Dzisiaj zapraszam Was do zapoznania się z opisem ostatniej już Studenstkiej z limitowanej zimowej edycji. Nie będzie to jednak pożegnanie na długo z Orionem - już za dwie notki przybliżę Wam kolejną nowość tej marki, a mianowicie Studentska DuoMix.
Lubicie grzane wino? Jak wspomniałam w notce opisującej Studentską o smaku ponczu, moje doświadczenia z grzanym winem można policzyć na palcach jednej ręki. Przyznam się, że gdy piłam grzane wino te parę razy, przyjemność czerpałam tylko i wyłącznie z efektu rozgrzewającego i smaku korzennych przypraw. Co innego, gdybym takiego grzańca miała sobie przygotować sama... Lubię wina tylko wytrawne (ewentualnie półwytrawne) i wyraźna słodycz w winie mnie odrzuca. Robi mi się słabo na wspomnienie kobiety, która rezydowała w tym samym pensjonacie co my podczas jednego z naszych górskich wyjazdów. Co wieczór do kolacji zamawiała grzane wino (półsłodkie) i z dzikim uśmiechem na twarzy dorzucała do niego jeszcze kilka kostek cukru. Fuj!
Pewnie czekacie już na opis sytuacji, w której to rozdarłam sreberko naszej dzisiejszej Studentskiej podczas wyprawy w Atlas Wysoki? :D Otóż moi Drodzy, dnia 30 grudnia 2014, chwilę po skosztowaniu paru kostek Studentskiej mlecznej o smaku grzanego wina, z jabłkami, orzechami arachidowymi i galaretkami - leżałam sobie tak:
A taki miałam widok:
Chwilę później weszliśmy na szczyt Jbel Tasghimout 2664 m n.p.m. (parę kosteczek Studentskiej znów wpadło ;)), a tam rozpościerała się dookoła nas taka sceneria:
Powstawiałabym jeszcze fotki z naszego lunchu, jaki odbył się parę godzin później - oj tak, pod koniec grudnia siedzieliśmy na macie wpatrując się w monumentalne góry, łapiąc promienie cudnego słońca i jedząc specjalnie dla nas przygotowany w terenie posiłek - ale nie będę już Was torturować ;).
Jaka była główna bohaterka tego wpisu, czyli Studenstka? Jeśli chodzi o intensywność aromatów, była zdecydowanie najłagodniejsza z całej trójki zimowych limitek. Mój Mężczyzna uznał, że była spośród ich wszystkich najsmaczniejsza. Może coś w tym jest. Na pewno najmniej jest w niej owego dziwnego posmaku, który ma imitować trunek. Muszę przyznać, że ta Studentska jest mocno podobna do swojej zeszłorocznej poprzedniczki - jednakże tutaj aromat cynamonu jest o wiele słabszy.
Za dodatek jabłkowy posłużyły niestety tak jak rok temu cząstki jabłkowe, które suszu z jabłek mają jedynie 14%. Te jasne kosteczki mają delikatny jabłkowy smak i wyróżniają się na tle większych, liczniejszych, bardziej cytrusowych galaretek. Orzechy arachidowe jak zawsze robią dobrą robotę, a marność mlecznej czekolady została przykryta całością zróżnicowanych dodatków.
Pomimo tego, że rzeczywiście wersja jabłkowa sprawiała wrażenie najsmaczniejszej, to była najmniej charakterna. W zimowych edycjach z rodzynkami i śliwkami aromat mający udawać rum był wyraźny, ale momentami wydawał mi się wręcz dziwaczny. Tutaj winnego aromatu trudno się doszukiwać, ale odżegnując się od chęci identyfikowania produktu na siłę z jego nazwą - spokojnie mogę uznać tą tabliczkę za najbardziej zbalansowaną, najmilej rozgrzewającą (ale tylko tak delikatnie). I tak czy siak, bardziej przypasowała mi zeszłoroczna wersja jabłkowa - tam w galaretkach pojawił się ekstrakt cynamonowy i od razu uderzył w odpowiednie struny w moim sercu.
Tegoroczna zimowa edycja Studentskich mogłaby być o wiele lepiej dopracowana. Pomysły były ciekawe i innowacyjne, ale w wykonaniu wiele brakowało do ideału. Nie chodzi już nawet o poprawianie kiepskiej czekolady, ale o zainwestowanie w autentyczność dodatków. W końcu na co dzień staram się unikać produktów "o smaku...". Gdybym nie zabrała moich Studenstkich w góry (gdzie z natury spisują się dobrze, jakiekolwiek by nie były) - być może żałowałabym tych zakupów.
Skład: cukier, orzechy arachidowe 13%, galaretki 13% (cukier, syrop glukozowy, woda, kwas cytrynowy, pektyny, cytrynian sodu, aromat, tłuszcz palmowy, tłuszcz kokosowy, wosk karnauba), tłuszcz kakaowy, cząstki jabłkowe 10% (syrop glukozowo-fruktozowy, skoncentrowany susz z jabłek 14%, glicerol, cukier, błonnik pszenny, olej palmowy, pektyny, kwas cytrynowy, naturalny aromat, kwas askorbinowy), pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, tłuszcze roślinne (palmowy, shea, sal, illipe, kokum gurgi, z pestek mango), lecytyna słonecznikowa, polirycynooleinian poliglicerolu, tłuszcz mleczny, laktoza, suszona serwatka, ekstrakt z wanilii, pasta z orzechów laskowych.
Masa kakaowa min. 27%.
Masa netto: 180 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 505 kcal.
BTW: 6,8/28/55
Widoki nieziemskie :) I czekolada, w której nie ma miejsca na rodzynki :D Muszę poszukać jakiegoś sklepiku z zagranicznymi słodyczami gdzieś w okolicy, bo nie chcę zamawiać czekolady przez internet, a strasznie chciałabym spróbować Studentskie limitki :<
OdpowiedzUsuńWłaśnie, uważaj - zamawianie czekolad przez internet uzależnia ;).
UsuńLubicie grzane wino? - ten moment zaudiowizualizowałam sobie w postaci kadru ze zbliżonymi kobiecymi ustami pomalowanymi czerwoną szminką, zwolnione tempo, towarzyszący temu pomruk i niski ton: LLLuuuuubbbbbiiiiicccciiieeee gggrrrzzzzaaannnee wwwwiiiinnnooooooo? Mrau.
OdpowiedzUsuńInna, bardzo ważna (!) sprawa: eksperymenty kulinarne zawsze w cenie, ale ostrzegam - ja jestem wielbicielką czerwonego wytrawnego, ale podrzanie go to ZŁO. Dostajesz bliżej nieokreślony kwas z którego wali chamski spiryt. Jeśli nie chcesz się zrazić, nigdy nie zagrzewaj wytrawnego, a fuj.
Mimo wszystko nie odważyłabym się podgrzać wytrawnego wina. Szkoda by mi było.
UsuńPewnie sceneria dodatkowo pozytywnie wpłynęła na odbiór czekolady :D A tak w ogóle to zastanawiam się czemu Orion nie dodał alkoholu zamiast bazować na aromacie.
OdpowiedzUsuńTak zawsze jest w górach ;).
UsuńJa wiem dlaczego Orion tego nie zrobił. Proste - oszczędności ;).
Grzane wino? Lubię! Znaczy nigdy nie piłam (wiek nie pozwala :P), ale herbatę o tym smaku lubię (a herbaty pić nie znoszę). Widoki piękne, zazdroszczę!
OdpowiedzUsuńGrzane wino a herbata o smaku grzanego wina to jednak nie to samo ;).
UsuńBoże jakie zapierające dech w piersiach widoki! Tam nawet powietrze musiało być nadzwyczajne :)
OdpowiedzUsuńAlkohol w czekoladach dla nas odpada, ale cynamon jak najbardziej mile widziany :P Ale musiałby być bardzo intensywny :)
Powietrze w górach zawsze jest inne, świeże. Najlepiej mi się tam oddycha.
UsuńOjojoj, intensywny cynamon to to, co lubię! Studentskiej daleko do intensywności.
pozazdrościć takich widoków!
OdpowiedzUsuńBardzo za nimi tęsknię.
Usuń