Styczeń dobiega końca... Dni całe szczęście stają się już coraz dłuższe, śnieg i mróz nie uprzykrza mi życia - aczkolwiek perspektywa długiego oczekiwania na powrót pachnącej zieleni jest nieco dołująca. W chwilach tęsknoty za latem z pomocą przychodzi mi Magiczna Szuflada, gdzie zostało jeszcze parę słonecznych wspomnień. Na blogu zdążyły się już pojawić Lindty z mikołajkowej wyprawy do niemieckiej Edeki (klik i klik), a na degustację czekał jeszcze cierpliwie zakupiony w sierpniu inny egzemplarz tej marki. Pamiętacie festiwalowe recenzje nadziewanych Lindtów (klik, klik i klik)? To właśnie wtedy kupiłam dziś opisywaną tabliczkę. Co za beztroski czas... :)
Lindt Excellence Joghurt Erdbeer należy do serii cienkich, pełnych białych tabliczek pojawiających się w niemieckich sklepach w sezonie wiosenno-letnim. W 2013 roku udało mi się w tym okresie nabyć i spróbować warianty marakujowy oraz limonkowy. W minionym roku przyszedł czas na stracciatellę i truskawkę. Opcje z marakują, limonką i truskawką wyróżniają się na tle białych czekolad znacznym udziałem proszku jogurtowego w składzie.
Stracciatella z tej serii mnie nie ujęła, a poprzednie najnowsze doświadczenia z białymi Lindtami były nieprzyjemne - toteż degustacja Joghurt Erdbeer była niczym sąd ostateczny ;). W zasadzie nie powinno tak być - w końcu 15% proszku jogurtowego znacznie zmienia smak czekolady i trudno porównywać ją z klasycznym bieluchem. Nawet pomimo tego oczekiwałam, że Lindt zrekompensuje mi jakoś moje ostatnie zawody ich białymi produktami. Wystarczyło rozerwać sreberko Joghurt Erdbeer, rzucić wzrokiem na wygląd tabliczki i zaciągnąć się jej zapachem - aby szeroki uśmiech pojawił się na mojej twarzy (niezależnie od uprzykrzającego życie bólu zęba ;)).
Czekolada ma kremowy kolor i jest upstrzona ciemnoróżowymi drobinkami, wskazującymi na to, że czeka nas owocowa inwazja. Zresztą, nie tylko sam wygląd zapowiada truskawkowy atak - w zapachu czujemy ostrą, soczystą truskawę w akompaniamencie kwaskowatości jogurtu oraz przyjemnych maślano-waniliowych akcentów płynących z samej białej czekolady. Bardzo kuszące preludium, dłonie same rwą się po pierwszą kostkę. Kostkę, która z aksamitną miękkością łatwo odłamuje się od reszty.
Choć orzeźwiająco kwaśny jogurt nieco zaburza nam realną ocenę białej czekolady, i tak mogę uznać, że Lindt nie zawalił roboty. Mamy tu przyjemną, błogą maślaność - za którą tak bardzo tęskniłam i zawsze szukam jej w białych czekoladach. To tłustość, która paradoksalnie czyni kompozycję lekką - gdyż nie jest to kiepskiej jakości, stary tłuszcz. To aksamitna masa doprawiona subtelnym, waniliowym aromatem. Mleko i jogurt w proszku też nie mogły być poślednie, bowiem nie pozostawiają w ustach stęchłego czy zepsuto-skwaśniałego posmaku. Nie natrafiłam tu także choćby na najmniejszy akcent mydła. Występujący gdzieś daleko na końcu składu olej palmowy mogę Lindtowi w tym wypadku wybaczyć.
Przejdźmy teraz do truskawek. W składzie producent nie podał, jakiej obróbce został poddany ów owocowy surowiec. Śmiem jednak przypuszczać, że w Joghurt Erdbeer mamy do czynienia z najlepszą opcją z możliwych w tego typu tabliczkach - z liofilizatem. To nie są scukrzone cząstki z dodatkiem truskawkowego-czegoś. To intensywne, aczkolwiek nadal bardzo naturalne, aromatyczne truskawki. Jako dowód, że Lindt nas nie oszukał przy produkcji tej tabliczki - dołączam powyżej zdjęcie z widoczną przegryzioną kosteczką. Ta ciemniejsza kropeczka po prawej stronie to pestka truskawki - w całej czekoladzie można było je spotkać raz po raz. Tym bardziej mogę teraz nazwać Joghurt Erdbeer wspaniałym wspomnieniem lata. Beztroskim, lekkim. I w żadnym wypadku nie budzi on skojarzeń z tanimi jogurtami owocowymi, jakich stosy stoją na półkach w markecie. To świeży jogurt naturalny z wkrojonymi soczystymi truskawkami - a do tego posiada niemalże wszystko to, co cenię w białych czekoladach. Bardzo przystępny i przyjemny produkt - takiego Lindta lubię.
Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, jogurt w proszku 15%, laktoza, odtłuszczone mleko w proszku, tłuszcz mleczny, truskawki 1%, naturalne aromaty, lecytyna sojowa, olej palmowy, wanilina.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 561 kcal.
BTW: 7,4/35/54
Ja tam może nie będę pisać czemu nie wzięłabym tej tabliczki, wolałabym inne owoce ;)
OdpowiedzUsuńJa nie wzięłabym jej, bo białe jogurtowe czekolady mi z reguły nie smakują.
UsuńCzyli dla Czoko lepsza by była marakuja lub limonka, a dla Izy wywalić jogurt ze składu :D.
UsuńCienka, kwaśna i z liocoś tam truskawkami - sounds like a dream ;)
OdpowiedzUsuńBrałabyś? ;)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńPewnie, najlepiej w aucie, w trójkącie z Sokołem i Pono albo w duecie z Fronczewskim.
UsuńPodzieliłabyś się z nimi? :o ;)
UsuńOddałabym całą, zamiast swego ciała :P
UsuńPfff, wyrzekłabyś się takich truskawkowo-jogurtowych pyszności? :>
UsuńJogurtowe smaki w czekoladach to jest to coś dla nas :) Dobrze wiedzieć, że truskawki też są przyzwoite a nie w postaci różowych bryłek cukru mające te owoce przypominać :) Brałybyśmy tą tabliczkę na raz :D
OdpowiedzUsuńCała ta jogurtowa seria Lindta jest bardzo udana. Autentyczne owoce są dla mnie wielkim atutem. Od razu czuć różnicę w smaku.
UsuńPodejrzewam, że taki wariant bardzo by mi posmakował. ^ ^
OdpowiedzUsuńNa Allegro często jest dostępny ;)
UsuńUwielbiam dodatek liofilizowanych owoców! Idealnie kwaśne połączone ze słodyczą czekolady <3
OdpowiedzUsuńZgadzam się, to świetne połączenie :)
UsuńDla mnie wersja biała to nie czekolada, ale chętnie wszamałabym truskawki :D
OdpowiedzUsuńE tam, zrobić dobrą białą czekoladę to prawdziwa sztuka! :) A truskaweczki wyborne :D
Usuńdziś w almie była degustacja:)) gorzkie czekolady były, skusiłam się
OdpowiedzUsuńI jakie wrażenia?
Usuń