sobota, 30 listopada 2019

L'Atelier Des 5 Volcans Reserve De Dja & Vanille Fraiche ciemna 66% Kamerun z wanilią


Asortyment tabliczek marki L'Atelier Des 5 Volcans zakupiłam w sklepie Sekretów Czekolady już z rok temu. Tak, długo czekały na swój debiut degustacyjny. Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z kakao z Kamerunu, natomiast cała manufaktura L'Atelier Des 5 Volcans bazuje właśnie na tych afrykańskich ziarnach, wywodzących się z dwóch plantacji: Reserve De Dja w sercu lasu deszczowego oraz Heut Penja z okolic wybrzeża. Swą czekoladową pracownię stworzyła w Kamerunie Francuzka Laetitia Paravisini z Marsylii.

Pierwszą czekoladę od L'Atelier Des 5 Volcans jaką postanowiłam wypróbować jest ciemna tabliczka zawierająca 66% kakao z terenów rezerwatu położonego w górnym biegu rzeki Dja. Te okolice porastają jedne z najlepiej zachowanych i strzeżonych lasów tropikalnych w Afryce, chlubiące się wyjątkową bioróżnorodnością. Tak szlachetnego pochodzenia kakao doprawiono madagaskarską wanilią.


Tabliczki od L'Atelier Des 5 Volcans cechują się wyglądem specyficznym i eleganckim, a przy tym nieprzekombinowanym. Reserve De Dja & Vanille Fraiche pachniała świeżością ciepłej szarlotki polanej waniliowym sosem. Aromat miał też w sobie coś z... plastikowej reklamówki. Woń zapowiadała bardzo słodkie doznania - zresztą, poziom kakao nie jest w tej czekoladzie zatrważająco wysoki.


Smak gładkiej i miękkiej czekolady rozwijał się powoli, by ostatecznie zniewolić nas prawdziwym uderzeniem intensywnej owocowej słodyczy. Znaleźliśmy tu wiele. Od dojrzałych, ociekających lepkim sokiem cytrusów, przez mango z marakują, lekko sczerniałe już banany, aż po miąższ dyni. Przechodząc przez tą całą plejadę powróciliśmy do esencji - szarlotki z prażonych, skrojonych w kostkę słodkich jabłek. Było tu nieco charakterystycznego aromatu zielonego jabłuszka. Niemal namacalnie odczuwałam też maślaną kruszonkę i leciutki jak puch cukier puder. W samej czekoladzie czuć było zagubione gdzieś większe kryształki cukru. Wszystko to polane było dopiero co zmieszanym, gorącym waniliowym sosem na bazie śmietanki. Z prawdziwą wanilią, oczywiście.


Reserve De Dja & Vanille Fraiche jest świetnym rozwiązaniem przy apetycie na słodką ciemną czekoladę. Dla fanów bardziej wytrawnych czekolad nie będzie to dobry traf. Ja po zjedzeniu połowy tabliczki czułam się zasłodzona jak po niejednej mlecznej. Nie mniej jednak, była to słodycz niesztampowa.

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, wanilia.
Masa kakaowa min. 66%.
Masa netto: 80 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 7,4/43,9/39,1

czwartek, 28 listopada 2019

Zotter Peanut Crunch With Salt ciemna 70% nadziewana praliną z orzechów arachidowych i orzechami arachidowymi z solą


Zotter Peanut Crunch With Salt zdawał się dla mnie pewniakiem wśród nowych Handscooped od Zottera, które zakupiłam na biokredens.pl. W zeszłym roku w absolutny zachwyt wprawiła mnie Lingonberries + Peanuts + Salt. Zaś dwa lata temu pokochałam "Fake Chocolate" Peanuts and Nettles, w przeciwieństwie do średnio udanej Peanut Butter and Banana. W tym roku Zotter mocno uprościł sprawę, więc spodziewałam się majstersztyku wśród nadziewańców z orzechami arachidowymi. Dziś prezentowana czekolada to ciemna kuwertura o 70% zawartości kakao otulająca prażone i solone całe orzechy arachidowe, zanurzone w pralinie z orzechów arachidowych i białej czekolady. Solidna prostota jest tym, co lubię!

 

Czekolada pachniała ciepłym, jesiennym lasem. Doskonałym posunięciem było zastosowanie ciemnej czekolady jako kuwertury, gdyż wzbogaca ona arachidową inwazję w spokojne i głębokie leśne nuty właśnie. Wnętrze jest miąższyste, przypominające odrobinę chałwę. Jest tłusto (wszak olej arachidowy stoi całkiem wysoko w składzie), ale przy tym tak intensywnie orzechowo, iż owa tłustość wypada bardzo naturalnie. Wyraźna, lecz nieprzesadzona nuta soli podkreśla smak prażonych orzechów arachidowych. Tych umieszczonych w tabliczce w całości niestety nie jest wiele - spodziewałam się większej ilości. Cudownie chrupały. Na zdjęciach widać, jak uroczo spoglądają z sycącej praliny.


Co ciekawe, pomimo zasadniczego udziału białej czekolady w nadzieniu całość absolutnie nie jest przesłodzona. Jest przede wszystkim bardzo, ale to bardzo arachidowa - tego oczekiwałam i niezwykle zadowolił mnie ów efekt. Soczysta i aromatyczna ciemna czekolada dopełnia dzieła, zgrywa się z orzechami w błogą całość. Bardzo polubiłam tę tabliczkę - na pewno bliżej jej było do dobrego masła orzechowego niż Peanut Butter and Banana. Oj tak, czułam się, jakbym po prostu jadła doskonały krem z masła orzechowego połączony z Prawdziwą Czekoladą.

 

Skład: surowy cukier trzcinowy, orzechy arachidowe, miazga kakaowa, olej arachidowy, słodka serwatka w proszku, pełny cukier trzcinowy, pełne mleko w proszku, odtłuszczone mleko w proszku, lecytyna sojowa, sól, wanilia, cynamon, chili.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 568 kcal.
BTW: 12/40/39

wtorek, 26 listopada 2019

Naive Spices ciemna 68% Ekwador z cynamonem, chili i wanilią


Naive Spices to kolejna czekolada z litewskiej manufaktury należąca do kolekcji Equator. Zawiera w sobie 68% ekwadorskiego kakao, a przyprawiona została cynamonem, chili i wanilią. Prosta, ale jakże mocna trójca. Sięgając po tę tabliczkę, zakupioną wraz z innymi Naive w sklepie Sekretów Czekolady, byłam pewna, że uderzy w moje gusta - wszak potrafię docenić dobrze przyprawione czekolady, a samo Naive jeszcze nigdy mnie nie zawiodło. Pod znakiem zapytania pozostawało jedynie to, jak bardzo pokocham Spices...


Nad tabliczką o klasycznym dla marki wyglądzie unosił się obłędny zapach cieplutkiego piernika. Dla mnie, fanki rozgrzewających przypraw, ów aromat był wręcz obezwładniający, bliski ideałowi. Spod arsenału przypraw (z oczywistą dla sfery aromatu dominacją fuzji cynamonu z wanilią, z lekkim tchnieniem mocniejszej pikantności), przebijała się owocowość i kwiecistość kakao, kierując me skojarzenie w stronę pewnego ciasta...

...lecz dopiero po posmakowaniu czekolady, miałam w pełni utwierdzić się w tym, jak dzięki dynamice ekwadorskiego kakao połączonej z przyprawami, Spices przypomina ciasto marchewkowe, gładkie i miękkie. Sama czekolada była dość mocno słodka (nuty zakrawające o melasę, aromatyczną kawę ze skondensowanym mlekiem, jabłka i brzoskwinie w syropie), a przy tym niesamowicie gęsta i aksamitna. Chili nie dominowało, lecz jego pikantna obecność była oczywista do zidentyfikowania. Najbardziej zachwycał fakt, w jaki sposób połączyło się one z cynamonem i wanilią. Cynamon pokazał swą ogromną moc, a prawdziwa wanilia była dokładnie taka, jaką lubię - z pazurkiem, a nie przesadnie wydelikacona. Trio przypraw solidnie namieszało. Generalnie podczas degustacji cała czekolada zdaje się być jednorodna - dopiero podczas intensywnego ssania wyłuszczyć możemy przyprawowy proszek pozostający na języku na samym końcu.


Sama czekolada, której słodycz co rusz przynosiła nowe skojarzenia, ostatecznie - prócz ciasta marchewkowego - doprowadziła mnie do wspomnienia o owocowo-korzennym ponczu z cukrem trzcinowym, pitym przy ognisku w Kolumbii. Pikantność w Naive Spices rozgrzewała niczym słodki (lecz nieprzesłodzony) alkohol. Jadłam tę czekoladę całą sobą i czerpałam z tej degustacji niesamowitą przyjemność. Zdecydowanie, stawiam ją w czołówce moich ulubionych tabliczek z przyprawami. Smak nie do zapomnienia.


Skład: ziarna kakao, cukier, tłuszcz kakaowy, cynamon, chili, wanilia.
Masa kakaowa min. 68%.
Masa netto: 55 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 551 kcal.
BTW: 7,5/33,25/51

niedziela, 24 listopada 2019

Georgia Ramon Halen Mon PDO Sea Salt Flakes ciemna 70% z płatkami soli morskiej z Walii


Czekolady z dodatkiem soli zawsze mnie ciekawią. W zależności od kakao oraz rodzaju zastosowanej soli, ów duet może oznaczać zupełnie różne kompozycje - od delikatnych po niemalże kontrowersyjne. Bez zastanowienia sięgnęłam więc po słoną propozycję do Georgia Ramon, dostępną w sklepie Sekretów Czekolady. Halen Mon PDO Sea Salt Flakes to ciemna czekolada o 70% zawartości kakao (blend ziaren), wzbogacona o 0,9% płatków soli Halen Mon. Sól ta pochodzi z walijskich wybrzeży Atlantyku, pozyskiwana jest przez The Anglesey Sea Salt Company.


Tabliczka posiadała dość osobliwy wygląd - na jej powierzchni znajdowały się błyszczące drobinki oraz rozpuszczone kropelki soli. Pachniała delikatnie i rześko, przywodząc na myśl mrożoną kawę. Sól mimowolnie przebijała się w sferze zapachu, tak, jakbyśmy zaciągali się morską bryzą.

Czekolada w ustach sprawia wrażenie... mokrej. Raz, że po prostu jest soczysta i rześka, dwa - sól nie przybiera w niej formy klasycznych kryształków, lecz raczej miękkich, wilgotnych płatków. Kontrast między czekoladą a solą jest wyraźny, lecz nie szokująco mocny - można by rzec - uroczy. Te dwa światy zgrały się ze sobą w ujmujący sposób, kojarząc się z posolonym czekoladowym budyniem czy czekoladą na zimno do picia (z kapką espresso). Duet był tak zaskakujący, jakby sól trafiła do deseru przez przypadek i idealnie znalazła sobie miejsce w czekoladowych objęciach.


Halen Mon PDO Sea Salt Flakes jest słona w bardzo sugestywny sposób. To w gruncie rzeczy prosta kompozycja, ale absolutnie nie prostacka - same dobrej jakości konkrety. Po całej degustacji doszłam do wniosku, że odczułam ją bardziej jako świeżą niż słoną, co potęgowane było przez świetnie dobrany blend, mieszczący w sobie nuty dopiero co palonej kawy i wilgotnego lasu. Dla osób ciekawych eksperymentów z solą w czekoladzie - pozycja absolutnie obowiązkowa.


Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, płatki soli morskiej Halen Mon 0,9%.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 50 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 544 kcal.
BTW: 11/41/35.

piątek, 22 listopada 2019

Zotter Boozy Chocolate Mousse ciemna 70% nadziewana czekoladowym musem z nerkowcami i rumem


Różnego rodzaju Zotter Handscooped z czekoladowym musem było mi już dane próbować. Często wzbogacone różnorakimi alkoholami, inne w zdecydowanie łagodniejszym wydaniu - choćby w połączeniu z karmelem czy orzechami. Wśród nowości z ulubionej austriackiej manufaktury, które zakupiłam na biokredens.pl znalazł się Boozy Chocolate Mousse, w której miejsce znalazło się zarówno dla alkoholu, jak i dla orzechów. To jeden z nadziewańców o prostszym składzie. Pod kuwerturą z ciemnej czekolady o 70% zawartości kakao znajduje się ciemny czekoladowy mus bez grama mleka - tabliczka jest w pełni wegańska. Oprócz składników kakaowych oraz słodzików w postaci surowego cukru trzcinowego i syropu ryżowego w składzie mamy jeszcze tylko orzechy nerkowca oraz rum (stanowiący 3% całości). Wszystko zostało delikatnie przyprawione solą.


Cała kompozycja była aksamitna i masywna zarazem - niczym ciężka, gustowna zasłona czy narzuta. Taka otulająca, w której można się wręcz zagubić. Tak miękka i przepastna, że można się w niej zatopić. Jeśli chodzi o nuty smakowe, czekoladowość kuwertury i nadzienia bardzo spójnie się przeplatała i gdyby nie nieliczne, lecz jakże dosadne dodatki - można by całość podsumować jako bardzo czekoladowy mus.

Nerkowce nadały nadzieniu miąższystości i struktury. Wzbogaciły je także o subtelną słodycz, tak charakterystyczną dla orzechów nerkowca. Ważne - odczytałam to jako nutę budulcową tylko i wyłącznie dlatego, iż wiedziałam o obecności nerkowców w składzie. Bez tej wiedzy - szukałabym sprawcy tak miłego efektu, zapewne bezskutecznie.


Dodatek rumu jest za to wyczuwalny bezapelacyjnie. Podgrzewa kompozycję, czyni ją jeszcze bardziej przytulną i błogą, choć charakterną zarazem. Rum pojawił się w bardzo wielu Handscooped, ale chyba tylko w Boozy Chocolate Mousse ma aż tak wiele do powiedzenia i stanowi szczególne indywiduum. Co ważne, nie przyćmiewa całej czekoladowości, ale raczej czyni ją... po prostu cieplejszą. Dzięki czemu, degustacja tej tabliczki w karkonoskim jesiennym słońcu zapamiętałam jako jeszcze przyjemniejszą - choć faworytem tego weekendowego wyjazdu do Czech pozostał i tak Salty Caramel.

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, orzechy nerkowca, syrop ryżowy, rum 3%, sól.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 474 kcal.
BTW: 6,6/33/35.

środa, 20 listopada 2019

Choco Museo Peru Coca mleczna z liśćmi koki


Jak wspominałam przy okazji recenzji ciemnej Choco Museo Amazonas, kolejną tabliczką tej marki po którą sięgnęłam była jedyna czekolada mleczna spod ich skrzydeł, którą zdecydowałam się kupić. Niestety nigdzie nie podano informacji, jaką procentową zawartość kakao posiada, ani z którego regionu Peru pochodzą zastosowane w niej ziarna. Najważniejszy był jednak dla mnie użyty dodatek, a mianowicie liście koki. Zarówno w Peru, jak i w Ekwadorze oraz Kolumbii często zdarzało mi się pić napar z liści koki, który bardzo polubiłam. Smak liści koki zwykłam określać jako mieszankę czystka, miodu, siana i marihuany. 

 Po mleczną czekoladę z koką sięgnęłam w czeskich Karkonoszach, wypoczywając w okolicy Kolinskiej Boudy. Kolor tabliczki był dość jasny i ciepły, z zielonkawym odcieniem - gdy przyjrzeć się czekoladzie bliżej, widać w nim mnóstwo włókienek zmielonego suszu z liści koki. Ucieszyłam się wiedząc, że nie oszczędzono liści koki i że prawdziwie będę mogła poczuć ich smak zestawiony z czekoladą. Zapach również sugerował intensywną fuzję koki i mlecznej czekolady - przez urokliwą czekoladowo-mleczną słodycz przebijały się bowiem typowe dla koki ziołowe nuty.


Sama mleczna czekolada okazała się bardzo smaczna. Zawartość kakao w niej szacuję na ok. 45%. Była umiarkowanie słodka, rozkosznie gładka i gęsta, przyjemnie mleczna, z delikatnymi deserowymi nutami orzechów, odrobinę kwiatowa. Jedyną szorstkość w niej stanowiły drobno zmielone liście koki (podano je w przystępny sposób, a obawiałam się, że zbyt bardzo odznaczać się będą od samej czekolady). Na bazie z tak udanej mlecznej czekolady popisały się pięknie swymi walorami - przy teście w ciemno bezapelacyjnie od razu zidentyfikowałabym kokę.

Połączenie było bardzo oryginalne i dla mnie wciągające - naprawdę świetnie jadło się tę czekoladę. Zestawienie dwóch na pozór zupełnie innych smakowych gam, a także dwóch innych konsystencji - dało efekt, o którym trudno będzie zapomnieć.


Skład: miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, mleko w proszku, cukier, liście koki.
Masa kakaowa min. ?
Masa netto: 75 g.

poniedziałek, 18 listopada 2019

Zotter Salted Caramel ciemna 70% nadziewana słonym karmelem i migdałową praliną


Po niezbyt udanej jak na mój gust Amarena Cherry, kolejnego dnia na karkonoskim szlaku przyszedł czas na Salted Caramel, również kupioną na biokredens.pl. Kolejna nowość wśród Zotter Handscooped została opatrzona jakże działającą na wyobraźnię grafiką z karmelowymi wydmami. Sam skład czekolady również mocno pobudzał fantazję i miałam nadzieję, że degustacja urządzona na pniach drzew w środku lasu odpowiednio nastroi nas do dalszej wędrówki. Chwilę temu bowiem humory nam zrzedły po fragmencie trasy, w którym to asfaltowymi uliczkami musieliśmy przemierzyć kawałek miasteczka Pec pod Śnieżką. Pragnęłam znów dziczy oraz... doskonałej czekolady.

Salted Caramel to ciemna kuwertura o 70% zawartości kakao, okalająca dwuwarstwowe nadzienie. Na dole znajduje się migdałowa pralina, zaś u góry - słony karmel. Skład czekolady przedstawia się bardzo apetycznie, obfitując w jak najmniej przetworzone składniki: prócz oczywiście kakao i cukru mamy tu masło, śmietanę, mleko (nie tylko w proszku). Całość przyprawiono cytryną, imbirem i wanilią, oraz oczywiście solą - ale soli tu należy się odrębny akapit.


Już sam zapach czekolady absolutnie obezwładniał - tak uwodzicielska była to fuzja kakao, karmelu i migdałów. W przekroju tabliczka również prezentowała się obłędnie - karmel ciągnął się na solidnej podstawie z nabitej migdałami praliny. Okalająca wszystko lśniąca ciemna czekolada dopełniała piękna, zapowiadając eksplozję smaków.

Karmel zdecydowanie dominuje w tej kompozycji, stąd nazwa tabliczki okazała się bardzo trafna. Można się w nim totalnie zatopić, a jego połączenie z pozostałymi elementami jest idealnie przemyślane. Karmel jest gęsty i ciągnący się, ale nie przesadnie lepki - po prostu idealny. W smaku - mnóstwo czystych nut palonego cukru, a do tego bardzo intensywna słoność. Duet karmelowej słodyczy z wyrazistą słonością doprowadza kubki smakowe do istnego szaleństwa. To jest naprawdę mocne.


Ciemną czekoladę odczuwamy dopiero w drugiej kolejności, a tuż za nią, w właściwie wraz z nią płynie migdałowa pralina. Skojarzenia z orzechami łączą zarówno kuwerturę, jak i pralinę. Obie są delikatnie słodkie, aromatyczne. Pralina w porównaniu do karmelu ma bardzo zbitą strukturę, jest mimo tego rozkosznie gładka i łagodna - choć wyraziście migdałowa, ale w całkowicie naturalny sposób.

Salted Caramel to nadziewaniec, którego koniecznie należy spróbować, gdy kogoś choć odrobinę rusza sformułowanie "słony karmel". Ja mogłabym tę tabliczkę pożerać na tony - ma w sobie coś prawdziwie uzależniającego. Dla mnie jest majstersztykiem, jedną z lepszych Handscooped jaką próbowałam kiedykolwiek. Nie da się wprost tego opisać. To proste, ale jakże genialne połączenie. Polecam z całego serca!


Skład: surowy cukier trzcinowy, miazga kakaowa, migdały, masło, śmietana, syrop ryżowy, pełne mleko w proszku, mleko, sól, pełny cukier trzcinowy, odtłuszczone mleko w proszku, sól morska, lecytyna sojowa, koncentrat soku cytrynowego, imbir w proszku, wanilia w proszku.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 561 kcal.
BTW: 6,2/41/41.

sobota, 16 listopada 2019

Beskid Peru 98% ciemna z liśćmi stewii

 Źródło: https://www.slodkiprzystanek.pl/sklep/czekolada-ciemna-bez-cukru-peru-71-z-liscmi-stewi-50gr

Jakiś czas temu dostałam od Kimiko przesyłkę z jej, hmm... niedojedzonymi czekoladami, z której to bardzo się ucieszyłam, bowiem w moim domu z każdą kostką czekolady zrobimy pożytek. Wśród nich była jedna z niewielu czekolad naszej rodzimej marki Beskid z Węgierskiej Górki, której świadomie zdecydowałam się nie kupić. Podarowaną jednak chętnie wypróbowałam. Mowa o ciemnej tabliczce z aż 98% zawartością kakao z Peru, słodzoną liśćmi stewii (stanowiącymi pozostałe 2%).


Mój Mąż skosztował raptem kawalątek tej czekolady i podziękował. Ja natomiast wciągnęłam całą resztę zaskakująco szybko. Nie, żeby ów wynalazek jakoś szczególnie mi smakował. Trudno nazwać go smakołykiem, jest bardzo specyficzny. Przede wszystkim - stewia tak mocno modyfikuje smak całej czekolady, że w życiu bym nie powiedziała, iż ma aż 98% kakao. Smakuje o wiele łagodniej, lżej. Stewia nadaje całości sporej świeżości, pewnej ziołowej słodyczy. Choć to tylko 2% całości, całkowicie zakrywa ono kakao. Absurd - mam 98% kakao, które powinno krzyczeć do mnie swą mocą, a tymczasem niemal nic nie mogę o nim powiedzieć!


Ten eksperyment od Beskidu nazwać mogę tylko i wyłącznie żywnością funkcjonalną, nie zaś dobrą czekoladą, nad którą można się pozastanawiać, dać płynąć myślom. Gdybym jednak musiała wystrzegać się cukru w diecie, wolałabym sięgnąć po standardową czekoladę 100% kakao lub propozycje od Beskidu z maltitolem i erytrytolem.

Skład: ziarna kakao, tłuszcz kakaowy, liście stewii 2%.
Masa kakaowa min. 98%.
Masa netto: 50 g.

czwartek, 14 listopada 2019

Zotter Amarena Cherry mleczna 50% nadziewana musem wiśniowym z marcepanem, wanilią i białą czekoladą


Wiele mam marzeń. Są to marzenia duże i małe. Jednym z tych łatwiejszych do realizacji było od dawna zdobycie Śnieżki podchodząc szlakiem od czeskiej strony i do Czech również schodząc. Taką wędrówkę udało nam się w końcu zaliczyć tego roku, pewnej pięknej październikowej soboty. Już na samym szczycie, odnaleźliśmy osłoniętą od silnego wiatru ławkę, gdzie wyjęliśmy termos z kawą oraz jedną z najnowszych czekolad Zottera z ulubionej serii Handscooped.

Amarena Cherry to mleczna kuwertura o 50% zawartości kakao oblewająca mus z wiśni amarena połączony z wanilią i wiśniową czekoladą. Pod samą kuwerturą znajduje się warstewka białej czekolady, co u Zottera ostatnimi czasy było dość popularne (a czego zupełnie nie rozumiem).

Wszystkie moje Zottery zakupiłam na biokredens.pl.


Czekolada pachniała mlecznie z przypudrowaną, pralinową nutą wiśni, białej czekolady i bardzo subtelnym akcentem migdałów. W przekroju... cóż, w zasadzie po Berry Emulsion in White spodziewałam się ciemnowiśniowej barwy, a ujrzałam rzeczywiście coś pralinowego, rozjaśnionego marcepanem i białą czekoladą. No i ta warstwa białej czekolady tuż pod mleczną... Chciałam wiśni, dużo autentycznych wiśni w pysznej czekoladzie, ale widziałam i czułam już, że wiele będzie mi przeszkadzać w odczuwaniu tego, czego się spodziewałam.

 Sama mleczna kuwertura okazała się oczywiście przepyszna. Cała reszta była pewnym rozczarowaniem. Wiśniowy mus zdawał mi się mdły, z mydlanym posmakiem - taka przypudrowana wiśnia ze słodkich pastylek. Za dużo odczuwało się tu wtrąceń płynących z białej czekolady - wiśnie zostały zdecydowanie zbyt mocno przez nie przytłumione. Spodziewałam się, że choćby marcepan wkroczy jeszcze dzielnie do gry, ale tak naprawdę wpłynął on najmocniej na konsystencję nadzienia, nie na jego smak.


Wciągnęliśmy szybko Amarena Cherry i nawet niespecjalnie było się czym delektować, nad czym rozwodzić. Ta tabliczka kiepsko rozpoczęła serię jesiennych nowości od Zottera. Zdradzę jednak, że potem było już zdecydowanie lepiej...

Skład: surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, wiśnie, miazga kakaowa, syrop ryżowy, pełne mleko w proszku, odtłuszczone mleko w proszku, koncentrat wiśniowy, suszone wiśnie, marcepan (migdały, cukier, syrop cukru inwertowanego), lecytyna sojowa, słodka serwatka w proszku, pełny cukier trzcinowy, wanilia w proszku, olejek z gorzkich migdałów, proszek cytrynowy (koncentrat soku cytrynowego, skrobia kukurydziana, cukier), sól, cynamon.
Masa kakaowa min. 50%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 493 kcal.
BTW: 5,4/31/48.

wtorek, 12 listopada 2019

Georgia Ramon Haiti Pisa Farmers Trinitario ciemna 80%


Jedne z najbardziej przyciągających wzrok opakowań czekolad niemieckiej marki Georgia Ramon dedykowane zostały tabliczkom wykonanym z kakao z Haiti: ciemnej 80% i mlecznej 58%. Wcześniej z ziarnami z Haiti miałam do czynienia jedynie raz (Bonnat Haiti 75%). Spośród haitańskich Georgii Ramon w pierwszej kolejności zdecydowałam się na wersję ciemną. Moja osiemdziesiątka różni się od tej recenzowanej rok temu przez Kimiko: w mej zastosowano jedynie trinitario, nie zaś trinitario i criollo; ponadto ziarna do mojej Haiti 80% mielone były 24 godziny, a nie 72. Nadal jednak Georgia Ramon korzysta z kakao eksportowanego przez PISA (Produits Des Iles SA)

Firma ta godnie wspiera farmerów w tym jednym z najbiedniejszych państw świata. PISA zakupuje ziarna od 1373 zarejestrowanych farmerów organicznych i jest odpowiedzialna także za proces fermentacji - dzięki czemu może sprzedać kakao drożej, a także w lepszej, kontrolowanej  jakości. Plantacje produkujące od PISA położone są w regionie Acul du Nord, gdzie kakao rośnie wraz z ziemniakami chińskimi, awokado, mango, cytrusami i bananami.

Wszystkie smakołyki od Georgia Ramon prezentowane na moim blogu zakupiłam w sklepie Sekretów Czekolady.


Czekolada cechowała się prawdziwie ciemną barwą, co przy 80% zawartości kakao zdawało się zupełnie naturalne. Pachniała duszno, sugerując esencjonalne nugaty, pikantne przyprawy oraz suszone owoce. Producent na opakowaniu sugeruje nuty dojrzałych fig, kwaśnych wiśni, prażonych orzechów oraz kwiatów, zaś sama PISA podpowiada wanilię, jagody i masło z orzechów laskowych - wszystko zdawało się być już na starcie dość trafnymi podpowiedziami.

W ustach najpierw zaprezentowała się sucho, a z owej suchości wypłynął pięknie orzechowy smak. Oscylował pomiędzy prażonymi orzechami laskowymi a mielonymi nerkowcami oraz słodkawym miąższem migdałów. Dalej robiło się coraz bardziej owocowo, z wyraźną sugestią owoców suszonych: fig i moreli, a także zbitych śliwek. Pomimo kompleksowej suchości i pewnej szorstkości, i tak zapadałam się w czekoladę niczym w głębię. A była to głębia bakaliowa, nugatowa i... skórzana. Jak skóra pachnąca wanilią.


Trudno było zidentyfikować tu kwaśności - Haiti 80% to przede wszystkim prażona słodycz. To oświetlone październikowym słońcem dary jesieni, serwujące wybitną delikatność jak na 80% kakao, a przy tym konkretność. Przebieram nogami z podekscytowania przed wypróbowaniem wersji mlecznej... Ciemna okazała się wyjątkowa.

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy.
Masa kakaowa min. 80%.
Masa netto: 50 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 550 kcal.
BTW: 14/45/26

niedziela, 10 listopada 2019

Amedei Acero 95 ciemna 95% z cukrem klonowym


Po Toscano Black 90 przyszedł czas na drugą spośród nowszych czekolad od włoskiego Amedei, a mianowicie tajemniczą Acero 95. To blend o aż 95% zawartości kakao (miazga i tłuszcz), w której pozostałe 5% składu stanowi bardzo nietypowy słodzik - cukier klonowy. Tabliczkę zakupiłam w niezastąpionym sklepie Sekretów Czekolady.


Jak na tak wysoki poziom kakao tabliczka wydawała się dość jasna. Jej zapach określiłam jako mocno zbożowy - tak, jakby wsadzić nos do jutowego worka z mąką lub zbożem. W smaku na pierwszy rzut kojarzyła się z przegryzionym ziarnem pszenicy. Nawet pod względem struktury wydawała się mączna, przywodząc na myśl półsurowe ciasto chlebowe. Dalej czekolada rozwijała się w stronę kartonu skropionego sokiem z cytryny, co było bardzo dziwaczną drogą. Od samego początku zdawała się zbyt płaska i o zbyt małej mocy rażenia jak na 95% kakao. W ustach pozostawiała lekowo-proszkowy film. Początek degustacji Acero 95 trudno nazwać przyjemnym. Pozostawiła nas w lekkim szoku.

Dalej jednak, tabletkowość tabliczki idzie bardziej w stronę typowej dla Amedei bezowości, piankowości. To, co zdawało się płaskie, dalej identyfikowałam jako delikatne. Coraz mocniej wysuwała się na prowadzenie trudna do nazwania nuta słodyczy, która po prostu płynęła z klonowego cukru. Było w tym coś drzewnego i przyprawowego zarazem, kręcącego się w okolicach lukrecji oraz... surowej kapusty. Dziwactwo.


Degustację zakończyliśmy z zupełnie innymi wrażeniami niż na początku. To, co najpierw wydawało się nieznośne, rozwinęło się totalnie nietypowo, nieprzewidywalnie. Subtelna słodycz "drewnianej pianki", która pozostała nam w ustach, wywoływała uśmiech na twarzy. Konsternacja. Acero 95 okazała się absolutnie nietypową tabliczką i w asortymencie Amedei stanowi oryginalną pozycję. Próbujcie, warto zaryzykować, choćby dla samego zdziwienia.

Skład: miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, cukier klonowy 5%.
Masa kakaowa min. 95%.
Masa netto: 50 g.

piątek, 8 listopada 2019

Beskid Venezuela 70% ciemna Hacienda Valdiviezo


Jakże ciekawa byłam tego, by wypróbować w końcu klasyczną ciemną czekoladę z naszej rodzimej manufaktury Beskid! Klasyczną, czyli słodzoną zwykłym cukrem (no dobra, może nie takim znowu zwykłym - bo nierafinowanym trzcinowym), a nie maltitolem czy erytrytolem. Moją pierwszą czekoladą z Węgierskiej Górki była doskonała mleczna tabliczka o 50% zawartości kakao pochodzącego z wenezuelskiej plantacji Hacienda Valdiviezo położonej na półwyspie Paria. Dziś przedstawiam Wam czekoladę ciemną o 70% zawartości tegoż właśnie kakao. Wszystkie moje czekolady z manufaktury Beskid zakupiłam w sklepie Sekretów Czekolady.

 Ta pokryta już leciuteńkim szarym nalotem tabliczka pachniała korzennymi perfumami i duszną starą szafą z drewna przesiąkniętą naftaliną. Dziwne to były skojarzenia, biorąc pod uwagę posiadaną w pamięciu wersję mleczną. Znane z niej nuty siana i łąkowych kwiatów tu przybrały o wiele mroczniejszego oblicza.


Nie rozpuszczała się w ustach wyjątkowo gładką, raczej trzeba było nad nią nieco popracować. Najpierw zdawała się nieco plastikowa, następnie ów dziwny posmak przeszedł w kwaskowatość niedojrzałego agresty, a dalej otwierało się przed nami coraz więcej słodyczy i delikatności. Wprawdzie odnalazłam tu kontynuację sfery zapachu - sugestie starego drewna, lecz poza tym było już raczej owocowo i orzeźwiająco. Pomyślałam o zbitym, jakby przypudrowanym miąższu banana oraz o bardzo dojrzałym grejpfrucie.


Wszystko było tu spokojnie - aż za bardzo. Nic szczególnego mnie w tej czekoladzie nie ujęło, co niemalże szokuje, w porównaniu do mlecznej interpretacji tego wenezuelskiego kakao. Wariant ciemny odebrałam jako przeciętny.

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy nierafinowany.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 50 g.

środa, 6 listopada 2019

Choco Museo Peru Amazonas ciemna 70%


Spacerując po Limie, kątem oka szukałam sklepu z czekoladami. Chociaż jednego. Przecież musiał gdzieś tu być! Wszak w centrum Quito bez problemu obkupiłam się w cacuszka od Pacari, Minka czy Republica del Cacao. W Limie mój Mąż jakby prorokował: "za tym rogiem głównego placu powinien być sklep z czekoladą, w Quito było podobnie". To zabawne, ale sklep z czekoladą właśnie tam był! Choć sklep to w zasadzie mało powiedziane... Zastałam tam czekoladowe królestwo pod sztandarem Choco Museo - sklep połączony z pracownią i miejscem degustacji. Można się było w nim zaopatrzyć nie tylko w czekoladę w klasycznych tabliczkach, ale także w pralinki, marmolady, czekoladowe alkohole czy kosmetyki. Można było wziąć udział w czekoladowych warsztatach czy doedukować w wielu kwestiach związanych z kakao. Ja zaś ze względu na ograniczony czas kupiłam po prostu kilka tabliczek single origin z różnych regionów Peru oraz jedną mleczną z dodatkiem zmielonych liści koki.

 Już w Polsce, rozkładając sobie w czasie delektowanie się degustacjami tabliczek od Choco Museo - w pierwszej kolejności sięgnęłam po ciemną czekoladę o 70% zawartości kakao z regionu Amazonas.


Czekolada wręcz pachniała gęstością, jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi. Wypełniona była intensywnym aromatem słodkiej, dojrzałej marakui. Sama tabliczka ze swymi zaokrąglonymi końcówkami i wyjątkowo mocnym połyskiem prezentowała się oryginalnie. W dotyku odczuwałam ją jako lekko śliską, choć nieprzesadnie tłustą.

 W ustach również sprawiała wrażenie śliskości, jakby można było zlizywać warstwy z każdej kostki aż do czekoladowego serca jakiejś przepysznej praliny. Przy tak specyficznym wrażeniu, które rzadko udaje mi się odczuć podczas degustacji, Choco Museo Amazonas była wyjątkowo lekka i soczysta


Dominowała w niej iluzja schłodzonego owocowego smoothie. Wyłapałam jabłko, marakuję i ukochaną guanabanę, a także mleko kokosowe. Wszystko wieńczy filuterna ziołowość przywodząca na myśl surowe ziarna kakao. Bardzo drobne szorstkości ukryte wewnątrz ślisko-soczystej czekoladowej masy tylko uwydatniają namacalność kakao. Ponadto, praktycznie nie ma tu smolistych nut - kompozycja smakowa jest niezwykle czysta, klarowna.

Degustacja Amazonas 70% była doskonałym preludium do dalszej eksploracji tabliczek od Choco Museo. Zdradzę, że na kolejny rzut poszła ichniejsza mleczne czekolada z koką - wypatrujcie recenzji, pojawi się już wkrótce.



Skład: miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, cukier.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 75 g.

poniedziałek, 4 listopada 2019

Georgia Ramon Cahabón Estate Guatemala ciemna 72% Cooperative Fedecovera Q'eqchi Mayas Farmers Trinitario


Minęło już sporo czasu do wypróbowania ciemnej mlecznej Georgia Ramon stworzonej z gwatemalskiego kakao. W końcu sięgnęłam jednak po jej bezmleczny odpowiednik, zawierający jedynie 10% kakao więcej (mleczna miała 62%, zaś ciemna 72%). Obie czekolady zakupiłam oczywiście w sklepie Sekretów Czekolady. Przytoczę krótką historię pochodzenia ziaren, z których zostały wykonane obie tabliczki, a którą umieściłam przy okazji recenzji mlecznej czekolady: "(...) stworzona została z kakao uprawianego w gminie Cahabón w północnej części Gwatemali, słynącej głównie z pozyskiwania szlachetnego drewna: mahoniu i cedru. Kakao zaklęte w ciemną mleczną tabliczkę wywodzi się spod skrzydeł FEDECOVERA (La Federación de Cooperativas de las Verapaces) - federacji zrzeszającej 42 kooperatywy niewielkich producentów wysokiej jakości kakao, kawy, kardamonu i herbaty. FEDECOVERA to przede wszystkim Majowie, z grup etnicznych Q´eqchí i Pocomchí".

 Ziarna w Georgia Ramon Cahabón Estate Guatemala 72% poddane zostały prażeniu na średnim poziomie, mieleniu przez 72 godziny, zaś całkowicie zrezygnowano tu procesu konszowania (rozumiem, że długie mielenie spełnia tu jego funkcję?), z czym notorycznie już spotykamy się przy czekoladach od Georgia Ramon.


Ciemna czekolada w swej barwie nie różniła się wiele od mlecznej - mleczna zdawała się być bardziej soczysta, wysycona, no ale wersja ciemna dłużej przeleżała w moich zapasach i z tego tytułu mogła stać się bardziej matowa. W zapachu otrzymaliśmy zapowiedź czerwonych owoców, drewna, kardamonu i mięty.

 W ustach czekolada zachowywała przyjemną szorstkość. Była sypka i wilgotna zarazem, niczym mokre wióry lub fusy z mokrej kawy. Nawet nuty smakowe się tu zgadzały. Brak mleka odebrał gwatemalskim wariacjom iluzje serowe i karmelowe - wszysko stało się bardziej poważne. Wędzony ser przekształcił się w wędzone wiśnie i śliwki, podane pod postacią gorącego kompotu lub świeżej konfitury. Nieustannie przewijał się gdzieś kardamon, nadając całości zarówno wytrawnego, jak i deserowego charakteru. Zestawienie niebanalnych owoców z silną przyprawą, na bazie mocno kawowo-drewnianej sprawia, iż prędko wyczuwamy kompleksowość czekolady, znajdujemy w niej równowagę.


Wbrew pozorom, całość charakteryzowała się przyjemną i specyficzną słodyczą, przywodzącą na myśl... owocowe żelki, co było dość zaskakujące. Już nawet wersja mleczna nie była nazbyt słodka, co powtarza się w opcji ciemnej. Kompozycję wieńczy odświeżające skojarzenie z miętową herbatą podaną na zimno.

Z ciekawością sięgnęłabym ponownie po obie gwatemalskie tabliczki od Georgii Ramon, najchętniej zestawiając je ze sobą podczas jednej degustacji, by jeszcze dobitniej wyłuszczyć różnice wynikające z obecności mleka.


Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy.
Masa kakaowa min. 72%.
Masa netto: 50 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 541 kcal.
BTW: 9/42/33.

sobota, 2 listopada 2019

Republica del Cacao Peru Aguaymanto & Milk Chocolate mleczna 35% z miechunką


Podczas moich podróży do Ameryki Południowej za każdym razem spotkałam się z marką Republica del Cacao. W Kolumbii zakupiłam ich tabliczki wykonane z kakao kolumbijskiego, w Ekwadorze z ekwadorskiego, no a teraz czas na Peru. O ile w Kolumbii zabrakło mi funduszy na zakupowe szaleństwo, tak w Ekwadorze pławiłam się w proponowanych przez Republica del Cacao smakołykach z ekwadorskiego kakao. Sklep peruwiańskiej Republica del Cacao odnalazłam na lotnisku w Limie. Niestety, ichniejszy asortyment jakoś mnie nie porwał - wybrałam jedynie dwie czekolady. 

Podczas długiego trekkingu wzdłuż Warty w Wielkopolskim Parku Narodowym i jego okolicach wypróbowałam pierwszą z nich. Aguaymanto & Milk Chocolate to mleczna czekolada o 35% zawartości ekwadorskiego kakao, wzbogacona o kawałki suszonej miechunki. Całkiem niedawno opisywałam inną czekoladę z tym owocem, a mianowicie Naive Incan Berry. W tabliczce od Republica del Cacao mamy jednak do czynienia z wyraźnymi kawałkami owoców zanurzonymi w mlecznej czekoladzie, natomiast w Naive miechunki zostały sproszkowane i wplecione w jednolitą masę wraz z ciemną czekoladą.


Zaskoczyła mnie niezwykła jasność tej tabliczki. Pachniała bardzo słodko, mlecznie i delikatnie zarazem, mając w sobie tchnienie tropikalnych owoców. W ustach rozpuszczała się miękko i błogo, pod tym względem kojarząc mi się nieco z Michel Cluizel Grand Lait 45%, choć od tego blendu była zdecydowanie mniej kakaowa. Tu kakao niosło ze sobą kwieciste nuty, ale słodycz i mleczność zbyt mocno je zasłaniały, abym mogła powiedzieć o nich coś więcej. Na szczęście spośród wręcz zanadto błogiej czekolady wyłuszczyć można dodatek, który niezwykle podnosi walory tabliczki.

Kawałków suszonej miechunki odnajdziemy tu bowiem mnóstwo. Są miękkie i jędrne zarazem, sprawiają wrażenie świeżych. Wyraźnie czuć, że jest to właśnie miechunka - pachnie i smakuje tak typowo, przywodząc na myśl rodzynki doprawione pieprzem, wymieszane z gęstym sokiem marakujowym. Forma zaserwowania owoców jest ogromnym plusem tej czekolady.



Aguaymanto & Milk Chocolate podsumować mogę jako słodkie paliwo, idealnie do skonsumowania w terenie podczas wysiłku, a także przy wielkiej ochocie na coś bardzo słodkiego. Bez dodatku wspaniałych miechunek sama czekolada mogłaby być dla mnie wręcz nieznośna w swej słodyczy.

Skład: cukier, pełne mleko w proszku, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, suszone miechunki.
Masa kakaowa min. 35%.
Masa netto: 100 g.