wtorek, 30 kwietnia 2019

Zotter Peru Malingas 72% ciemna


Peruwiańskie kakao z okolic wioski Malingas leżącej w dolinie rzeki Piura znam już dzięki Original Beans i ich tabliczce Piura Malingas 75%. Kolejną okazją do eksplorowania tych peruwiańskich rejonów zafundował nam Zotter wraz z jedną ze swych nowszych propozycji wśród Labooko single origin - Peru Malingas 72%. Czekoladę zakupiłam oczywiście na biokredens.pl.

Ostatnimi czasy Zotter mocno rozbudował opis swych czekolad na opakowaniach, podając na tacy mnogość nut zapachowych i smakowych, jakimi charakteryzują się poszczególne smakołyki. Fotografuję je, abyście mogli przyjrzeć się tym dokładnym opisom. Naturalnie, nie zawsze w pełni się z nimi zgadzam - między innymi dlatego degustowanie czekolad jest tak fascynujące. Choć dana czekolada jest jedna, każdy może wiązać z jej smakiem różne skojarzenia. Każdy do jej opisu może wnieść coś nowego.


Czekolada pachniała w sposób wytrawnie deserowy - przypieczonym spodem czekoladowego ciasta, czarną herbatą z lukrecją, kawą z migdałowym syropem. Jak to klasyczny Zotter, w konsystencji była idealnie gładka. Smak o dziwo zamiast tak odznaczającej się w aromacie deserowości, okazał się niesamowicie dynamiczny pod względem owocowych kwasków. Sok lał się z nadgryzionego jabłka, cierpkimi akcentami uderzały nas grejpfruty, lekko szczypała w język cytryna i limonka - uładzone urokliwą słodyczą marakui. Dalej pojawiły się również  naturalne, mało słodkie galaretki z wiśni i malin otoczone ciemną czekoladą.

Delikatność tej czekolady znajduje się w dziwacznym balansie. Ociera się o karmel i śmietankowość, ale brakuje jej kroku, by rzeczywiście wypełniła się tymi nutami. Pozostaje bardzo tropikalna, choć w sposób zrównoważony - pieszczący podniebienie subtelnymi kwaskami. Jej przyprawowość, znamienita szczególnie w sferze zapachu, w smaku przyjmuje postać kawy cold brew - przyprawy są jakby rozmyte, lekkie, chłodne.


Choć znalazłam z tym Zotterze sporo podobieństw do Original Beans stworzonej z ziaren z tego samego regionu, odnoszę wrażenie, iż Zotter stworzył coś o wiele bardziej złożonego i ciekawego. Intrygujące było to, iż pomimo tak wielu hamulców, jakie odnalazłam w tej czekoladzie (szła w stronę przypraw, karmelu, śmietanki - ale jednak zawróciła), w przedziale w którym postanowiła się ostatecznie rozwinąć pokazała i tak specyficzną dynamikę. Przez owe hamulce wcale nie odczułam jej jako mniej bogatą, a wręcz przeciwnie. Tabliczka okazała się konsekwentna.


Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy.
Masa kakaowa min. 72%.
Masa netto: 70 g (2x 35 g).
Wartość energetyczna w 100 g: 584 kcal.
BTW: 8,8/43/34

niedziela, 28 kwietnia 2019

Georgia Ramon Cahabón Estate Guatemala ciemna mleczna 62% Cooperative Fedecovera Q'eqchi Mayas Farmers Trinitario


Po Brasilien 60% przyszedł czas na kolejną ciemną mleczną czekoladę w wykonaniu niemieckiej Georgia Ramon. Tym razem sięgnęliśmy po tabliczkę o 4% bogatszą w kakao, bazującą na ziarnach gwatemalskich. Guatemala 62% stworzona została z kakao uprawianego w gminie Cahabón w północnej części Gwatemali, słynącej głównie z pozyskiwania szlachetnego drewna: mahoniu i cedru. Kakao zaklęte w ciemną mleczną tabliczkę wywodzi się spod skrzydeł FEDECOVERA (La Federación de Cooperativas de las Verapaces) - federacji zrzeszającej 42 kooperatywy niewielkich producentów wysokiej jakości kakao, kawy, kardamonu i herbaty. FEDECOVERA to przede wszystkim Majowie, z grup etnicznych Q´eqchí i Pocomchí. Tą, jak wszystkie inne czekolady od Georgia Ramon, zakupiłam w sklepie Sekretów Czekolady.

Ciemniejsza niż Brasilien 60%, nasza Guatemala 60% wyglądała jednak równie aksamitnie i soczyście, zapowiadając już samą aparycją coś złożonego i pysznego. Z dotyku była przyjemnie miękka, delikatna. Pachniała słomą i solą morską wymieszaną z kakaowymi, mocno karmelowymi krówkami ze śmietaną i masłem.


W smaku rzeczywiście urzekła nas soczystością, od samego początku. Od razu uderzyła w nuty serowe - pomyślałam o serze wędzonym wprost w bacówce, o śmietanie przesiąkniętej wonią wędzonki, a także - co bardzo znamienne dla tej czekolady - o rozpadającym się, kremowym miąższu pleśniowego sera. Guatemala 60% okazała się bardzo śmietankowa w nieoczywisty sposób. Gdzieś tam przemknęła również roztopiona mozzarella oraz - idąc już w kolejne strony - rozpadające się w ustach ciasto (kruchy spód od sernika) i kawa podana z mlekiem oraz przyprawami korzennymi.

Pod koniec degustacji, gdy już przebrnęliśmy przez szereg nabiałowych wariacji, przebrzmiał nie do końca dojrzały orzech włoski oraz feeria leśnych owoców - wracając jednak do nabiału - ukrytych w kremowym jogurcie. Bardzo ważnym jest, iż cała tabliczka była naprawdę mało słodka (surowy cukier trzcinowy stoi na ostatnim miejscu w składzie!), przez co każda z nut jawiła nam się intensywniej. Można było ją wyłuszczyć bez przeprawiania się przez morze cukru.


Jestem przeogromnie ciekawa, jak odbierzemy gwatemalskie kakao w interpretacji Georgia Ramon bez udziału mleka. Gdzie zaprowadzą nas owe ziarna bez tak silnego wpływu mleka (19% składu), które magicznie modyfikowało czystą moc ziaren.

Skład: miazga kakaowa z Gwatemali, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku 19%, surowy cukier trzcinowy.
Masa kakaowa min. 62%.
Masa netto: 50 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 601 kcal.
BTW: 10/50/29.

czwartek, 25 kwietnia 2019

Taza Chocolate Mexicano ciemna 50% z wanilią


Do serii Chocolate Mexicano od amerykańskiej marki Taza podchodziłam z dużym dystansem, lecz podczas jednych z ostatnich zakupów w sklepie Sekretów Czekolady coś mnie ukłuło w sercu, gdy zobaczyłam dostępną wersję z wanilią. Opcje z cynamonem oraz z chili wypróbowałam zabierając je na magiczną wyspę Reunion i być może po ich degustacjach po prostu pozostał mi sentyment związany z miejscem. Stwierdziłam, że wariant waniliowy będzie przyjemny do przetestowania również gdzieś na górskim szlaku. Ostatecznie Taza z wanilią została skonsumowana podczas spaceru Wąwozem Myśliborskim. 

Gwoli przypomnienia - Chocolate Mexicano to kolekcja mająca imitować tradycyjne meksykańskie czekolady, wyrabiane z kakao mielonego tradycyjną metodą w granitowych młynkach. Szkoda tylko, że smakołyki, które także kształtem mają przypominać meksykańską czekoladę, wykonane są tak naprawdę z ziaren uprawianych w Republice Dominikany. Ot, niewiele znaczący szczegół.


Dwa krążki ważące razem 77 g pachniały ziemiście, kojarząc się wręcz z zastygłą lawą. Miały też w sobie zaskakującą nutę karmelu, przywodzącą na myśl klasyczną krówkę ciągutkę, jednak stworzoną z udziałem kakao. Zapowiadało się słodko i surowo zarazem.

W przekroju dostrzegliśmy to, co dla Tazy charakterystyczne - grubo przemielone kakao z widocznymi licznymi kryształkami cukru (wszak kakao i cukier występują tu w proporcji 1:1). Ta specyficzna szorstkość wydała mi się wyjątkowo przyjemna. Rzeczywiście było mocno karmelowo, co przełamane zostało ziemistą i ziołową nutą, uderzającą gdzieś w stronę surowych ziaren kakao. Cukier chrupał i słodził, kakao uderzało bezpardonowo - a po tych wszystkich mało subtelnych, a jednak przyjaznych doznaniach, do głosu dochodziła wanilia, układając się harmonijnie na języku swą łagodną przyprawowością.


Kolejna Chocolate Mexicano spisała się w terenie wzorowo. Choć przypomina bardziej ciastko, niż czekoladę, paradoksalnie sprawiła mi więcej radości niż jedzona tego samego dnia rano wegańska Zotter Labooko... Nie spodziewałam się, że ta czekoladowa ciekawostka pozostawi po sobie mimo wszystko tyle miłych wspomnień.

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, ziarna wanilii.
Masa kakaowa min. 50%.
Masa netto: 77 g.

poniedziałek, 22 kwietnia 2019

Zotter Raspberry-Coconut biała malinowo-kokosowa


Podczas sentymentalnego powrotu na jeden z ulubionych szlaków na Pogórzu Kaczawskim (a dokładnie w Parku Krajobrazowym Chełmy), przesiadując u stóp starej wieży widokowej na Radogoście, postanowiłam wypróbować jedną z najnowszych wariacji Zotter Labooko, jaką zakupiłam na biokredens.pl. Raspberry-Coconut jest wegańską białą czekoladą o 11% zawartości suszonych malin, w której zamiast mleka krowiego użyto mleka kokosowego. Dodatkowo tabliczka została skropiona sokiem z cytryn i przyprawiona wanilią. Choć samo połączenie malin i kokosa brzmi pysznie, to byłam sceptycznie nastawiona do tego wegańskiego rozwiązania, obawiając się czegoś mdłego i mało charakternego. Czy moje wątpliwości były słuszne?


Tabliczka wyglądała atrakcyjnie, jak to z owocowymi, kolorowymi Labooko bywa. W zapachu kokos i malina równoważyły się, pojawiła się nuta rozgotowanego ryżu. Niezbyt łatwo rozpuszczała się w ustach, zostawiając specyficzną roślinną szorstkość, jaką często można spotkać w wegańskich białych Zotterach. W smaku dominowały maliny, choć z początku jakby przytłumione, z czasem coraz to bardziej kwaskowate. Coś jednak nieustannie ciągnęło je w dół i nie pozwalało się w pełni rozwinąć w ich naturalnej soczystości i świeżości.


Kokos przebrzmiewa jedynie w oddali, stanowiąc niezbyt solidną bazę. Zdecydowanie wolałabym, aby prócz mleka kokosowego dodano tu również kokosowego miąższu - wtedy kompozycja nabrałaby ciała i charakteru, a może i same maliny ukazałyby nam się w większym kontraście. Raspberry-Coconut była umiarkowanie słodka, zdawała się wręcz natrętnie prozdrowotna i na dłuższym dystansie męczyła czymś, co spokojnie mogę nazwać brakiem głębi. Niestety, ale prawdziwe mleko w białych czekoladach częstokroć czyni horrendalną różnicę. Od tego modnego eksperymentu zdecydowanie wolałabym klasyczną białą czekoladę z mlekiem, z zatopionymi w niej kawałkami malin i kokosa. Ten Zotter wypadł po prostu mało czekoladowo i w gruncie rzeczy nudnie.


 Skład: surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, suszone maliny 11%, proszek kokosowy 6% (mleko kokosowe, maltodekstryna), lecytyna sojowa, proszek cytrynowy (koncentrat soku cytrynowego, skrobia kukurydziana, cukier), wanilia, sól.
Masa netto: 70 g (2x 35 g).
Wartość energetyczna w 100 g: 579 kcal.
BTW: 1,1/39/54

piątek, 19 kwietnia 2019

MIA Candied Orange ciemna 65% Madagaskar z kandyzowaną skórką pomarańczy i olejkiem pomarańczowym


Nieopodal Jeleniej Góry, przesiadując na skałkach z widokiem na wijącą się w dole rzekę Bóbr, postanowiliśmy posilić się czekoladą, która stanowiła dla mnie sporą zagadkę. Mia Candied Orange to dopiero moja druga tabliczka marki Mia, bazującej wyłącznie na afrykańskich surowcach. Wszystkie czekolady od Mia wykonane są z madagaskarskiego kakao od niezależnych farmerów z doliny Sambirano. Dotąd miałam przyjemność wypróbować klasyka - ciemną czystą tabliczkę o 75% zawartości masy kakaowej. Podczas kolejnych zakupów w sklepie Sekretów Czekolady skusiłam się na wersje z przeróżnymi dodatkami. Dziś opisywana Candied Orange zawiera 65% madagaskarskiego kakao. Zawiera dodatek kandyzowanej skórki pomarańczy i olejku pomarańczowego. Rozpierała mnie ciekawość, jak owe dodatki połączą się z bardzo charakterną czekoladą (bo taki pazurek pokazała mi czysta 75-tka).


 Tabliczka osypana została nieregularnie bryłkami kandyzowanej skórki pomarańczy. Choć widziałam w samej czekoladzie znów te intrygujące zielonkawe przebłyski, w aromacie specyfika samego kakao mocno wymieszała się z wonią olejku pomarańczowego.

Gładkość czekolady mieszała się z jej paradoksalną soczystą szorstkością, co czyniło jej konsystencję bardzo atrakcyjną. Niestety, mniej przyjazne były cząstki pomarańczy - choć naturalne i przyjemne w smaku, były mocno klejące i gumowate - po prostu wchodziły pomiędzy zęby.

Natomiast olejek pomarańczowy wykonał w tej czekoladzie o wiele lepszą pracę, bardzo kompleksową. Jego rześkość i aromat przeniknęły przez całą tabliczkę, sprawiając, iż była bardzo pomarańczowa, a jednocześnie naturalna. Niestety, ciemna Mia sama w sobie zdawała się mocno cytrusowa, a olejek wręcz przytłoczył ów naturalny bukiet kakao. Pomarańcza namieszała na tyle, iż jedząc czekoladę w ciemno nie potrafiłabym określić, iż kakao pochodziło z Madagaskaru. A przecież w wersji czystej dało tak niesamowity występ!


Gdybym wcześniej nie próbowała czystej ciemnej czekolady od Mia, oceniłabym Candied Orange dość wysoko. Była przyjemna, bardzo orzeźwiająca, łączyła w sobie żywiołowość dobrej czekolady z naturalnością dodatków. Tymczasem odniosłam wrażenie, iż przez te pomarańczowe wariacje coś straciłam, coś mi umknęło. Bardzo specyficzne kakao po prostu zostało przytłumione. Cóż, bywają ziarna, które najlepiej prezentują się w najbardziej klasycznych wydaniach. Nie mnie jednak, posiadam w swej kolekcji więcej tabliczek tej marki z dodatkami i nadal rozpiera mnie ciekawość, jak w innych przypadkach kakao znajdzie porozumienie z innymi smakami.

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, kandyzowana skórka pomarańczy 5% (skórka pomarańczowa, cukier, woda, glukoza, kwas cytrynowy), lecytyna słonecznikowa, olejek pomarańczowy <1%.
Masa kakaowa min. 65%.
Masa netto: 75 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 491 kcal.
BTW: 6,6/25,2/56,2

wtorek, 16 kwietnia 2019

Bonnat Fraize biała z truskawkami


Dawno już nie kosztowałam żaden tabliczki z asortymentu francuskiego czekoladnika Bonnat. Można powiedzieć, że nieco straciłam serce do tej marki. Mam kilku swoich ulubieńców spod bonnatowskich skrzydeł, ale czasem naprawdę dobre kakao bywało przyćmione nadmierną ilością tłuszczu kakaowego. Jedno było pewne przed degustacją, jaką zaplanowałam na odświeżenie relacji z Bonnat - w tym przypadku masło kakaowe mogło sobie wieść prym ile wlezie. Fraize jest bowiem czekoladą białą, złożoną wyłącznie z czterech składników: tłuszczu kakaowego, cukru, mleka w proszku i dodatkowo - suszonych truskawek (4% całości). Pierwszą moją białą czekoladę od Bonnat zakupiłam w sklepie Sekretów Czekolady, zaś skonsumowałam ją wraz z Mężem przesiadując na Kapitańskim Mostku góry Stanek położonym nad rzeką Bóbr, pomiędzy jeziorami Wrzeszczyńskim i Pilchowickim.


Od razu przyznam, że w innych warunkach niż podczas wysiłku fizycznego pewnie nie sięgnęłabym po tę czekoladę. Zbyt mocno obawiałabym się przesadnej tłustości czy słodyczy. Mało tego, do teraz trudno mi sobie wyobrazić białego Bonnata bez dodatku truskawek (czy też jakiegoś innego owocu, ewentualnie orzechów). Przy solidnym 100-gramowym formacie czysta biała czekolada od Bonnat zdawała mi się nie do przejścia (a istnieje takowa - nazywa się Ivoire). Miałabym przed takową tabliczką jakąś blokadę. Wersja z truskawkami jawiła mi się jednak jako na swój sposób atrakcyjna.

Tabliczka pachniała przede wszystkim delikatną, tłustą śmietanką, w tle zaś majaczyły naturalne truskawki. Smak samej białej czekolady okazał się mocno neutralny. Nie uderzał wyrazistością w którąkolwiek ze stron - można go by określić wręcz jako płaski i powierzchowny. Ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu, nie porażała nieznośną tłustością. Nie okazała się również przesadnie słodka. Nieco zgłupiałam. Zabrakło tu także jakieś wyjątkowo głębokiej mleczności, czekolada nie została też doprawiona choćby wanilią więc... dalej było nijako. Nawet nie mdło, po prostu do bólu zwyczajnie. Nawet w samej strukturze, czekolada jakoś niemrawo rozpuszcza się w ustach...


Gdyby nie truskawki, białego Bonnata jadłoby się niczym zwietrzałego wafla ryżowego. To one nadają całości choćby odrobinę charakteru. Są mięciutkie, trochę jakby napowietrzane, subtelnie aromatyczne i naturalnie słodko. W zasadzie nie pogniewałabym się, gdyby było ich trochę więcej, choć i tak mocno upstrzyły całą tabliczkę. W kolekcji Bonnat Fraize znajdują się również opcje mleczna i ciemna, ale jakoś niespecjalnie mnie ciągnie do nich, tym bardziej po degustacji wersji białej. Obecnie mam w zapasach jeszcze jednego Bonnata, i cóż, jego naprawdę jestem ciekawa... Ale o nim dopiero za jakiś czas.

Skład: tłuszcz kakaowy, cukier, mleko w proszku, suszone truskawki 4%.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 596 kcal.
BTW: 5,8/40,5/52

sobota, 13 kwietnia 2019

Georgia Ramon Vanille biała 41% Dominikana z wanilią


Na weekend w Górach Kaczawskich zabrałam ze sobą także jedną z bardzo klasycznych (jak mogłoby się zdawać) czekolad od niemieckiej Georgia Ramon. Biała czekolada z wanilią - to wszak proste, niemalże oczywiste połączenie. W rękach Georgia Ramon, podobnie jak w przypadku Zottera - nie wszystko jest oczywiste i banalne. Vanille to bowiem biała czekolada zawierająca w sobie aż 41% masła kakaowego z Dominikany (czyli więcej masy kakaowej niż wiele mlecznych czekolad, choć oczywiście nie sposób porównywać białe czekolady z mlecznymi). Prócz tłuszczu kakaowego tabliczka to jeszcze tylko surowy cukier trzcinowy, pełne mleko w proszku oraz - 0,7% wanilii, i to nie byle jakiej. Wanilia zastosowana w tej czekoladzie pochodzi z uprawy na Tahiti (Polinezja Francuska). W sieci można znaleźć informacje, iż kiedyś Vanille występowała w wariancie z wanilią madagaskarską, która przecież o wiele częściej pojawia się w czekoladach. Na dodatek, owa wanilia z Tahiti jest świeżo odkrytą hybrydą wanilii płaskolistnej i wanilii pompona, wywodzącą się z Papui Nowej Gwinei. Według Georgia Ramon, odznacza się ona kwiatowym i egzotycznym aromatem z nutą anyżu. Vanille, tak jak pozostałe moje Georgia Ramon, zakupiłam w sklepie Sekretów Czekolady.


Po rozpakowaniu, tabliczka urzekła mnogością waniliowych kropeczek rozsianych na jasnobeżowym tle. Unosił się nad nią aromat przyjemnie maślano-śmietankowy, bardzo lekki i frywolny - co jeszcze wzmożone zostało przez uwodzicielskie waniliowe akcenty, dające o sobie znać od samego początku. Była to zapowiedź waniliowej esencjonalności, królewskiej wręcz - na żadnej inne bazie niż biała czekolada owa wanilia nie mogłaby zagrać tak indywidualnej roli.

Każdy kęs rozpuszczany w ustach okazał się czystą przyjemnością. Choć, tak jak w zapachu czekolada była maślano-śmietankowa, trudno oskarżyć ją o nadmierną tłustość. Aksamitnie rozpuszczała się w ustach, pozostawiając jednak na koniec delikatną szorstkość oraz waniliowe drobinki. Taka paradoksalna łagodność z pazurem... Przyprawowy charakter wanilii był bowiem wybitny. To wykwinty deser dla koneserów, a nie serek z etylowaniliną. Wanilia jawiła się niczym olejek wyciśnięty z egzotycznych kwiatów i owoców, rzeczywiście błądzący gdzieś w strony anyżowe - choć wyciągający z anyżu tylko to, co najlepsze - bez naprzykrzających się, nadmiernie mocnych akcentów. Jedząc Vanille leżałam na suchej trawie pośród skał Gór Ołowianych i przeżyłam mały odlot zmysłów. Poczułam się jak elf, który połączył w jedno tajemnice lasów polskich i tych dalekich, polinezyjskich. Wyraziste egzotyczne aromaty na łagodnej białej czekoladzie połączyły mi się z woniami budzącego się wiosennego lasu - rzadko kiedy degustacja na łonie natury daje tak spektakularną fuzję, która nie zaburza odczuwania czekolady, lecz przedstawia ją jako jeszcze bardziej kompleksową w swej naturalnej prostocie. Zapamiętam Vanille na długo.


Skład: tłuszcz kakaowy, surowy cukier trzcinowy, pełne mleko w proszku, proszek waniliowy z Tahiti 0.7%.
Masa kakaowa min. 41%.
Masa netto: 50 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 622 kcal.
BTW: 6/48/43

środa, 10 kwietnia 2019

Chocolate Bush mleczna 33% z ananasem i kokosem


W paczce bożonarodzeniowej, jaką zostałam zaskoczona przez jednego z klientów, znalazło się kilka mniej lub bardziej atrakcyjnych dla mnie smakołyków. Obok butelki pysznego prosecco, takim ciekawym obiektem okazała się dla mnie dziś opisywana tabliczka.

Miałam już do czynienia z wyrobami Chocolate Bush, które swego czasu otrzymałam od Olgi z livingonmyown.pl. Jest to jeden z wielu polskich producentów "ręcznie robionej czekolady", bazujący na czekoladzie w pastylkach. Wystarczy tabliczkę ładnie opakować i posypać ją fikuśnymi dodatkami - ot, sukces gotowy. Zawsze można zrobić z tego elegancki prezent.

Otrzymaną Chocolate Bush z radością zabrałam na weekend z góry. Wiedziałam, że będzie świetnym dopalaczem energetycznym. Moja mleczna czekolada o 33% zawartości kakao posypana została dodatkami, które świetnie trafiły w moje gusta: kawałkami liofilizowanego ananasa oraz solidnymi płatkami kokosa. Spoglądając na ofertę smakołyków od Chocolate Bush - obdarowujący nie mógł lepiej wybrać.

Nad tabliczką unosił się słodki zapach mlecznej czekolady, nie pozbawiony jednak kakaowego tchnienia. Wiedziałam, że będzie dziecinnie beztrosko, a czekolada na pewno nie zaoferuje czegoś wyjątkowo głębokiego - nie tego jednak potrzebowałam po niemal 30 km marszu. Mieszanka aromatu soczystego ananasa i chrupiącego kokosa dała na tym delikatnym czekoladowym tle efekt podobny do woni rabarbaru.


 Tak jak się spodziewałam, było słodko, aksamitnie, bardzo mleczne. Czekolada prędko rozpuszczała się w ustach, pieszcząc kubki smakowe gładką mlecznością okraszoną odrobiną orzechowej kakaowości. Gwoździem programu były dla mnie dodatki, naprawdę świetnie dobrane i bardzo dobrej jakości. Kawałki liofizowanego ananasa były duże, no a sam proces liofilizacji pozostawił w tym owocu to, co najlepsze - specyficzny smak, soczystość, autentyczność. Spore i całkiem grube kokosowe płatki były przyjemnie chrupiące i świeże - nie za twarde i nie za miękkie. Po prostu doskonale mogliśmy poczuć smak kokosa.

Jak na tak prostą prezentową tabliczkę z okienkiem - wykonanie (szczególnie jeśli chodzi o dodatki!) oceniam jako bardzo przyzwoite. Na górskim szlaku Chocolate Bush była czystą przyjemnością. Nada się też świetnie po prostu dla fanów prostej mlecznej czekolady z naturalnymi dodatkami.

 
Skład: czekolada mleczna 93% (cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, lecytyna sojowa, naturalny aromat wanilii burbońskiej), ananas liofilizowany 4%, kokos 3%.
Masa kakaowa min. 33%.
Masa netto: 85 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 560,9 kcal.
BTW: 6,9/36,1/51,1

niedziela, 7 kwietnia 2019

Mascarin ciemna 72%


Będąc na magicznej francuskiej wyspie Reunion zaopatrzyłam się w kilka czekolad tamtejszego producenta słodyczy - Mascarin. Zdecydowaną większość z nich kupiłam przez wzgląd na dodatki (te tabliczki opisałam już na blogu), skusiłam się też na jedną pełną ciemną tabliczkę, o 72% zawartości kakao. Łudziłam się, że Mascarin do jej stworzenia użyło kakao z Reunion, ale obecnie przypuszczam, że prawdopodobieństwo tego jest bardzo małe. Na dodatek, kupując dziś opisywaną tabliczkę nie zwróciłam uwagi, iż w składzie znajduje się odtłuszczone kakao w proszku, którego przecież wystrzegam się jak ognia. Trudno, trzeba było delikwentkę skonsumować i ocenić. Między innymi przez wzgląd na słuszny 100-gramowy format, postanowiłam zabrać ją na weekend w góry. Zjadłam ją z Mężem, popijając kawę z termosu, przesiadując na ławce na platformie widokowej postawionej w zeszłym roku na szczycie Okole, leżącym w Górach Kaczawskich.


Podzielona na duże płaskie kostki tabliczka cechowała się soczystym kolorem oraz zaskakująco przyjemnym zapachem soczystych truskawek dojrzewających w pełni słonecznego lata. W ustach rozpuszczała się bardzo przyjemnie i aksamitnie. O dziwo, gdybym nie wiedziała, nie posądziłabym jej o zawartość odtłuszczonego kakao w proszku. Była bardzo śmietankowa. Wybitnie kojarzyła się z lodami śmietankowymi stworzonymi ze słusznym dodatkiem prawdziwej wanilii. Nieustannie do gry włączały się także truskawki, słodko frywolne i uwodzicielskie.

Pomiędzy tymi jakże prostymi i smakowitymi nutami nie odnalazłam ani krzty przykrej kwaśności, goryczy, szorstkości. Po 50 g czekolady na łebka ani trochę nas nie zmęczyło - to po prostu smakowało neutralnie, w dobrym słowa tego znaczeniu. Biorąc pod uwagę fakt, iż do degustacji podchodziłam bardzo sceptycznie, Mascarin umiejętnie się wybroniła.



Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, odtłuszczone kakao w proszku, lecytyna sojowa, aromat waniliowy.
Masa kakaowa min. 72%.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 602 kcal.
BTW: 8/44/44

czwartek, 4 kwietnia 2019

Minka Hacienda Guantupi ciemna 100%


Dziś pragnę Wam zaprezentować ostatnią czekoladę ekwadorskiej marki Minka, jaką przywiozłam ponad rok temu wprost z jej macierzystego kraju. Wraz z innymi reprezentantkami tej manufaktury, zakupiłam ją w sklepie tuż przy głównym placu w Quito. Na sam koniec eksplorowania zapasów od Minka zostawiłam sobie setkę wykonaną z kakao Nacional z plantacji Hacienda Guantupi. Według producenta, miała się ona charakteryzować kwiecistym aromatem z akcentami drewna, karmelu, miodu, rodzynek i przypraw. W smaku zaś winniśmy odnaleźć delikatne, zbalansowane cytrusy, kwiaty i cienie słodyczy - wszystko to w stabilnym, postawnym "ciele".


Ciemna tabliczka, niczym solidnie zaparzona kawa - pachniała ziemiście, lecz delikatnie. Unosiła się nad nią smużka dymu znad palonego drewna i subtelna woń bukietu świeżo ciętych kwiatów. Pomiędzy tym wszystkim przebrzmiewało echo słodkich mandarynek i dojrzałych grejpfrutów, co zapowiadało, iż nie będziemy mieć do czynienia z wyjątkowo mocną setką.

Gdy decydujemy się na pierwszy kęs, zmysły spodziewają się wręcz czegoś słodkiego. Trafiamy jednak w ślepy zaułek, wkraczamy za gęstą kurtynę. Nasza Minka okazuje się smolista, lecz dziwnie lekka przy tym. Ten z pozoru groźny zaułek woła zapraszająco, by w nim zabłądzić. Czekolada nie była mocno kwaśna czy gorzka, właśnie w pewien sposób "ślepa", wyważona, łagodna. Mało w niej szatańskich mocy jak na najwyższy z możliwych procentowy udział kakao.

Podniebienie muskane jest iluzją maślanego karmelu, rozpadających się w rękach mandarynek, grejpfrutowego miąższu, ulotnych płatków kwiatów. Wpleceni zostajemy pomiędzy drewno a ziemię, złączone dymem snującym się znad ogniska. Poczęstowani jesteśmy kawą z kapką gęstej śmietanki.


Setka od Minki jest przystępna, dobrze rozpuszczająca się w ustach, łącząca w sobie paradoksalnie masywność i delikatność. To bardzo dobra czekolada na rozpoczęcie przygody ze stówkami. Ja jednak wraz z tą tabliczką na długo przygodę z tabliczkami 100% kończę. Mój Mąż czerpie z takowych degustacji niewiele przyjemności, więc zazwyczaj spędzam je samotnie, a to pozbawia mnie sporej części radości z jedzenia czekolady. Minka 100% była więc nie tylko ostatnią czekoladą tej marki w moich obecnych zapasach, ale i ostatnią stówką.

Skład: miazga kakaowa.
Masa kakaowa 100%.

poniedziałek, 1 kwietnia 2019

Zotter Brazil 72% ciemna


Parę lat temu miałam już okazję próbować ciemnej czekolady od Zottera stworzonej z brazylijskich ziaren (Brazil 70%). W obecnym sezonie mój ulubiony austracki czekoladnik wypuścił nową propozycję z tego gatunku. Do stworzenia Brazil 72% użyto kakao z regionu Para, prażonych metodą FMR, konszowanych przez 11 godzin. Czekoladę kupiłam oczywiście na biokredens.pl.


Według producenta Brazil 72% zawiera w sobie mnóstwo kojarzonych z Bożym Narodzeniem akcentów: piernika, suszonych owoców, prażonych migdałów oraz marcepanu. W sferze zapachu, w tej aksamitnie gładkiej w dotyku tabliczce, odnaleźliśmy sporo duszności i oblepiającego upału, wręcz ekstremalnie nagrzanego powietrza na kwiecistej łące. Aromat kojarzył się również z piernikiem podanym z konfiturą różaną.

W smaku Brazil 72% okazała się lżejsza niż w zapachu. Pomimo tego, iż zalepiała buzię niczym smoła, robiła to jednocześnie z niebywałą gładkością. Esencjonalny dualizm. Zgodnie z sugestiami Zottera, pojawiło się tu sporo piernikowych i marcepanowych akcentów, przełamanych pieczonymi śliwkami oraz jędrnymi rodzynkami. Niedawno miałam okazję skosztować porządnie przesmażonej, wręcz nieco przypalonej konfitury śliwkowej - bardzo charakterystycznej - i pomyślałam o niej podczas degustacji. To, co w zapachu stanowiło skwar i duchotę, tu przemieniło się w owocowe przetwory z dozą paloności oraz świąteczne wypieki bogate w korzenne przyprawy i migdałowy olejek.


Nuty w tej czekoladzie były charakterystyczne, choć uładzone i proste. Jadło się ją bardzo przyjemnie, lecz przypuszczam, że wkrótce nie będę wiele pamiętać na jej temat. Jak to single origin od Zottera - została wykonana wzorcowo, ale nie przepełniła mnie totalnym zachwytem, zapewne po prostu przez specyfikę ziaren.


Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy.
Masa kakaowa min. 72%.
Masa netto: 70 g (2x 35 g).
Wartość energetyczna w 100 g: 584 kcal.
BTW: 8,8/43/34