środa, 30 sierpnia 2017

Delicacao Bali ciemna 100%


Rzadko zdarza się, że dostaję od kogoś czekoladę. Nie ma się co dziwić, w końcu wiadomo, że ze swoją pasją to ja sama wybiorę dla siebie to, co najlepsze. Czasem przydarzy się jednak perełka, która niebywale mnie zaskoczy i sprawi niewymowną radość. Tak stało się w przypadku dziś opisywanej czekolady. 

Podczas gdy ja chodziłam po górach Kazachstanu, jedna z moich klientek urlopowała w Indonezji. Na naszym ostatnim spotkaniu przed wyjazdami wspominałam, że bardzo cenię indonezyjskie kakao, charakteryzujące się specyficznymi, mocnymi nutami smakowymi. W odpowiedzi przywiozła mi z tego kraju tabliczkę, za którą sporo nachodziła się po sklepach. Upominek w postaci dwóch 25-gramowych cieniutkich czekolad składających się w 100% z kakao z Bali - a to Ci dopiero niespodzianka! Obserwując moją reakcję dobra kobieta stwierdziła, że już dawno nie sprawiła komuś prezentem takiej radość jak mi. Jeszcze podczas naszego spotkania nie omieszkałam otworzyć opakowania, aby obejrzeć czekoladki, powąchać je i poczęstować kawałkiem moją klientkę. Już ten pierwszy kontakt z czekoladą sprawił mnie w osłupienie... Ale po kolei.


Niełatwo było znaleźć w sieci konkretne informacje na temat historii marki Delicacao Bali. Na Chocolate Couverture doszukałam się informacji, że najpierw siedziba firmy znajdowała się w Berlinie, dokąd sprowadzano balijskie kakao. Same czekolady powstawały tylko w Niemczech (i rzeczywiście wpisując w wyszukiwarkę hasło "Delicacao Berlin" można odnaleźć o wiele więcej). Obecnie na Bali również znajduje się oddział firmy, na bieżąco tworzący z rosnącego tam kakao czekoladowe smakołyki. 

Choć nadal u naszych sąsiadów powstają czekolady Delicacao, mój egzemplarz pochodzi bezpośrednio z Bali. Stówka wykonana w Berlinie zdobyła w 2016 roku brąz na International Chocolate Awards. Z propozycji Delicacao Berlin, szczególnie ciekawe są mleczne wersje z kozim mlekiem, których bardzo chciałabym spróbować. O ile się nie mylę, samo Delicacao Bali produkuje jedynie czekolady ciemne bez dodatków, w wariantach 100, 99, 90, 80, 70 i 60%.


Indonezyjskie kakao intrygowało mnie już nie raz. Z czekoladami z balijskiego miałam wprawdzie dotąd do czynienia tylko w wykonaniu Akesson's (mleczna i ciemna), a to miał być mój pierwszy raz z tak wysoką zawartością kakao z tego regionu. Wystarczyło otworzyć opakowanie, a od razu czekolada atakowała wybitnie intensywną mieszaniną aromatu... grzybów i dymu. Szczególnie woń grzybów była tak mocna, iż od razu pomyślałam o Naive Porcini. Czekolada tylko w pierwszym wrażeniu zdaje się w nieprzenikniony sposób czarna. Wystarczy chwilę dłużej się jej przyjrzeć, by ujrzeć liczne ogniste przebłyski, obnażające wulkaniczną duszę kakao.

 Wystarczy ją dotknąć, a co dopiero położyć na języku, by przekonać się, iż producent nie szczędził tłuszczu kakaowego. Czekolada jest niezwykle tłusta i gładka, syropowo-oleista, niewyobrażalnie aksamitna. To rzadkie w stówach, ale tu tłuszcz kakaowy wyjaśnia wszystko. Z jednej strony można traktować to jako wadę, lecz z drugiej... Ostre, charakterystyczne, mocne nuty kakao są cudnie przez owe masło równoważone, a przez to uwypuklone. Możemy czerpać z nich wielką radość, zamiast czuć się zrażonymi, zamiast czuć przesadę. Dobre masło kakaowe stało się nośnikiem niebywałej energii przekazu balijskego kakao.


W smaku najpierw trudno nam się odnaleźć po zdominowaniu nosa przez grzyby, jednak po chwili okazuje się, że to wcale nie one są tutaj dominantem. Spod grzybów wyłaniają się fusy dobrej kawy zlepione oleistym syropem. Dalej uderza w nas dym, mnóstwo dymu, przechodzącego dalej w wędzonkę i ewidentne mięso. Wyczuwamy drobne kawałeczki kakao, które raz po raz pojawiają się w czekoladzie, zupełnie nie naruszając jej aksamitu. Dalej, łagodząc kompozycję, niespodziewanie pojawiają się egzotyczne przyprawy i owoce, tak trudne do zidentyfikowania po mocnym początku. Może papaja w syropie?

Paradoksalnie, nie jestem w stanie dużo więcej napisać o tej czekoladzie. Posiadała bardzo głęboki smak, złożony, ale jednak klarowny. Nie charakteryzowała się cieniem nadmiernej kwaśności czy ściągania częstego w setkach. Była bardzo mocna, ale w niebanalny, egzotyczny sposób. Nieskończenie doskonale pieściła kubki smakowe ekstremalnymi kakaowymi doznaniami położonymi na błogiej gładkości czekoladowej tafli. Stówka od Delicacao Bali trafia do zdecydowanej czołówki moich ulubionych czekolad o maksymalnej zawartości masy kakaowej. No i jeszcze bardziej zwiększyła mój apetyt na kakao z Indonezji...



PS Niedawno wizytując po raz kolejny rzeczoną klientkę, do kawy zostałam poczęstowania sześćdziesiątką od Delicacao Bali. Nie chcąc nadwyrężać gościnności, spróbowałam jej niewiele. Kawałeczek czekolady pozwolił mi już dostrzec, jak cukier uwodzicielsko złagodził wszystko to, co zaoferowała mi setka - nadal pozwalając delektować się aksamitem tabliczki i charakterystycznymi cechami balijskiego kakao. Takie czekolady mogłabym jeść tonami...

Skład: ziarna kakao, tłuszcz kakaowy.
Masa kakaowa 100%.
Masa netto: 50 g (2x 25 g).

poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Kommunarka Belovezhskaya Puscha ciemna 55% z nadzieniem o smaku żubrówki


To już ostatni wpis relacjonujący naszą podróż do Kazachstanu. Dziś opisywaną czekoladę zakupiliśmy i zjedliśmy na lotnisku w Mińsku, czekając na przesiadkę do Polski. Nie wiem jak to jest, ale podczas podróży samolotami wyjątkowo zwiększa mi się chęć na słodkie. Dlatego też, by umilić sobie siedem godzin koczowania na mińskim lotnisku, zdecydowaliśmy się na zakup czekolady, na którą normalnie nawet bym nie spojrzała. No i wcinaliśmy ją jak małpa kit.

Białoruska firma Kommunarka trudni się produkcją czekolad, pralin i cukierków. Na lotnisku mogliśmy odnaleźć mnóstwo produktów tej marki. Moje zainteresowanie wzbudziła jedna jedyna, której opakowanie z żubrem wyjątkowo przyciągało wzrok. Belovezhskaya Puscha to nic innego jak Puszcza Białowieska, którą wszak Polska dzieli z Białorusią. Nazwana w ten sposób czekolada jest deserówką z nadzieniem o smaku żubrówki. O smaku. Ile tu jest prawdziwej żubrówki wolę nie wnikać, jednakże miałam straszną ochotę na coś słodkiego z alkoholem, a ta czekolada idealnie odpowiadała moim potrzebom.



 100-gramowa tabliczka podzielona została na średniej grubości kostki, ozdobione w logo firmy. Po podzieleniu czekolady na części, ukazuje się nam delikatnie lejące się soczyste nadzienie zabarwione kurkumą. Agar zrobił swoje i nadzienie mimo wszystko nie sprawiało lepkich problemów podczas jedzenia. Deserowa czekolada była zwykłą deserówką jakich pełno, najbardziej klasyczną z możliwych, ale na szczęście bez żadnych proszkowych nieprzyjemności. Nadzienie było słodko-alkoholowe, z lekką ziołowo-cytrynową nutą. Proste jak drut, ale w danym momencie bardzo mi potrzebne. Jakby ktoś poczęstował mnie wtedy lepszą czekoladą, pewnie nie byłabym w stanie jej docenić. A ten prostaczek wkomponował się w naszą podróż znakomicie.
 

22 lipca był dla mnie dziwnym dniem. Rano po śniadaniu i zwinięciu obozu ruszyliśmy w nasz ostatni marsz kazachskim górskim traktem. Chciałam nasycić się każdym widokiem, celebrować każdy krok. Dziwnie czułam się z tym, że za parę godzin z tych pustkowi wrócimy do wielkiego miasta.





Przy spektakularnym wodospadzie Kayrakskiy spotkaliśmy już pierwszych ludzi. Do wodospadu prowadzi całkiem przyzwoita ścieżka, popularna także wśród mieszkańców okolic. Wystarczy podjechać na parking oddalony o parę godzin drogi spaceru doliną Turgen i można sobie dojść do pięknego wodospadu. Nieuchronnie zbliżaliśmy się do cywilizacji.




W drodze spotkaliśmy znajomych Siergieja i Jurija, którzy wyszli nam na przeciw. Gdy doszliśmy już do parkingu, czułam się dziwnie, jak wypuszczona z dziczy. No i w sumie właśnie tak było...

Wszyscy pojechaliśmy na szaszłyki, czyli jedno z tradycyjnych kazachskich dań. Ja zamówiłam szaszłyki z baraniny. To szaleństwo, ale najbardziej smakowała mi cebula, z którą podane było mięso. Nie mogłam się powstrzymać od jej zjedzenia. Wiele dni w górach sprawia, że niezwykle docenia się jedzenie, które na co dzień jest czymś zwyczajnym.


Potem rozstaliśmy się z resztą ekipy, a Siergiej odwiózł nas do naszego hostelu w Ałmaty. Po wyczekanym prysznicu, pierwszym od dawna, udaliśmy się na spacer po mieście.


Poniżej park Pamfiłowa.



Po zmroku zdecydowaliśmy się na ponowny wjazd kolejką na Kok Tobe.



Nocne życie na Kok Tobe jest bardzo rozwinięte. Nie mniej jednak widok z góry jak na mój gust nie był tak urzekający, jak w dzień. Światła miasta są piękne, ale nie było widać po stokroć piękniejszych gór...


Tej nocy nie kładliśmy się spać. Po kolacji w restauracji niedaleko naszego hostelu, pojechaliśmy o 1:30 taksówką na lotnisko w Ałmaty. Stamtąd polecieliśmy do Mińska, gdzie jak wspomniałam wyżej czekało nas kilka godzin czekania na lot do Warszawy. Oczekiwanie wypełnił mi sen i czytanie książki.

  
No i koniec kolejnej wyprawy, wróciliśmy do Polski. W kazachskich wędrówkach najbardziej urzekła mnie samotność, dzikość przyrody, surowość krajobrazów. Zupełnie się odcięłam i właśnie z tym zamiarem jechałam do Kazachstanu. Wyprawa miała parę swoich mankamentów, ale cudowne góry obroniły się same, dlatego będę jak najmilej wspominać dziki Ałatau Zaijilski.

Skład: czekolada (miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, lecytyna, polirycynooleinian poliglicerolu, naturalny aromat waniliowy), nadzienie (cukier, melasa, alkohol etylowy, agar, aromat ginu identyczny z naturalnym, kwas cytrynowy, ekstrakt z kurkumy).
Masa kakaowa min. 55%.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 496 kcal.
BTW: 4,5/27/56,1

sobota, 26 sierpnia 2017

Manufaktura Czekolady mleczna 44% z truskawkami i zielonym pieprzem


Dziś opisywana czekolada to ostatnia tabliczka, jaką zabrałam ze sobą do Kazachstanu. Podczas pełnego słońca postoju wyciągnięcie z plecaka czekolady z wielkimi liofilizowanymi truskawami wzbudziło w moich towarzyszach zachwyt. W kolejnej propozycji od Manufaktury Czekolady z serii Your Chocolate Story plastry liofilizowanych truskawek występowały w towarzystwie całych ziaren zielonego pieprzu. Ów odważny duet umieszczono na mlecznej czekoladzie o 44% zawartości kakao nieokreślonego pochodzenia. Czy pomysł okazał się udany?


Zdania okazały się podzielone. Weronice cała kompozycja bardzo posmakowała, nawet oddałam jej kostki z mojej porcji, na których znajdował się pieprz. Mój Mąż znalazł się gdzieś po środku, bowiem pieprz mu nie przeszkadzał. Natomiast mi nie pasował tu zupełnie. Toleruję pieprz w czekoladzie, w niektórych przypadkach nawet bardzo lubię, ale zdecydowanie lepiej spisuje się on w formie rozdrobionej. Tu jak na mój gust zbyt ostro odcinał się od smaku mlecznej czekolady. Swoją drogą, mam wrażenie, że z mleczną czekoladą z Your Chocolate Story jest coś nie tak. Smakowała mi dziwacznie, nawet lekko sztucznie i plastikowo - podobnie było w wersji z malinami i morelami. Na domiar złego truskawki odebrałam jako rozmiękłe i mdłe. Choć całą serię gotowych Your Chocolate Story (bez tworzenia na zamówienie swojej własnej kompozycji) uważam za mało udaną, a ta tabliczka już w ogóle mnie nie urzekła. Na szczęście Manufaktura Czekolady może się pochwalić doskonałymi Grand Cru w formacie 50-gramowym.



21 lipca opuściliśmy plateau Chon-Turgen, podążając w niżej położone doliny.





To już nasze ostatnie rzuty okiem na lodowce...





Po kilku godzinach marszu po trawach i mchach dotarliśmy nad przeurocze cztery jeziorka, zwane torfowcowymi. Przy brzegu jednego z nich zjedliśmy lunch i odpoczęliśmy nieco dłużej.




Dalej moje ulubione trawersowanie zarośniętego zbocza, brrr...


Zakończyło się ono przejściem nad potokiem przez bardzo mało stabilną kładkę. Zawsze to jakaś oznaka cywilizacji! (choć wcale za nią nie tęskniłam...)





Dalej ślady przejazdu jakiegoś ciągnika wyznaczały nam drogę, co nieuchronnie oznaczało, że do osad ludzkich było już coraz bliżej (a jednak nie zupełnie blisko!).







Poniżej widok z naszego ostatniego obozowiska...


Cały wieczór spędziliśmy na pogaduszkach przy ognisku i resztkach żołądkowej gorzkiej. Ostatnia noc w terenie...




Skład: cukier, prażone ziarno kakao, tłuszcz kakaowy, odtłuszczone mleko w proszku, liofilizowane truskawki 4%, pieprz zielony 1%, laska wanilii.
Masa kakaowa min. 44%.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 533,2 kcal.
BTW: 11,6/20,4/53,2