Kakao z Filipin jak dotąd pozostało dla mnie dość tajemnicze. Choć ostatnio zakupiłam w sklepie Sekretów Czekolady cały dostępny asortyment filipińskiej marki Auro, to w mych zapasach znajduje się jeszcze sporo tabliczek do wypróbowania przed nimi, nabytych dużo wcześniej. Pierwsze me doświadczenia z filipińskimi ziarnami nie były zbyt spektakularne - zdobyłam je wraz z ciemną i mleczną czekoladą marki Blanxart, względem której nie żywię zbyt ciepłych uczuć. Co innego jeśli chodzi o niemiecką Georgię Ramon - to właśnie spod jej skrzydeł pochodzi trzecia moja filipińska czekolada. Warto na dłużej pochylić się nad kakao z tego państwa, bowiem to właśnie to Filipiny były pierwszą pozaamerykańską lokalizacją, na którą dotarło kakao (około 1670 roku).
Philippinen jest ciemną czekoladą o 75% zawartości kakao trinitario pochodzącego z jednej plantacji, a mianowicie Kablón Farm położonej w rejonie Tupi na południu Filipin. Plantacja ta została założona w latach 50' XX wieku przez Ernesta Pantuę Seniora. Uprawa liczy sobie 65 hektarów i prócz kakaowców rosną na niej tropikalne owoce, palmy kokosowe oraz czarny pieprz. Według Georgii Ramon, w tej czekoladzie należy doszukiwać się posmaku tropikalnych owoców, karmelu, przypraw i kwiatów, jakkolwiek ogólnikowo to brzmi.
Ta dość mocno ciemna tabliczka pachniała pikantnością, niemalże jak dobrze doprawioną mięsną potrawą. Miała też w sobie coś z woni suszonego mięsa, frywolnie przechodzącej w nuty jesiennych kwiatów i dusznawych perfum. Pomimo tak kontrowersyjnych akcentów sprawiała wrażenie, iż w smaku będzie dość słodka.
W ustach początkowo twarda i sucha, stopniowo rozwijała się w stronę coraz bardziej soczystą, choć nadal odrobinę proszkową. Pierwsze skojarzenie było dziwaczne, ale dla mnie zaskakująco wymowne, konkretne: szarpana wołowina duszona w czerwonym winie, podlana... waniliowym sosem. Nagle odkryta soczystość kojarzyła się z sokiem z wiśni i czerwonym winem właśnie, potem leciuteńko przechodząc w słodkawą, musującą piankę z szampana świeżo nalanego do lampki. Najważniejsze skojarzenia z początku to jednak czerwień: czerwone mięso, czerwony pieprz, czerwone wino, czerwone owoce.
Potem przyszła do nas coraz łagodniejsza słodycz suchego, piaskowego karmelu przełamanego solą. Okrywał on orzechy włoskie, lekko muśnięte także cynamonem. Cały czas mając gdzieś w tle wołowinowe skojarzenia pomyślałam też o kwaśnym owocowym tytoniu, czarnej herbacie z aromatem tropikalnych owoców, miąższu dojrzałych moreli oraz o... bardzo mączystych ziemniakach.
Potem przyszła do nas coraz łagodniejsza słodycz suchego, piaskowego karmelu przełamanego solą. Okrywał on orzechy włoskie, lekko muśnięte także cynamonem. Cały czas mając gdzieś w tle wołowinowe skojarzenia pomyślałam też o kwaśnym owocowym tytoniu, czarnej herbacie z aromatem tropikalnych owoców, miąższu dojrzałych moreli oraz o... bardzo mączystych ziemniakach.
Nie wiem, na ile wpływ na taki niecodzienny całokształt czekolady miało zastosowanie cukru kokosowego jako słodzika. Nasza Philippinen wypadła jednak bardzo charakternie, deserowo i wytrawnie zarazem - mimo mnóstwa dziwnych skojarzeń nie wzbudzała negatywnych odczuć, jadło się ją bardzo dobrze. To świetne preludium dla dalszej eksploracji filipińskiego kakao... ciekawe, czy dalej będzie równie zaskakująco?
Skład: miazga kakaowa, cukier z kwiatów kokosa, tłuszcz kakaowy.
Masa kakaowa min. 75%.
Masa netto: 50 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 531 kcal.
BTW: 13/43/24.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz