środa, 26 lutego 2014

Mövenpick mleczna z wiórkami kakao


Chocolate Chips - for ambitious only. Because ambitious people aren't satisfied with simple things. They want more out of life - and more than just a simple chocolate. Treat yourself to chocolate chips - definitely more than chocolate! Napis na opakowaniu kolejnej czekolady Moevenpick, której przyszło nam spróbować sugerował, że możemy spodziewać się czegoś naprawdę dobrego. Muszę przyznać, że po przyjemnej konsumpcji Cacao 72% ten chwyt marketingowy odrobinkę mnie przekonywał. Tym bardziej, że Chocolate Chips to mleczna czekolada z podwyższoną zawartością masy kakaowej (38%). Dotychczasowe doświadczenia z tego typu produktami były bardzo satysfakcjonujące. Czy Szwajcarzy tym razem zaspokoją nasze apetyty na coś dobrego?

Chocolate Chips prócz wysokiej jak na mleczną czekoladę zawartości kakao cechuje się również prostym, nieprzekombinowanym składem. Dodatek w postaci kawałków ziaren kakao nie został zbędnie "podrasowany" cukrem, jak miało to miejsce w przypadku np. białego Wedla. Wszystko to przemawia na korzyść Moevenpick, ale nadal tylko na papierze...

Realia tym razem okazują się bardziej okrutne. Zapach tabliczki nie zapowiada rewelacji - aromat kakao wyczuwalny na takim samym poziomie, jak w zwyczajnych mlecznych czekoladach. No nic, może smak zaoferuje nam więcej?

Niestety nie. Byłam w szoku. Przecież nieraz nawet 35% kakao czyniło wyraźnie wyczuwalną różnicę. Tym razem absolutnie nie czułam, że kakao jest więcej niż standardowych 30%. To najzwyklejsza w świecie mleczna czekolada. Odrobinę za słodka jak na mój gust (na szczęście nie była to słodycz na poziomie Milki). Delikatnych śmietankowo-waniliowych akcentów przełamujących kakao trudno było tu szukać, a zawsze jestem na nie łasa... Tu prym wiódł cukier i zwyczajność, pospolitość do kwadratu. Tak naprawdę, to już Cacao 72% była słodkością bardziej wysublimowaną, przyjemniej rozpuszczającą się w ustach. Przyznał to nawet mój Ukochany, który to w pełni przekonał się już do gorzkich czekolad. Moevenpick zaprezentował nam bardzo przeciętną mleczną czekoladę. Zjadliwą, ale taką "zjeść i zapomnieć".

Wiórki ziaren kakao są wyczuwalne jako twardsze, odrobinę chrupkie elementy. Nadają kompozycji szczypty kakaowej goryczki, ale to jest zdecydowanie za mało, aby nazwać cały produkt smakowitym i udanym. Nawiązując do opisu na odwrocie opakowania - owszem, fajnie jest mieć więcej niż najprostszą czekoladę. Mimo wszystko, najpierw należy wykonać to, co najprostsze naprawdę dobrze. Dopiero potem żonglowanie dodatkami ma sens.

Skład: cukier, miazga kakaowa, pełne mleko w proszku, tłuszcz kakaowy, kawałki kakao 9%, laska wanilii, lecytyna słonecznikowa. 
Masa kakaowa min. 38%.
Masa netto: 100 g.
BTW: 8/35/48

poniedziałek, 24 lutego 2014

Mövenpick ciemna 72%


Trzy rodzaje czekolad Moevenpick pojawiły się w Lidlu z okazji Tygodnia DeLuxe, co wywołało moje zdziwienie. Dotąd markę Moevenpick kojarzyłam jedynie z lodami, jogurtami i kawą (swoją drogą, lody Moevenpick należą do moich ulubionych). Wizyta na stronie Moevenpick Foods Switzerland uświadomiła mnie, że kulinarna oferta tej firmy jest zdecydowanie bogatsza. Szkoda, że w Lidlu pojawiły się jedynie trzy czekolady Moevenpick - z chęcią spróbowałabym tych niedostępnych w Polsce: mlecznej z orzechami włoskimi i syropem klonowym, oraz białej z cytryną. Może kiedyś będzie mi dane...

 Jak na prawdziwą poznaniankę przystało, zakup tabliczek Moevenpick odkładałam do czasu, aż w Lidlu ogłoszono na nie przecenę :P. I tak, w Magicznej Szufladzie miejsce znalazły tylko dwie z trzech tabliczek oferowanych przez dyskont (72% Cacao i Chocolate Chips). Zrezygnowałam z zakupu Delicious Hazelnut, jako że spośród całego tria zawierał w sobie najmniej masy kakaowej.

Najpierw zdecydowaliśmy się spróbować 72% Cacao. Moevenpick opakował swe czekolady w kartonik oraz złotko, a więc zastosował bodaj najlepsze rozwiązanie z możliwych. Z tyłu opakowania umieszczono opis w języku angielskim, który głosi, iż produkt przeznaczony jest dla prawdziwych koneserów, potrafiących rozpoznać subtelności wykonanej z pasją szwajcarskiej czekolady. Taaa, oczywiście, znów producent migdali się do nas i próbuje sprawić, abyśmy poczuli się wyjątkowi. Ale to przecież nie opakowanie stanowi o wyjątkowości, lecz wnętrze...

Złotko otula podzieloną na 14 prostokątnych kostek dość cienką (lecz grubszą od Heidi) tabliczkę. Kostki wyglądają dokładnie tak, jak przedstawia zdjęcie na kartoniku. Tabliczka przyjemnie pachnie kakao muśniętym odrobiną wanilii. Jak na 72% masy kakaowej jest to zapach subtelny, nieświdrujący w nosie. Przy dzieleniu na kostki nie słyszymy charakterystycznego dla gorzkich czekolad mocnego chrzęstu.

W smaku czekolada jest zaskakująco delikatna. Rozpływa się w ustach. Nie przytłacza zarówno ostrą goryczą, jak i nadmierną słodkością. Nie uderza feerią nut smakowych, jest zbalansowana w swej prostocie i bardzo smaczna. Wysoka zawartość masy kakaowej sprawia, iż smakołyk jest bardzo kaloryczny (mamy więcej tłuszczu w porównaniu do cukru), ale mimo wszystko zdrowszy. Nie można zarzucić temu produktowi, że trąci tłustością - paradoksalnie, raczej sprawia wrażenie lekkiego. A przy tym, skład surowcowy jest naprawdę nienaganny - użyto tylko czterech półproduktów, bez dodatku jakiegokolwiek emulgatora. Jest to wyczuwalne, gdyż tabliczka pozbawiona jest specyficznej lekkiej gumowatości, jaką zauważyć można np. w gorzkiej czekoladzie Wedla.

Solidna dawka teobrominy została nam zaaplikowana w niezwykle subtelny sposób. Bez przesady, że zrobiono to z jakimś wysublimowanym kunsztem - było po prostu smacznie. Po skonsumowaniu czekolady, pełni energii, udaliśmy się po jeszcze więcej endorfin - 2,5-godzinny nordic walking w zaskakująco słonecznej lutowej aurze. Wszystko idzie po naszej myśli, IDEALNIE... :)

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, laska wanilii.
Masa kakaowa min. 72%.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 607 kcal
BTW: 7/48/32

piątek, 21 lutego 2014

Heidi Pear & Almonds ciemna z gruszką i migdałami

Źródło: http://heidi-chocolate.com/en/chocolate/tablets/dark/Pear-&-Almonds/23/

Od czasu do czasu w Almie pojawia się promocja na produkty Heidi. Chętnie korzystam wtedy z cenowej okazji, aby wgłębić się w ofertę tej rumuńskiej firmy, która to potrafiła mnie bardzo pozytywnie zaskakiwać. I to nie raz. Że napomknę tylko o innowacyjnych letnich edycjach (a ileż wspomnień wiąże się z tymi czekoladami!)

 Ostatnio przyszła mi ochota na bliższe zapoznanie z asortymentem Heidi Dark. Niestety, lwia część tej serii to jedynie czekolady deserowe, o 50-procentowej zawartości kakao (a jednak przez ten fakt stają się łatwiej przyswajalne dla większości konsumentów). Tak jest i w przypadku Heidi Dark Pear & Almonds. 


Dlaczego zakupiłam akurat gruszkowo-migdałową tabliczkę? Ano dlatego, że z analogicznym połączeniem smakowym miałam bardzo miłe doświadczenia. Wszystko to za sprawą Cachet Pear & Almonds, która była wprost rewelacyjna. Rzeczony produkt miał więcej masy kakaowej niż Heidi, a migdały zostały użyte w formie płatków. Spodziewałam się, że Heidi nie dorówna Cachet i nawet nie liczyłam na zaskoczenie. Ale spróbować zawsze można :)

Wariacja Heidi na temat gruszek i migdałów w czekoladzie rzeczywiście nie powaliła mnie na kolana. Już samo powąchanie tabliczki nie zapowiadało czegoś wielkiego. Ot, bardzo delikatna woń gruszki przebijająca się przez zapach typowy dla deserowej czekolady (a więc bez bardzo intensywnych kakaowych aromatów).

Deserowa czekolada smakuje dobrze. Po prostu dobrze, bez szału. I nie ma co się nad nią rozwodzić. Wolałabym, gdyby była odrobinę mniej słodka, no ale cóż począć - w końcu nawet dodatki umieszczone w tej tabliczce zostały solidnie okraszone cukrem.

Kawałki gruszki, hmmm, gdzie one są? Jest ich naprawdę niewiele, a zawartość gruszki w gruszce pozostawię bez komentarza... Pozostawiają po sobie jedynie gruszkowy posmak. Fakt, dobrze komponuje się on z kakao, ale... Za mało! Za mało kakao, za mało gruszek...

...Migdałów też za mało. Karmelizowane kawałki migdałów to naprawdę drobnica. Ciężko wyczuć, że są to akurat migdały - można się jedynie domyślać po znów baaardzo delikatnym posmaku. Najbardziej wyczuwalnym efektem dodatku migdałów jest ich chrupkość. Ot, uprzyjemnienie konsumpcji.

Heidi Pear and Almonds is about surprising combinations. It's about welcoming the unexpected. Czyżby...??? Kompozycja jest bardzo delikatna, co może przypasować wielu osobom. Dla mnie jednak całość okazała się zbyt przeciętna. Za parę dni już nie będę pamiętać jak smakowała ta czekolada.

Skład: cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, karmelizowane kawałki migdałów 6% (migdały 60%, cukier,), kawałki gruszki 5% (cukier, gruszka 10%), lecytyna sojowa, naturalny ekstrakt waniliowy, aromat amaretto.
Masa kakaowa min. 50%.
Masa netto: 80 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 529 kcal.
BTW: 5,82/32,06/54,34

poniedziałek, 17 lutego 2014

Storck Merci Kaffee-Sahne mleczna kawowo-śmietankowa i biała

 Źródło: http://www.hausfreund.at/suesswaren-knabbereien~32/tafelschokolade-naps~70/merci-schokolade-kaffee-sahne~413289.html?&page=1

 Marka Merci będąca w ofercie firmy Storck kojarzy się przede wszystkim z bombonierkami. Tak, gdy chce się komuś za coś podziękować, najprościej iść do sklepu i kupić pudełko słodkości właśnie pod tą nazwą ;). Można by z tego wywnioskować, że świat nie jest mi za cokolwiek wdzięczny, bowiem typowych czekoladek Merci nie jadłam już od wielu lat (ależ nie! Ludzie po prostu wiedzą, że mi się sprawia klasyczne tabliczki czekolady, a nie bombonierki! :D). 

Na moim blogu zaprezentowałam już kiedyś Merci w atrakcyjniejszym dla mnie wydaniu - właśnie w formie tabliczki. Była to deserowa czekolada nadziewana marcepanem. Po jej degustacji wiedziałam, że warto będzie skosztować także reszty tabliczkowych propozycji Merci. Jak to jednak bywa, ciągle coś ciekawszego dostrzegałam na sklepowych półkach i kupno tych tabliczek odkładałam na później. Do czasu, aż w Netto natrafiłam na przecenioną Merci Kaffee-Sahne. Przy takich okazjach nie waham się ani chwili, zwłaszcza, że produkt wcale nie zbliżał się do daty ważności. Po prostu, na półce została ostatnia sztuka i sklep musiał się jej pozbyć :).

 Kupno Merci Kaffee-Sahne zbiegło się w czasie z posiadaniem w Magicznej Szufladzie sprezentowanej mi tabliczki Karina o analogicznym smaku. Stało się to idealną okazją do porównania podobnych do siebie produktów. Spójrzmy najpierw na skład. Merci posiada o 1% więcej masy kakaowej w czekoladzie mlecznej niż Karina. Ponadto, Storck podaje zawartość masy kakaowej w czekoladzie białej (jest to 28%, a więc więcej niż w mlecznych czekoladach Alpen Gold!) - Karina tego nie zrobiła. Proporcje warstw kawowo-śmietankowej do białej są bardziej wyrównanie w przypadku Merci: 57% i 43% (w Karinie było to 63% i 37% - tamtemu produktowi akurat wyszło to na dobre, bo biała warstwa była zdecydowanie mniej smaczna od ciemnej). Merci ma więcej mleka i śmietanki w proszku niż Karina. Nie wiem, jak przedstawia się sprawa kawy, bowiem w Merci nie podano procentowego udziału tego składnika. Merci posiada za to ekstrakt z prawdziwej wanilii, a nie tylko aromat.

Jak już wspominałam przy opisywaniu marcepanowego Merci, czekolady tej marki są niezwykle praktycznie opakowane (a przy tym schludnie!). We wnętrzu kartonika ukryte są cztery 25-gramowe, dość płaskie tabliczki, osobno owinięte w sreberka. W ten sposób, możemy bez problemu odmierzać sobie dawkę słodyczy. Muszę przyznać, że w przypadku tego produktu byłoby to nie lada wyzwaniem... Ciężko było skończyć po jednej małej tabliczce, naprawdę! :)

Po rozwinięciu ze sreberka ukazuje się nam nieduża tabliczka równomiernie podzielona na dwie części: górną kawowo-śmietankową i dolną białą. Po powąchaniu czekolady od razu wiedzieliśmy, że COŚ będzie na rzeczy... Zapach był cudowny! Jedno maleńkie niuchnięcie które przekonało nas, że Storck stworzył dobrą białą czekoladę, a nie tłusty ulepek. A do tego ten aromat kawy... Mmm... Nie ma na co czekać, trzeba jeść! :D

Odmiennie niż w przypadku Kariny, próba oddzielenia warstw od siebie spaliła na panewce - są one po prostu zbyt cienkie i mocno spojone z sobą. W tym przypadku, nie jest to żaden mankament. Obie warstwy smakują wybornie razem, trudno faworyzować którąś z nich. 

Tak, dokładnie tak - to smakowało wybornie! Biała czekolada jest dokładnie taka, jaka powinna być - lekka, aksamitna, mocno śmietankowa, z nutą wanilii. O niebo lepsza, niż w przypadku tego, co oferowała Karina! Budziła nawet skojarzenia z lindtowską białą czekoladą, a to naprawdę duży komplement... Zero podejrzanej kwaskowatości, nieprzyjemnej tłustości, natrętnej słodyczy. Czysta harmonia delikatnego smaku.

Owa anielska delikatność okraszona została odrobiną zadziorności w postaci warstwy kawowo-śmietankowej. Nie była to zadziorność w wulgarny sposób kontrastująca z białą czekoladą. Był to rodzaj zalotnego pazura, który tylko dodaje uroku kobiecej osobowości. Kakao jak najbardziej wyczuwalne, cudownie komponujące się z kawą.

Obie warstwy razem? Doprawdy, nie było potrzeby ich rozdzielać. Przewaga którejś z nich wyrządziłaby krzywdę całej kompozycji. Niewinność białej czekolady została umiejętnie połączona z przebojowością kawy i kakao. A połączyła je śmietanka i wanilia. Całość cudownie rozpływała się w ustach, mmmm.... A popicie kęsa mocną gorzką kawą było jak postawienie kropki nad i, dopełnienie rozkoszy. Naprawdę warto spróbować!!!

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, śmietanka w proszku 11,4%, pełne mleko w proszku 11%, miazga kakaowa, serwatka w proszku, laktoza, kawa, maślanka w proszku, lecytyna sojowa, sól, ekstrakt z wanilii.
Masa kakaowa w czekoladzie mlecznej min. 33%.
Masa kakaowa w czekoladzie białej min. 28%.
Masa netto: 100 g.

piątek, 14 lutego 2014

Mount Momami ciemna z marcepanem i czerwonym winem

Źródło: http://www.worldofsweets.de/Schokolade/Mount-momami-Chocolate-Country-frischgeschoepft-Zartbitter-mit-Rotweinmarzipan.html

Dziś opisywaną tabliczkę zakupiłam w Almie i to właśnie ona przykuła mój wzrok jako pierwsza wśród oferty Mount Momami. Koło takiego smaku nie mogłam przejść obojętnie i szczerze powiedziawszy, sięgnęłabym po tę tabliczkę nawet gdyby kosztowała 20 zł (a nie dychę z hakiem). Bez kitu. Wraz z Ukochanym kupujemy piwa po 50 zł, więc i tym razem mogłabym pozować na burżuja, a co! ;) .

Ostatnie degustacje Mount Momami sprawiły, że zakupione przeze mnie produkty tej marki nie mają prawa poleżeć długo w Magicznej Szufladzie. Po prostu musiałam jak najszybciej sięgnąć po kolejny! Na dodatek potwornie byłam ciekawa tego smaku... Ciemna czekolada z marcepanem i czerwonym winem. Jak to bosko brzmi!Z podekscytowaniem otworzyliśmy pudełko, rozerwaliśmy złotko...

... i oto przed nami w pełnej krasie ukazała się solidnie nafaszerowana marcepanowymi kostkami czekolada. Na tyle mocno, że wydawała się być wyższa od poprzednich tabliczek Mount Momami. Niestety mam wrażenie, że odbiło się to pomniejszeniem powierzchni nieregularnego czekoladowego owalu. Cóż począć - deklarowana masa netto zobowiązuje.

Aromat jest taki, jak oczekiwałam. Pomimo 56-procentowej zawartości kakao jest ono dość mocno wyczuwalne w zapachu - sugerując, że jest go więcej. Być może to marcepan podkreśla moc kakao. W końcu marcepan i ciemna czekolada to moim zdaniem jedno z najlepszych połączeń. Intensywny aromat kakao, migdały z alkoholowo-soczystą nutą (charakterystyczny zapach marcepanu), a do tego szczypta wanilii. Niebo. Jedno uwypukla walory drugiego.

 Jeśli chodzi o smak, to cóż... Nie zawiodłam się, ale nie zostałam też zupełnie rozłożona na łopatki. Marcepan w ciemnej czekoladzie po prostu trafia w moje gusta i trudno by mi nie smakował. Marcepanu jest na tyle dużo, że odnosiłam wrażenie, jakbym jadła praliny z marcepanowym nadzieniem, a nie czekoladę z dodatkiem marcepanu. Nie wiem, czy traktować to jako plus, czy jako minus. (Tak tak, dużo powtórzeń słowa "marcepan", ale niedociągnięcie stylistyczne jest adekwatne do sytuacji - marcepan wiódł prym ;))

Jeśli chodzi o dodatek czerwonego wina w proszku, to tak naprawdę nadał on jedynie barwę marcepanowi - bardzo fajny efekt wizualny. Być może delikatnie wzbogacił go o owocowo-wytrawne nuty, ale bez większych niuansów. Pytanie - jakie wino sproszkowano? ;) Tak naprawdę mógł to być nawet najtańszy napój winopodobny, ale co tam... Dodatek wina w tym produkcie to tylko taki bajer - który w smaku naprawdę nie czyni wielkiej różnicy.

Czekolada obowiązkowa do spróbowania dla wszystkich wielbicieli marcepanu. Na pewno sprawi Wam dużo radości. Poszukiwacze innowacji (vide czerwone wino) oraz sceptycy marcepanu - mogą sobie odpuścić :).

Skład: ciemna czekolada (miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa, wanilia), marcepan z czerwonym winem 30% (cukier, migdały, woda, sorbitol, inwertowany syrop cukrowy, syrop glukozowy, naturalne aromaty, czerwone wino w proszku, inwertaza).
Masa kakaowa min. 56%.
Masa netto: 85 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 524 kcal.
BTW: 6,1/31,5/50

poniedziałek, 10 lutego 2014

Mount Momami mleczna z żurawiną i nugatem z orzechów laskowych


Dzisiaj przedstawię Wam tabliczkę marki Mount Momami, której w przeciwieństwie do poprzedniczki (pierwszej czekolady tej firmy którą próbowałam) - nie zakupiłam i nie widziałam w Almie. Podczas pewnego słonecznego dnia wybrałam się do niemieckiego sklepu, do którego parę razy w roku spacerujemy celem przejrzenia aktualnego asortymentu czekolad. Efektem ostatniej takiej wyprawy był zakup dwóch nie spotkanych przeze mnie w Almie tabliczek Mount Momami. O dziwo, ze sklepu nie wyszłam z żadnym nowym Lindtem. Generalnie jestem teraz w ciekawej sytuacji - mam Magiczną Szufladę pełną świetnie zapowiadających się czekolad i nie ma wśród nich ani żadnego Lindta! ;)

Mount Momami oferuje nam mleczną czekoladę o 34-procentowej zawartości masy kakaowej, więc możemy być pewni, że te 4% powyżej standardu już odznaczą się różnicą w smaku. To niebywałe - niby nic, a tak wiele znaczy! Jeśli chodzi o skład - nie można mu wiele zarzucić (czekolada bez zbędnych ulepszaczy, klasyczna pasta z orzechów laskowych, całe owoce żurawiny), tak więc z cieknącą ślinką przystąpiliśmy do otwierania eleganckiego pudełka.

Dalsze "dobieranie się" do czekolady było już mniej eleganckie - złotko trzeba było rozerwać, a samą tabliczkę przekroić na dwie części nożem. Asymetria niepodzielonej na kostki tabliczki sprawiła problem z sprawiedliwym podziale smakołyku. Chcąc nie chcąc, komuś z nas musiała przypaść porcja z nieco mniejszą zawartością żurawiny. Kulturalny Mężczyzna odstąpił mi bardziej nadzianą część, więc nie mam na co narzekać ;).

Zresztą mój Ukochany też nie narzekał... Owalna tabliczka pachniała bowiem znakomicie, zapowiadając prawdziwą rozkosz dla podniebienia. Nieśmiertelny klasyk - kakao, orzechy i mleko, ale tym razem w naprawdę mocnym wydaniu. Był to aromat mniej "aksamitny" i lekki niż w przypadku czekolad Favarger - kojarzył się z czymś bardziej wytrawnym i soczystym zarazem. Większa głębia, mniej zalotnej frywolności.

Wpierw zdecydowałam się wgryźć w samą czekoladę, nie zahaczając jeszcze o żurawinę. Mój Mężczyzna aż się przeraził, kiedy w efekcie umieszczenia w moich ustach owego kęsa, wydałam z siebie dłuuuugi głośny pomruk. Jejjj, jakie to było dobre! Po pierwsze - kakao, naprawdę dobre kakao. Umiejętne złagodzenie go pełnym mlekiem w proszku nie doprowadziła to nadmiernego wydelikacenia królewskiego smaku kakao, lecz świetnie go uwypukliło. Kolejny element podrasowania - nugat z orzechów laskowych. Orzechowa pasta została zatopiona wprost w czekoladzie, stanowiąc z nią jedność. Orzech laskowy nie narzucał się w smaku bezpośredniością, raczej harmonijnie wpasował się w naprawdę dobrą mleczną czekoladę. Niuans w postaci orzechowych akcentów stał się jej kolejnym atutem. Pyszne, absolutnie pyszne!

Już jest super, a dodatek suszonej żurawiny jeszcze podnosi smakowitość kompozycji. Nie będę popadać w skrajności - dodatek cukru i oleju jest spotykany w niemal każdej sprzedawanej luzem bądź w paczkach suszonej żurawinie. Najważniejsze jest to, że w czekoladzie Mount Momami dodatek czerwonych owoców o dobrodziejskich właściwościach jest spory - tak, jak sugeruje zdjęcie na opakowaniu. Ponadto, nie są to twarde jak wiór kwaskowate, rozdrobione odpady. Owoce zatopione w czekoladzie są duże, soczyste, aromatyczne - widać, że nie zostały dobrane przypadkowo. Słodycz przeplata się z cierpkością i kwaskowatością, niosąc przyjemne orzeźwienie. Obok orzechów laskowych, żurawina jest kolejnym elementem wplatającym w tabliczkę leśne nuty. Tak smaczne owoce oblane genialną czekoladą - czego chcieć więcej? 

To było drugie podejście do Mount Momami. Drugi zachwyt. Przekombinowany wygląd, co z tego? Smak powala na kolana, a przecież o to chodzi... :)

Skład: mleczna czekolada (cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, lecytyna sojowa), nugat z orzechów laskowych 20% (orzechy laskowe, cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, lecytyna sojowa), suszona żurawina 20% (żurawina, cukier, olej słonecznikowy).
Masa kakaowa min. 34%.
Masa netto: 85 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 514 kcal
BTW: 5,8/29,9/55

czwartek, 6 lutego 2014

Karina mleczna kawowo-śmietankowa i biała

Źródło: http://www.lieferello.de/Tafel-Schokolade/Karina-Feine-Kaffee-Sahne-Schokolade-200g.html

 Stoiska ze słodyczami sprowadzonymi zza zachodniej granicy doprowadzają do wniosku, iż Niemcy lubują się w wielkoformatowych tabliczkach o pokaźnej grubości kostki. Firmy takie jak Chateau, Karina czy też marka własna sieci Edeka produkują właśnie takie czekolady, w wielu wariantach smakowych - a jednak propozycje poszczególnych producentów nie różnią się znacznie między sobą. 200-gramową Feine Kaffee Sahne Schokolade marki Karina otrzymałam na imieniny (taki sam smak dostępny jest również w ofercie Chateau i Edeka) i już trochę czasu odczekała w Magicznej Szufladzie nim przyszła kolej na jej konsumpcję. Zazwyczaj trudniej jest mi się z Ukochanym zdecydować na otwarcie takiej tabliczki, bowiem jej konsumpcja jest rozłożona w czasie i trzeba ją sobie dawkować. Choć bywało i tak, że na tyle pokaźne tabliczki ze względu na swój ponadprzeciętny smak zostały pożarte za jednym posiedzeniem ;).

Dziś opisywana tabliczka składa się z dwóch warstw: dolna, kawowo-śmietankowa stanowi 63% całości, zaś górna biała 37%. Po rozdarciu sreberka dociera do nas bardzo kuszący zapach: kawa ze śmietanką, posypana kakao. Ślinianki zaczynają pracować... ;) Produkt podzielony jest na mnóstwo niedużych, lecz grubych kostek, a więc łatwo dawkować sobie porcję słodyczy. Każda z kostek ozdobiona jest z góry grawerem owocu kakaowca, co nadaje tabliczce eleganckiego wyglądu.

Obie warstwy łatwo rozdzielić od siebie, toteż możemy wypróbować smak każdej z osobna. Wpierw jednak wgryzam się w obie na raz. Pierwsze wrażenie jest pozytywne. Odczuwam przyjemną kawową goryczkę, złagodzoną przez śmietankę i słodycz białej czekolady. Na samym początku smaki wyraźnie odróżniają się od siebie, nie są jeszcze przytłumione słodyczą. Bardzo fajny efekt, z którego szczególnie zadowolony był mój Ukochany. Już ten jeden kęs przekonał nas jednak do tego, iż z przyjemnością zjedlibyśmy tabliczkę składającą się w 100% z warstwy kawowo-śmietankowej.

Rozdzielenie kostki na warstwy tylko utwierdziło nas w tym przekonaniu. Dolna warstwa jest naprawdę smaczna, kawa przyjemne osiada na języku. Gdyby masy kakaowej byłoby tu jeszcze więcej, nie pogniewałabym się - całość stałaby się bardziej wytrawna. Nie ma co ukrywać - kawowa część tabliczki jest jej największym plusem.

Górna warstwa smakuje jedynie w połączeniu z dolną warstwą, która swymi wyraźnymi akcentami smakowymi przyćmiewa wady niezbyt górnolotnej białej czekolady. Jedzona solo biała czekolada nie jest wprawdzie najgorsza, nie śmierdzi na kilometr starym tłuszczem, no ale... Właśnie, nie sprawia wrażenia lekkości i aksamitności, których to zawsze szukam w białej czekoladzie. Jest raczej przytłaczająca i tylko parę kroków dzieli ją od przesłodzenia. To właśnie ona stała się głównym powodem, dla którego tabliczka należy do tych, przy których łatwo sobie powiedzieć STOP przed sięgnięciem po nadprogramową kostkę. To dobrze dla naszej tuszy, ale źle dla zmysłów spragnionych prawdziwie wykwintnych, odurzających doznań.

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku 10,5%, śmietana w proszku 9,5%, miazga kakaowa, serwatka słodka w proszku, kawa 2,5%, laktoza, lecytyna sojowa, aromat.
 Masa kakaowa w czekoladzie mlecznej min. 32%.
Masa netto: 200 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 551 kcal.
BTW: 6,1/34/53,9


niedziela, 2 lutego 2014

Favarger mleczna z miodem i migdałami


Wraz z końcem stycznia minęła sugerowana data przydatności do spożycia zakupionych przeze mnie za pół ceny w Almie czekolad z szwajcarskiej, tradycyjnej manufaktury Favarger. Najwyższy czas, aby skonsumować ostatnią z trzech tabliczek wybranych podczas okazyjnych zakupów. Całkiem prawdopodobne, że to już ostatnia degustacja produktów Favarger w moim życiu. Inne czekolady Avelines dostępne wówczas Almie: mleczna bez dodatków oraz mleczna z karmelem, nie zachęciły mnie na tyle, by je zakupić. Być może sięgnę po Favarger, gdy w promocyjnej cenie pojawią się jeszcze inne tabliczki tej marki. Szczególnie kuszą te w tradycyjnych, przepięknych opakowaniach. Niestety nie widziałam ich dotąd w żadnym sklepie.

Po rozdarciu sreberka tym razem nie poraził nas intensywny zapach orzechów. Poczuliśmy raczej coś na kształt aromatu dobrej jakości kakao na mleku, posłodzonego miodem. Orzechy przebrzmiewały gdzieś w tle. Apetycznie!

 Połączenie migdałów z miodem wzbudzało skojarzenie z Toblerone, jednakże Avelines absolutnie nie była do niego podobna. Pierwszym kęsem przebijamy się przez warstwę wyśmienitej, nieprzesłodzonej mlecznej czekolady - dostając się do pralinowo-kakaowej masy z dużym udziałem pasty z orzechów laskowych. W porównaniu do poprzednich tabliczek, całość nie rozpuszcza się aż tak łatwo w ustach. A wszystko to za sprawą dodatków. 

Migdały oraz miód znajdują się zarówno w górnej, jak i dolnej warstwie kostki. Migdałów w porównaniu do wersji z karmelizowanymi orzechami laskowymi jest mniej. Wydają się one być także bardziej rozdrobnione. Ku mojemu zdziwieniu, wcale mi to nie przeszkadzało. Nadają one strukturze tabliczki przyjemnej, delikatnej chrupkości - dobrze komponując się z gładziutką pralinową masą.

Miód został zatopiony w czekoladzie w formie drobnych kostek. Szkoda, że Favarger, dbając o jakość stosowanych składników, nie podał jakiego miodu użyto. Kosteczki te nie są twardymi bryłami. Są lekko skrystalizowane, ale przy tym miękkie. Od razu czuć, że jest to miód, a nie karmel. Nie przykleja się chamsko do zębów, stawia jedynie lekki opór na zębach podczas konsumpcji - podobnie, jak drobne kawałki migdałów. Co miód wnosi do czekolady w kwestii smaku? Przede wszystkim, nadaje on całej kompozycji charakterystycznej, miodowej słodyczy. Takiej naprawdę subtelnej, naturalnej. 

Muszę przyznać, że z każdą następną kostką ta czekolada przybierała wartości w moich oczach. Koniec końców, mogę ocenić ją na równi z Avalines z karmelizowanymi orzechami laskowymi - choć była to zupełnie inna czekolada. Tabliczka z nugatem z orzechów włoskich została za nimi daleko w tyle... Dziwi fakt, że pomimo na pozór dość podobnych składników (i takiej samej, świetnej mlecznej czekolady), tabliczki znacznie różniły się od siebie - dostarczając nam odmiennych doznań.

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, orzechy laskowe, migdały 5%, miód 5%, syrop glukozowy, odtłuszczone mleko w proszku, ekstrakt słodu jęczmiennego, naturalny ekstrakt wanilii.
Masa kakaowa min. 36%.
Masa netto: 100 g.