niedziela, 29 września 2019

Michel Cluizel Noir 63% Ecorces D'Orange ciemna ze skórką pomarańczy


Michel Cluizel Noir 63% Ecorces D'Orange to czekolada, która uświetniła nasz dzień wypoczynku w mieście Huaraz. Ów dzień miał stanowić regenerację przed kolejnym górskim wypadem, tymczasem oczywiście oprócz wciskania w siebie możliwie dużej ilości płynów i jedzenia spędziliśmy czas na pieszym zwiedzaniu miasta. Spacer zajął nam dobrych kilka godzin, podczas których odwiedziliśmy oczywiście także miejsca rzadziej odwiedzane przez turystów jak lokalne targi produktów spożywczych (ja uwielbiam takie miejsca, szczególnie w Ameryce Łacińskiej!). Choć czułam jeszcze spore zmęczenie po Tocllaraju, nie mogłam sobie odmówić wędrówki huaraskimi uliczkami. Czekolada od Michel Cluizel, kupiona oczywiście w sklepie Sekretów Czekolady, doskonale spisała się i wzmocniła nas podczas odpoczynku nad rzeką Quilcay.


Wcześniej, podczas zwiedzania Limy, posililiśmy się Michel Cluizel Grand Noir 85%, którą do dziś bardzo dobrze wspominam. Wersja ze skórką pomarańczową okazała się łagodniejszą wersją poprzedniczki, gdyż równie żywe nuty w niej odnalazłam - tu dodatkowo rozjaśnione i bardziej słodkie. Kawałki kandyzowanej skórki pomarańczy były dość liczne, lecz nie na tyle, by przeszkadzały w swobodnym rozpuszczaniu się w ustach smacznej czekolady. Były przy tym miękkie i jędrne, co oczywiście należy potraktować jako olbrzymi plus. Inaczej niż w przypadku MIA Candied Orange, tutaj pomarańcza nie zdominowała całości i stanowiła przyjemny, łagodnie przełamujący czekoladę dodatek.

Skład: ziarna kakao, tłuszcz kakaowy, cukier trzcinowy, kandyzowana skórka pomarańczy 22%, wanilia burbońska.
Masa kakaowa min. 63%.
Masa netto: 100 g.

piątek, 27 września 2019

Blanxart Peru Alto Piura ciemna 77%


Przed Wami kolejny Blanxart zakupiony w sklepie Sekretów Czekolady, który niestety musiałam potraktować wyłącznie jako paliwo. Pomimo tego, iż mogłam próbować Blanxart Peru Alto Piura 77% bez pośpiechu i zrelaksowana, w miejscu tym samym co Georgia Ramon Pistazie Vegan (lecz tym razem schodząc już z bazy w dolinie Ishinca do Cochapampy), nie potrafiłam wyciągnąć z tej czekolady wiele radości i wartości. Głupio też mi trochę było częstować Peruwiańczyków w Peru czekoladą stworzoną z peruwiańskiego kakao, która w mojej opinii była po prostu nijaka. Zapamiętałam ją jako suchą, o licznych kwiatowych nutach, lecz utrzymaną w bardzo powściągliwym tonie.

Stworzona została z ziaren criollo blanco uprawianych na północy Peru, w regionie Piura - dokładniej na plantacjach Quemazon i Chulucanas, pielęgnowanych przez 350 rodzin.


Nawiązując do poprzedniego wpisu - Tocllaraju porządnie dał mi w kość, jak żadna inna góra. Pal sześć samą pogodę, ale nigdy wcześniej nie czułam takiego strachu w górach, który otarł się wręcz o panikę. Realnych większych zagrożeń wprawdzie nie było, lecz moja wyobraźnia zaczęła niepotrzebnie nadmiernie pracować wśród kombinacji szczelin i trudniejszych technicznie fragmentów do przejścia z dwoma czekanami. Wszak cały czas byłam ubezpieczona, w towarzystwie odpowiedzialnych ludzi - a jednak moja własna głowa płatała mi figle. Zbliżając się do 6000 m n.p.m. miałam dodatkowo problemy z unormowaniem swego oddechu. Mój organizm po prostu wymykał mi się, traciłam nad sobą kontrolę - a przejmowała ją Góra Pułapka. Góra, którą ostatecznie szczęśliwie zdobyłam (jako drugi w mym życiu sześciotysięcznik), lecz na jej wierzchołku, otoczona gęstą mgłą - marzyłam już o bezpiecznym znalezieniu się na dole. Zjazdy na linie również przysporzyły mi sporo nerwów. Gdy zeszliśmy do bazy, poczułam przeogromną ulgę. Po krótkim odpoczynku spakowaliśmy ekwipunek i zeszliśmy do bazy głównej, gdzie czekał nas dłuższy relaks.

Kolejny dzień upłynął nam na zwijaniu bazy, wędrówce do Cochapampy i dojeździe do Huaraz. W Huaraz czas na regenerację przed kolejnym wyzwaniem...

Skład: ziarna kakao, cukier, tłuszcz kakaowy, wanilia.
Masa kakaowa min. 77%.
Masa netto: 125 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 591 kcal.
BTW: 8,2/49,4/27,2.

środa, 25 września 2019

Bonnat Madagascar ciemna 75%


Po Bonnat Madagascar 75% sięgnęłam tuż po dojściu do bazy pod szczytem Tocllaraju. Dzień po zdobyciu szczytu Urus spakowaliśmy część rzeczy z naszej głównej bazy i podeszliśmy wyżej rozbić namiot w tzw. morraine camp - naszym zadaniem na kolejny dzień było bowiem zdobycie Tocllaraju 6032 m n.p.m. Przepiękne Tocllaraju (z quechua - góra pułapka) co dzień porażało nas swą urodą, spoglądało na nas w pięknej krasie. Gdy w dniu ataku wstaliśmy w nocy okazało się, że na ten jeden jedyny dzień góra sprawiła nam psikusa - widoczność była żadna, mgła spora. Na szczęście nie wiązało się to z opadami czy wyjątkowo silnym wiatrem, więc szczyt mogliśmy zaatakować i zdobyć. Dokładne wspominki ze zdobywania Tocllaraju opublikuję w kolejnym wpisie.


Teraz skupmy się na czekoladzie. Po próbowanej dzień wcześniej Blanxart, teraz jakby z rozpędu nie spodziewałam się wyjątkowo przyjemnych wrażeń - a tymczasem zostałam bardzo mile zaskoczona - myślę, że moi poczęstowani współtowarzysze również. Bonnat, który nader często raczy nas wyjątkowo wysoką tłustością swych czekolad, tym razem nie postąpił rzecz jasna diametralnie inaczej, lecz pomimo tego wręczył nam solidną porcję madagaskarskich nut. Było bardzo przyjemnie kwaskowo - ze szczególnym naciskiem na czerwone pomarańcze i grejpfruta, a przy tym ziemiście i kawowo. Cała kompozycja była przy tym delikatnie słodka, gładka i mi osobiście automatycznie kojarząca się z madagaskarskim kakao. Jedna z przyjaźniejszych ciemnych czekolad jaką było mi dane jeść podczas tego wyjazdu. Myślę też, że to jeden z bardziej charakterystycznych ciemnych Bonnatów.


Jak wszystkie moje czekolady francuskiej marki Bonnat, również Madagascar 75% kupiłam w sklepie Sekretów Czekolady.

Skład: ziarna kakao, tłuszcz kakaowy, cukier trzcinowy.
Masa kakaowa min. 75%.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 603 kcal.
BTW: 8,8/46/42,6.

poniedziałek, 23 września 2019

Blanxart Nicaragua Reserva Natural de Bosawas ciemna 85%


Blanxart Nicaragua Reserva Natural de Bosawas 85% przebyła długą i trudną drogę nim w końcu nadszedł czas na jej rozpakowanie. Leżąc na dnie plecaka weszła ze mną na pierwszy szczyt zdobyty w Peru - Ishinkę (z języka quechua - "lekko pijana") o wysokości 5550 m n.p.m. To był nasz pierwszy aklimatyzacyjny szczyt w Kordylierze Białej, toteż zgodnie z moimi przypuszczeniami degustacja czekolady przy dolegliwościach związanych z wysokością nie była najlepszym pomysłem - tabliczka zeszła ze mną do bazy, czekając na lepszy dla siebie dzień. Ów nadszedł już nazajutrz, ale o tym za chwilę.

Ischinca według relacji w sieci to bardzo łatwy szczyt i w istocie tak jest, jeśli rozważać wejście drogą, którą by schodziliśmy. Wówczas jest to prościuteńka wędrówka lodowcem, a następnie już ścieżynkami po piasku i kamieniach. My wchodziliśmy jednak inną drogą, która zapewne przy już lepszej aklimatyzacji nie byłaby aż tak trudna. Dla mnie tego dnia wiązała się z dużym wysiłkiem, ale pomimo tego wspominam ją bardzo pozytywnie. Prócz wysokości, szczególnie w kość dały mi penitenty, czyli stożkowato uformowany śnieg, który spotkać można jedynie na niektórych andyjskich szczytach (i nigdzie indziej na świecie!). Wysiłek włożony w zdobycie Ishinki został zwieńczony przeogromną euforią, jaka dopadła mnie już na wierzchołku. Widok na samej górze był oszałamiający, zaś bezpieczna droga powrotna i coraz to lepsze samopoczucie przychodzące wraz z traconą wysokością - traktowałam jako prawdziwą nagrodę.

Kolejnego dnia wyruszyliśmy zdobyć Urus, czyli szczyt o sto metrów niższy od Ishinki. Aklimatyzacja zrobiła swoje i cała akcja była dla mnie czystą przyjemnością, aż z wrażenia przyszedł do mnie okres, na samiutkim wierzchołku. Pogodę również mieliśmy wyborną. W drodze powrotnej do bazy wyjęłam w końcu z plecaka wymęczona czekoladę i rozsiadając się wygodnie na skałach, mając doskonałe widoki wokół siebie - podzieliłam się nią ze współtowarzyszami.


Zakupiona w sklepie Sekretów Czekolady Blanxart Nicaragua Reserva Natural de Bosawas 85% to ciemna czekolada stworzona z kakao criollo/trinitario uprawianego w rejonie Waslala, w okolicach rezerwatu biosfery Bosawas, w którym to deszczowe lasy pokrywają górskie tereny. Plantacje, z których pochodzą wykorzystane ziarna nie przekraczają 3 hektarów i należą do 150 rodzin złączonych w kooperatywie. Według Blanxart, czekolada charakteryzuje się nutami cytryny, pomarańczy (zarówno owocu, jak i kwiatu), ananasa, jaśminu i orzechów.

Osobiście zapamiętałam ją jako mocno wytrawną, rzeczywiście kwiatowo-cytrusową z tchnieniem orzechów brazylijskich. Dość sucha, o bardzo niskiej słodyczy, dobra dla fanów mocnych, aczkolwiek niezbyt zróżnicowanych wrażeń smakowych.

Skład: ziarna kakao, cukier, tłuszcz kakaowy.
Masa kakaowa min. 85%.
Masa netto: 125 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 572 kcal.
BTW: 11,1/47,2/21,7.

sobota, 21 września 2019

Georgia Ramon Pistazien Vegan migdałowa Dominikana 44% z pistacjami


Sama się sobie dziwiłam, gdy po wypróbowaniu dziwacznej Mandeln Vegan od Georgia Ramon zdecydowałam się na zakup w sklepie Sekretów Czekolady Pistazien Vegan. Z opisu wynikało, iż owa propozycja niemieckiej marki to nic innego jak Mandeln Vegan, lecz wzbogacona o pistacjową kruszonkę (zamiast migdałowej). Mamy więc znów czekoladę o 44% zawartości dominikańskiego kakao, w której jako zamiennik mleka krowiego użyto mąki migdałowej.

Nie mam pojęcia dlaczego tak się stało, lecz Pistazien Vegan nie posiadała w sobie takiej suchości i niezbyt przyjemnej miałkiej roślinnej charakterystyki, którą miałam okazję poznać jedząc Mandeln Vegan. Wersja z pistacjami okazała się o wiele bardziej gładka i migdałowa w sposób naturalnie tłusty. Ewidentnie, producent musiał namieszać coś w recepturze samej czekoladowej bazy. Sam ten fakt niesamowicie zaplusował - czekoladę jadło się o wiele milej niż Mandeln Vegan. Pozostawiała w ustach migdałowy posmak, a nie mdłą suchość.

 
Przy tym wszystkim, sama zieloniutka pistacjowa kruszonka nie wyróżniała się jakimś wyjątkowo mocnym posmakiem pistacji - migdały jednak zdominowały całą kompozycję. Nie można było jednak odmówić pistacjom świeżości, a co za tym idzie akuratnej chrupkości. Mój Mąż, który sceptycznie podchodził do tej czekolady przede wszystkim ze względu na pistacje (nie przepada za nimi), zjadł swoją część ze smakiem. Fanatyczni fani pistacji nie poczują więc szczególnej satysfakcji po spróbowaniu Pistazien Vegan. Ja sumarycznie zostałam pozytywnie zaskoczona.

Migdałowo-pistacjową Georgią Ramon delektowaliśmy się podczas podejścia z Cochapampa do naszej bazy w Dolinie Ishinca, która stała się naszym domem przez część pobytu w Kordylierze Białej.

Skład: tłuszcz kakaowy, surowy cukier trzcinowy, mąka migdałowa 17%, miazga kakaowa, pistacje 14%.
Masa kakaowa min. 44%.
Masa netto: 50 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 588 kcal.
BTW: 13/46/28.

czwartek, 19 września 2019

Blanxart Congo ciemna 82%


Choć doświadczeń z barcelońską marką Blanxart miałam dotychczas niewiele (Dominicana 82%, Filipinas 44%), zdążyłam sobie wyrobić pewną opinię na jej temat. Sporo tabliczek Blanxart zakupiłam w sklepie Sekretów Czekolady z myślą o górskich wojażach, a główną mobilizacją ku temu była nader przystępna cena połączona z solidną gramaturą (większość ich czekolad ma aż 125 g).

Całą pozostałą w mych zapasach kolekcję Blanxart zabrałam do Peru. W górach spisały się doskonale - nieskomplikowane, niezbyt wykwintne, duże. Było się czym dzielić, a to na szlaku przeogromna zaleta. Wszystkie czekolady od Blanxart wypróbowane w Peru okazały się jednak na tyle mało charakterystyczne, iż dziś nie jestem w stanie napisać ich rzetelnych recenzji. To niezbyt dobrze świadczy o marce, bo choćby zabrane na wyprawę Bonnaty potrafię choćby pokrótce opisać. W przypadku czekolad Blanxart, poprzestanę na przytoczeniu opisów producenta i krótkim wspomnieniom z okoliczności degustacji. Tabliczki Blanxart polecam wszystkim, którzy jedzą dużo czekolady, chcą kosztować czegoś w miarę dobrego, a jednocześnie nie wydawać na to fortuny. Relatywnie niska cena Blanxart jednak przekłada się na jakość nienajwyższych lotów, przeciętność i niezapadanie w pamięć.


Ciemna Congo 82% została wykonana z kongijskiego forastero uprawianego w rejonie Gór Księżycowych. Prócz kakao, w tej okolicy popularne są uprawy wanilii. Kakao stamtąd ma charakteryzować się bardzo owocowym aromatem. Kakao używane przez Blanxart pochodzi z kooperatywy 1000 ekologicznych farmerów.

Do jednych z moich licznych marzeń podróżniczych należy odwiedzenie Gór Księżycowych. Tę tabliczkę jedliśmy jednak w innym przepięknym miejscu, a mianowicie nad brzegiem jeziora Churup położonego w Kordylierze Białej u stóp szczytu Churup. Wędrówka do Churup (a także nieco wyżej położonego, mniejszego jeziora Churupita), była naszym pierwszym etapem aklimatyzacji wysokościowej w Peru. Degustacja Congo 82% odbyła się w całkowitej ciszy i niesamowitej aurze płynącej od czystego, spokojnego jeziora. Zdjęcia znad jeziora dostępne są na moim facebookowym profilu.


Skład: ziarna kakao, tłuszcz kakaowy, cukier, wanilia.
Masa kakaowa min. 82%.
Masa netto min. 125 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 599 kcal.
BTW: 9/51,8/22,7

wtorek, 17 września 2019

Krakakoa Sea Salt & Pepper ciemna 59%


Ostatnia Krakakoa w mojej kolekcji zakupionej w sklepie Sekretów Czekolady, to podobnie jak wersja Chilli całkiem mocne uderzenie. O ile czekolady z solą są dość popularne, tak połączenie soli i pieprzu występuje już o wiele rzadziej. Po Krakakoa Sea Salt & Pepper sięgnęliśmy podczas podróży autobusem z Limy do Huaraz (owe miasto jest takim peruwiańskim Chamonix). Niestety dopiero po powrocie do domu zauważyłam, że robione podczas jazdy zdjęcia czekolady wyszły bardzo niewyraźne. Tabliczka jednak swym wyglądem nie różniła się niczym od pozostałych, wcześniej jedzonych przeze mnie Krakakoa - brak fotografii nie jest więc chyba aż tak wielką stratą.

Czarny pieprz to generalnie rzecz biorąc w kuchni smak dość klasyczny. W Krakakoa spora jego ilość stanowiła niesamowite zestawienie z tak specyficznym, opisywanym tu już wiele razy indonezyjskim kakao. Pieprz zdecydowanie dominował tu nad solą morską, choć i ona wyraźnie dawała o sobie znać. To jednak właśnie pieprzowe nuty połączone z charakterystyczną ciemną czekoladą od Krakakoa o bardzo umiarkowanym poziomie kakao (59%) określały urok całej kompozycji. To ów duet był prawdziwą esencją. Wszystko wyszło dość pikantnie jak na zwyczajny czarny pieprz, więc osoby wrażliwe na takowe smaki raczej nie powinny sięgać po Sea Salt & Pepper. Fanów soli w czekoladach zachęcam do spróbowania, jednak warto wiedzieć, że słoność będzie w dużej mierze zasłonięta przez bardzo uwodzicielską pieprzność. Zarówno chili, jak i pieprz, świetnie komponują się z Krakakoa.


Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, czarny pieprz, sól morska, lecytyna słonecznikowa.
Masa kakaowa min. 59%.
Masa netto: 50 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 560 kcal.
BTW: 6/36/54

niedziela, 15 września 2019

Michel Cluizel Grand Noir 85% ciemna



Cały dzień spacerowania po Limie sam w sobie pozytywnie nas wymęczył, a gdy do tego dodamy przeciążenie długą podróżą oraz siedem godzin różnicy czasu... Gdy nastał wieczór zarówno mnie, jak i mojego Męża dopadł nieunikniony ból głowy. Znaleźliśmy jednak na niego skuteczne, a zarazem przepyszne lekarstwo. W kubkami gorącej kawy w dłoniach usiedliśmy w parku Kennedy'ego w dzielnicy Miraflores, otworzyłam czekoladę. Obserwując przechodniów kostka po kostce, łyk po łyku - wyleczyliśmy się z dolegliwości. Gdyby to zawsze było tak proste!

Grand Noir 85% od Michel Cluizel kupiłam w sklepie Sekretów Czekolady z myślą właśnie o wyjeździe do Peru. Ta ciemna tabliczka wykonana została z blendu ziaren pochodzących z centralnej Ameryki, Afryki oraz Jawy. Nagrodzona została w 2011 roku brązowym medalem Akademii Czekolady.


Jak wspomniałam w poprzednim wpisie, moje peruwiańskie recenzje będą raczej ubogie w czekoladową esencję - moc wrażeń szczególnie mocno zaburzyła moje odbieranie próbowanych na wyjeździe czekolad. Grand Noir 85% zapamiętałam jednak jako szczególnie intensywną i to w taki bardzo przyjemny sposób. Wysoka zawartość kakao nie przeszkodziła tabliczce w byciu uroczo soczystą, a przy tym raczącą nas wyrazistymi nutami kawy, drewna, gęstych kremów deserowych, syropów z czerwonych owoców. Ponadto, czekolada ta przeidealnie komponowała się z pitą kawą, co wbrew pozorom nie jest oczywistością w przypadku wszelkich ciemnych czekolad.

To wybitnie deserowa tabliczka, bardzo udany blend. Przyznam, że to jedna z tych czekolad zabranych na urlop, której degustacja sprawiła mi najwięcej przyjemności. Lubię tego typu inwazyjność w czekoladach. Chętnie kiedyś wrócę do tego smakołyku.

Skład: ziarna kakao, tłuszcz kakaowy, trzcinowy cukier, wanilia burbońska.
Masa kakaowa min. 85%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 599,89 kcal.
BTW: 9,44/50,29/14,4

piątek, 13 września 2019

Krakakoa Chilli ciemna 60% z chili


Najbliższych kilkanaśnie wpisów będzie innych. Bardziej moich, choć przecież recenzje czekolad zawsze są osobiste. Niestety kolejne wpisy będą mniej czekoladowe, choć w sumie chciałabym, aby takie były. Jednakże tabliczki, które zabrałam ze sobą do Peru pamiętam jak przez mgłę. Nieraz to tylko kilka wspominek z degustacji, a czasem praktycznie nic konkretnego o danej czekoladzie. Służyły mi jako bardziej wykwintne paliwo, a przede wszystkim - jako cudne narzędzie do DZIELENIA SIĘ. Już kiedyś wspominałam, iż w górach dzielenie się czekoladą nabiera dla mnie zupełnie nowego znaczenia.

To będą wpisy czekoladowo-podróżnicze. Z naciskiem na podróżnicze.

Parque de La Muralla, Lima. Przeszliśmy już kilkanaście kilometrów po peruwiańskiej stolicy, przed nami drugie tyle. W porównaniu do Bogoty czy Quito miasto zdecydowanie mniej przypadło mi do gustu, ale i tak mając ledwie jeden dzień na jego poznanie pragnę chłonąć je całe. W przytoczonym wyżej parku usiedliśmy na ławce, a ja sięgnęłam do plecaka po nader rozgrzewającą czekoladę. Temperatura oscylowała wokół kilkunastu stopni, więc nie wytworzyłam tym samym żadnego dysonansu - Krakakoa Chilli świetnie nam przypasowała do okoliczności. Czekałam na dobrą okazję dla tej czekolady (zakupionej wraz z innymi tabliczkami Krakakoa w sklepie Sekretów Czekolady) i wybrałam doskonale.


Indonezyjskie kakao w ilości 60% zostało połączone z cukrem trzcinowym i sproszkowanym chili. Poznając już charakterystyczne posmaki kakao, które potrafi nieść z sobą Krakakoa byłam przeogromnie ciekawa, jak odnajdą się one w akompaniamencie chili. Zgodnie z moimi przypuszczeniami - efekt był oryginalny i wyrazisty.

Pudrowo-owocowa słodycz lekko przytłumiona ziemistością i wulkanicznym pyłem, z akcentami orientalnych przypraw - na to wszystko położono cudną papryczkową ostrość, z tym, co naprawdę lubię - ewidentnym papryczkowym (warzywnym) posmakiem. Zawsze sprawia on, iż pikantność nie jest "pusta", choć i tak trudno, by taka była w przypadku bogatego kakaowego tła. Już przy pierwszym kęsie wyczułabym bowiem w ciemno, iż to czekolada od Krakakoa - tak była specyficzna. Potem już rozkoszowałam się pieszczącą podniebienie pikantnością na sporym poziomie (choć Carolina Reaper to oczywiście nie była), połączoną z lubianym przeze mnie bukietem Krakakoa. Dla fanów czekolad z chili pozycja konieczna do spróbowania - warto przekonać się na własnych kubkach smakowych, czy fuzja tego akurat kakao z chili przypadnie Wam do gustu.


Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, chili w proszku, lecytyna słonecznikowa.
Masa kakaowa min. 60%.
Masa netto: 50 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 580 kcal.
BTW: 5/40/50

środa, 11 września 2019

Lindt Creation Pomelo mleczna nadziewana kremem czekoladowym i musem pomelo-grejpfrut



Kolejną propozycją od Lindta, którą zakupiłam w niemieckim sklepie Edeka podczas festiwalu OBOA w Fort Gorgast. Tym razem jest to propozycja z asortymentu kolekcji Creation, z której miałam okazję wypróbować już wiele tabliczek na podobną modłę, to jest połączenia czekoladowych kremów z owocowymi musami. W tym przypadku mamy do czynienia z czekoladą mleczną w solidnej gramaturze 150 g, którą połączono z musem kakaowym (niestety z udziałem odtłuszczonego kakao w proszku oraz ciekawym połączeniem musu na bazie soków z pomelo i grejpfruta. Obawiałam się, czy pomelo w ogóle znajdzie swe miejsce w składzie (nie tylko jako aromat pomelo przekształcający grejpfrutowy sok), ale Lindt użył sprytnego rozwiązania: nie wiemy wszak, jak duży udział ma pomelo w wymienionym w składzie koncentracie soku z pomelo i grejpfruta 6%.


Najistotniejszym jednak było dla mnie, czy w całej kompozycji bez trudu będzie można zidentyfikować specyficzny smak pomelo. Okazało się to możliwe. Mleczna czekolada jest znów przogromnie słodka, tak charakterystyczna dla Lindta. Czekoladowy mus również niespecjalnie odbiega jej słodyczą, ma jedynie bardziej zbitą strukturę. Półpłynny żółciutki mus niby to smakuje orzeźwiająco grejpfrutowo z jakże przyjemnie przełamującą słodycz goryczką, ale jednak pojawia się tam odmienny akcent - aromatyczne pomelo. Dzięki niemu słodycz mlecznej czekolady była o wiele bardziej znośna (wiele innych Creation z owocami to czekolady ciemne) - jej połączenie z mało popularnymi w słodyczach cytrusami okazało się strzałem w dziesiątkę.


Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, tłuszcz mleczny, koncentrat soku z pomelo i grejpfruta 6%, odtłuszczone kakao w proszku, syrop glukozowy, odtłuszczone mleko w proszku, cukier inwertowany, koncentrat soku cytrynowego, lecytyna sojowa, wanilina, aromat pomelo.
Masa netto: 150 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 513 kcal.
BTW: 5,5/29/56.

poniedziałek, 9 września 2019

Lindt Roasted Nuts & Toffee mleczna nadziewana słonym karmelem, kremem orzechowym i kruszonką z orzechów laskowych


Za parę dni miną już dwa lata od czasu ostatniej recenzji czekolady Lindta na moim blogu. Jakże wiele zmieniło się od czasu, gdy była to moja ulubiona marka. Tego roku, przy okazji pobytu na niemieckim festiwalu OBOA w Fort Gorgast odnowiłam tradycję zakupu niedostępnych w Polsce Lindtów. Przyznam się, że teraz już nawet straciłam rachubę, które Lindty można kupić u nas - przestałam na bieżąco śledzić lindtowski asortyment. W markecie Edeka wybrałam dwie tabliczki. Pierwsza z nich pochodzi z urokliwej serii Hello Nice To Sweet You. Roasted Nuts & Toffee to mleczna czekolada nadziewana słonym karmelem, kremem orzechowym i zatopioną w nim kruszonką z orzechów laskowych. Na grafice widocznej na opakowaniu całość prezentowała się bardzo apetycznie.


Niestety nie zdołałam w pełni ochronić tabliczki przed wysoką temperaturą (co ciekawe, druga czekolada zniosła je bez najmniejszego uszczerbku) - stan Roasted Nuts & Toffee był jednak jeszcze jak najbardziej przydatny do spożycia. To czekolada o charakterystycznej dla Lindta mlecznej słodyczy i wciągającym maślano-waniliowym posmaku przy zachowanej delikatnej kakaowej goryczce - zawsze dobrze jest sobie ową specyfikę przypomnieć.

Zapewne przez upał ciężko było wyraźnie odgraniczyć warstwę słonego karmelu od reszty nadzienia, a przynajmniej było to trudne w większości kostek. Był on bardzo słodki z lekkim jedynie tchnieniem słoności. Płynnie komponował się z również bardzo słodkim kremem na bazie orzechów laskowych, w których laskowość była łatwo indentyfikowalna. Atrakcyjności dodawały maleńkie kawałki chrupiących orzechów laskowych - niezbyt liczne, ale bardzo przyjemnie, nie za twarde.


Poziom słodyczy w całej kompozycji był przeogromny i innej marce niż Lindt zapewne bym tego nie wybaczyła. Tu jednak ma ona swój urok, w pewien sposób właśnie z takim aż do przesady błogim charakterem Lindta identyfikuję. W spokojnych, domowych degustacjach swego miejsca u mnie już nie znajdzie, co innego podczas beztroskich wypadów w teren. Szkoda tylko, że Lindt nie może zrezygnować z syropu glukozowego i tłuszczu palmowego w swoich produktach.

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, orzechy laskowe 10%, miazga kakaowa, syrop glukozowy, odtłuszczone mleko w proszku, laktoza, tłuszcz mleczny, olej palmowy, mleko skondensowane, cukier gronowy, lecytyna sojowa, lecytyna słonecznikowa, sól, naturalne aromaty, wanilina.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 549 kcal.
BTW: 6,6/33/55

sobota, 7 września 2019

Noe (Eclat Chocolate, Fruition Chocolate Works) ciemna 80% Peru Nacional x Criollo


Wprawdzie przed dziś opisywaną czekoladą w kolejce ułożonej według terminów ważności znajdowało się jeszcze wiele innych tabliczek, lecz ta wyjątkowo mnie intrygowała. Trudno, by było inaczej - wszak to naprawdę unikatowa pozycja w mojej czekoladowej kolekcji. Kupiłam ją całkiem niedawno w sklepie Sekretów Czekolady, jako jedną z, uwaga, jedynie 1500 tabliczek na świecie. Mowa o Noe - ciemnej czekoladzie o 80% zawartości wyjątkowego kakao, powstałej na wskutek kooperacji dwóch amerykańskich manufaktur: Éclat Chocolate i Fruition Chocolate Works). Dlaczego zastosowane kakao jest aż tak wyjątkowe?


W dolinie rzeki Marañón leżącej w północnym Peru swą plantację posiada Noe Vasquez. Wśród pielęgnowanych przez niego krzewów kakao znajduje się 25 przysparzających sporo kłopotów. Ich owoce są wyjątkowo duże i delikatne, a ziarna często kiełkują wewnątrz nich przed zbiorem. Odpowiednie trafienie w termin zbioru (okno trwające od jednego do trzech dni) graniczy z cudem - lata 2016 i 2018 nie przyniosły sukcesu. W 2017 roku udało się zebrać ziarna. W ilości 250 kg po fermentacji i suszeniu trafiły one do wspomnianych wyżej amerykańskich czekoladników, którzy poddali je prażeniu oraz połączyli je z cukrem trzcinowym.

Genetycznie owe 25 ciekawych roślin okazały się krzyżówką Nacional i Criollo. Wśród pasjonatów kakao, którzy mieli okazję poznać Noe Vasqueza, wszyscy zachwyceni są jego dbałością o plantację i wytrwałością w dążeniu do zachowania unikalnej genetyki dla potomnych. Wczytując się w całą tą niezwykłą historię zastanawiam się, czy z pozoru wysoka cena sprowadzonej do Polski czekolady Noe (79 zł na półce sklepu Sekretów Czekolady) to i tak kwota poniżej rzeczywistej wartości.


Z namaszczeniem otworzyłam piękne w swej prostocie opakowanie, następnie z folijki odwinęłam cienką i delikatną 60-gramową czekoladę. Bardzo zaskoczyła mnie jej barwa - jak na 80% zawartość kakao była wyjątkowo jasna, kojarzyła się wręcz z ciemnym mlecznym smakołykiem. Unoszący się nad nią aromat również był wyjątkowo subtelny - wprawdzie wyraźnie odczuwałam paloność podobną do kawowej, lecz mocno podlana ona była czymś na kształt śmietankowego kremu. Wszystko sprawiało wrażenie wyjątkowej delikatności, która jednak posiada skonsolidowany charakter i jest trwała.

 W ustach rozpuszczała się niewyobrażalnie gęsto i miękko zarazem. Uwiodła od pierwszego kęsa kawowymi akcentami - dość solidnie palone ziarna złagodzone dobrze ubitym tłustym mlekiem. Jak na 80% kakao przy tej swojej palonej kawowości była niesamowicie słodka - nieustannie wracały do mnie skojarzenia z bardzo porządną mleczną czekoladą. Bez wiedzy na temat jej składu na pewno nie dałabym jej 80%.


Jest niesamowicie łagodna, z urzekającym śmietankowym posmakiem. Skojarzyła mi się z deserem tiramisu podanym w luksusowej kawiarni - takim, który swą lekkością, a przy tym głębokością smaku po prostu wysyła do nieba. Kolejne skojarzenia to delikatny sernik na cukrze trzcinowym z dojrzałymi na pełnym słońcu truskawkami. Nie ma tu zupełnie kwasków i cierpkości - ta czekolada to same subtelne słodycze połączone z doskonałą kawą. Dość tłusta, na ile tłusty może być śmietankowy deserowy mus - w zestawieniu z występującymi nutami smakowymi oraz intensywnym zalepianiem zupełnie wa tłustość nie przeszkadza.

Wszystko jest esencjonalne, acz wyważone. Kompleksowe i wykwintne, acz proste - oparte na paru podstawowych, stale przewijających się akcentach. Noe jest niczym prosta, lokalna kuchnia - bez przekombinowania, lecz z najwyższej klasy składników. Degustacja tej czekolady była wspaniałym doświadczeniem i wielką przyjemnością. Pomijając nawet całą niepowtarzalną historię tabliczki, wśród propozycji o 80% zawartości kakao stanowi naprawdę coś wyjątkowego.


Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy.
Masa kakaowa min. 80%.
Masa netto: 60 g.

środa, 4 września 2019

Naive Don Epimaco Ulloa ciemna 68% Kolumbia


Kiedyś postanowiłam sobie, iż chcę przetestować wszystkie czekolady od litewskiego Naive. Dzięki sklepowi Sekretów Czekolady stopniowo realizuję ten plan. Tym razem sięgnęłam po tabliczkę bez dodatków z kolekcji Nano_lot, stworzoną z kolumbijskiego kakao uprawianego przez Don Epimaco Ulloa na plantacji Vista Hermosa w departamencie Meta. Co ciekawa, ów plantator był swego czasu zmuszony przez partyzantów do przekształcenia swych upraw w plantację koki. Na szczęście, po czasie mógł powrócić do swej pasji i kultywować oryginalną dla regionu genetykę kakao.


Dom Epimaco dla wyhodowanych przez siebie ziaren opracował unikalną metodę fermentacji oraz pozostałych procesów, którym kakao poddawane jest po zbiorze. Dzięki temu, a także poprzez charakterystykę genetycznych hybryd i specyfikę gleb, w interpretacji Naive otrzymujemy wyjątkową czekoladę. Na dodatek Naive jak zwykle raczy nas rozbudowanym i ciekawym opisem tabliczki umieszczonym na wkładce wewnątrz opakowania - możecie powiększyć zamieszczone przeze mnie zdjęcia tej wkładki i oddać się lekturze.


Stęskniłam się już za kolumbijskim kakao, łaknęłam go, toteż do tej degustacji zasiadłam ze szczególnym skupieniem. Czekolada kusiła nieco gryzącym w nos aromatem limonki z pieprzem, a nawet odrobiną chili, wymieszanym z zapowiedzią masywnej paloności.

 Naive wspomina, iż w Don Epimaco Ulloa spotkamy nuty suszonych bananów, gryki, czarnego bzu oraz brownie. Bardzo zaintrygowało mnie to połączenie i już od pierwszego kęsa poczułam, że ma to sens. Najpierw pomyślałam o gęstym, kawowym piwie typu stout, co następnie podążyło w stronę wyraźnych skojarzeń z paloną kaszą gryczaną, odrobinę skwaśniałą. Specyficzna paloność przewijała się cały czas, przywodząc na myśl także brązowy ryż solidnie przyprażony na patelni z dojrzałymi bananami oraz jabłkami w cynamonie. W ustach jej gęsta masywność mieszała się z pewną suchością kojarzącą się właśnie z czymś odparowanym, zbyt długo gotowanym bądź nieuważnie smażonym.


W drugiej kolejności dopadły nas akcenty, które szczególnie mnie uwiodły. Takie, które wyjątkowo mocno kojarzą mi się z kolumbijskim kakao. Specyficzna kwaśność, a właściwie cierpkość, przywodząca na myśl ziołowy syrop, surowe ziarna kakao, delikatnie prażone ziarna kawy, niedojrzałą marakuję i inne tropikalne owoce. Bardzo specyficzne bogactwo, które w połączeniu z wyżej opisanymi intrygującymi palonościami stworzyły kompleksowe dzieło. Dodajmy do tego aromatyczne tchnienie czarnego bzu i otrzymujemy tabliczkę, która mogłaby się nie kończyć.

Naive po raz kolejny nie zawiodło. Pokazali oryginalne kolumbijskie ziarna w wyjątkowym świetle, nie zaprzepaszczając ich potencjału. Tego typu czekolady doskonale się degustuje. Producent dostarcza wszelkich informacji upewniających nas, iż trzymamy w dłoniach coś wyjątkowego i rzeczywiście daje nam coś wspaniałego.


Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 57 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 646 kcal.
BTW: 4/40/58

niedziela, 1 września 2019

Georgia Ramon Pfifferlinge ciemna 70% Dominikana z kurkami


Moje dotychczasowe doświadczenia z połączenia czekolady i grzybów były przykre. Kandierte Preiselbeeren od Zottera była dla mnie zupełnie nieakceptowalna, natomiast Porcini od Naive odebrałam już lepiej, choć nadal jej degustacji nie można było nazwać czystą przyjemnością. Gdy zobaczyłam w ofercie sklepu Sekretów Czekolady tabliczkę od Georgia Ramon z kurkami pomyślałam sobie - do trzech razy sztuka. Skoro każda kolejna degustacja czekolad grzybowych była dla mnie lżejsza, może tym razem będzie naprawdę miło. Poza tym, kusiły kurki - grzyby tak odmienne od znanych już z czekoladowych połączeń borowików. Nie mniej jednak, ciągle odkładałam degustację Pfifferlinge, jakoś brakowało mi do niej śmiałości. W końcu jednak odważyłam się.

Georgia Ramon Pfifferlinge to ciemna czekolada o 70% zawartości kakao z Republiki Dominikany, zawierająca aż 11% suszonych kurek (dzikich, zbieranych ręcznie).


Ciemna, stonowana tabliczka pokryła się już delikatnym nalotem. Z obawą powąchałam ją i całe szczęście nie odczułam nawet śladu wymiocinowej woni, jaka prześladowała mnie przy wcześniejszych doświadczeniach z grzybowymi czekoladami. Pfifferlinge pachniała raczej... rodzynkami. To było pierwsze skojarzenie. Dopiero potem wychwyciłam las, a w nim ukryte połacie kurek. Puszysty i delikatny omlet na maśle z kurkami. To zdecydowanie było apetyczne.

Czekolada sama w sobie była delikatna, z maślanym i lekko orzechowym posmakiem. Resztą, Georgia Ramon ma już wybadane, iż używane przez nich dominikańskie kakao stanowi świetne tło do różnorakich połączeń. Tutaj również te nieskomplikowane ziarna sprawdziły się świetnie. Całość charakteryzuje się gładką strukturą, powoli lecz skutecznie rozpływającą się w ustach (choć mi trafił się jeden maleńki kurkowy paproszek).

Kurki w smaku można było zidentyfikować bezsprzecznie, ale nie wiązało się to z żadnymi przykrymi odczuciami jak w przypadku borowików. Tu grzyby doskonale zgrały się z czekoladą, a samo kakao zupełnie nie przeszkadzało wyrazistemu smakowi świeżych kurek. Poczułam się, jakbym siedząc na drewnianym tarasie domu położonego w środku lasu otrzymała świeżo usmażony na maśle omlet pełen dopiero co zebranych kurek. Niesamowicie aromatyczne, choć subtelne doznania.


Przy opisie sfery zapachu wspomniałam o skojarzeniu z rodzynkami. W smaku również okazało się ono bardzo silne. Wypływało z kurek, a jednocześnie płynęło obok nich, jakby stanowiło łącznik między grzybami a kakao. W tym miejscu pomyślałam o marokańskim tadżinie, z kaszy kuskus podanej z rodzynkami w obłędnie słodkim syropie, delikatną jagnięciną i miękkimi warzywami wprost z wywaru.

To było cudownie zaskakujące doświadczenie. Nareszcie, połączenie grzybów i czekolady zostało dla mnie odczarowane.


Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, suszone kurki 11%.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 50 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 518 kcal.
BTW: 11/40/30