Mleczne Trio z zimowej edycji Studentskiej (oraz nowość DuoMix) zakupiłam za pośrednictwem Allegro. Te turbo-nadziane czekolady od Oriona nabywam już tylko z myślą o górach - spisują się tam idealnie. Na szlaku zupełnie nie przeszkadza mi fakt, że czekolada od Oriona jest kiepskiej jakości. W Studentskiej zawsze najbardziej liczyła się mnogość dodatków i właśnie ze względu na nie darzę te tabliczki sentymentem.
Najnowsze limitki Studenstkiej to wariacje na temat rozgrzewających alkoholi: idealnych na mroźne wieczory. Spośród ponczu, grogu i grzanego wina próbowałam jedynie tego ostatniego (oczywiście w górach ;) - akurat w Alpach Otztalskich). Moja mina zrzedła, gdy po rozpakowaniu przesyłki ze Studentskimi przestudiowałam ich skład - w żadnej nie znajdziemy ani grama alkoholu! Wynika z tego, że posmak wymienionych wyżej trunków płynąć będzie jedynie z dodanych aromatów. W tym miejscu pojawiła się u mnie obawa, czy aby na pewno te czekolady będą się czymś różnić od zeszłorocznych limitek ze śliwkami i jabłkami oraz od klasycznej mlecznej z rodzynkami. Przekonać mogłam się tylko po spróbowaniu, a więc nie było co gdybać... Wszystkie Studentskie poleciały z nami do Maroko.
Bezchmurne, słoneczne popołudnie - spędzone na ławce przed schroniskiem Neltner na 3207 m n.p.m (które to było naszym domem przez dwie doby). Relaks i regeneracja po zdobyciu najwyższego szczytu Atlasu Wysokiego - Jabal Toubkal 4167 m n.p.m. Nasz wspaniały kucharz (Tak! Mieliśmy własnego, prywatnego kucharza ;)) przyrządził nam pyszną, marokańską kawę (szczerze powiedziawszy podczas całego wyjazdu stanowczo za mało napiłam się tej kawy - za to zielona herbata z miętą lała się hektolitrami). Ja udałam się do naszego wieloosobowego pokoju (nocne koncerty wielonarodowościowego chrapania to niezapomniane przeżycie ;)) i w drodze losowania wybrałam Studenstką o smaku ponczu, ze śliwkami, orzechami arachidowymi i galaretkami - jako towarzyszkę do kawy.
Cała 180-gramowa tabliczka zniknęła podczas tego posiedzenia przed schroniskiem - ale nie wynikało to tylko i wyłącznie z naszego łakomstwa ;). Poczęstowaliśmy naszego przewodnika, kucharza oraz szefa schroniska. Wszyscy są Berberami - i nic nie przeszkadzało im w smaku czekolady, co jest najlepszym dowodem na to, że alkohol w tej serii Studentskiej to totalna fikcja.
Galaretek w tej Studenstkiej jest zdecydowanie więcej, niż śliwek. Galaretki są duże, jędrne i posiadają posmak nieco inny, niż zazwyczaj. Być może jest to właśnie aromat ponczu. Zresztą, sama czekolada również okraszona jest wyraźną nutą nietypowego zapachu. Uff, moje wątpliwości zostały rozwiane - zeszłoroczna edycja nie została zdublowana. Tabliczka niesie ze sobą lekko rozgrzewający, a przy tym świeży i owocowy posmak - który musi wynikać z dodatku aromatu mającego imitować poncz. Nie powiem, jest to ciekawa odmiana - choć szału wielkiego i tak nie robi.
Śliwki zostały zatopione w czekoladzie w formie małych i dość cienkich kosteczek. Chwała Orionowi za to, że użył najzwyklejszych suszonych śliwek, zamiast bawić się w eksperymentowanie z "śliwkowymi cząstkami" (które mogłyby zawierać 0,x% prawdziwych śliwek). W tej tabliczce producent wypadł nawet lepiej, niż w zeszłorocznej śliwkowej propozycji - tam śliwki podlane były olejem słonecznikowym (no chyba, że tutaj ukryto coś w składzie...). Kawałki śliwek nie są mocno wyczuwalne - galaretki je przytłumiają. A jednak dobrze pasują do tego specyficznego posmaku całości.
Orzeszki arachidowe jak zwykle spisują się doskonale. Są dość liczne i raczej dobre jakościowo. Choć szczerze powiedziawszy, marzy mi się Studenstka z dodatkiem innego rodzaju orzechów. Orion powinien pomyśleć o takich limitkach, zamiast kombinować z owocami i aromatami.
Na bardzo, ale to bardzo zły skład samej czekolady jak zwykle spuszczę zasłonę milczenia... Studentska jest wyjątkiem od reguły - w innych wypadkach nie toleruję dodatku tłuszczy roślinnych oraz tak niskiej zawartości masy kakaowej. Trudno. Będę ją przecież tak mile wspominać - została zjedzona w niezwykle gościnnym towarzystwie, w przepięknych okolicznościach przyrody. Jeszcze czuję na twarzy to marokańskie słońce... :)
Skład: cukier, orzechy arachidowe 13%, galaretki 13% (cukier, syrop glukozowy, woda, kwas cytrynowy, pektyny, cytrynian sodu, aromat, tłuszcz palmowy, tłuszcz kokosowy, wosk karnauba), tłuszcz kakaowy, kawałki suszonych śliwek 10%, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, tłuszcze roślinne (palmowy, shea, sal, illipe, kokum gurgi, z pestek mango), lecytyna słonecznikowa, polirycynooleinian poliglicerolu, tłuszcz mleczny, laktoza, suszona serwatka, ekstrakt z wanilii, pasta z orzechów laskowych.
Masa kakaowa min. 27%.
Masa netto: 180 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 511 kcal.
BTW: 7,2/28/56,2
Jak dla mnie orzechy w tej czekoladzie były najlepsze ;) Całość ogólnie nie była zła, ale spodziewałam się czegoś lepszego :>
OdpowiedzUsuńJa obawiałam się, że będzie gorzej. Myślałam, że ten poncz to będzie totalna fikcja - ale jednak aromat coś tam dał. Orzechy zawsze dobre :D (o ile świeże, ale w Studentskiej ze starymi się nie spotkałam).
UsuńBoże, co ja bym dała za stacjonarny dostęp do Studentskich limitek :< Klasyczna wersja mnie nie kusi (rodzynki, fuj), ale sporo limitek chętnie bym przygarnęła.
OdpowiedzUsuńPo co komu stacjonarny dostęp kiedy jest internet? ;> Nie no, nie piszę tego całkiem na serio - kupowanie czekolad w stacjonarnym sklepie też sprawia mi dużą frajdę.
UsuńLimitka z kokosem była chyba jedną z lepszych :)
Dwa razy napisałaś; "o smaku ponczu, z śliwkami, orzechami arachidowymi i galaretkami" - to jakieś tłumaczenie z opakowania czy co? Jak nie, to pisze się "ze śliwkami".
OdpowiedzUsuńO co chodzi z Berberami i alkoholem?
Ze Studentskich jadłam tylko podstawową wersję, która mi wówczas smakowała. W tej chwili nie mam nawet w planach zakupu nowej, za dużo do odkrywania na rodzimym podwórku. Co innego, gdyby częstowali ;)
Patrząc na zdjęcia mam ambiwalentne uczucia, z jednej strony chcę krzyczeć: ZAADOPTUJCIE MNIEEE, z drugiej wolę zachować dystans, bo jeszcze każecie mi też ruszyć w góry, a ja morsko-nieruchliwe stworzenie jestem.
Buziak za tę serię górskich recenzji ;* Są mega.
Olga, Berberowie są w większości muzułmanami, a oni alkoholu raczej nie piją ;)
UsuńTak jak Izabela cierpię bardzo, ze nie mam szerokiego dostępu do tych czekolad, bo w pobliskim sklepie jest tylko biała i mleczna.
Olga, dzięki za uwagi - poprawiłam się :). Co do Berberów, Czoko mnie już wyprzedziła z wytłumaczeniem. Jest to prawda. W Maroko dostęp do alkoholu jest trudny.
UsuńNie masz w planach zakupu? :D O, to tak jak ja nie chciałam póki co kupować nowych czekolad... Ale za 2 tygodnie wybieramy się na degustacje czekolad z możliwością zakupu i raczej na pewno coś wezmę :P.
Na Twoim blogu wprawdzie pisałam o adopcji, ale nie musiałaś tego aż tak brać do siebie ;D :*. A górskich recenzji jeszcze kilka będzie... :)
Czoko, to i tak fajnie, że masz w pobliskim sklepie jakikolwiek wybór Studentskich.
Jeśli nie obrażasz się za poprawianie, to jeszcze wspomnę, że nieustannie piszesz "tą", a powinno być "tę". Reszta błędów stopniowo, hłe hłe :P Chyba że nie chcesz, wtedy pisz śmiało :)
UsuńZ kupowaniem nowej, chodziło m o nowy, niepróbowany jeszcze Smak Studentskiej, bo inne słodycze, cóż, ostatnio kupuję CODZIENNIE. W dupie mam dawne postanowienia :P Po co m one, skoro nie dają szczęścia, a tylko przytłaczają?
Hah, postaram się zwracać na to uwagę :D. Ponownie dziękuję i absolutnie nie obrażam się! Sama dobrze wiem, że robię wiele błędów: to (te? ;)) moje rozpoczynanie zdań od "i" oraz "cóż" itp. Odkąd zdałam maturę mój wewnętrzny nazi-grammar odrobinę ucichł, lecz nadal rażą mnie karygodne błędy w pisowni i nie waham się zwracać na nie uwagę. Pisząc notki na bloga często czuję się tak, jakbym snuła ustną wypowiedź i zdaję sobie sprawę, że mój język tutaj daleko się ma do poprawnego pisanego polskiego. Nie chcę pisać każdej recenzji non stop zerkając do słownika, ale trochę uwag się przyda :D.
UsuńNa szczęście nie chodzę codziennie na zakupy spożywcze, więc ryzyko kupowania czekolad dzień w dzień mnie omija :D. Zresztą, musiałabym mieć wtedy Almę pod nosem, żeby to było sensowne. Dobrze mi z moim sumiennym pomniejszaniem zapasów. Przecież w końcu przyjdzie moment na wielkie zakupy bez przytłaczającej myśli, że i tak milion czekolad jeszcze czeka w kolejce ;).
Widzę, że nie tylko ja mam pierdolca na punkcie poprawnej polszczyzny <3
UsuńCóż za artyzm bije z pierwszego zdjęcia :) Jak ja Wam zazdroszczę tych wyjazdów! Świetna relacja czekoladowa :D
OdpowiedzUsuńOj tam zaraz artyzm :D. Nie ma co zazdrościć - trzeba jechać samemu! ;) Dzięki, dzięki :)
UsuńCzekolady Studentskie bardzo kuszą swoją oryginalnością pod względem dodatków. Jeśli kiedyś miałybyśmy okazję je kupić to na pewno byśmy to zrobiły ale specjalnie przez internet nie będziemy ich kupować ;)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie poprosimy więcej zdjęć z wypraw :)
Podczas wyjazdu do Czech lub na Słowację jest to zakup obowiązkowy :D. Gdy dwa lata temu wracaliśmy z górskiego wyjazdu do Czarnogóry, jedna z naszych współtowarzyszek wyprawy prosiła kierowcę żeby specjalnie zatrzymał się u naszych południowych sąsiadów na jakiejś stacji - aby mogła kupić mnóstwo Studentskich dla córy ;).
UsuńUfff, to zdjęłyście mi kamień z serca! Przygotowywałam kolejny wpis i nie miałam pojęcia, jakie wybrać fotografie. Mój Luby powiedział, że połowę mam skasować z notki, bo przecież nie jest to blog podróżniczy. Teraz wstawię je znowu, z dedykacją dla Was :D.
Szkoda, że pewnie w te rejony się raczej nie wybierzemy :/ Może kiedyś będziemy miały szczęście ;)
UsuńMoże i nie jest to blog podróżniczy ale lubimy oglądać zdjęcia z wypraw osób, z którymi poniekąd mamy coś wspólnego, bo nie są to zdjęcia ludzi kompletnie nam nieznanych, których pełno w internecie :P
Hah, a gdyby rok temu ktoś mi powiedział, że następnego Sylwestra spędzę w Marrakeszu - myślicie, że bym uwierzyła? Wyśmiałabym! ;)
UsuńJutro będą foty, oj będą foty! :D
uwielbiam studentskie za mnogość dodatków
OdpowiedzUsuńJa też najbardziej je za to lubię.
UsuńStudenskie mają ciekawe wersje smakowe. Szkoda tylko tego składu, jakby sztucznych składników nie można było zastąpić odrobiną alkoholu. :\
OdpowiedzUsuńGdyby Orion pokusił się o alkohol, no to wypadałoby, żeby w wersji z grzanym winem rzeczywiście byłoby wino. Do tego dochodzą przyprawy korzenne, jakieś owoce - wszystko w zależności od nazwy danej czekolady. Robi się trudniej i na pewno drożej surowcowo. Pomysł ciekawy, ale jak to często bywa producent poszedł na łatwiznę. Dobrze, że nie wyszło to najgorzej.
UsuńMoja mama bardzo lubi Sudentską. Jak się natknę na tę wersję, to jej kupię:)
OdpowiedzUsuńNajlepiej całe trio :)
UsuńW takim wspaniałym towarzystwie i atmosferze to i nawet czekolada Wedla by dobrze smakowała :D Co nie zmienia faktu, że na tą czekoladę się ślinię, a na internetach kuszą....
OdpowiedzUsuńZależy jaka czekolada Wedla :D. Rok temu w sylwestrową noc okazało się, że nawet Milka może względnie smakować (ale była to wersja z orzechami, a nie nadziewana ;)).
UsuńZamawiaj póki są ;). Im więcej opinii, tym lepiej :D
dawno nie jadłam Studenstkiej.... ciekawa jestem smaku galaretek:))
OdpowiedzUsuńGalaretki jak to galaretki - nie wydłubywałam ich z czekolady, więc nie jestem w 100% pewna, czy rzeczywiście znacznie różnią się od tych klasycznych. Prawdopodobnie jest to całościowy efekt aromatu w czekoladzie, a że akurat galaretek jest sporo... ;)
Usuń