Nim dokończę relację z naszej wycieczki 15 lipca, mam jeszcze dla Was mały przerywnik. W zasadzie mówienie o nim mały jest niezbyt adekwatne... Bonnat to jedna z niewielu marek produkujących Prawdziwą Czekoladę w klasycznym 100-gramowym rozmiarze. Pod tym względem, jak i prostotą i powtarzalnością szat graficznych opakowań przypomina mi Pralusa. Zresztą, Bonnat to także francuska firma, o bardzo długiej tradycji. Kilka tabliczek ich produkcji zakupiłam poprzez Piotra z Sekretów Czekolady. W pierwszej kolejności postanowiłam sięgnąć po single-origin z Haiti, która przyciąga wzrok amarantusową barwą. To miała być moja pierwsza czekolada z ziaren kakao z Haiti.
Solidna tabliczka o charakterystycznym podziale na kostki świeci się wręcz oleiście i kryje w sobie fioletowo-czerwonawe przebłyski. Wygląda naprawdę imponująco. W przekroju jest szklista, co mój Mąż upodobnił do skały magmowej. Jej zapach okazał się niezbyt intensywny, przypudrowany. Kojarzył się z lodami kremowymi, odrobinę z jogurtem. Zapach dał nam wyobrażenie, iż czekolada okaże się bardzo owocowa.
W pierwszym kontakcie z językiem Bonnat Haiti ukazuje swoją miękkość i gumowość. Rozpuszcza się powoli, lecz zalepia jak glina, będąc przy tym niezwykle soczystą. Niesie ze sobą wiele świeżości. Rzeczywiście budziło to skojarzenia z owocami - na początku jeszcze trudnymi do zidentyfikowania, bo w pewien sposób przytłumionymi. Trochę tak, jakby wyjąć samą soczystość i świeżość z owoców. Wszystko to podlane zostało solidną dawką tłuściutkiej śmietanki, stąd też ponownie powróciliśmy do porównania z lodami - świeżo, lecz mocno śmietankowo.
Przy dalszej degustacji owa śmietankowość prowadzi nas do skojarzeń z dobrze ubitym masłem. Czekolada staje się coraz bardziej kleista, wręcz żywiczna - nie chodzi tu jednak o posmak, lecz o fakturę. Maślaność i owocowość przeplatają się ze sobą, powoli odkrywamy kryjące się tutaj owoce. Unikalna świeżość w połączeniu z wrażeniem przebijania się przez kostkę masła przywodzą na myśl: maślano-cytrynową babkę z dojrzałymi śliwkami oraz deser z jeżyn i truskawek utopionych w ogromnej ilości bitej śmietany, skropiony sokiem z cytryny, posypany kruszonymi ciasteczkami maślanym. Ponadto, po przełknięciu pojawia się nieco pieprzu i lukrecji, ale są to bardzo subtelne nuty.
Czekolada była specyficzna. Muszę zweryfikować przy kolejnych degustacjach Bonnat, czy po prostu dla tej marki nie jest charakterystyczna tak śmietankowo-oleista struktura. Bonnat Haiti jest dobrym wyborem dla osób, które chcą spróbować dobrej ciemnej czekolady, ale bez nagłych i ostrych wyskoków. Ta tabliczka była bardzo deserowa, przystępna, miała w sobie wiele prostych smaków, choć nie można jej nazwać klasyczną.
Czekolada była specyficzna. Muszę zweryfikować przy kolejnych degustacjach Bonnat, czy po prostu dla tej marki nie jest charakterystyczna tak śmietankowo-oleista struktura. Bonnat Haiti jest dobrym wyborem dla osób, które chcą spróbować dobrej ciemnej czekolady, ale bez nagłych i ostrych wyskoków. Ta tabliczka była bardzo deserowa, przystępna, miała w sobie wiele prostych smaków, choć nie można jej nazwać klasyczną.
Ciekawi mnie też ta śmietankowo-oleista struktura.Jest taka oryginalna.Pomimo swej łagodności z chęcią bym się pokusiła ją spróbować,chociaż ostatnio wszystko mi jakieś za słodkie.:>
OdpowiedzUsuńWłaśnie przegryzam pewną peruwiańską stówkę... Może ona by nie była za słodka? :D
UsuńJak dla mnie brzmi cudownie :) "Rozpuszcza się powoli, lecz zalepia jak glina, będąc przy tym niezwykle soczystą" - brzmi ciekawie i pysznie ;)
OdpowiedzUsuńTe doznania były bardzo miłe :)
UsuńŁadne opakowanie:),ale jak deserowych czekolad nie za bardzo lubie.
OdpowiedzUsuńDeserowa to niejednoznaczne określenie.
UsuńKonsystencja by mnie obrzydziła, ale wygląd i skojarzenie z lodami mniam.
OdpowiedzUsuńA może być odebrała tę konsystencję inaczej niż ja? :)
UsuńTen Bonnat (i dwa inne: Ceylon i Madagascar) wpadły w moje ręce i wrażenia mam podobne. Wszystkie 3 były właśnie takie trochę "inne", to chyba jest taka uroda tej firmy.
OdpowiedzUsuńDziś degustowałam Ceylon i pomimo podobnej struktury bardzo mnie zauroczył.
UsuńTłustość mlecznego Bonnata odebrała mi przyjemność z degustacji. Tutaj martwi mnie skojarzenie z ubitym masłem, a z bitą śmietaną wręcz mnie odrzuca. Wydaje mi się, że tu do konsystencji też bym się przyczepiła, chociaż na pewno nie aż tak jak do mlecznej. Parę nutek (ta dziwna owocowość, a potem pieprz i lukrecja) zaciekawiły mnie, podobnie jak samo pochodzenia kakao.
OdpowiedzUsuńNie wiem, może się kiedyś przemogę, ale... w sumie nie wiem, czy warto próbować. Konsystencja mogłaby mnie wykończyć.
Dla mnie są jakieś trochę dziwne, nawet te ich 75-tki mi nie podchodzą. Może dają za dużo masła kakaowego, a za mało miazgi?
UsuńJestem o tym święcie przekonana! Ta ich mleczna, którą jadłam (Asfarth 65%), to w ogóle chyba prawie w całości z tłuszczu kakaowego.
UsuńKimiko, na Haiti nie musisz się decydować, ale na świeżo po degustacji polecam Ci Ceylan...
UsuńHm, może pomyślę o niej, gdy będę coś od Piotra na jesieni zamawiać. Wrzucisz recenzję do września / października?
UsuńRecenzja jest zaplanowana na 19 września :)
UsuńDawno tu nie byłem. Widzę, że nadal czekolady opisujesz :-). Serio podziwiam, spodziewałem się, że szybko zmienisz tematykę.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że zapytam, ale... co w tym dziwnego? Świat czekolady jest tak bogaty, że ciężko, żeby się znudził. :P
UsuńTeż nie wiem, co w tym dziwnego :P.
Usuń