe, nad którymi unosił się rozkoszny obłoczek z wanilii (a jednak! jakoś to wyczarowali, że ją czuć i się wyróżnia ;)). Oprócz tego, jak zawsze wtrąca się aromat orzechowy, cytrusowy (dzięki galaretkom), a dodatkowo zapach jędrnej suszonej śliwki. Mniami, jakże kusząco!


Degustacja sprawiała bardzo dużo radości. Znów tabliczka została nadziana do granic możliwości. Tym razem jednak, galaretek było mniej niż kawałków owoców. W tym przypadku traktuję to jako wielką zaletę. Cząstki suszonych śliwek były soczyste i naturalnie słodkie, większe niż gorsze surowcowo jabłkowe cząstki w Jabłko-cynamon. Odnoszę wrażenie, że to właśnie one uwypuklały posmak ekstraktu waniliowego, komponując się z nim w taki sposób, iż wanilię wyczuwałam z czystym sumieniem - bez złudzenia, że jest to sugestia informacji na opakowaniu. Orzechy arachidowe w ilości i formie takiej samej jak zawsze. Sama czekolada była jak zwykle zaskakująco dobra, co zadziwia przy tak niskiej zawartości masy kakaowej. A może po prostu mnogość dodatków zagłusza mi jej wady? Pewnie tak. Ale to nieistotne. Będę tęsknić za tą czekoladą. Polujcie na nią u naszych sąsiadów.

Skład: cukier, galaretki 13% (cukier, syrop glukozowy, woda, pektyny, kwas cytrynowy, cytrynian sodu, olej palmowy i kokosowy, wosk karnauba, aromat), orzechy arachidowe 12%, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, kawałki śliwek 9% (śliwki, olej słonecznikowy), miazga kakaowa, tłuszcze roślinne (palmowy, shea, sal, illipe, kokum gurgi, z pestek mango), tłuszcz mleczny, lecytyna słonecznikowa, polirycynooleinian poliglicerolu, laktoza, suszona serwatka, ekstrakt waniliowy, pasta z orzechów laskowych.
Masa kakaowa min. 25%.
Masa netto: 180 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 510 kcal.
BTW: 6,9/28,1/56,1

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Milka Ganze Haselnusse mleczna z orzechami laskowymi

Źródło: http://www.saymo.de/suesses-salziges/schokolade/milka/milka-alpenmilch-ganze-nuss-300g/a-34468/

Jest kilka powodów, dla których Sex, Coffee & Chocolate nigdy nie będzie typowym blogiem konsumenckim, ze skalą ocen i ustalonymi kryteriami recenzji produktu. Ta notka to idealne wytłumaczenie, dlaczego mój blog to przede wszystkim po prostu mój pamiętnik. Osobisty. Mniej lub bardziej. W sieci umieszczam jedynie opis czekolady, ale za tym kryje się całe mnóstwo wspomnień.

Milka Ganze Haselnusse. Wszyscy wiedzą, że nie cierpię Milki, ale tą tabliczkę będę z rozrzewnieniem wspominać. Sylwestrowa noc. Mój Ukochany i ja siedzimy samotnie w drewnianej chatce gdzieś na karkonoskim szlaku. Pośród śniegu i wiatru, sączymy dobre piwo i mamy totalnie gdzieś pokaz fajerwerków. Aż tu nagle, słyszymy trzy roześmiane głosy zbliżające się do naszej kryjówki. Okazało się, że grupka młodych dziewczyn miała podobny do naszego pomysł na świętowanie Nowego Roku. I tak jak nam, również im pogoda pokrzyżowała plan właściwy. Jako, że zbliżała się północ, zostały na chwilę razem z nami, aby w większym gronie przywitać 2014 rok.

Jedna z dziewczyn wyciągnęła wielką tabliczkę rzeczonej Milki, podzieliła ją na kostki. Był to nasz noworoczny poczęstunek. Trudno było odmówić. I muszę się przyznać, że w takiej sytuacji Milka smakowała wyśmienicie. Owszem, to nadal jest dla mnie przesłodzona czekolada, ale jej największym minusem są zazwyczaj paskudne nadzienia. Tutaj nadzienia nie było - były za to wspaniałe, całe orzechy laskowe. A orzechy potrafią uratować nawet największy chłam. Nie mówiąc już o tym, że orzechowe czekolady to idealne pożywienie na górskim szlaku. Sięgałam po kostki kilka razy i zjadłam ze smakiem, mimo iż czułam wady tej czekolady. A co!

Jestem świadoma niedoskonałości tej czekolady i wyczuwałam wszystko to, co mierzi mnie w Milkach - całą jej przeciętność. A jednak, gdybym stosowała na tym blogu skalę ocen, Milka Ganze Haselnusse mogła by dostać totalnie irracjonalne 10/10, buhaha :D. Ponieważ był to najcudowniejszy Sylwester w moim dotychczasowym życiu. Tak jak i cały pożegnany 2013 rok był absolutnie NAJLEPSZY!!! :)

Skład: cukier, orzechy laskowe 17,5%, tłuszcz kakaowy, odtłuszczone mleko w proszku, miazga kakaowa, serwatka w proszku, tłuszcz mleczny, pasta z orzechów laskowych, aromat.
Masa kakaowa min. 30%.
Masa netto: 300 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 550 kcal.
BTW: 8,2/35/50

sobota, 4 stycznia 2014

Orion Studentska mleczna z jabłkami, orzechami arachidowymi, galaretkami i cynamonem

Źródło: http://www.studentska-pecet.com/

Ponad tydzień temu buszując w sieci odnalazłam informacje o zimowej limitowanej edycji czeskiego Oriona (należącego do Nestle), w której to skład wchodzą 3 mleczne czekolady Studenstka: jabłko + cynamon, śliwka + wanilia i gruszka + piernik. Ślinka pociekła mi na samą myśl i poczułam żal, że zapewne nie będzie mi dane ich spróbować. A to wszystko dlatego, że pomimo kiepskiego składu surowcowego, mam straszliwą słabość do Studenstkiej... Przed Sylwestrem wybrałam się z moim Ukochanym do Karpacza - miejscowości, do której mamy ogromny sentyment. Jakże wielka była moja radość, gdy dojrzałam nowości od Oriona na witrynach sklepowych podczas spaceru po tym karkonoskim mieście! Rozpoczęłam wycieczkę po poszczególnych sklepach, orientując się, który z nich oferuje przywiezione z Czech smakołyki w jak najkorzystniejszej cenie. Odnalazłam najtańszego sprzedawcę i zakupiłam dwie zimowe Studenstkie. Hurra!

Czekolady ani chwili nie poleżały w Magicznej Szufladzie w moim rodzinnym mieście. Oczywistością było, że zostaną skonsumowane gdzieś na górskim szlaku. Tam Studenstka smakuje najlepiej! Choć tak naprawdę wszędzie smakuje dobrze... Niech to szlag, jak to jest możliwe, że tabliczka z jedynie 25-procentową zawartością masy kakaowej tak mi smakuje! I to jeszcze te tłuszcze roślinne... Kilometrowy skład, niezbyt "czysty". Trudno! Niech ktoś zrobi równie pysznie nadzianą czekoladę o lepszym składzie, a będą taką wielbić - zamiast chemicznej, przepysznej Studentskiej!

Na pierwszy rzut poszła wersja jabłko + cynamon. U kresu ponad 30-kilometrowej wędrówki - była jedyną rzeczą, o jakiej marzyłam. Jeszcze machając kijkami trekkingowymi, z namaszczeniem uchyliliśmy papierek i rozdarliśmy sreberko. O tak! Ten mleczno-kakaowy aromat (tak! jest obecny, pomimo tak niskiej zawartości kakao!), przepleciony wonią orzechów arachidowych i kwaskowatą rześkością rewelacyjnych galaretek. Dobrze znam ten zapach i nie ukrywam, stęskniłam się już za nim. A do tego wszystkiego pojawia się niuans - delikatny aromat rumianego jabłuszka, okraszony szczyptą cynamonu. Razem - kombinacja godna najwytrwalszego zimowego włóczęgi! :)

Ekstrakt cynamonowy został użyty jako dodatek w galaretkach. Ich w czekoladzie znalazło się naprawdę dużo. To super, bo je uwielbiam! Są tak przyjemne w konsystencji, a ich odświeżający cytrynowy smak został tym razem wzbogacony o cynamonowe nuty - świetnie! Galaretki składu nie mają wybornego, ale wybaczam... Przecież tak fajnie zgrywają się z czekoladą.

 Orzechy arachidowe jak zwykle w słusznej ilości. Jabłkowych cząstek było najmniej spośród wszystkich dodatków i nie ma za czym płakać. Wystarczyły, by nadać czekoladzie przyjemnego aromatu i delikatnego posmaku jabłek. Zostały umieszczone w tabliczce w formie drobnych kostek. Szkoda, że samego owocu w ich składzie było niewiele... Przecież koszt suszonych jabłek nie jest chyba aż tak wielki? Na szczęście, w wersji śliwka + wanilia, Orion obronił się w tym punkcie. Ale o tym innym razem...

Ciężko się oderwać od Studenstkiej. Uwielbiam te maksymalnie nadziane tabliczki. Producent musiał być naprawdę zmyślny, żeby w tym kilometrowym składzie znaleźć sposób na niezwykłą smakowitość produktu. A może jednak dałoby się prościej?

Skład: cukier, galaretki 13% (cukier, syrop glukozowy, woda, pektyny, kwas cytrynowy, cytrynian sodu, aromat, ekstrakt cynamonowy, olej palmowy i kokosowy, wosk karnauba), orzechy arachidowe 12%, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, jabłkowe cząstki 9% (syrop glukozowo-fruktozowy, skoncentrowany susz jabłkowy, glicerol, cukier, błonnik pszenny, olej palmowy, pektyny, kwas cytrynowy, kwas askorbinowy), miazga kakaowa, tłuszcze roślinne (palmowy, shea, sal, illipe, kokum gurgi, z nasion mango), tłuszcz mleczny, lecytyna słonecznikowa, polirycynooleinian poliglicerolu, laktoza, serwatka w proszku, ekstrakt waniliowy, pasta z orzechów laskowych.
Masa kakaowa min. 25%.
Masa netto: 180 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 509 kcal.
BTW: 6,6/28,3/55,4

czwartek, 2 stycznia 2014

Ritter Sport Caramel Orange mleczna z nadzieniem karmelowo-pomarańczowym

Źródło: http://atouchofdutch.com/product_info.php?products_id=3580

Edycja limitowana zima 2013/2014. 

Jesienią z zaciekawieniem oczekiwałam na wieści o zimowych limitowanych czekoladach Rittersport. Jakże się zawiodłam gdy okazało się, że dwie z nich były wcześniej dostępne (Kokosmakrone i Gebrannte Mandel - tą drugą Rittersport wypuścił jako limitkę już któryś raz z rzędu...). Jedyna prawdziwa nowość tej zimy to Caramel Orange - fuzja jak najbardziej zachęcająca. Tabliczkę kupiłam pewnego razu na pobliskim rynku na stoisku z niemieckimi słodyczami. Od tej chwili naprawdę długo czekała w Magicznej Szufladze na swoją kolej - ciągle mieliśmy ochotę na coś innego. W końcu i na nią przyszedł czas.

 Powtórzę się - Rittersport to jedyna marka, przy której nie psioczę na dominujące w składzie czekolad nadziewanych cukier i tłuszcz roślinny. Owszem, Lindt pokazuje, że można zrobić wyśmienite nadzienie bez dodatku margaryny - ale Rittersport swoimi nadzieniami i tak wyróżnia się in plus w porównaniu do innych marek powszechnie dostępnych na polskim rynku. Poza tym, czekolady od Rittersport same w sobie są całkiem smaczne, a nadzienia naprawdę ciekawe... I nieprzyjemnego posmaku starego tłuszczu nigdy w nich nie czułam. Nie ma więc sensu popadać w nadmierną ortodoksję. Lubię Ritterki i już.

Tabliczka bardzo przyjemnie pachnie. Jest to zapach przywołujący na myśl święta Bożego Narodzenia. Subtelne kakao, nuta pomarańczy. Wgryzamy się wgłąb. Najpierw warstwa mlecznej czekolady - nie ma wielkiej rewelacji, ale jest poprawna i nic mi w niej nie przeszkadza - czyli tak jak zawsze. Słodycz w granicach dopuszczalnej normy, generalnie ok. Następny punkt to solidna warstwa nadzienia. Jego barwa jest ciemniejsza, niż widać to na zdjęciu na opakowaniu - jednakże jest jaśniejsza niż typowy kolor karmelu. Smak? Od razu skojarzył mi się z połączeniem dwóch nadzień - a la Crema Catalana i Orangen-Marzipan. Te dwie czekolady bardzo mi smakowały, toteż i w tym przypadku nie mogło być źle. Mamy zbite karmelowe nadzienie, uroczo maślane. Przez ową przyjemną, lekko paloną słodycz karmelu przebija się pomarańczowe, aromatyczne orzeźwienie. Nic nie zamula, a raczej rozgrzewa - to smakowite połączenie idealne na zimową porę. Jak ogień tlący się w kominku po powrocie z mroźnej wyprawy... :) Warta wypróbowania, bardzo udana edycja limitowana.
Skład: cukier, tłuszcz roślinny, proszek karmelowy 12% (słodka serwatka w proszku, masło, maltodekstryna, cukier, odtłuszczone mleko w proszku), tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, laktoza, pełne mleko w proszku, odtłuszczone mleko w proszku, śmietanka w proszku, tłuszcz mleczny, proszek pomarańczowy 0,68% (zagęszczony sok pomarańczowy, przecier pomarańczowy), lecytyna sojowa, naturalny aromat, olejek pomarańczowy.
Masa kakaowa min. 30%.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 586 kcal.
BTW: 5/40/50