wtorek, 26 sierpnia 2014

Lindt Pink Explosion mleczna ze strzelającym nadzieniem malinowym



Seria Nice To Sweet You (lub jak kto woli: Hello, My Name Is...) to w każdej ze swych odsłon bardzo udana, coraz to liczniejsza rodzina produktów Lindta. Każda z próbowanych przeze mnie czekolad z tej kolekcji była wyjątkowa - jedne smakowały bardziej, inne mniej - ale wszystkie trzymały poziom. Przeglądając nową ofertę niemieckiego Lindta na lindt.de od razu rzuciła mi się w oczy Pink Explosion. Nie dostałam jednakże ślinotoku na jej widok (a takowy został wywołany chociażby na sam widok nazwy Apple Crumble ;)). Owszem, lubię maliny, ale totalnie nie wiedziałam, czego się po tej tabliczce spodziewać. Brak obrazu przekrojonej kostki na opakowaniu utrudniał mi wnioskowanie. Spotykając koniec końców Pink Explosion w niemieckim markecie nie wczytywałam się dokładnie w skład produktu, a i tak postanowiłam go zakupić. I tak naprawdę, dopiero po skosztowaniu pierwszego kęsa zrozumiałam, o co w tym wszystkim właściwie chodzi...

Decyzja o otwarciu Pink Explosion na niemieckim festiwalu była bardzo spontaniczna. Poziom glukozy we krwi mieliśmy już znacznie podniesiony po degustacji Erdbeer-Milchcreme, a jednak cała nasza trójka sącząca Berliner Kindl Weisse miała ochotę na prawdziwe insulinowe szaleństwo. Po otwarciu kartonika widzimy, że tabliczka otoczona jest wściekle różowym sreberkiem. Gdy je rozdarliśmy, od razu poczuliśmy przesłodką inwazję malin + jak zawsze cudny zapach mlecznej lindtowskiej czekolady. Efekt tego połączenia to w aromacie totalna landryna. Ale nie jakiś tani badziew z kiosku, tylko coś o wiele bardziej charakternego.

Bardzo byłam ciekawa, jak Pink Explosion wygląda w środku. Z uwagą przegryzłam więc pierwszą kostkę, a tam... rzeczywiście różowa eksplozja! Czekolada w środku wygląda przerozkosznie. Mamy dwie warstwy. Dolna część, jak pewnie się spodziewacie - jest częścią mleczną, o białej barwie. Górna część zaś... No wygląda obłędnie! Ma kolor soczystych świeżych malin, a jej konsystencja jest gładka i kremowa. Absolutnie nie jest to zbite nadzienie, ale na szczęście zdecydowanie trzyma się w ryzach i nie wylewa się nachalnie na zewnątrz. Smakuje pysznie, bardzo słodko, bardzo malinowo. Czyli ponownie słodycz do potęgi entej, ale taka z przytupem, z bajerem. No właśnie, apopros bajerów... Co jeszcze Pink Explosion ma w sobie wyjątkowego?

Moi mili - efekt "strzelania w ustach", dobrze znany z niektórych cukierków oraz limitowanych czekolad Milka - w życiu się nie spodziewałam, że Lindt sięgnie po taki chwyt. A jednak, pozwalając rozpuścić się w ustach kawałeczkom Pink Explosion spotykamy się właśnie w tym specyficznym uczuciem. Warto zaznaczyć, że jest to efekt o wiele bardziej subtelny, niż na przykład w Zozolach. I całe szczęście, bo zupełnie zaburzyłby on przyjemność smakowania pysznej mlecznej czekolady i ciekawego malinowego nadzienia. Tutaj "strzelanie w ustach" jest tylko małym dodatkiem extra, a nie gwoździem programu. Zaskakującym, lecz wyważonym dodatkiem - który czyni Pink Explosion jeszcze bardziej szaloną, dziewczyńską czekoladą. Podobało mi się :). Lindt sprawił mi niemałą niespodziankę.

PS Swoją drogą, jakże nieprzewidywalne są decyzje producentów. Na początku roku, ściągając niemiecki katalog Lindta w wersji pdf, w prezentacji serii Nice To Sweet You nie było żadnej wspominki o Pink Explosion. Zapowiadano za to... Green Explosion :D. Rzućcie okiem, jak wygląda okładka tej nieistniejącej w rzeczywistości tabliczki... Matko i córko, z czym miała być ta czekolada? :D (Link do katalogu na 2014 rok, seria Hello znajduje się na stronach 35-36)

Skład: cukier, pełne mleko w proszku, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, tłuszcze roślinne (palmowy, kokosowy), odtłuszczone mleko w proszku, syrop glukozowo-fruktozowy, cukier inwertowany, tłuszcz mleczny, mleko skondensowane, śmietana, puree malinowe 1%, kawałki malin 1%, lecytyna sojowa, laktoza, sok wiśniowy, koncentrat soku cytrynowego, naturalne aromaty, wanilina, dwutlenek węgla, ekstrakt słodu jęczmiennego.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 542 kcal.
BTW: 6,5/33/54

14 komentarzy:

  1. Chętnie skuszę się na takie fajerwerki w buzi, bo za oknem się robi szaro buro i ponuro ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I właśnie przez tą szarość i burość właśnie zjadłam pół czekolady. Ale kurde jakoś wcale mi się lepiej nie zrobiło. Chyba dlatego, że jadłam ją sama :(

      Usuń
  2. Musiałaś dać ten katalog? Zaśliniłam całą klawiaturę. A w Polsce nawet nie ma tych dodatkowych smaków Hello ;_;. A te zielone ma liście na opakowaniu... chyba by nie wypuścili czekolady o smaku maryśki ;D
    Uwielbiam maliny, wzięłabym bez wahania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten katalog to jeden z najlepszych sposobów na pobudzenie ślinianek :D. Nie mam pojęcia czym miało być Green Explosion... Tym bardziej szkoda, że się raczej nie przekonam ;)

      Usuń
    2. Może w przyszłym roku zaszaleją i stworzą jeszcze Green Explosion :D Może agrestowa, winogronowa lub z kiwi? :)

      Usuń
    3. Zawsze możesz spróbować tej, Zotter się postarał :P http://2beans.com/chocolate/609-zotter-mitzi-blue-hemp.html

      Usuń
  3. Ja miałam okazję spróbować smak Cookies&Cream i bardzo mi smakowała. Wczoraj jadłam Caramel Brownie i jakoś szczególnie mnie nie urzekła:/ Czoko ja widziałam Lindt Pink Explosion w Almie kilka tygodni temu więc pewnie jeszcze jest ;) Ja też mam wielką chętkę na smak Apple Crumble i Berry Affair. Jak je zobaczę muszę koniecznie kupić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano właśnie tak się zastanawiałam, czy Pink Explosion czasem nie jest już do kupienia w Polsce - ale paradoksalnie czasem łatwiej mi dotrzeć do Niemcolandii niż do Almy w moim rodzinnym mieście ;). Dla mnie każda czekolada z serii Hello miała w sobie coś wartego uwagi. Trudno mi wybrać najlepszą, choć może... Dark Chocolate Cookie chyba była naj :D

      Usuń
  4. W Almie w Trójmieście jest już od 2-3 miesięcy zarówno paluszek jak i tabliczka,po tej recenzji chyba jednak się skuszę :-)
    A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i ja.... szkoda że takie drogie... już kilka razy się przymierzałam...

      Usuń
    2. Szlag, no rzeczywiście jestem do tyłu z tą Almą... :P Aż mi wstyd ;). A kiedyś byłam na bieżąco z całą czekoladową ofertą, z każdym promocjami... Śmiało, próbujcie :). Ale będzie SŁODKO ;)

      Usuń
  5. zjadłabym taką poziomkową, mmmm :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Malinowa wypadła super. Poziomkowa mogłaby być również ciekawa, byle by był to naturalny smak poziomki ;)

      Usuń