Jakże ciekawa byłam tego, by wypróbować w końcu klasyczną ciemną czekoladę z naszej rodzimej manufaktury Beskid! Klasyczną, czyli słodzoną zwykłym cukrem (no dobra, może nie takim znowu zwykłym - bo nierafinowanym trzcinowym), a nie maltitolem czy erytrytolem. Moją pierwszą czekoladą z Węgierskiej Górki była doskonała mleczna tabliczka o 50% zawartości kakao pochodzącego z wenezuelskiej plantacji Hacienda Valdiviezo położonej na półwyspie Paria. Dziś przedstawiam Wam czekoladę ciemną o 70% zawartości tegoż właśnie kakao. Wszystkie moje czekolady z manufaktury Beskid zakupiłam w sklepie Sekretów Czekolady.
Ta pokryta już leciuteńkim szarym nalotem tabliczka pachniała korzennymi perfumami i duszną starą szafą z drewna przesiąkniętą naftaliną. Dziwne to były skojarzenia, biorąc pod uwagę posiadaną w pamięciu wersję mleczną. Znane z niej nuty siana i łąkowych kwiatów tu przybrały o wiele mroczniejszego oblicza.
Nie rozpuszczała się w ustach wyjątkowo gładką, raczej trzeba było nad nią nieco popracować. Najpierw zdawała się nieco plastikowa, następnie ów dziwny posmak przeszedł w kwaskowatość niedojrzałego agresty, a dalej otwierało się przed nami coraz więcej słodyczy i delikatności. Wprawdzie odnalazłam tu kontynuację sfery zapachu - sugestie starego drewna, lecz poza tym było już raczej owocowo i orzeźwiająco. Pomyślałam o zbitym, jakby przypudrowanym miąższu banana oraz o bardzo dojrzałym grejpfrucie.
Wszystko było tu spokojnie - aż za bardzo. Nic szczególnego mnie w tej czekoladzie nie ujęło, co niemalże szokuje, w porównaniu do mlecznej interpretacji tego wenezuelskiego kakao. Wariant ciemny odebrałam jako przeciętny.
Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy nierafinowany.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 50 g.
Ja ją odebrałam jako głęboką i wyrazistą! Zdecydowane 10. Mnóstwo winogron, śliwek i cytrusów... faktycznie, coś kurzowego, przydymionego w niej było, ale mi to mieszało się z dymem i kwiatowością. Właśnie nie tyle perfumowa, co kwiatowa była według mnie. Dojrzałego banana ni jak w niej nie czułam. Za to sporo łagodniutkiego karmelu już tak, gdy o słodycz chodzi. Choć jej profil na pewno należał do owocowych raczej.
OdpowiedzUsuńJa nieustannie mam mieszane uczucia związane z Beskidem. Niektóre ich czekolady wybitnie mi smakują, inne zaś... wydają mi się wręcz byle jakie.
Usuń