Przeglądając najnowszą ofertę Zottera miałam kilka swoich wariantów "must have", które niezwykle mnie fascynowały i wzbudzały moje niepohamowane pożądanie. Dziś opisywana Chocolate Mint absolutnie nie należała do tej grupy. Pochodziłam do niej bardzo sceptycznie, a jednak zdecydowałam się ją zamówić. Pomimo tego, iż wiedziałam, że Zotter doskonale radzi sobie z miętą w czekoladzie (dowiódł tego w przepysznym duecie Mint 40% & Mint 70%), nadal odczuwałam pewien dystans wobec swobodnego wyboru akurat takiego połączenia smaków. Jednakże słowo się rzekło - Chocolate Mint trafiła do mojej Magicznej Szuflady i trzeba ją było przetestować. Ośmieliłam się, gdy CharlotteMadness w jednym w komentarzy napisała, że to najlepsza miętowa czekolada, jaką jadła w życiu. Czy podzielę jej zdanie?
Kuwertura otaczająca miętowe wnętrze to ciemna czekolada o 70% zawartości kakao. Posiada zaskakująco żywy odcień brązu. Pachnie bogato, kwiatowo i świeżo - przez ów czekoladowy bukiet lekko przebija się nutka naturalnej mięty. Po przekrojeniu tafli na pół dostrzegamy wyraźny podział na warstwy. Centralnie położona została ciemnozielona galaretka, z dwóch stron otoczona płacikami białej czekolady, które również nabrały zielonego koloru, o bardzo żywym tonie. Podwójną warstwą bezpośrednio stykającą się z ciemną kuwerturą jest czekoladowy ganasz, kolorem niemal nie różniący się od owej kuwertury. Ganasz wykonany został na bazie czekolady 80% kakao. Wzbogacono go o odrobinę olejku miętowego oraz brandy z cukru trzcinowego. Takie zestawienie składników okazuje się być bardzo niskokaloryczne, bowiem deklarowana wartość energetyczna 100 g produktu nie przekracza nawet 400 kcal (aż trudno mi uwierzyć, że to nie błąd).
Wgryzienie się we wszystkie warstwy przebiega bardzo miękko, z lekkim tylko chrzęstem ciemnej czekolady łamiącej się pod naporem zębów. Ku mej radości już na samym początku dostrzegam, że kuwertura i ganasz tworzą bardzo solidną czekoladową podstawę produktu - niezwykle gładką, orzechowo-kwiatowo bogatą, kokieteryjnie słodką. W ciemnoczekoladowych częściach nie ma krzty kwaśności oraz szorstkiej goryczy. Taki zgrany i dopracowany duet to świetna baza pod jakiekolwiek dodatki, a szczególnie pod tak kontrowersyjne jak mięta.
Samej mięty jest w Chocolate Mint oczywiście sporo, ale nie gryzie ona w gardło niczym ostra pasta do zębów. Nie powoduje nachalnego mentolowego ochłodzenia jak guma do żucia - a to często irytuje w miętowych czekoladach niższej jakości. Tutaj mięta jest delikatnym herbacianym naparem. Naturalnie słodkawym, zdrowo rześkim. Lepiej nie można było tego zrobić.
Stanowiąca serce wyrobu galaretka bardziej przypomina dziwaczny dżem ze słodkiego miętowego naparu. Jest tak nie tylko przez wzgląd na jej mało zwartą konsystencję, ale i przez złudzenie owocowych posmaków. Była bardzo przyjemnie miękka, poza raz kolejny dając mi do zrozumienia, że Zotter jest mistrzem galaretek w czekoladzie. Spójrzcie tylko na zdjęcia - przecież miętowa warstwa przypomina na nich bardziej domową konfiturę, niż coś, co kojarzymy z trzęsącym się żelatynowym tworem.
Smak płacików białej czekolady ginie pod naporem czekoladowego głaskania i miętowych westchnień. W zasadzie mam wrażenie, że te płaciki są w Chocolate Mint odpowiedzialne jedynie za utrzymanie w ryzach dość luźnej galaretki. Alkoholu zawartego w brandy z cukru trzcinowego praktycznie w tej tabliczce nie czuć, być może nadaje ona jedynie dodatkowej wytrawności czekoladowemu musowi.
Bezsprzecznie stwierdzam, iż rzeczywiście Chocolate Mint zasługuje na miano najlepszej miętowej czekolady, jakiej dotąd próbowałam. Na mój gust, przebiła nawet pełne koleżanki Mint 40% i Mint 70%. Delikatność i naturalność tej pralinowej kompozycji jest godna najwyższego uznania. Dodatkowym plusem tej tabliczki jest fakt, iż ku mojemu zaskoczeniu po degustacji długo utrzymywał się w ustach nie posmak mięty, lecz słodziutka kakaowość musu. Nie bez przyczyny produkt nosi nazwę Chocolate Mint, a nie Mint Chocolate. To wyrób na poły wytrawny, a na poły naprawdę uroczo słodki. Duet mięty i czekolady został zupełnie odczarowany.
Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, mleko, syrop cukru inwertowanego, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, brandy z cukru trzcinowego, koncentrat sok cytrynowego, mięta, pektyna jabłkowa, sól, olejek miętowy, wanilia, lecytyna sojowa, cynamon.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 393 kcal.
BTW: 5,9/26/32
Wiedziałam,ze przypadnie Ci do gustu ;) Przyjemnie miękka galaretka i herbaciany posmak.bez dwóch zdań ta tabliczka przebija Mint 40% i Mint 70%, ale nie zaprzeczę,że też należały do udanych.Zresztą nie ma co nadziewaców porównywać z Labooko.To całkiem inna bajka moim zdaniem.
OdpowiedzUsuńWątpię,czy kiedykolwiek znajdę lepszy wariant miętowej czekolady. Ta tabliczka to mistrzostwo przez duże M. ;)
Fakt, Handscooped i Labooko to zupełnie inne czekolady. Ale w tym przypadku zdecydowanie wybieram Handscooped! Ciekawe, czy jakaś marka przebije tą miętowość. Wątpię :).
UsuńMam ją, chociaż jeszcze nie otworzyłam. Właśnie też byłam sceptyczna! Nawet nie umiem wyjaśnić dlaczego.
OdpowiedzUsuńPo Twojej recenzji i po komentarzu charlottemadness czuję, że ochota na miętę najdzie mnie całkiem niedługo. :D I muszę zamówić tamtą Labooko wreszcie, ale tak to odkładam (też nie wiem dlaczego).
Chyba powszechna odraza do miętowych słodyczy nam tak namieszała w głowach... Ten Zotter wywraca wszystko do góry nogami!
UsuńCiekawa, jednak raczej nie odważę się jej kupić. Zbyt rzadko mam ochotę na czekoladę z miętą bym mogła lekką ręką kupić Zottera.
OdpowiedzUsuńAle to jest zupełnie inna czekolada z miętą :D. Na coś, co jest po prostu czekoladą z miętą to i ja mam rzadko ochotę. Chocolate Mint mogłabym za to jeść cały czas!
UsuńJeśli nie pomylili się też w podziale na B/T/W to faktycznie czekolada może mieć mniej niż 400 kcal. :D
OdpowiedzUsuńDo tej pory spotykałam się głównie z ludźmi, którzy połączenia mięta-czekolada nie przełkną, a ja takie lubię, dla mnie to fajne zestawienie smaków, więc i jestem niemal pewna, że taki Zotter by mi bardzo smakował. :D
Trochę mi się w to wierzyć nie chce, choć obfitość lekkiej galaretki może generować taką niskokaloryczność.
UsuńPrzynajmniej więcej pysznej Chocolate Mint dla nas! :D
Połączenie czekolady z miętą ma tyle zwolenników co i przeciwników . Ja należę do tej pierwszej grupy .Pamiętam jak pracowałam w butiku i co roku przed świętami klienci mogli się częstować after eight . Dużo tych czekoladek dostawaliśmy od szefów sieci i jeszcze nam zostawało po kilka dużych opakowań na koniec:) . Oj najadłam się ich wtedy. Kupiłam ze 2tyg temu tak dla przypomnienia,ale teraz czekoladę robią bardziej słodka:( . Tą czekoladę bym chetnie zjadła:)
OdpowiedzUsuńAfter Eight mnie odrzuca. Ta czekolada to totalnie inna liga. Jeśli lubisz miętę w czekoladzie - zapewniam Cię, że oddałabyś serce Chocolate Mint.
UsuńNie lubię mięty w słodyczach, ale o dziwo dałam sobie szansę. Czytam, czytam, czytam - jest dobrze, myślę. W końcu jednak dotarłam do fragmentu o dużej ilości mięty w czekoladzie i jednak nie, nie dla mnie. Momentalnie mnie wykrzywiło. Mała liczba kalorii, fajna konsystencja, pokusa Zottera, ale nie. Wszystko, tylko nie mięta (i nie maliny, i nie świeże wiórki, i nie lukrecja, i nie imbir, i nie krew :P).
OdpowiedzUsuńA napar z mięty lubisz? ;)
UsuńHerbatę miętową piję, jak mnie boli żołądek. I lubię pastę do zębów, gumę i tego typu odświeżacze. W żadnej innej postaci mięty nie toleruję.
UsuńDobra dobra, i tak wiem swoje :D. Musiałabyś spróbować tej czekolady :>
UsuńHmm, na tak przemawia zaskakująco i aż nieprawdopodobnie niska kaloryczność :D Lecz nadal jest to ciemna czekolada z miętą, nie mówię nie, ale u mnie będzie zdecydowanie bliżej końca listy nadziewanych zotterów do spróbowania :DD
OdpowiedzUsuńFakt faktem - jest wieeele nadziewanych Zotterów, które i tak postawiłabym przed Chocolate Mint. Nie mniej jednak, pozostanie najlepszą miętową czekoladą.
UsuńPrzekrój jest obłędny. Czuję że bym się z nią polubiła :)
OdpowiedzUsuńMiło to czytać! :) Cieszę się, że się podoba.
Usuńmięta to złooooo! Jak możesz :D A moja mmama kocha czekoladę z miętą więc jej by ta czekolada przeszła bez oporu! :)
OdpowiedzUsuńA ja za zwykłymi czekoladami z miętą nie przepadam. To była zupełnie inna interpretacja tego dodatku.
Usuńmięta dla mnie to mięta, i jak wyczuję to się w niej wcale nie rozlubuje :D
UsuńDla mnie życie nie jest czarno-białe ;)
Usuńdla mnie też nie, ale różowe, już może :D
UsuńMa mnóstwo barw :)
Usuńno dobra niech Ci będzie :D Nie wspominając o odcieniach poszczególnych kolorów :)
UsuńOczywiście odcienie są również bardzo ważne :)
UsuńMimo, że recenzja bardzo pozytywna a wygląd w przekroju też prezentuje się wspaniale to miętowe smaki nadal nas nie przekonują ;)
OdpowiedzUsuńPewnie dopiero skosztowanie tej tabliczki by Was przekonało :)
UsuńMięta, podobnie jak galaretka mi do czekolady nie pasuje - nawet jeśli ta mięta nie przypomina pasty do zębów i gumy do żucia :D Może gdyby była bardziej ukryta w tabliczce, to jeszcze bym się przekonała, ale tak ostentacyjnie wyglądająca z czekolady miętowość mnie zniechęca :D No i tą brandy, to ja zapewne bym wyczuła :P
OdpowiedzUsuńNie przekonasz się póki nie spróbujesz ;)
UsuńJakie zacne ujęcie czekolady w przekroju! Mimo, że nie przepadam za miętą w słodyczach to ta czekolada mogłaby mi przekonać jako druga (bo 1-sza była Milka).
OdpowiedzUsuńTeż nie przepadam za miętą w słodyczach, ale ta czekolada była zupełnie inna.
Usuń